Aleksandr Łukaszenko oświadczył, że zwolnił z aresztu szefową Związku Polaków na Białorusi, Andżelikę Borys na prośbę jej matki, choć jego otoczenie było temu przeciwne. Twierdził też, że nikt jej nie pomagał i nie bronił jej, kiedy siedziała w areszcie.

W piątek podczas spotkania z dziennikarzami, przywódca Białorusi Aleksandr Łukaszenko został zapytany m.in. o kwestię amnestii dla części osób, które były oskarżone np. o działalność antypaństwową, w kontekście opinii, że to rodzaj „targowania ludźmi”. Odparł, że on żadnych „targów ludźmi” nie robi i robić nie zamierza, zaznaczając, że tylko nieliczne osoby mogą liczyć, że wyjdą na wolność na mocy amnestii.

Wspomniał w tym kontekście o prezes Związku Polaków na Białorusi, Andżelice Borys, która przez rok była pozbawiona wolności, przebywając głównie w areszcie śledczym. Oświadczył, że zwolnił polską działaczkę na prośbę jej matki, będącej już w podeszłym wieku, choć jego otoczenie było temu przeciwne.

– Mówiło się „wróg dla Białorusi”… I kto jej pomógł? Nikt jej nie pomagał! Nikt się nie rzucił w jej obronie itd. No, jej mama (już prawdopodobnie starsza osoba) pisze do mnie pismo: „Ja wkrótce umrę”. Najwidoczniej, naszą stronniczką jest matka. Myślę sobie: „Cóż, słyszałem, Borys taka siaka… No dobra, będzie siedzieć, no i co? Stara kobieta przyszła i prosi” – mówił Łukaszenko.

– Nawet to była osobista decyzja. Tam wszyscy byli przeciw. „Aj, co…”. Mówię: „No i co, kraj to do góry nogami wywróci? Nie. Trzeba odpuścić” – kontynuował białoruski przywódca. – Matka przyjechała, mówię: „Oddajcie ją matce”. Zgodnie z prawem, wszystko jet tak, jak powinno. Matka przyjechała, zabrała [córkę – red.]. Do tej pory jest wdzięczna.

Należy dodać, że polskim dyplomatom, którzy chcieli odwiedzić polską działaczkę i porozmawiać z nią, odmawiano. Argumentowano to tym, że nie jest ona obywatelką Polski.

Łukaszenko twierdzi, że Andżelika Borys teraz sama nie chce jechać do Polski, bo nie otrzymała z jej strony żadnej pomocy.

– I tę biedną Borys męczą teraz, jak flagę rozwinąć: w Polsce, tam czy siam. „Nie – ona mówi. – Dziękuję. Pomogliście mi, kiedy tam siedziałam? Nikt nie pomógł”. Owszem, ona nie jest prołukaszenkowska. Być może, gdzieś w duszy i w sercu ona to rozumie. Ona tego publicznie nie powie. Ale dziś wiem dokładnie: ona przyjęła taką ludzką postawę. O matce już nie mówię – oświadczył przywódca Białorusi.

Jak pisaliśmy, pod koniec marca br. Podsekretarz Stanu w MSZ, Marcin Przydacz poinformował, że prezes Związku Polaków na Białorusi, Andżelika Borys, opuściła areszt i jest już na wolności. Dodał, że wciąż jest na białoruskim terytorium. „Jest w kontakcie z polskimi dyplomatami i zostanie objęta odpowiednią opieką. Czuje się dobrze, ale pobyt w areszcie odcisnął na niej piętno” – powiedział Przydacz. Borys przebywała w areszcie przez rok. Według białoruskich mediów, po opuszczeniu aresztu śledczego nie odzyskała pełnej wolności, lecz została umieszczona w areszcie domowym, w domu swojej matki.

3 marca 2021 roku, białoruskie służby zatrzymały szefową Związku Polaków na Białorusi, Andżelikę Borys, nieco wcześniej ponownie wybraną na prezesa tej organizacji. Dwa dni później zatrzymano również innego znanego polskiego działacza, dziennikarza Andrzeja Poczobuta z Grodna. Zatrzymano wówczas także dwie polskie działaczki, Irenę Biernacką i Marię Tiszkowską z regionalnych oddziałów ZPB. Już wcześniej, jako pierwsza aresztowana została Anna Paniszewa, polska działaczka z Brześcia i dyrektorka tamtejszej polskojęzycznej szkoły. Wszystkie trzy zostały uwolnione, ale zarazem zmuszone do opuszczenia Białorusi. Borys i Poczobut zostali w areszcie śledczym.

Przypomnijmy, że Andżelika Borys i Andrzej Poczobut zostali aresztowani w marcu ub. roku pod zarzutem podżegania nienawiści na tle narodowościowym i propagowania nazizmu. Chodzi najpewniej o organizowanie przez ZPB imprez poświęconych „żołnierzom wyklętym”. Białoruska propaganda insynuuje polskiemu podziemiu antykomunistycznemu współpracę z III Rzeszą i dopuszczanie się zbrodni na ludności cywilnej. Oboje przetrzymywani byli w areszcie śledczym w Żodzino, gdzie przebywali w złych warunkach.

To samo zarzucano trzem innym polskim działaczkom, Annie Paniszewej, Marii Tiszkowskiej i Irenie Biernackiej, które 25 maja br. wydalono z Białorusi do Polski. ZnadNiemna.pl zaznacza, że jeśli będą chciały wrócić na Białoruś, to grozi im areszt i wznowienie sprawy karnej. Z kolei Borys i Poczobut najprawdopodobniej odrzucili mniej lub bardziej oficjalne „propozycje” władz dotyczące zwolnienia z aresztu w zamian za zgodę na deportację z kraju.

Zatrzymany przez białoruskie służby polski działacz z Grodna, Andrzej Poczobut, usłyszał w kwietniu zarzuty podżegania do nienawiści i „rehabilitacji nazizmu”. W Kodeksie Karnym Republiki Białoruś czyny takie są zagrożone pozbawieniem wolności w wymiarze od 5 do 12 lat. Według białoruskiej Prokuratury Generalnej, współkierowany przez Poczobuta Związek Polaków na Białorusi od 2018 roku miał organizować imprezy poświęcone „żołnierzom wyklętym”. Białoruska propaganda insynuuje polskiemu podziemiu antykomunistycznemu współpracę z III Rzeszą i dopuszczanie się zbrodni na ludności cywilnej. Analogiczne zarzuty postawiono szefowej ZPB, Andżelice Borys.

W lutym br. minister spraw zagranicznych Białorusi Władimir Makiej oświadczył, że Mińsk chciał uwolnić Andżelikę Borys i Andrzeja Poczobuta, ale rzekomo zawiniła Warszawa. Dodał przy tym, że między Białorusią a Polską za pośrednictwem tajnych służb istnieją porozumienia dotyczące losu zatrzymanych obywateli związanych ze Związkiem Polaków na Białorusi.

reform.by / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply