Dzisiaj to Iran jest krajem dominującym wśród takich państw jak Liban, Syria, czy Irak. Silna pozycja tego kraju jest wynikiem ogromnej frustracji nie tylko w irackich ośrodkach sunnickich na północ i na zachód od Bagdadu, lecz przede wszystkim w siedzibach islamskich sunnitów w Arabii Saudyjskiej pisze Simon Tisdall na łamach brytyjskiego lewicowego dziennika The Guardian, w komentarzu zatytułowanym: Iran’s enemies would be wise not to wish for regime change.

W tekście opublikowanym 1. stycznia, brytyjski publicysta winą za niepokój w Iranie obarcza wzrost znaczenia tego państwa w regionie: W dużej mierze to szyiccy muzułmanie rządzący Iranem przyczynili się do tych wydarzeń. Ich próby przejęcia władzy na całym Bliskim Wschodzie poskutkowały pojawieniem się wielu wrogów. Ich polityka ekspansyjna nabrała tempa po strategicznym uderzeniu, które miało miejsce pod koniec zimnej wojny, które  następnie przyspieszyło klęskę brytyjsko-amerykańską w Iraku w 2003 roku – pisze Tisdall.

Nadzieje, wyrażane otwarcie w Stanach Zjednoczonych i Izraelu, że manifestacje mogłyby doprowadzić do upadku reżimu, wydają się być przedwczesne. Jednakże,  ewentualne realne lub przypuszczalne osłabienie rządu irańskiego może oznaczać eskalację napięć w regionie – przestrzega brytyjski publicysta.

Tisdall przypomina, że Irańskie władze oskarżyły Saudyjczyków o wzniecanie protestów. Zastępca gubernatora Lorestanu oskarżył o to front takfirystów („takfiri groups” — sunnickich ekstremistów) oraz „obce służby wywiadowcze”.

Publicysta twierdzi, że Dzisiaj to Iran jest krajem dominującym wśród takich państw jak Liban, Syria, czy Irak. Silna pozycja tego kraju jest wynikiem ogromnej frustracji nie tylko w irackich ośrodkach sunnickich na północ i na zachód od Bagdadu, lecz przede wszystkim w siedzibach islamskich sunnitów w Arabii Saudyjskiej.

Do niedawna pomysł zmiany ustroju w Iranie, nad którym spiskowała Arabia Saudyjska, mógł wydawać się dziwny. Lecz napięcie pomiędzy tymi dwoma krajami jest najwyższe od lat.

Saudyjczycy obarczyli Iran odpowiedzialnością za ostatni atak rakietowy na pałac królewski w Rijadzie. Rakiety zostały wystrzelone z Jemenu, gdzie oddziały kierowane przez Arabię Saudyjską walczą przeciwko rebelii szyitów wspieranej przez Teheran. 

Jak zauważa Tisdall, konflikt rozszerzył się do granic Libanu, gdzie według obserwatorów saudyjski następca tronu Mohammed bin Salman przeprowadził w listopadzie nieudany zamach stanu, aby zmniejszyć wpływy wspieranego przez Teheran Hezbollahu oraz szyickiej partii politycznej. Próbując odeprzeć Iran, przywołał do porządku Katar i inne kraje Zatoki Perskiej zapewniając o kontroli swojego kraju, przez co zyskał miano nierozważnego. Nikt do końca nie wie do jakich kroków posunie się Salman, gdyż w przeszłości obiecał podjęcie walki przeciwko Iranowi, a ich przywódcę Ajatollaha  Ali Chameiniego nazwał „Hitlerem Bliskiego Wschodu”. Salman miał w ten sposób zdobyć poparcie a film przedstawiający wojsko Arabii Saudyjskiej podbijające Iran szybko stał się popularny.

Zdaniem publicysty Guardiana, Salman ma silne poparcie swojego przyjaciela Jareda Kushnera, który jest zięciem Donalda Trumpa oddelegowanym ds. Bliskiego Wschodu. Nie jest tajemnicą fakt, że Trump żywi wrogość do, jak go sam nazywa, „irańskiego zbójeckiego reżimu” oraz chciałby jego obalenia.

Niewątpliwie zaskoczeniem było nasilenie protestów, za którymi ewidentnie nie stoi żaden powód. Trump oraz wiceprezydent Mike Pence wyrazili nadzieję na upadek „uciążliwego reżimu”, nie bacząc na fakt, że Hassan Rouhani został ponownie demokratycznie wybrany na prezydenta rok temu – pisze Simon Tisdall.

Podobne nastroje zapanowały również w Izraelu także, jak przypomina autor: Minister Współpracy Regionalnej, Tzachi Hanegbi stwierdził, że protestujący w Iranie „z odwagą narażali życie w dążeniu do wolności” oraz wezwał „cywilizowany świat” do wspierania manifestujących.

Przeczytaj także: Izraelska telewizja: USA i Izrael porozumiały tajne porozumienie ws. Iranu

W tym kontekście Tisdall zwraca uwagę na postawę, Benjamina Netanyahu – izraelski premier, który swoją karierę zbudował na demonizowaniu Iranu jako egzystencjalnego zagrożenia, wezwał polityków do uspokojenia nastrojów, prawdopodobnie przed obawą, że gniew przywódców Iranu mógłby się obrócić przeciwko Izraelowi. Jak zauważa publicysta, Jeśli Netanyahu obawia się ostrej reakcji Iranu, to zapewne wykazuje się roztropnością. W przeciwieństwie do Trumpa i Penca, Izrael w razie wymknięcia się spraw spod kontroli, znajdzie się na linii ognia.

Autor przypomina oskarżenia wysuwane przez Izrael, mówiące, że Iran zwiększył dostawy pocisków i broni dla libańskiej partii islamskich szyitów oraz palestyńskich bojowników w Gazie. Istnieją obawy co do bezpieczeństwa granicy z Syrią na Wzgórzach Golan. Zdaniem Tisdalla, Osłabiony i zraniony Iran mógłby uderzyć w tym miejscu. Mogłoby się także okazać, że Iran stałby się nieprzewidywalnym partnerem zarówno dla Iraku, jak i Syrii, a także dla Turcji i Rosji, obecnie sojuszników Teheranu. Jeśli chodzi o polityków z Ameryki, Arabii Saudyjskiej, czy Izraela, powinni się zastanowić, czego sobie życzą — kończy komentator Guardiana.

Przeczytaj także: Arabia Saudyjska kontra Iran – nowa wojna na Bliskim Wschodzie?

Kresy.pl. Tłum. Maciej Kuś.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply