Prof. Stephen M. Walt, wykładowca John F. Kennedy School of Government Uniwersytetu Harvarda i współautor książki „The Israel Lobby and U.S. Foreign Policy”, opublikował artykuł na łamach magazynu „Foreign Policy”, w którym poddaje krytycznej ocenie politykę Białego Domu wobec Iranu.
W ocenie Walta, „Trump i jego współpracownicy zdają się przyjmować pogląd, że Iran jest potencjalnym hegemonem, który chce zdominować Bliski Wschód, a zwłaszcza przejąć kontrolę nad bogatą w ropę Zatoką Perską”. Kierując się takim poglądem, polityka bliskiej współpracy z Arabią Saudyjską, pomimo jej agresywnych posunięć w polityce zewnętrznej i wewnętrznej oraz działania zmierzające do podważenia porozumienia nuklearnego z Iranem, wydaje się jak najbardziej sensowna.
Walt uważa jednak, że potencjał Iranu jest przeceniany przez amerykańskich analityków i komentatorów. „Iranowi brakuje obecnie siły, którą państwo dążące do zdominowania rozległych i głęboko podzielonych krajów Bliskiego Wschodu musiałoby posiadać. Według Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych, Iran ma około 83 milionów mieszkańców; od 2016 r. jego PKB wynosił ponad 400 mld USD, a jego roczny budżet obronny wynosi prawie 16 miliardów dolarów. Jego całkowita liczba żołnierzy (w tym Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, czyli IRGC) składa się z około 520 tys. żołnierzy, w tym z kiepsko wyszkolonych poborowych. Wiele jego czołgów, samolotów i innych głównych systemów uzbrojenia pochodzi z czasów Szaha Mohammada Rezy Pahlawiego i jest w złym stanie technicznym” – przypomina Walt.
W odróżnieniu od Iranu, Egipt, Izrael, Arabia Saudyjska, Jordania i Zjednoczone Emiraty Arabskie mają łącznie ponad 100 milionów mieszkańców, a łączny PKB przekracza 1 bilion dolarów. Razem wzięte, państwa te wydają pięć razy więcej na obronność niż Iran. Izrael dodatkowo posiada broń atomową. „Biorąc pod uwagę znacznie potężniejsze siły sprzymierzone przeciwko Iranowi, twierdzenie, że znajduje się on na krawędzi regionalnej hegemonii, jest bezpodstawne” – zaznacza Walt.
Przeczytaj także: The Guardian: wzrost znaczenia Iranu powodem napięć w regionie
Walt zwraca uwagę, że skonfrontowani z tymi argumentani, zwolennicy tezy o irańskich ambicjach hegemonistycznych twierdzą, że Iran prowadzi wojny zastępcze w regionie i posługuje się swoimi klientami, aby w ten sposób dokonywać ekspansji. „Posunięcia te zwiększyły nieznacznie siłę Iranu, ale głównie dlatego, że udało mu się wykorzystać błędy swoich przeciwników, takie jak decyzja administracji George’a W. Busha o obaleniu Saddama Husajna. Ale postępy te nadal pozostawiają Teheran daleko od regionalnej dominacji” – stwierdza Walt. Co więcej, owi klienci Iranu (np. Hezbollah) kierują się głównie swoimi wąsko pojętymi interesami i nie zamierzają ślepo wykonywac poleceń Teheranu. Również istotnym jest fakt, że tacy sojusznicy Iranu jak Syria, są zdestabilizowani, a ich wspieranie skutkowało ogromnymi kosztami, które poniósł i ponosi nadal Teheran. Izrael i państwa Zatoki Perskiej dokonały nieformalnego zbliżenia, co również nie ułatwia Iranowi prowadzenia gry w regionie.
Trudno o budowę irańskiej hegemonii biorąc pod uwagę jego etniczną i religijną kompozycję. „Ludność Iranu to głównie szyici, ale sunniccy muzułmanie są znacznie liczniejsi i kontrolują inne ważne kraje regionu. Podejmowanie walk z krajami zdominowanymi przez sunnitów pogłębia przepaść między dwiema głównymi gałęziami islamu i utrudnia Teheranowi zdobycie wpływów w sąsiednich krajach. Iran jest również w przeważającej mierze pochodzenia perskiego, a nie arabskiego, a żadne państwo arabskie nie poparłoby perskiej zwierzchności nad tym regionem” – argumentuje Walt.
Harwardzki wykładowca rozwiązanie widzi w utrzymaniu przez Waszyngton równowagi sił na Bliskim Wschodzie. Obejmowałoby to zachowanie równego dystansu wobec Izraela, Arabii Saudyjskiej oraz Iranu. Takie podejście oparte byłoby na uznaniu, że istnieją obszary wspólnych interesów z Iranem, chociażby w Afganistanie. Perspektywa lepszych relacji z Teheranem uśmierzyłaby postępowanie Iranu w regionie, zamiast stosowania agresywnej polityki izolacji, która przyczynia się do radykalizacji postaw.
„Takie podejście zniechęciłoby również obecnych sojuszników do przyjęcia amerykańskiego wsparcia za pewnik i zachęciłoby ich, by zrobili więcej, aby pozostać w łasce u Amerykanów. Obecni sojusznicy regionalni Ameryki (i ich krajowe lobbies) z pewnością protestowaliby gwałtownie, gdyby Waszyngton przestał ich popierać i poszukiwał nawet skromnego odprężenia z Iranem. Ale w ostateczności to ich problem, a nie Ameryki. Nadmierne wsparcie ze strony USA zachęca sojuszników do zachowywania się lekkomyślnie, tak jak robi to Izrael, gdy rozszerza nielegalne osiedla i jak Arabia Saudyjska ze swoją kampanią wojskową w Jemenie, dyplomatyczną sprzeczką z Katarem i jej spaczoną próbą przekształcenia polityki w Libanie. Gdyby sprzymierzeńcy USA zrozumieli, że Waszyngton rozmawia ze wszystkimi, mieliby więcej powodów, by wysłuchać rad Ameryki, aby nie utracić jej poparcia i uniknąć szukania przez nią sprzymierzeńców gdzie indziej. Posiadanie wielu opcji jest podstawowym źródłem zdolności skutecznego wywierania nacisku” – konkluduje Walt.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Byli pracownicy służb specjalnych do Trumpa: Iran nie jest wiodącym sponsorem terroryzmu
Kresy.pl / Foreign Policy
Znakomita analiza, oparta na faktycznej sytuacji, a nie rzeczywistości podstawionej przez agentury wpływów.