Białoruski prezydent Aleksandr Łukaszenko twierdzi, że za akcjami protestacyjnymi i strajkowymi na Białorusi stoją nieliczne grupy, którym „płacą z Polski, Litwy”. Powiedział, że w ostatnim czasie protestujący „przekroczyli czerwoną linię” i przyrównał ich do terrorystów, realizujących scenariusz tzw. kolorowej rewolucji.

Prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenko na spotkaniu we wtorek powiedział, że najbardziej aktywna część robotników, którzy wzywają do popierania strajków w fabrykach, jest finansowana z zagranicy. Twierdzi przy tym, że wezwania te nie mają poparcia wśród większości pracowników i tylko nieliczni nie chcą pracować w ramach strajku.

„My wiemy, że te 10-12 osób, jądro, które wylądowało w tym zakładzie, jest opłacone” – powiedział Łukaszenko. „Im do tej pory płacą z Polski, Litwy” – dodał.

Przeczytaj: „Ojczyzna jest zagrożona”. Łukaszenko ponownie straszy polskimi flagami na Grodzieńszczyźnie

Czytaj także: Aleksandr Łukaszenko oskarża Polskę, Wielką Brytanię i Czechy o sterowanie protestami

Zdaniem białoruskiego przywódcy, pieniądze przesyłane są z innych, zachodnich państw zarówno jawnymi, jak i niejawnymi kanałami. Uważa, że całości nie da się jednak prześledzić.

Łukaszenko wcześniej powiedział też, że choć obecnie „protestujący spacerują ulicami, głównie lub praktycznie tylko w Mińsku”, to „skonstatowaliśmy fakt, że ta pozostała masa się zradykalizowała”. Zaznaczył, że władza widzi „organizatorów i tych, którzy wdrażają te idee” i że w ostatnim czasie „oni przekroczyli czerwoną linię”. Skrytykował w tym kontekście m.in. akcje blokowania linii kolejowych przez demonstrantów czy doniesień o wyłączaniu przez nich sygnalizacji drogowej:

„To działania zorganizowanych grup przestępczych z oznakami terroryzmu. Zaczynamy mierzyć się z zagrożeniami terrorystycznymi. (…) Jeśli przekracza się czerwoną linię, to władza musi reagować”.

Łukaszenko mówił też w tym kontekście o „wezwaniach z Polski i Litwy o ultimatach i strajkach”. Zaznaczył, że „nikogo nie trzeba przekonywać – ani robotników, ani studentów, ani lekarzy, ani nauczycieli, ani urzędników państwowych; teraz taki moment, gdy każdy musi wybrać w swoim życiu drogę, którą będzie iść”.

Zdaniem białoruskiego prezydenta studenci i wykładowcy, którzy decydują się brać udział w antyrządowych protestach i „naruszaniu prawa w nielegalnych akcjach”, powinni być usuwani z uczelni i na przykład brani do wojska. Uważa, że nie powinno się nikogo przekonywać do zmiany poglądów i nastawienia, bo to „bezużyteczne” i raczej powinno się pozwolić protestującym wybrać „gdzie chcą żyć, jak chcą żyć i co robić”. Zaznaczył przy tym, że organizatorzy protestów na Białorusi przeszli już przez 7-8 etapów tzw. kolorowych rewolucji. Łukaszenko twierdzi, że „mało już zostało”, a „kolejnym etapem jest radykalizacja”, która właśnie trwa.

„Przeciwko nam wszczęto nie informacyjną, ale terrorystyczną wojnę z różnych kierunków. Musimy to zatrzymać” – powiedział.

Z inicjatywy strony amerykańskiej prezydent Łukaszenko odbył w minioną sobotę rozmowę telefoniczną z sekretarzem stanu USA Michaelem Pompeo. Rozmowa trwała około pół godziny. O szczegółach konwersacji poinformowała białoruska agencja BelTA, według której białoruski przywódca mówił o możliwości „agresji ze strony Polski, Litwy lub innych państw”.

Jak informowaliśmy, liderka białoruskiej opozycji Swietłana Tichanowska zażądała od Aleksandra Łukaszenki ustąpienia i zagroziła, że jeśli tego nie zrobi do 25 października, dojdzie do strajku generalnego, a „cały naród” wyjdzie na ulice Białorusi.

„Jeśli nasze żądania nie zostaną spełnione do 25 października, cały kraj pokojowo wyjdzie na ulice z Ludowym Ultimatum. A 26 października rozpocznie się narodowy strajk wszystkich przedsiębiorstw, blokada wszystkich dróg, spadek sprzedaży w państwowych sklepach” – zagroziła Tichanowska.

W niedzielę w całym kraju odbyły się wielotysięczne manifestacje opozycji, w samym Mińsku na ulice wyszło ponad 100 tys. ludzi. Policja użyła przeciw demonstrantom granatów hukowych. Manifestacje zakończyły się zatrzymaniem ponad 150 osób w Mińsku, Grodnie, Brześciu, Homlu, Witebsku, Mohylewie, Rechicy, Borysowie, Nowopołocku, Lidzie i Pińsku. Z kolei w poniedziałek informowano o próbach zawiązania strajków w szeregu białoruskich zakładów pracy. Władze zapewniały jednak, że wszystkie zakłady pracują normalnie.

Przeczytaj: Białoruś, Łukaszenko i kwestia polska

belta.by / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply