Początki wołyńskiej stanicy

Ofiary były całe zbroczone krwią, ciała miały pokryte niezliczonymi ranami od bagnetów, noży i nożyków. Dziewczęta miały odcięte piersi, mchem wypchane i pozszywane brzuchy, powykłuwane oczy, połamane i wykręcone palce u rąk.

W 1939 r. Mirosław Łoziński miał 13 lat. Urodził się w 1926 r. w kolonii Chołopiny, należącej do gromady Przebraże i gminy Trościaniec, powiatu Łuck województwa wołyńskiego. Liczyła ona około trzydziestu domów rozrzuconych na dużej przestrzeni. Rodzina Łozińskich mieszkała tam, jak cała ludność, z dziada pradziada.
– Mój ojciec Dionizy służył w Wojsku Polskim w 8 Pułku Ułanów stacjonującym w Krakowie – mówi Mirosław Łoziński. – Po powrocie ożenił się na Chołopinach z moją matką, czyli Józefą Korzeniowską. Z ich małżeństwa narodziło się czworo dzieci. Brat młodszy już nie żyje. Jeszcze jest siostra i najmłodszy brat, który mieszka w Opolu. Ojciec nie miał gospodarstwa, które zapewniłoby utrzymanie rodzinie. Jego areał obejmował cztery dziesięciny ziemi. By utrzymać rodzinę, musiał dorabiać w lesie przy wyrębie drzewa i wyrobie gontów. Do szkoły początkowej uczęszczałem do Przebraża, a później do Rafałówki. Sam wybuch wojny nie utkwił mi jakoś specjalnie w pamięci. Chołopiny leżały na uboczu i wojna nie dotarła do nich.

Pod sowieckimi rządami

„Rządy sowieckie do 1941 r. też nie dały się miejscowości zbytnio we znaki. Sowieci mieli za mało sił, by zając się „obrabotką” wszystkich skupisk polskich. Owszem, jak pamiętam, przyjeżdżali do naszej kolonii sowieccy agitatorzy i namawiali jej mieszkańców do wstąpienia do kołchozu, ale nikt, żaden z gospodarzy nie odpowiedział pozytywnie. W Chołopinach nikt do kołchozu wstąpić nie chciał. Sowieci jakoś specjalnie Chołopinami się nie interesowali. Pamiętam tylko, że Sowieci aresztowali siostrę ojca, która była żoną gajowego Piotra Sawickiego. Był to jej drugi mąż. Pierwszy jej towarzysz życia został zmobilizowany do Legionów i zginął w czasie obrony Warszawy przed bolszewikami w 1920 r. W lutym 1940 r. została wraz z mężem, dorosłym synem z pierwszego małżeństwa, synową i synem z drugiego małżeństwa wywieziona do obwodu archangielskiego. Tam w pasiołku Słobudczykowo, w Leninskim rejonie pracowali przy wyrębie lasów. Po Układzie Sikorski-Majski i amnestii dla Polaków udało im się wyjechać do Kazachstanu. Siostra ojca tam niestety zmarła i została pochowana. Jej syn wstąpił do armii generała Andersa i wraz z nią wydostał się ze Związku Radzieckiego. Przeszedł przez Iran, Irak i Palestynę. Walczył pod Monte Cassino i brał udział w kampanii włoskiej. Po wojnie wrócił do Polski i zamieszkał w Żarach. Ściągnął żonę z Kazachstanu. Obecnie obydwoje już nie żyją. Pamiętam, że jak wybuchła wojna niemiecko-sowiecka i Sowieci wycofali się, to pod nasza chałupą zostawili dwa stosy amunicji w drewnianych skrzyniach. W każdej z nich były dwie zalutowane metalowe skrzynki. Obok tych stosów zostawili jeszcze sporo worków z mąką, kaszą jaglaną, a także jakieś beczki z olejem i smarami. Jeden z tych stosów Sowieci przed wycofaniem się podpalili. Wyglądało to bardzo groźnie, bo beczki wybuchały. Skrzynki z amunicją też rozrywało i zgromadzona w nich amunicja wylatywała w powietrze i walała się po okolicy. Razem z kolegą Gabrielem Rosińskim zbieraliśmy ją do worka licząc, że może się przydać. Drugi stos pozostał nienaruszony.”

Pierwsze spotkanie z bandą

„Stos leżał i Niemcy się nim nie interesowali. Ukraińcy zaczęli ten stos pakować na furmanki i wywozić. Nikt z mieszkańców Chołopin nie odważył się im zwrócić uwagi, czy o cokolwiek zapytać. Mnie udało się to ukryć i zakopać jedną ze skrzynek. Była w niej amunicja, która później bardzo się przydała w czasie oblężenia Przebraża przez Ukraińców. W lipcu 1942 r. po raz pierwszy miałem do czynienia z ukraińską bandą. Pod gruszą na podwórku naszego domu jadłem obiad. Ojciec wstawił tam stół przez siebie zbity i ławkę. Kończyłem zupę, a tu nagle patrzę idzie w stronę naszego gospodarstwa grupa ludzi. Jeden z jej członków mający karabin już z daleka zaczął mnie wołać. Ja wtedy wziąłem talerz i poszedłem do kuchni. Ukrainiec rzucił się wtedy za mną. Ja odstawiłem talerz i wyszedłem przed dom. Ukrainiec zapytał mnie wtedy, dlaczego uciekałem. Odpowiedziałem, że nie uciekałem, tylko odnosiłem talerz. Ten wtedy uderzył mnie i wyprowadził na podwórko pod jabłoń na naszym podwórku. Pamiętam, że była ona wielka, rozłożysta. Stało tam już trzech robotników leśnych, zatrzymanych przez Ukraińców. Tych było pięciu i mówili, że są policjantami ukraińskimi, ale na pierwszy rzut oka widać było, że należą do bandy. Nie mieli mundurów i posiadali różną broń. Przyprowadzili chłopaka Stefana Wolaka, który miał może 14 lat. Ten zeznał, że widział mnie i brata w lesie z bronią. Ukraińcy zaczęli mnie wtedy bić. Matka wybiegła wtedy z domu i zaczęła krzyczeć – za co go bijecie? – Jeden z nich odpowiedział, że jestem bandytą, bo nielegalnie przechowuję broń. Matka wtedy kategorycznie zaprzeczyła, żebym miał broń i na dowód tego powiedziała Ukraińcom, że mogę przeszukać dom i jak ją znajdę, to mogę wszystkich rozstrzelać. Ukrainiec się tylko uśmiechnął i rzucił – Win ne durnyj w doma, trymaty win joho maje w lisi – Zaczął pytać tego Wolaka, z jakim karabinem mnie widział? On sam był uzbrojony w krótki rosyjski karabinek kawaleryjski, inni dwaj w pistolety, a u dwóch kolejnych broni nie widziałem. Może mieli ukrytą. Wolak nie potrafił określić, jakiej wielkości był karabin, z którym mnie widział. Po chwili uznali, że skoro karabin zostawiłem w lesie, to musze im pokazać, gdzie. Wolaka i tych trzech robotników leśnych od razu puścili.”

Chcieli nas rozwalić

„Mnie zabrali razem z Gabrielem Rosińskim i poprowadzili do lasu. Po drodze spotkaliśmy wracającego z pola drabiniastym wozem gajowego Demczuka. Ukraińcy siedli na wóz, a nam z Gabrielem kazali iść obok. Jakieś trzysta metrów przed gajówką Ukraińcy zsiedli z wozu. Demczukowi kazali jechać dalej, nas zaś wprowadzili do lasu. Nie mieliśmy wątpliwości, że chcą nas rozwalić. Uszliśmy jakieś kilkaset metrów i zatrzymaliśmy się przy przewróconej sośnie, tam Ukraińcy zaczynali nas katować. Bili nas, czym popadnie. Jeszcze raz zmuszano nas do przyznania się, że posiadamy broń. Oprawcy żądali też, byśmy zdradzili tych wszystkich Polaków, którzy we wsi mają broń. Zapewniali, że jak tylko to uczynimy, to nas zwolnią. My twardo nie chcieliśmy nic powiedzieć i milczeliśmy jak grób. Nie zdradziliśmy. To Ukraińców rozwścieczało coraz bardziej. Odciągnęli Rosińskiego na bok i bili nas oddzielnie sądząc, że wtedy staniem się rozmowniejsi. Wkładali mi głowę między rozwidlone konary grabu tak, bym nie mógł się ruszyć, bito mnie w podeszwy bosych stóp. Ukraińcy nie wiedzieli, czy ci, którzy poszli za nami mieli broń czy nie, a oni byli kiepsko uzbrojeni. Wróciliśmy do domu ledwie żywi. Przez kilka tygodni musiałem leczyć obolałe ciało i kości. Byłem jednak zadowolony, że nikt w tym zdarzeniu nie ucierpiał. Chłopakowi, który nas wydał Ukraińcom postanowiliśmy z Rosińskim wybaczyć, choć takiemu zdrajcy manto się należało. Jego losy po wojnie nie ułożyły się pozytywnie. Po przesiedleniu stał się alkoholikiem i kryminalistą, zginął pod kołami pociągu już na terenie Opolszczyzny. Kopali, okładali kijami. W końcu kazali nam w jamie po korzeniach z sosny wykopać, a raczej wygrzebać sobie grób. Gdy wygrzebaliśmy jamę, polecili nam się położyć. Zamknąłem oczy i myślałem tylko, czy Ukrainiec celnie strzeli, czy nie będę się męczył. Słyszałem, jak Ukrainiec ładował pistolet.”

Strzał nie padł

„Nagle zaległa cisza. Strzał nie padł. Gdy podniosłem głowę zobaczyłem, że Ukraińcy odeszli kierując się w stronę odległej o jakieś pięćset metrów gajówki. Ukraińcy bali się do nas strzelać, bo jak się okazało, mieszkańcy Chołopin zaczęli nas szukać i wołać za nami po lesie. Zdarzenie to uświadomiło wszystkim, czego możemy się po Ukraińcach spodziewać. Wkrótce w sąsiedniej Hermanówce Ukraińcy również udający policjantów uprowadzili młodego chłopaka Józefa Zalewskiego, który nigdy już nie wrócił. Zabrali go ze sobą, żeby pokazał im drogę. Dopiero po pewnym czasie odnaleziono w lesie zmasakrowane zwłoki. Po szczątkach jego odzieży wywnioskowano, że to może być ten uprowadzony chłopiec. W tym samym czasie ukraińscy policjanci pod nadzorem kilku Niemców wymordowali prawie całą ludność żydowską w kilkutysięcznej Zofiówce. Jej niedobitki trapione przez ukraińskich policjantów błąkały się po okolicznych lasach. Nocami Żydzi przychodzili także do Chołopin. Pukali do okien naszego domu. Moja mama starała się im pomagać. Nigdy nie wychodzili z naszego domu z pustymi rękami. Podobnie postępowały nasze sąsiadki Magdalena Suchodolska, Franciszka Rosińska i inne gospodynie. Stanisław Śwital wziął na wychowanie żydowską dziewczynkę, nadając jej imię Wiesława, a nazwisko Woźnica. Dziewczynka ta udawała krewną Świtalów, której rodzice zginęli podczas bombardowania. Nauczyli ja pacierza i polskich piosenek. W okolicznym lesie zaczęła ukrywać się grupa Żydów, która mogła to czynić tylko dzięki pomocy gospodarzy, mieszkających najbliżej lasu. Regularnie wspierali ich, o ile pamiętam Tadeusz Oliwa, jego siostra Józefa, Piotr Ludwikowski, Alojzy Ludwikowski, mój ojciec Dionizy Aleksander Rosiński i Mikołaj Bednarski. Praktycznie wszyscy mieszkający pod lasem. Mój ojciec załatwił im m.in. karabin, żeby mieli się czym bronić przed ukraińską policją.”

Zapowiedź rzezi Polaków

„Broni posiadali zresztą więcej. Na niewiele jednak się ona im przydała. Po pewnym czasie ukraińscy policjanci wytropili ich ziemianki, to wrzucili do nich wiązki granatów, mordując wszystkich, którzy się w nich znajdowali. Po rozprawieniu się z Żydami nacjonaliści ukraińscy zaczęli przygotowywać się do wyniszczenia Polaków. Wczesną wiosną 1943 r. w lasach zaczęły tworzyć się oddziały UPA. W ciche, ciepłe wieczory, kiedy się dobrze wsłuchało, można było uchwycić uchem z sąsiednich ukraińskich wsi przyśpiewkę:
„ Po wsim świti stało zwisno
szczo żydowskie koło trysło
a teper kto tylko żyw
wsi pijdemu na Lachiw”.
Także miejscowości w naszej okolicy jak Cumań, Kotów, Moszczenica, Karpiłówka, Silno, Horodyszcze, Bereściany, Żurawicze, Myków, Domaszów, Jaromel, Omelno, Sitnica, Swoz, Chopniów, Trościaniec, Sławatycze, Sus, Stara Czołnica, Bodiaczew, Klepaczów i Hauczyce stały się twierdzami UPA. Miejscowości te były rozłożone głęboko wśród lasów i wielkich borów ordynacji ołyckiej, stanowiły znakomite bazy do działania. Cały szereg wsi i kolonii rdzennie polskich, występujących na tym obszarze takich jak: Wólka Kotowska, Balarka, Rafałówka, Hermanówka, Dermanka, Dobra, Przebraże, Chołopiny, Jaźwiny, Jeziorski Majdan, Marianówka, Wielki Las, Łąka, Glinne, Bereczyna, Zacisze, Cegielnia, Ignatówka, pasieka, Chmielówka, Zagajnik, Wydranka, Mosty, Komarówka, Wertepa, Aleksandrówka, Aleksandria, Żabka i wiele innych znalazło się w bezpośrednim zagrożeniu nacjonalistów ukraińskich. W naszej wsi od razu zaczęły się warty. Ich członkowie początkowo byli uzbrojeni w widły, siekiery i cepy. Szybko, jak się okazało, że zagrożenie ze strony Ukraińców jest coraz bardziej realne, mieszkańcy Chołopin zaczęli wyciągać ukryta broń palną, bardzo oczywiście różnorodną. Ja też wyciągnąłem ukryty na strychu chałupy karabin mauzer. Moja matka nie wiedziała, że go mam. Dlatego, kiedy zaproponowała Ukraińcom, zęby przeszukali nasz dom, to zdrętwiałem. Ukraińcy jak by zrobili rewizję, to broń bez trudu by znaleźli i całą naszą rodzinę wystrzelali… Karabinek ukryty przeze mnie stał się dla mnie później przepustką do samoobrony w Przebrażu. Bezpośrednim sygnałem, że trzeba się spieszyć z tworzeniem oddziałów samoobrony był mord dokonany na krótko przed Świętami Wielkanocnymi w 1943 r. w polskiej kolonii Dobra położonej 4 km od Przebraża. Akt ponurej tragedii rozegrał się w lesie na drodze, prowadzącej z Dobrej do Dermanki. Tu Ukraińcy dokonali zasadzki na udającą się na Mszę św. 11-osobową grupę Polaków. Zostali oni zamęczeni w okrutny sposób.”

Pierwsze ofiary bestialstwa

„Ofiary były całe zbroczone krwią, ciała miały pokryte niezliczonymi ranami od bagnetów, noży i nożyków. Dziewczęta miały odcięte piersi, mchem wypchane i pozszywane brzuchy, powykłuwane oczy, połamane i wykręcone palce u rąk. W zasadzce ukraińskich bandytów w Dobrej zginęli:
Jan Paszkowski s. Zofii
Tadeusz Paszkowski s. Zofii
Anastazja Bojkowska c. Józefa
Marian Bojkowski s. Józefa
Antonina Ostrowska c. Floriana
Tadeusz Sawicki s. Józefa
Tadeusz Sawicki s. Jana
Stanisław Sawicki s. Jana
Dionizy Sawicki
Henryk Bernacki s. Wacława
Z Dermanki zamordowany został Henryk Bernacki s. Wacława, a z Majdana Władysław Borucki Jeziorski.
Sama Dobra w jakiś czas potem została podpalona. Wszyscy wiedzieli, że bierność i zdanie się na los oznaczało czekanie na niechybną śmierć. Z inicjatywy Ludwika Malinowskiego „Lwa”, wokół którego skupiła się starszyzna wioskowa, wśród której było sporo podoficerów rezerwy Przebraże zaczęto przekształcać w obóz wojskowy. Budowano zasieki z drutu kolczastego, zabezpieczające na razie budynek dowództwa obozu, szkołę, w której znajdowała się prowizoryczna kaplica oraz kilka domostw. Utworzono cztery kompanie partyzanckie, oddział konnego zwiadu i służby pomocnicze. Ja wstąpiłem do 4 kompanii dowodzonej przez Tadeusza Wojnickiego „Groma”.
Marek A. Koprowski
1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. piotrx
    piotrx :

    Szanowni Państwo,
    pod koniec maja 2013 r. uczniowie IV Liceum Ogólnokształcące im. K.K. Baczyńskiego w Olkuszu zakończyli prace nad filmem dokumentalnym na temat rzezi wołyńskiej.

    Film ten został przygotowany na konkurs, zatytułowany “Dramatyczne losy Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1943 – 1944”, ogłoszony przez Oddział Instytutu
    Pamięci Narodowej w Krakowie we współpracy z Uniwersytetem Papieskim im. Jana
    Pawła II w Krakowie i krakowskie Kuratorium Oświaty. W konkursie film ten został
    laureatem I miejsca. Teraz, po ogłoszeniu wyników, można tę pracę już opublikować. Jest dostępna
    pod adersem

    https://www.youtube.com/watch?v=fnx5ctDVclA

    Zarówno ja, jak i pozostali członkowie zespołu reżyserskiego, pragniemy
    poznać opinię Państwa na temat tego filmu.

    Z wyrazami szacunku

    Konrad Kulig
    uczeń IV LO w Olkuszu

    e-mail:
    [email protected]