O komentarz w sprawie niestabilnej sytuacji na Bliskim Wschodzie poprosiliśmy byłego konsula Rzeczypospolitej Polskiej w Kabulu i orientalistę Marcina Krzyżanowskiego.

Ostatnie tygodnie przyniosły ze sobą bezprecedensowe zmiany w Arabii Saudyjskiej oraz pogłębienie agresywnej retoryki na linii Rijad- Teheran. Muhammad bin Salman (MbS) łamie dotychczasowe pryncypia kraju począwszy od sposobu dziedziczenia i sprawowania władzy aż do podejścia do religii. Coraz więcej sygnałów wskazuje również na wzmacnianie dwóch kluczowych i bezpośrednio ze sobą powiązanych prądów w saudyjskiej polityce regionalnej, czyli ocieplania relacji z Izraelem oraz konfrontacji z Iranem, której stawką jest hegemonia w rejonie Zatoki Perskiej. Coraz częściej pojawiają się głosy stwierdzające, że wybuch bezpośredniej wojny między Arabią Saudyjską a Iranem jest kwestią bliskiej przyszłości. Jednakże tak pesymistyczne opinie są zdecydowanie przesadzone.

Faktem jest, że napięcie w trójkącie Iran- Arabia Saudyjska- Izrael z Turcją, Egiptem, Syrią, Libanem, Kurdami, islamskim terroryzmem, kwestią palestyńską, napięciami społecznymi itd. w tle, nie może rosnąć w nieskończoność i w pewnym momencie musi osiągnąć masę krytyczną. Jednak obecnie należy się spodziewać raczej intensyfikacji konfliktów zastępczych w Jemenie, Iraku, Syrii oraz Libanie. Za taką opinią przemawiają m.in. następujące przesłanki:

– MbS nie uporządkował jeszcze sytuacji wewnętrznej w kraju. Jego działania są póki co bardzo skuteczne, jednak wiele kwestii pozostaje niezałatwionych (m.in. formalne przejęcie władzy, niepokoje społeczne w prowincjach szyickich, cichy opór w łonie odstawionych na boczny tor gałęzi rodziny królewskiej, niedobory fiskalne, reformy społeczne)

– Wojna w Jemenie obnażyła znaczące słabości saudyjskiej armii, które znacząco zmniejszają szanse powodzenia w wojnie napastniczej z mniej nowoczesnym, ale zdecydowanie liczniejszym, niezwykle zdeterminowanym i zaprawionym w boju przeciwnikiem. Zaangażowanie Rijadu w wojny w Syrii i Iraku również jest dalekie od skuteczności i sukcesu.

– Pomimo zdecydowanego poparcia jakiego MbS’owi udziela D. Trump w amerykańskiej administracji przeważają głosy niechętne zbrojnej konfrontacji i tworzeniu pełnoskalowego konfliktu w już i tak bardzo niestabilnym regionie. Amerykanie (całkiem zresztą słusznie) obawiają się, że wojna Arabii Saudyjskiej i Iranu byłaby poza wszelką kontrolą, a jej wyniku, przebiegu i konsekwencji nie sposób przewidzieć.

– Jakkolwiek Izrael chętnie przyklaśnie wszelkim inicjatywom osłabiającym wpływy i potencjał Iranu, to zarówno politycy, jak wojskowi z Tel Avivu wykluczają zbrojną konfrontację na pełną skalę, która przyniosłaby ze sobą w najlepszym razie saudyjską hegemonię w regionie. Dla Izraela kluczową kwestią (poza bezpieczeństwem granic) jest utrzymanie chwiejnej „równowagi.” Nawet uznawany za jastrzębia premier B. Nataniahu, pomimo agresywnej retoryki, jest niezwykle powściągliwy w stosowaniu siły poza terytorium Izraela i jego najbliższych okolic. Oczywiście przekroczenie „czerwonych linii”, jakimi dla Tel Avivu są  ustanowienie stałych irańskich baz w Syrii i Libanie może zmienić stanowisko Izraela, jednak nawet w takiej sytuacji nie należy liczyć na otwarty sojusz saudyjsko- żydowski.

– Otwarta wojna z Iranem oznaczałaby wzrost znaczenia armii saudyjskiej, czego rodzina królewska zawsze się obawiała. Oprócz tego mając na względzie strukturę saudyjskiej gospodarki z dużym prawdopodobieństwem wojna oznaczałaby kryzys gospodarczy, a na pewno odpływ inwestorów, a co za tym idzie fiasko sztandarowych projektów MbS, dotyczących zarówno przekształceń ekonomicznych, jak i społecznych monarchii.

– Iran może liczyć na polityczne i technologiczne wsparcie Rosji i Chin, z kolei MbS może mieć trudności ze stworzeniem spójnego sojuszu militarnego wymierzonego w Iran. Rijad nie był np. w stanie zmusić do posłuszeństwa Kataru, gdzie stawką była nie wojna, a relacje polityczne.

Marcin Krzyżanowski

Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply