Tysiące polskich firm działających w innych państwach członkowskich Unii Europejskiej mają rosnące kłopoty z kontrolami, szczególnie we Francji – pisze „Rzeczpospolita”. Według gazety, francuscy inspektorzy pracy skupili się na ich kontrolowaniu, bo takie dostali polecenie od władz.

Jak podała w piątek na swoich stronach internetowych „Rzeczpospolita”, w ostatnim czasie francuscy inspektorzy pracy dostali od władz polecenie, „by rzucić inne zajęcia i skupić się na kontrolowaniu firm z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym z Polski”.

Gazeta zwraca uwagę, że polskie firmy, szczególnie te działające w branży budowlanej, opiekuńczej oraz w usługach, z powodzeniem konkurują z lokalnymi przedsiębiorcami.

 

W rozmowie z „Rz” dr Marek Benio z Inicjatywy Mobilności Pracy powiedział, że polskie firmy odczuły wzmożone działania francuskiej inspekcji pracy. Zaznacza, że jej inspektorzy „za wszelką cenę” próbują udowodnić, że są one nielegalne, bo nie zarejestrowały swojej działalności.

Dr Benio wyjaśnia też, że kontrole są przeprowadzane według jednego scenariusza. Firma zagraniczna, np. polska, zostaje uznana za działającą nielegalnie na terytorium Francji. Zgodnie z dość nowymi francuskimi przepisami z 2018 roku, jest to uznawane za przestępstwo. Grożą za to bardzo wysokie kary finansowe, sięgające nawet 30 tys. euro za każdego nielegalnie zatrudnionego pracownika, a nawet kara więzienia, powyżej dwóch lat. Ponadto, lokalni kontrahenci polskich przedsiębiorców są „ostrzegani” przed współpracą z zagranicznymi firmami. Kontrolerzy informują je, że współpraca z firmami spoza Francji może zostać uznana za współudział w przestępstwach.

Co więcej, według relacji dr Benio, francuscy inspektorzy nie chcą słuchać wyjaśnień naszych biznesmenów, którzy tłumaczą im, że działają całkowicie legalnie. Francuzi mogą to zresztą łatwo sprawdzić, odwołując się do ZUS-u czy Państwowej Inspekcji Pracy.

Gazeta zaznacza, że „presja rośnie” i choć jak dotąd obyło się bez kar, to wiele wskazuje na to, że przeprowadzane kontrole mają inny, zasadniczy cel. Chodzi o zmuszenie przedsiębiorców do zarejestrowania swojej działalności we Francji i płacenia tam podatków, a nawet składek za pracowników. Z kolei polscy przedsiębiorcy wzbraniają się przed tym, gdyż trwałe przeniesienie działalności do innego państwa jest bardzo kosztowne.

Ministerstwo Rozwoju, w odpowiedzi na zagraniczne praktyki, przygotowało czarną księgę barier, które polskie firmy napotykają w państwach członkowskich Unii Europejskiej. Minister Jadwiga Emilewicz powiedziała „Rzeczpospolitej”, że jej resortowi zależy, by w razie kontaktu z nieuzasadnionymi ograniczeniami, polscy przedsiębiorcy, z dostępnych narzędzi służących do rozwiązywania takich problemów. Wymieniła w tym kontekście system SOLVIT, pomagający w kwestiach urzędowych w innych państwach członkowskich UE, a także skargę do Komisji Europejskiej. Dodała, że z tej drugiej opcji chętnie korzystają przedsiębiorcy z innych państw.

Przypomnijmy, że podobna sytuacja miała miejsce w 2017 roku. Informowaliśmy wówczas, że francuskie władze wywierają naciski na część firm, aby nie kupowały od polskich przedsiębiorstw.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

(…) niektórzy polscy przedsiębiorcy przeszli przez gehennę ciągłych kontroli, braku informacji, gąszczu skomplikowanych i nieraz sprzecznych przepisów prawa pracy i prawa podatkowego – mówiła wówczas Hanna Goutierre, szefowa Polskiej Izby Handlowo-Przemysłowej we Francji.

Goutierre mówiła również o naciskach francuskich władz na niektóre francuskie firmy, by nie zlecały usług polskim przedsiębiorstwom i nie kupowały od nich. Dotyczyło to m.in. branży budowlanej. – Daje im się do zrozumienia, że mogą stracić dotacje albo spodziewać się częstszych kontroli – mówiła ekspertka. Podała przykład polskich producentów okien, którym uniemożliwiono dostawy dla odbiorców instytucjonalnych.

Szefowa Izby zwracała też uwagę na ograniczenia instytucjonalne dla firm z zagranicy. Przykładowo, polskie firmy, pomimo zgodnego z literą prawa posiadania polskich lub europejskich odpowiedników francuskich certyfikatów koniecznych do udziału w przetargach, odpadały z nich, ponieważ … nie miały certyfikatów francuskich. W niektórych regionach wprowadzano też np. przepisy nakładające na firmy obowiązek zatrudniania pracowników mówiących w języku francuskim, pod pretekstem bezpieczeństwa na placach budowy.

Czytaj także: Bezprawne mandaty, obraźliwe komentarze – francuska żandarmeria nęka polskich przewoźników

rp.pl / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply