„Rzeczpospolita”: Patrioty na finiszu - umowa już w marcu?

/
Najprawdopodobniej w marcu podpisana zostanie umowa na dostawy…

Mordowali ich bez litości

/
Banderowcy wracali spod Przebraża bez łupów i hulanek. Bandy rozwścieczone niepowodzeniem szukały na oślep ofiar, aby na nich zemścić się za klęskę. Przypominali sobie każdego Ukraińca, który niechętnie, albo z ociąganiem przyłączał się do pochodu na Przebraże. Mordowali ich bez litości.

Przybijali do ścian gwoździami

/
W Józefinie schwytanych ludzi przybijali do ścian kuźni gwoździami. Konali oni w straszliwych męczarniach. Na koniec upowcy podpalili kuźnię, by zwiększyć cierpienia swych ofiar i zatrzeć za sobą ślady.

Koszmarne sceny zbrodni

/
Z przerażeniem patrzyli, jak upowcy wyciągnęli z domu jego żonę i dwóch synków. Najpierw o ściany domów porozbijali głowy chłopczyków. Później przystąpiono do zarzynania żony Trybulskiego. By nie krzyczała, przewiązano jej usta drutem kolczastym.

Początki wołyńskiej stanicy

/
Ofiary były całe zbroczone krwią, ciała miały pokryte niezliczonymi ranami od bagnetów, noży i nożyków. Dziewczęta miały odcięte piersi, mchem wypchane i pozszywane brzuchy, powykłuwane oczy, połamane i wykręcone palce u rąk.

Twarzą w twarz z mordercą

/
Przywitałem się z obydwoma i pytam się Wołodii - czy żywe Petro Horbaczewski? - A ten mówi - o właśnie witał się! - Spojrzałem na niego jeszcze raz, był to już starszy człowiek, ale jeszcze rześki, nędznie ubrany, w gumowcach i jakiejś kufajce. W najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że kiedyś podam rękę mordercy moich dziadków.

Na miejscu rodzinnej tragedii

/
Przywitałem się z obydwoma i pytam się Wołodię - czy żywe Petro Horbaczewski? - A ten mówi - o właśnie witał się! - Spojrzałem na niego jeszcze raz, był to już starszy człowiek, ale jeszcze rześki, nędznie ubrany, w gumowcach i jakiejś kufajce. W najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że kiedyś podam rękę mordercy moich dziadków.

Na miejscu rodzinnej tragedii

/
"Informacja Wojskowa zakatowała go niemal na śmierć. Oprawcy połamali mu żebra i wybili jedno oko. Żądali, by potwierdzić, że byłem członkiem spisku, który chciał obalić władzę ludową. Inny pod wpływem takich tortur podpisałby każde bzdury, ale on odznaczający się wielkim hartem ducha i tego nie uczynił" - wspomina Zygmunt Maguza.

Dowody Burdenki i brzoza Anodiny

/
Dezinformacja to słowo klucz do polityki sowieckiej. Nie proste "kłamstwo" - lecz dezinformacja, a więc szeroko zakrojone działania mające wprowadzić zamęt: od niszczenia dowodów i zacierania śladów zbrodni, przez fabrykowanie własnych oraz podsuwanie tropów fałszywych, a także sprzecznych informacji, po zeznania podstawionych świadków i propagandowe bombardowanie i - wreszcie - powoływanie "komisji specjalistów" oraz ogłaszanie ich raportów jako niepodważalnych.

Za bohaterskie czyny

/
Gdy po przejściu Prypeci zgrupowanie "Gardy" otrzymało od Sowietów rozkaz, by zdać broń, Zygmunt Maguza złożył na kupie najróżniejsze uzbrojenie, swój erkaem i dwa granaty...

Co po nas zostanie?

/
Jak zobaczyłam miejsce swego dzieciństwa, to się rozpłakałam... Nędza, szarzyzna to słowa, przy pomocy których można określić współczesny wygląd tej wioski. Ja ją zapamiętałam jako wspaniałą osadę, znakomicie zagospodarowaną. Działał tu młyn, olejarnia, apteka, w gospodarstwach wprowadzono mechanizację. Dziś po tym wszystkim nie na nawet śladu...

W łapach Informacji Wojskowej

/
- Jak się spotkałam z Mierzejewskim, od razu mu oświadczyłam - słuchaj, mam na ciebie donosić! Nie mów mi nic, co mogłoby ci zaszkodzić, a tylko to, co mogę im powtórzyć. Tak też się stało.

Przewoziła złoto dla konspiracji

/
W Warszawie trwało powstanie. Jak zawitał od niej wiatr, to dochodziła do nas woń spalenizny, a w powietrzu fruwały płachty palonego czarnego papieru, których była masa...

Gwiazda betlejemska nad Syberią

/
Popłynęła kolęda poprzez śnieżną pustkę, w mroźną dal i... rozedrgała tysięcznym echem struny mej duszy. Głęboki, tłumiony szloch wstrząsnął mym wychudzonym ciałem. Po policzkach potoczyły się grube, gorące krople łez. Nie płakałem nad sobą, ani z bólu, czy w cierpieniu. Płaka­łem z tęsknoty za mą Ojczyzną, za rodziną, za... matką.

Opłatek z zesłania

/
W teczce, o której mowa, znajduje się również wypieczony rę­koma zesłańców świąteczny opłatek; zachowany do dzisiaj, budzi największe wzruszenie. Deportowana ludność polska na Syberii dzieliła się swoim głodo­wym chlebem z pracownikami Ambasady RP w Kujbyszewie. Na zewnętrznej stronie opłatka widnieje wizerunek świętej hostii z literami IHS zwieńczonymi krzyżem; obok gałązka choinki ze świeczkami, a nad całością biegnie napis: „BOŻE DOPOMÓŻ NAM POWRÓCIĆ DO WOLNEJ OJCZYZNY. ZIEMIA ARCHANGIELSKA 1941".

Wigilia na zesłaniu

/
Potem przyszedł do nas pomocnik lekarza Morozów i prosił, byśmy mu zaśpiewali "Uralu", czyli "Góralu, czy ci nie żal". Bardzo lubił tę pieśń. Może przypominała mu rodzinne strony, może Ural, widoczny od nas, potężny i piękny, przywoływał wspomnienia z wolności? Nie dociekaliśmy tego.

W batalionie "Siwego"

/
"Siwy" natychmiast wydał rozkaz - strzelać do obu! - W takiej sytuacji było to zupełnie prawidłowe polecenie. Wiadomo bowiem, że Niemcy jeńców wziętych w charakterze "języka" torturowali, chcąc wydobyć z nich jak najwięcej informacji o przeciwniku i ginęli oni w męczarniach.

Zgodnie z rodową tradycją

/
Ojciec dźwigając dwór z ruin pozostawił brzozę, wyprowadzając ją ponad jego dach. Dbał o nią, by później nie uschła i rosła razem z jego dziećmi. Wycięli ją dopiero Sowieci. Gdy wróciłem do Zaturzec na początku okupacji niemieckiej to brzozy już nie było. Jako pańską fanaberię wycięto ją pewnie na opał... - wspomina weterana 27 WDP AK Jan Lipiński.

Niewygodna prawda

/
- Narastanie nacjonalistycznych nastrojów, kult UPA, zakłamywanie lub usprawiedliwianie zbrodni nie sprzyja pojednaniu z Ukraińcami - mówi Władysław Siemaszko, były żołnierz AK i współautor pracy "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia".

Wyrok na rękę

/
Stanisław Maślanka obawia się też, że gdy wymrze jego pokolenie, to już nikt nie będzie się upominał o Polaków, którzy padli ofiarą ukraińskiego ludobójstwa. Nie jest wykluczone, że za parę lat Polacy zostaną oskarżeni o ludobójstwo Ukraińców. Do tego zresztą już teraz niewiele brakuje. Naszym politykom wszystko jest obojętne.

W oddziale "Młota"

/
Zostałem aresztowany, przewieziony do Łodzi i poddany bestialskiemu śledztwu. Przez tydzień nie dostałem nic do jedzenia i byłem przesłuchiwany dzień i noc, na okrągło. Bili mnie czym popadnie. Tym, co akurat przesłuchujący miał pod ręką, dziurkaczem, linijką, otwarta dłonią. Gdy spadłem ze stołka, które UB przejęło w spadku po gestapo w Łodzi, ubowiec kopał mnie nogą.

Oni przetarli szlak pożogi. Legion Ukraiński w kampanii wrześniowej 1939 r.

/
"I stała się rzecz dziwna, bo nie minęły dwa tygodnie, jak znikło państwo o nazwie Polska, które krzyczało na całe gardło "nie damy". Znikło z politycznej mapy pełne pychy, zarozumiałe, szlacheckie państwo".

Ostatni kawałek ziemi wołyńskiej

/
- Pojechałem na Lubelszczyznę i jakoś ją odnalazłem - wspomina. - U majora "Kowala" trwała akurat odprawa. Przyjął mnie natychmiast i kazał złożyć bardzo szczegółową relację z sytuacji na Wołyniu. "Kowala" interesowały wszystkie szczegóły. Pytał mnie o przeprawę przez tory itp. Gdy powiedziałem już wszystko, to mówię do "Kowala", to teraz panie majorze, ja już w dywizji zostaję. Ten się podniósł i wrzasnął - co?! Wynoś się prędko do Jagodzina. To jest ostatni kawałek ziemi wołyńskiej, z którym mamy jeszcze łączność.

Pierwsza kara śmierci

/
"Łącznik na wojnie zdziałał z reguły więcej niż niejeden żołnierz i musiał mieć spore umiejętności. Za żołnierza myślał i podejmował decyzje dowódca, który za niego odpowiadał. Łącznik zaś sam sobie musiał być dowódcą. Jak go gdzieś wysłali, to musiał tak uważać, żeby nie wpaść i wszystko załatwić. Musiał sam podejmować decyzje w zależności od sytuacji" - wspomina Stanisław Maślanka.

Wieczny uciekinier

/
"Powiedziałem sowieckiemu żołnierzowi, że też chciałbym zabrać się z nimi do Kowla. Ten zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechając się powiedział - wezmi bimbru, samogon, a u nas zakuska, tuszonka jest! - Miałem parę dolarów, bo po rozbrojeniu żołd nam taki wypłacili. Za jednego dolara kupiłem wódki chyba ze trzy litry. Wsiadłem na samochód z tymi Sowietami i po około dwóch godzinach ruszyliśmy do przodu" - wspomina Tadeusz Wolak.

Kijami walczyć nie będziemy

/
Jeden z nich powiedział mi, że przeszli przeszkolenie, w trakcie którego ostrzegano ich przed kontaktami z polskimi partyzantami, bo ci takich jak oni po schwytaniu rozstrzeliwują. Berlingowcy bali się, że ich w nocy wymordujemy...

Nie opłakała ich Elektra, nie pogrzebała Antygona...

/
Tytuł tego artykułu został zapożyczony z wiersza Zbigniewa Herberta "Wilki" - poświęconego żołnierzom wyklętym, uczestnikom polskiego podziemia niepodległościowego walczącego z reżimem komunistycznym jeszcze przez wiele lat po zakończeniu II wojny światowej. Dodajmy, jednego z tych nielicznych polskich intelektualistów, którzy w owych krwawych zmaganiach rozgrywających się w podlaskich, mazowieckich oraz podhalańskich lasach i wioskach potrafili dostrzec nie tylko uniwersalny wymiar antycznej tragedii, lecz także i oddać ginącym w nich ludziom należną sprawiedliwość.

Spod Kowla na Lubelszczyznę

/
Następnego dnia rano Niemcy ruszyli z potężnym natarciem, wprowadzając do akcji czołgi. Przeszły one mostek i niemiecka piechota kryjąc się za nimi, konsekwentnie posuwała się do przodu, zmuszając do porzucenia pozycji. Jedno z działek, które do dywizji przyprowadzili "bombiści" dało ognia i jeden z czołgów stanął uszkodzony - wspomina Tadeusz Wolak.

Od Przebraża do dywizji

/
Staraliśmy się wtapiać w otoczenie, odpowiednio się ubierając. Jeżeli udawaliśmy się na tereny ukraińskie, by zdobyć wiadomości np. na temat ukraińskiego podziemia, udawaliśmy Ukraińców. Zakładaliśmy czapki z gwiazdami czy czerwonymi wstążeczkami. Zabieraliśmy ze sobą jako broń pepesze i nagany.

Moralny obowiązek

/
Podsumowując swoje życie, Tadeusz Socha uważa, że było udane. Jest wdzięczny za nie Bogu, który nigdy nie opuścił go w najtrudniejszych dla niego chwilach. - Zdobyłem sporo dowodów na to, że rozwiązywanie problemów życiowych nie zależy wyłącznie od nas samych, że ogromnie dużo zależy od sił , które z pozycji człowieka wierzącego trzeba oceniać w kategorii Bożej Opatrzności - podkreśla.

Jakby Stalin umarł wczoraj

/
Około stu osób wysłuchało wczoraj w siedzibie białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej wykładu prof. Nikity Pietrowa, zastępcy przewodniczącego rosyjskiego stowarzyszenia Memoriał. Gość z Moskwy stał się znany w Polsce po publikacji książki "Według scenariusza Stalina" o działaniach sowieckiego aparatu represji w krajach podbitych przez ZSRS. Ujawnił w niej nieznany dokument organów sowieckiego kontrwywiadu wojskowego zawierający plan rozstrzeliwań 592 członków Armii Krajowej, aresztowanych w rejonie Augustowa. To pierwsza informacja o losie tych Polaków, potwierdzająca to, czego się od lat spodziewano - tzw. obława augustowska zakończyła się masowymi mordami. Władze rosyjskie mimo polskich wniosków o pomoc prawną konsekwentnie odmawiają jakiejkolwiek informacji, twierdząc, że żadnych dokumentów o losie zatrzymanych nie posiadają.

Od oświaty do planowania

/
Światło opisywał w niej aresztowane przez siebie osoby, sposoby ich przesłuchiwania, torturowania itp. Audycjom tym towarzyszyła „akcja balonowa”, polegająca na zrzucaniu na teren Polski broszur, które miały uświadomić Polakom, że żyją w systemie opartym na strachu i terrorze. Jedną z takich broszur zrzuconych na balonie dostałem w Marcinkowicach do przeczytania. Czytanie tej maczkiem zapisanej broszury zajęło mi prawie całą noc. Po jej lekturze byłem wstrząśnięty. Nie mogłem zmrużyć oka. Odkładałem ją i znów brałem do ręki. Zawartość tej broszurki szokowała.

Perypetie z UB i nie tylko

/
Swoją wizytą w UB, co było widać, wywołałem w tej instytucji zamieszanie. Tam nikt nie przychodził nie wzywany. Gdy nazajutrz zgłosiłem się do UB, towarzysz Brodziński wpadł we wściekłość. Powiedział, ze jestem nie tylko kaleką w sensie fizycznym, ale przede wszystkim finansowym. Dodał również, że gdyby nie moje rozległe kalectwo, to już dawno gniłbym w kryminale i powinienem o tym pamiętać. To spotkanie było dla mnie nie tylko przykre, ale i upokarzające. Na szczęście zmienił się mój opiekun. Dotychczasowego zastąpił nieco starszy i bardziej do ludzi podobny osobnik.

Powrót do życia

/
- Po tygodniowym pobycie w domu narzeczonej Huberta na Śląsk wkroczyli Sowieci. Ich pierwsze oddziały zobaczyłem na ulicach 29 stycznia 1945 r. około południa - mówi Tadeusz Socha. - Wylazłem ze swojego wyrka, aby oglądnąć swoich wyzwolicieli, a także trochę z nimi porozmawiać. Szybko się do nich rozczarowałem, gdyż jeszcze tego samego dnia zdążyli okraść wielu Bogu ducha winnych ludzi, którzy nie nosili żałoby po Niemcach, tylko podobnie jak wszyscy Polacy oczekiwali wyzwolenia spod ich reżimu.

Z Wołynia pod francuską granicę

/
Zaryzykowałem i o swoich kłopotach powiedziałem moim towarzyszom z sali, którzy wzbudzili moje zaufanie, czyli Alzatczykowi Paulowi Peterowi i feldfeblowi lotniczych służb pomocniczych Hubertowi. Obydwaj orzekli, że gdy władze niemieckie dowiedziały się, kim naprawdę jestem, zostałbym niechybnie rozstrzelany - wspomina Tadeusz Socha.

Łuny nad jeziorami

/
"Wsiadając do samochodu, Stauffenberg już wiedział, że bez względu na obecność na odprawie innych przywódców Rzeszy, uzbroi bombę. Liczy się tylko Hitler. On musi zginąć!" - prezentujemy fragmenty książki "Łuny nad jeziorami" Leszka Adamczewskiego (wyd. Replika, 2011).

Sowiecka rzeczywistość

/
Niektórzy myślą, że stracili wiarę z powodu filozofii, inni, że odzyskali, czytając książki, to nie jest tak, tu przychodzi Duch Święty.

Noce Pruskie

/
"Jeśli zabiłeś jednego Niemca, zabij jeszcze jednego - dla nas nie ma lepszego widoku niż niemieckie trupy. Nie licz kilometrów! Licz tylko zabitych przez ciebie Niemców!" - apelował do czerwonoarmistów pisarz Ilja Erenburg w ulotce wręczanej żołnierzom na początku stycznia 1945 roku. I zabijali. Zemsta Rosjan trafiała w tych, którzy nie chcieli lub nie zdążyli uciec, głównie w kobiety, starców i dzieci, a także w rannych żołnierzy i tych, którzy oddali się do niewoli.

Kto uratował Krzemieniec?

/
Skowronek oświadczył mi, że banderowcy mają układ z Niemcami i nie zaatakują miasteczka dopóki ci go nie opuszczą. Niemcy o początkach swojej ewakuacji mieli powiadomić ich wystrzeleniem rakiet. Mieli co pewien czas strzelać nimi aż do momentu gdy ostatni niemiecki żołnierz opuści Krzemieniec.

Nazwisko w czerwonej obwódce

/
Po którejś tam lekcji porucznik Żyd, który strasznie dawał w kość żołnierzom, spytał mnie - proszę pani, po co pani nas uczy języka polskiego, przecież po wojnie w Polsce będzie obowiązywał język rosyjski.

Piekło nad Prypecią

/
Berling tego słuchał, słuchał, ale przy którejś rozmowie się zdenerwował i powiedział - panie poruczniku, nad pana i innych oficerów głowami to Polska przejdzie do porządku dziennego, a żołnierzy to i tak weźmiemy!

Obrona Huty Stepańskiej

/
A więc to już koniec! Zaraz zarąbie mnie siekierą albo zakłuje widłami. Zrezygnowana, nawet nie oglądając się, stanęłam przy stojącej tam małej kapliczce i zaczęłam się gorąco modlić. I nagle, w jednym momencie, jakby lotem błyskawicy, znalazłam się na grzbiecie konia.

Oni nas rozbroją

/
Gdy wrócił, był zachwycony. Mówił, ze radzieccy oficerowie zrobili na nim dobre wrażenie, że chcą nas dozbroić i traktować jak sojuszników. Natychmiast wyprowadziłam go z błędu mówiąc, że zostaliśmy już obrabowani i bojcy zabrali nawet jego konia.

Konspiracja pod Włodzimierzem

/
"Bomba" został zaproszony przez Sowietów do wsi Zawłocze na spotkanie towarzyskie. Tam aresztowano go z kapelanem i zastępcą, wywieziono do Moskwy, a obstawę rozstrzelano. W Moskwie był później sądzony jako przedstawiciel "obcej agentury".

O prawdę o dywizji

/
Widział w Lubomlu łzy na twarzy Ukraińców, którym polski konsul wręczał medale "Za udział w wojnie obronnej w 1939 r." i informował o przyznaniu dodatków kombatanckich do skromnych emerytur.

Czego nie zrobili Niemcy, zrobili swoi

/
Ty Tołysz, musisz zrewidować swoje poglądy, a już na pewno mniej gadać. Jak nie będziesz ostrożnym, to ani się obejrzysz, jak cię spasują na rycerza i bez biletu wywiozą na Wschód.

Wy wszyscy ze Wschodu jesteście reakcją

/
Powiedziałem do kolegi, który stał za mną - załóż no Józiu bagnet na karabin! - Ten zrobił to natychmiast i skierował w stronę sowieckiego oficera. Wtedy ja zwróciłem się do niego - no i co lejtnant? Ty do mnie z pistoletem, dostaniesz bagnetem w brzuch, przywalą cię karabinami i nikt cię nie będzie szukał.

Poślę ich wszystkich do piekła

/
Dowódca tego ugrupowania przyjął nas bardzo serdecznie i oświadczył "Kordowi" krótko - nu, charaszo, budiem wmiestie wojować. - Ani słyszeć nie chciał, że nasz batalion jest częścią dywizji i wykonuje tylko rozpoznawcze zadanie. "Kord" tłumaczył mu w kółko, a ten nic - tylko budiem wmiestie wojować i toczka.

Ze śmiercią za pan brat

/
W dywizji był też podchorąży, który wysługiwał się Ukraińcom. Na jego trop trafiono stosunkowo łatwo. Po prostu wszystkie akcje przeciwko Ukraińcom, o których wiedział, się nie udawały , trafiały w pustkę.

Uciekali jak zające

/
Nagle, jakieś dziesięć metrów przed nami niespodziewanie pojawił się dowódca tego oddziału, który krzyknął: - Chłopcy szczo wy poduryły? - Myślał zapewne, że doszło do przypadkowej strzelaniny między jego podwładnymi. Zanim dostrzegł orzełki na czapce padł skoszony serią, a z nim kilku innych banderowców.

Ocalił ich Ukrainiec

/
Niefortunnych żniwiarzy uratował Ukrainiec z Wiszni, o ile dobrze pamiętam nazywający się Korniejczuk. Przez cztery kilometry czołgał się na brzuchu przez pola, by ich ostrzec. Żniwiarze ocaleli, ale Ukraińcy wymordowali rodzinę bohaterskiego ziomka, który nie chciała kalać swych rąk polską krwią.

W cieniu ukraińskich noży

/
Główną rolę w przygotowaniu listy osób przewidzianych do likwidacji odegrał znany ukraiński działacz nacjonalistyczny Iwan Miszczena. Wiedziony nie wiadomo jakim uczuciem w ostatniej chwili skreślił z listy proskrypcyjnej byłego dyrektora Liceum Krzemienieckiego Karola Kochlera.