W rozmowie z portalem Kresy.pl prof. Włodzimierz Osadczy, były dyrektor Centrum Ucrainicum KUL, opisuje kulisy bulwersującej sprawy wstrzymywania od kilku lat przez dyrekcję lubelskiego IPN wydania pokonferencyjnej publikacji dotyczącej ludobójstwa na Wołyniu. “Wydaje mi się, że to jakaś gra na zwłokę, żeby zniszczyć tę publikację”.

W 2013 roku Centrum Ucrainicum KUL zorganizowało sesję naukową „Nie Zabijaj. Kościół wobec ludobójstwa”. Miała to być pierwsza sesja poruszająca kwestie etyczne w dyskusji dotyczącej ludobójstwa banderowskiego na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Było to jeszcze za rządów PO-PSL. Mimo tego, w tamtym czasie współpraca Centrum Ucrainicum KUL i IPN układała się bardzo dobrze.

Dyrektorem lubelskiego IPN był wówczas Jacek Welter, który włączył się w sprawę wspomnianej sesji naukowej. Jak opisuje prof. Włodzimierz Osadczy, historyk i były dyrektor Centrum Ucrainicum, było to wtedy wielkie wydarzenie:

– Wybrzmiały dotychczas nieznane, a ważne tematy w kwestii ludobójstwa, m.in. dane czy analizy od strony teologicznej, etycznej, w tym wskazujące na to, że ostrze nienawiści i destrukcji ideologii nacjonalizmu ukraińskiego było skierowane w sacrum w postaci łacińskich kościołów, duchowieństwa. Warto przypomnieć m.in. cenny referat przygotowany przez panią Ewę Siemaszko. Wiemy też, że temat ludobójstwa wzbudza pewne kontrowersje pod względem możliwości kanonizacji ofiar – są pewne głosy ws. oddania życia przez prawie 200 kapłanów i sióstr zakonnych, według których był to raczej czyn patriotyczny, a nie akt wiary. Ojciec Wiesław Bar zabrał tam głos jako ekspert, kanonista, który poprzez analogie rozstrzygnął tę kwestię. Referaty wygłoszone na tej sesji składały się zatem na niezwykle cenny tom pokonferencyjny.

Zaraz po zakończeniu konferencji prof. Osadczy rozmawiał z dyrektorem Welterem o wydaniu publikacji pokonferencyjnej. Miała zostać wydana wspólnie przez lubelski IPN oraz Wydział Teologii KUL, jednak z powodu braku porozumienia między wydawnictwami obu podmiotów, dyrekcja IPN zdecydowała się wydać tę publikację samodzielnie. Mimo tego, że KUL przyznał, jak mówi prof. Osadczy, „dość istotną kwotę dotacji na to”. Instytut z tej dotacji zrezygnował, a środki trafiły przez konto badawcze Centrum Ucrainicum z powrotem do budżetu uniwersytetu.

– KUL był w stanie samodzielnie wydać tę publikacji – zaznacza prof. Osadczy. – Z panem Jackiem Welterem współpracowało się bardzo dobrze, mimo atmosfery politycznej w tamtym okresie.

Po zmianach politycznych w 2015 roku nastąpiła zmiana dyrekcji lubelskiego IPN. W miejsce Weltera, dyrektorem został Marcin Krzysztofik, który doskonale znał sprawę publikacji i samej konferencji – wcześniej pracował w pionie naukowym i jako wykonawca realizował wydawnictwo tej książki.

– Ona była mu znana już od 2014 roku, jeszcze zanim objął funkcję dyrektora. Gdy nim został, zaczęliśmy na ten temat ponownie rozmawiać. Niestety, sprawa strasznie się przedłużała, więc w 2017 roku złożyliśmy mu wizytę, wspólnie z jeszcze jednym profesorem KUL pytając, kiedy ta książka się wreszcie ukaże. Pan dyrektor zadeklarował wówczas, że do października 2017 roku. Ani wówczas, ani później się nie ukazała. W 2018 roku odbyliśmy kolejne spotkanie. Podano kolejną kłamliwą informację, że książka ukaże się do lipca 2018 roku, czyli do czasu 75. rocznicy ludobójstwa na Wołyniu. Na pewnym etapie, widząc brak postępu prac, odbyłem z dyr. Krzysztofikiem jeszcze jedną rozmowę. Ponownie zadeklarował, że na konferencję rocznicową przyniesie przynajmniej egzemplarz sygnalny mówi prof. Osadczy. Zaznacza, że nieomal w ostatniej chwili IPN, bez podania przyczyny, wycofał się ze współorganizacji kongresu kresowego w 2018 roku, podobnie jak Urząd Wojewódzki. Żadnego egzemplarza sygnalnego nie przedstawiono.

Gdy kolejne deklaracje szefa lubelskiego IPN okazały się bez pokrycia, zaczął on być odbierany jako niewiarygodny. Zdaniem profesora, dyrektor Krzysztofik wykonywał czyjeś polecenie. – On kłamie, a poza tym nie wywiązuje się z podstawowych funkcji urzędnika państwowego – mówi prof. Osadczy. – Kilka razy pisałem do niego oficjalne listy, bo już nie wyobrażam sobie składania wizyt w miejscu, w którym się mnie okłamuje i gdzie szydzi się z ofiar, uprawiając przy tym jakieś zagrywki polityczne. Na żaden z listów nie otrzymałem odpowiedzi. Jako profesor i osoba do października ub. roku będąca dyrektorem Centrum Ucrainicum zostałem zlekceważony.

W związku z całą sytuacją, powstał wielki ferment wśród autorów tekstów przygotowanych do książki. Prof. Osadczy podkreśla, że książka mająca być hołdem względem ofiar ludobójstwa od 6 lat się nie ukazuje, czemu towarzyszy składanie obietnic bez pokrycia, a wręcz okłamywanie. W międzyczasie zmarł jeden z uczestników konferencji, prof. Marian Malikowski, który bardzo oczekiwał na wydanie tej publikacji.

– Mamy sytuację patową. Widać, że gra się na zwłokę, że pan dyrektor Krzysztofik wykonuje czyjeś polecenie, które jest ewidentnym sabotażem druku książki – mówi prof. Osadczy. Zaznacza, że w tej sytuacji wystosował list do przewodniczącego Kolegium IPN, prof. Wojciecha Polaka. – Odpowiedziano mi, że list został przesłany do pana prezesa Jarosława Szarka, żeby mógł się zapoznać z sytuacją. I na tym sprawa utknęła.

Zdaniem profesora, istnieje wielkie niebezpieczeństwo, że w tej sprawie istnieje jakaś zmowa. – Jestem w pełni przekonany, że mamy do czynienia ze zmową, a jeśli nie, to z rażącym zaniedbaniem, jakiego dopuszcza się dyrektor lubelskiego IPN, a w kontekście innych „potknięć”, o których pisano w mediach, mamy do czynienia z zatrważającą sytuacją. Obawiam się, że ta sprawa z całą siłą wybrzmi, a wręcz może dojść do kompromitacji – chyba, że panu Krzysztofikowi na tym zależy… Żeby z hołdu ofiarom ludobójstwa zrobić karykaturę, pośmiewisko. Nie wyobrażam sobie, że ktoś mając pod sobą cały aparat wykonawczy, mógł być osobą tak nieudolną, blokować wydanie książki przez tyle lat. Jako profesor i naukowiec w tym czasie, samemu pozyskując środki, wydałem kilka wartościowych pozycji. A ktoś, kto ma znaczące środki budżetowe i możliwości przez tyle lat nie jest w stanie sfinalizować sprawy.

Profesor zaznacza przy tym, że nie wyobraża sobie z kolei sytuacji, w której np. publikacje dotyczące Żołnierzy Wyklętych lub innych tematów, na które jest przyzwolenie, by IPN je popularyzował, byłyby traktowane w taki sposób. – To się nie mieści w głowie! Nawet autorzy ukraińscy, których pozyskaliśmy jako autorów, teraz ślą do nas szydercze listy z obelżywymi komentarzami, grożąc wycofaniem swoich tekstów. Wydaje mi się, że to jakaś gra na zwłokę, żeby jak najwięcej autorów się wycofało i żeby zniszczyć tę publikację. W moim odczuciu, jeżeli nie jest to niedołęstwo i brak odpowiedzialności ze strony dyrektora lubelskiego IPN, to jest to cicha zmowa, którego ofiarą ma paść cenna publikacja, nad którą pracowało kilkudziesięciu wybitnych naukowców i znawców tematu.

Kresy.pl

4 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. Bohdan Staszynski
    Bohdan Staszynski :

    izraelici z pis widocznie uznali, że skoro spotkanie odbyło się za czasów ich poprzedników, to na pewno to mina 🙁
    niestety, ale morowe icki (jaki nazywa ich mosbacherowa) umieją dobrze wyliczyć ile ziaren nasypać na miskę ryżu, żeby starczyło na 500+ i inne+
    ciekawe kiedy wejdzie program PEDAŁ+

  2. jaro7
    jaro7 :

    Degeneratów,renegatów,zaprzańców w tym kraju jest ci dostatek,a im wyższy “stołek” tym ich więcej,za kase zrobią wszystko,skarlałe “elity”.A nazwisko tego dupka z ipn do zapamietania.