Litewski rząd chce wprowadzić sankcje na produkty importowane z Białorusi, zarówno kupowane bezpośrednio, jaki dostarczane pośrednio z tego kraju. Ma to związek z aferą Biełaruśkali – czołowego białoruskiego koncernu, którego produkty były transportowane przez Litwę.

Jak podano, ustawa przygotowana przez litewskie władze ma na celu „zapewnienie interesów bezpieczeństwa Litwy i społeczeństwa, które są łamane przez hybrydową agresję Białorusi”. Zgodnie z uzasadnieniem projektu, każde państwo członkowskie UE ponosi wyłączną odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo narodowe, a zatem ma prawo decydować, co należy zrobić, aby to zapewnić.

Według treści projektu ustawy, wszelkie transakcje zawarte przed nałożeniem sankcji muszą zostać natychmiast zakończone jednostronnie lub za porozumieniem stron, albo ich wykonanie musi zostać wstrzymane na czas trwania sankcji. Ponadto, „zabronione jest zawieranie transakcji, których realizacja byłaby wbrew sankcjom obowiązującym na Litwie”.

 

W razie uchwalenia ustawy, litewski rząd określi czas trwania sankcji, a także procedurę ich znoszenia, przedłużania, jak również wyjątki i działania, które osoby fizyczne i prawne muszą lub nie mogą podjąć. Władze liczą się zarazem ze stratami, jakie mogą ponieść przedsiębiorcy w związku z ograniczeniami. W związku z tym, zaproponowano ustalenie okresu przejściowego, celem przygotowania się do tego.

W tle inicjatywy litewskiego rządu jest głośna na Litwie afera Biełaruśkali. Jak się okazało, choć tydzień temu weszły w życie amerykańskie sankcje wobec tego koncernu, to przez Litwę nadal tranzytowane były nawozy produkowane przez białoruski koncern państwowy Biełaruśkalij. Skandal został wywołany przez fakt, że państwowe Koleje Litewskie przyjęły w zeszłym miesiącu zaliczki na transport nawozów produkowanych przez Biełaruśkalij w grudniu i styczniu – mimo, że Litwa jest państwem najostrzej występującym przeciwko władzom Białorusi, które wprowadziło wobec tego państwa jednostronne sankcje idące dalej niż sankcje na szczeblu Unii Europejskiej. To właśnie Wilno jest bazą byłej głównej kontrkandydatki Łukaszenki – Swietłany Tichanowskiej, która otrzymuje finansowe wsparcie od władz Litwy.

Biełaruśkalij jest jednym najważniejszych białoruskich koncernów państwowych i jednym z czołowych producentów nawozów potasowych na świecie. Jako taki zapewnia poważne wpływy do budżetu Białorusi. Na współpracy z Biełaruśkalijem zarabiali jednak także Litwini. Rocznie litewskimi kolejami grupa transportowa LTG Cargo przewoziła ponad 10 mln ton nawozów z Biełaruśkalij za około 60 mln euro, jak podał w piątek portal „Naszego Dziennika”. Teraz litewskie koleje starają się znaleźć sposób na to, żeby jakoś zwrócić Białorusinom 10 mln euro otrzymanej zaliczki.

Jeszcze w ubiegły czwartek Minister komunikacji i transportu Litwy Marius Skuodis ogłosił gotowość wzięcia na siebie odpowiedzialność za tę sytuację. W poniedziałek portal LRT napisał, że Skuodis złożył dymisję z zajmowanego stanowiska. Nie jest on pierwszym ministrem rządu Ingridy Šimonytė, który podał się do dymisji w związku tą aferą. W piątek do dyspozycji premier oddał się minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis. Prezydent Gitanas Nauseda skomentował wówczas, że złożenie wniosku o dymisję, nie oznacza jeszcze złożenia ze stanowiska. Dodał jednak, że jeśli ministrowie są gotowi do dymisji powinni ją składać bez dodatkowych komentarzy politycznych.

BNS / rp.pl / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply