Według portalu Money.pl, wielkie zwycięstwo wyborcze PiS na wsiach to w dużej mierze efekt obietnicy Jarosława Kaczyńskiego, że rolnicy dostaną dopłaty do krów i świń. Okazuje się jednak, że Bruksela nawet nie dostała wniosku w tej sprawie. Lider AGROunii Michał Kołodziejczak zaznacza z kolei, że były to obietnice dla naiwnych i niezorientowanych w temacie.

Podczas kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego, lider PiS Jarosław Kaczyński zaproponował rolnikom dopłaty w wysokości minimum 100 zł na tucznika i 500 zł na krowę. Twierdził przy tym, że np. hodowca 100 krów mlecznych może dostać nawet 50 tys. zł, „jeśli będą hodowane w odpowiedni sposób”. Kaczyński zapowiedział wspieranie gospodarstw rolnych hodujących zwierzęta „z własnego chowu”, w oparciu o własną paszę, dodatkowymi środkami: – Najmniej 100 złotych od jednego tucznika i 500 zł od jednej krowy, ale może być więcej. Zostało to później podchwycone przez ministra rolnictwa, Jana K. Ardanowskiego.

Sprawa wywołała kontrowersje i doczekała się określeń „program świnia+” czy „krowa+”. Zdaniem części komentatorów była też jednym z czynników uruchamiających wielki strajk nauczycieli.

 

Ogólnie pomijano jednak istotną kwestię, mianowicie, że obiecywanych przez PiS pieniędzy na tego rodzaju dopłaty nie ma w polskim budżecie i chodzi o dopłaty unijne, w ramach Wspólnej Polityki Rolnej. Zezwolić na to musiałaby Komisja Europejska, po rozpatrzeniu oficjalnego wniosku i dokumentów popierających go. Przed wyborami zapewniano, że sprawa zostanie oficjalnie zgłoszona w Brukseli. Portal Money.pl informuje jednak, że PiS nic w tej sprawie nie zrobiło.

Sam minister Ardanowski zapewniał, że Bruksela pieniądze ma, a dopłaty mogą ruszyć jeszcze w ramach obecnej perspektywy budżetowej, kończącej się w 2020 roku. Zaznaczał, że wszystko zależy od zgody KE. Dodawał, że może to nastąpić jeszcze w tym roku, a jeśli nie, to rząd będzie wnioskowało o „wsparcie ze względu na dobrostan dla świń i dla bydła” w kolejnej perspektywie budżetowej. Ardanowski obiecał też, że do czerwca oficjalne pismo w tej sprawie trafi do Komisji Europejskiej.

W środę 29 maja portal Money.pl podał, że minister rolnictwa nie zdołał jeszcze zwrócić się do UE w tej sprawie. Zaznaczono przy tym, że „propozycja tzw. krowy+ i świni+ pozwoliła wygrać wybory na wsiach” dla PiS, gdzie parta rządząca zdobyła mocne poparcie (ponad 59 proc. głosów).

Według Michała Kołodziejczaka, lidera ruchu polityczno-społecznego rolników AGROunia, były to raczej swego rodzaju przedwyborcze wrzutki.

– Kolejny raz sprawdziły się nasze słowa. Potrzebne są konkrety, dokumenty, warunki. Jak widać, ta obietnica miała duży wpływ na wybory, szczególnie na mieszkańców wsi, którzy nie są rolnikami, ale mają z nimi związek emocjonalny – podkreśla Kołodziejczak w rozmowie z Money.pl. – Trzeba było być naprawdę naiwnym i naoglądać się telewizji publicznej, żeby w to uwierzyć.

Zdaniem lidera AGROunii, takie obietnice to „rozdawanie pieniędzy”. Podkreśla, że rolnicy pracują, żeby z tej pracy żyć i nikt nie warunkuje swojej działalności od dopłat. – Jeśli są – to dobrze, ale nie jest to podstawa.

Obecnie, PiS mógłby spróbować renegocjować obecny unijny budżet, żeby mieć możliwość zrealizowania obietnic wyborczych, lub wpłynąć na jego kształt w latach 2021-2027. Kołodziejczak zaznacza jednak, że nawet gdyby od 2021 takie dopłaty zaczęły trafiać do Polski, to ich wpływ na polskie rolnictwo byłby marginalny. Podkreśla, że przede wszystkim chodzi tu o świnie hodowane na ściółce, czego nie precyzował Kaczyński, mówiąc tylko ogólnie o hodowaniu zwierząt „w odpowiedni sposób”. Jednak obecnie, gdy rozprzestrzenia się ASF, weterynarze jasno mówią, żeby nie trzymać świń na ściółce, bo mogą łatwiej zachorować. Stąd, dopłaty faktycznie dotyczą takiej hodowli świń, z której wszyscy rezygnują. Tym bardziej, że według Kołodziejczaka to „promil, margines produkcji”, gdyż „na ściółkach trzymają tylko stare gospodarstwa rodzinne”, a „w połączeniu z zagrożeniem ASF, taka produkcja jest niszowa”.

PRZECZYTAJ: W ciągu trzech lat rząd PiS doprowadził do likwidacji 1/4 polskich gospodarstw chlewnych

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl
 

Lider AGROunii dodaje, że podobna sytuacja dotyczy krów, które łatwiej jest trzymać w oborze pod dachem. Przyznaje, że niektórzy producenci mają warunki, by je „wypuścić na łąki”, ale nie jest to dominujący model hodowli.

Zdaniem Kołodziejczaka, w ten sposób rolnicy przekonują się kolejny raz, że nie tylko nie warto, ale też nie ma kogo słuchać. – To były tylko obietnice, o których fajnie się mówiło. Powiem raz jeszcze, trzeba było być wyjątkowo naiwnym, żeby w to wierzyć, ale widać, że PiS na tym skorzystało, obietnice podziałały na wyborców – podsumowuje.

Portal Money.pl zaznacza, że do tej pory nie otrzymał odpowiedzi z resortu rolnictwa, czy zamierza ono wnioskować do KE o dopłaty dla rolników, renegocjując założenia unijnej perspektywy budżetowej jeszcze na lata 2014-2020.

money.pl / Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply