Twarde stanowisko Warszawy wywołało w odpowiedzi ostrą reakcję Kijowa” – pisze „Dzerkało Tyżnia”. Ukraińscy decydenci nie zaprzeczają, że konieczne remonty torowisk i blokada tranzytu kolejowego „stały się swego rodzaju lewarem do nacisku na Warszawę”, by zmusić Polskę do zwiększenia liczby pozwoleń dla ukraińskich przewoźników samochodowych.

W środę na portalu ukraińskiego tygodnika „Dzerkało Tyżnia” ukazał się artykuł autorstwa Wołodymyra Krawczenki, dotyczący ukraińsko-polskich sporów dotyczących sfery transportu. Punktem wyjścia dla dziennikarza jest niedawne złożenie przez Ukrainę wniosku o konsultacje z Unią Europejską w związku tym, co Kijów uznaje za ograniczanie przez Polskę transportu towarów przez ukraińskich przewoźników. To pierwszy krok w kierunku sporu arbitrażowego i znak, że Ukraina chce sądzić się z Polską. Sprawa dotyczy żądań strony ukraińskiej, domagającej się od Polski zwiększenia liczby zezwoleń dla ukraińskich przewoźników samochodowych ze 160 tys. do 200 tys. rocznie.

Krawczenko zaznacza jednak, że „ambicje Kijowa nie ograniczają się tylko do zamiaru rozwiązania dawnego sporu z Warszawą”, gdyż planem maksimum jest „rozpoczęcie rozmów z UE o liberalizacji samochodowych przewozów transportowych”.

Dziennikarz zwraca uwagę na motywacje żądań strony ukraińskiej. Polska to „główne okno Ukrainy na Europę”, na nasz kraj przypada około 40 proc. wszystkich przewozów do krajów członkowskich Unii. Tym samym, obecna liczba pozwoleń ogranicza Ukrainie wymianę handlową z krajami unijnymi. Według ukraińskiego resortu infrastruktury, dla Ukraińców to nawet pół miliarda euro straty w skali roku. Z kolei ukraińscy eksperci przekonują, że brak zwiększenia kwot przewozowych hamuje rozwój handlu z państwami na zachodzie, a także utrudnia współpracę z międzynarodowymi koncernami, jak Carlsberg czy Coca-Cola.

W artykule podkreślono, że polskie władze nie mają zamiaru zwiększać kwot pozwoleń dla ukraińskich przewoźników, ani teraz, ani w najbliższej przyszłości. Jako powody podano m.in. zastrzeżenia polskich urzędników co do mechanizmu dystrybucji pozwoleń wśród ukraińskich przewoźników. Zdaniem Polski, jest on nieprzejrzysty, co umożliwia nieuczciwym ukraińskim urzędnikom „branie do kieszeni” około 50-100 mln euro rocznie. Ponadto, Polacy uważają, że polskim przewoźnikom nie opłaca się jeździć na Ukrainę, gdyż jest to droższe niż w przeciwną stronę, z powodu niewydolnej infrastruktury po stronie ukraińskiej. Polska oczekuje, że Ukraina wcześniej ją zmodernizuje, na co zresztą dostała kredyt. Jednocześnie, dzięki niezwiększaniu kwot, a co za tym idzie, skróceniu kolejek, Polacy wykorzystują dziś ponad dwa razy więcej pozwoleń (85-100 tys.), niż jeszcze parę lat temu.

Z kolei według urzędników ukraińskich, kłopoty nie sprowadzają się do kwestii organizacji i infrastruktury. Wskazują na konflikt w Donbasie i brak możliwości tranzytu do Rosji czy Kazachstanu, co sprawia, że Polacy w mniejszym stopniu korzystają z kontyngentu przewozowego. Zagraniczni przewoźnicy rzadko udają się też na wschód Ukrainy. Ukraińcy twierdzą też, że Polska chce się ochronić przez konkurencją ze strony ukraińskich przewoźników. Podkreślają, że Polacy nie zgodzili się na ukraińskie propozycje, jak np. przeprowadzenie niezależnej kontroli pracy służb granicznych i celnych.

Twarde stanowisko Warszawy wywołało w odpowiedzi ostrą reakcję Kijowa” – pisze Krawczenko. Właśnie w tym kontekście wskazuje na wprowadzony w końcu listopada 2021 roku przez Koleje Ukraińskie bezterminowy zakaz przyjmowania do przewozów wszystkich przesyłek nadawanych z 15 wybranych krajów, m.in. z Chin, Rosji, Gruzji, Armenii, Kazachstanu i państw Azji Środkowej oraz krajów bałtyckich do Polski tranzytem przez terytorium Ukrainy. Wyjątek dotyczył wagonów z węglem i pustych.

Przypomnijmy, że strona ukraińska miała rozwiązać tę kwestię, ale nie uczyniła tego w zadeklarowanym terminie. Bezpośrednie przyczyny wprowadzenia zakazu nie są znane. Początkowo strona ukraińska tłumaczyła się zatorami spowodowanymi dużą liczbą przesyłek i koniecznością modernizacji sieci, jednak o ile ograniczenia tranzytu np. przez Słowację szybko zniesiono, to dla Polski je utrzymano. Co więcej, później stronę polską poinformowano, że odwołanie wprowadzonych ograniczeń leży poza kompetencjami ukraińskiej administracji kolejowej. W Polsce sprawę zaczęto uznawać za powiązaną z kwestią kwot przewozowych dla Ukraińców.

Dzerkało Tyżnia” cytuje anonimowego polskiego urzędnika, którego zdaniem Ukraińcy liczyli na to, że przez kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej, Polska będzie musiała zamknąć połączenia przez Białoruś i przekierować je na Ukrainę. Chcieli to wykorzystać, by wywrzeć na Polskę presję i zmusić do zwiększenia liczby pozwoleń przewozowych. Jednak sytuacja się ustabilizowała, granicy polsko-białoruskiej dla tranzytu nie zamknięto.

Liczni anonimowi ukraińscy decydenci, na których powołuje się Krawczenko, „nie prostują słów Polaków o tym, że prace kolejowo-remontowe stały się swego rodzaju lewarem do nacisku na Warszawę”, ale przyznają, że ukraińskie torowiska wymagają remontu.

Przyszedł czas, by je wyremontować. To „Ukrzaliznycia” [Koleje Ukraińskie-red.] podjęła decyzję. Czy słusznie było robić to, gdy doszło do zaostrzenia kwestii kwot [przewozowych-red.]? Nie wiem…” – mówi jedno ze źródeł tygodnika.

Ponadto, serwis twierdzi, że ma informacje o ultimatum, jakie miał przedstawić władzom w Kijowie polski minister infrastruktury, Andrzej Adamczyk – „najpierw odblokowanie tranzytu kolejowego, a dopiero potem rozmowy na temat pozwoleń przewozowych”. Również anonimowy polski urzędnik oświadczył gazecie, że dopóki sprawa tranzytu kolejowego nie zostanie rozwiązana, dopóki Kijów nie zaakceptuje argumentów, że trzeba coś zrobić z infrastrukturą, to będzie problem z zezwoleniami”. Część ukraińskich urzędników uważa przy tym, że Ukraina musi dalej dążyć do liberalizacji tranzytu przez wszystkie kraje członkowskie UE, z którymi Ukraina sąsiaduje.

Autor artykułu rozważa też kwestię tego, kiedy Kijów może zdecydować się na to, by sądzić się z Polską – przed czy po wizycie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w Polsce. Rozpoczyna się ona w czwartek 20 stycznia i potrwa do piątku. Według Krawczenki, polski prezydent Andrzej Duda zapewne nie zdoła przekonać Zełenskiego, by Ukraina zrezygnowała ze skierowania sprawy do arbitrażu. Z drugiej stron przypuszcza, że sam Zełenski raczej nie będzie chciał psuć atmosfery przed przyjazdem.

Czytaj także: Wsparcie Ukrainy jednym z najważniejszych priorytetów polityki Dudy – mówi szef BBN

Kijów oczekuje, że w rezultacie konsultacji otrzyma oficjalne stanowisko Brukseli nie tylko co do kwestii kwot dla ukraińskich przewoźników, jakie wydaje Polska, ale też w sprawie porozumienia o liberalizacji samochodowych przewozów transportowych” – pisze Krawczenko. Jeśli to się nie powiedzie, to Ukraina może skierować sprawę pod arbitraż międzynarodowy, przy czym nie może być pewna werdyktu. Dziennikarz przyznaje, że w obecnej sytuacji geostrategicznej, pogorszenie relacji z Polską byłoby dla Ukrainy bardzo szkodliwe. Jednak jego polscy i ukraińscy rozmówcy twierdzą, że ani konsultacje w Brukseli, ani możliwy arbitraż, nie wpłyną negatywnie na stosunki polsko-ukraińskie.

Przeczytaj: Ukraiński minister: miliony Ukraińców ruszą do Polski w razie rosyjskiej agresji

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, w środę w południe przed budynkiem Konsulatu Ukrainy w Lublinie odbył się protest kolejarzy. Wzięło w nim udział kilkudziesięciu pracowników PKP Linii Hutniczej Szerokotorowej. Protestowali przeciwko działaniom Ukrainy, polegającym na blokowaniu transportu kolejowego do Polski przez swoje terytorium. Polscy kolejarze domagają się od rządu Ukrainy pilnego zniesienia wprowadzonego bezprawnie przez Koleje Ukraińskie ograniczenia tranzytu kolejowego przez ukraińskie terytorium do Polski i wycofania się z wprowadzenia zakazu załadunków wagonów kolejowych z przesyłkami kierowanymi do Polski.

Zobacz więcej: Protest kolejarzy przed Konsulatem Ukrainy w Lublinie. Chcą zniesienia blokady transportu kolejowego [+VIDEO]

Ponadto, według zapowiedzi Kolei Ukraińskich w czwartek 20 stycznia wchodzi w życie kolejneograniczenie, polegające na zakazie wwozu ładunków w wagonach handlowych tych kolei na teren Polski. PKP domaga się od Ukrainy wycofania się z tych zakazów w transporcie i przywrócenia regularnego, niezakłóconego ruchu towarowego pomiędzy naszymi krajami.

Czytaj więcej: Ukraina zaostrza blokadę transportu kolejowego do Polski. „Łańcuchy dostaw zostały przerwane”

Przypomnijmy też, że Ukraina żąda od Polski zwiększenia liczby zezwoleń dla ukraińskich przewoźników ze 160 tys. do 200 tys. rocznie. Powołuje się na intensyfikację wymiany handlowej z UE. Ukraiński wiceminister gospodarki i przedstawiciel handlowy Ukrainy, Taras Kaczka zapowiedział pod koniec 2021 roku, że Ukraina zamierza złożyć pozew przeciwko Unii Europejskiej w związku z działaniami Polski. Ostrzegł, że rząd w Kijowie może „wszcząć odpowiednie procedury”. 17 stycznia informowaliśmy, że Ukraina złożyła wniosek o konsultacje z Unią Europejską w związku tym, co Kijów uznaje za ograniczanie przez Polskę transportu towarów przez ukraińskich przewoźników. To pierwszy krok w kierunku sporu arbitrażowego i znak, że Ukraina chce sądzić się z Polską.

Jak pisaliśmy, Ukraina nie tylko domaga się większej ilości zezwoleń, ale też szantażuje Polskę zatrzymaniem ruchu pociągów. 19 grudnia „Rzeczpospolita” podała, że pociągi z Chin do Polski przez Ukrainę nie jeżdżą od tygodnia.

„Ukraina staje się konkurentem Polski na europejskim rynku” – taki tytuł ukraińska państwowa agencja prasowa Ukrinform nadała wywiadowi z ambasadorem Ukrainy w Polsce Andrijem Deszczycią.

zn.ua / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply