Poprawka Naczelnej Rady Lekarskiej zaostrzająca wymagania wobec lekarzy-specjalistów spoza UE, np. z Ukrainy czy Białorusi, warunkowo zatrudnianych w polskich szpitalach, została odrzucona przez sejmową podkomisję. Rządzący wyraźnie prą do wprowadzenia ułatwień dla zatrudniania lekarzy z zagranicy w Polsce.
Jak informuje dziennik „Rzeczpospolita”, we wtorek nadzwyczajna podkomisja do rozpatrzenia rządowego projektu noweli ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty odrzuciła poprawkę zaostrzającą wymagania wobec specjalistów spoza Unii Europejskiej, warunkowo zatrudnianych w szpitalach w Polsce.
Chodzi o rozwiązanie mające umożliwić dyrektorom szpitali zatrudnianie specjalistów z państw trzecich, którzy jeszcze nie nostryfikowali dyplomów. Celem miałoby być poradzenie sobie z sytuacją braków kadr w mniejszych szpitalach na peryferiach województw, gdzie przez brak lekarzy-specjalistów zamykane są oddziały. Projekt zakłada, że po odbyciu przeszkolenia praktycznego (trwającego do roku) i zdaniu lekarskiego egzaminu weryfikacyjnego, lekarz spoza UE dostawałby czasowe prawo wykonywania zawodu, ograniczone do określonych czynności i obowiązujące w określonym miejscu. Taka zgoda miałaby 5 lat ważności, w którym to czasie lekarz-obcokrajowiec miałby zdobyć polskie uprawnienia, a szczególnie nostryfikować swój dyplom.
„Rz” zaznacza, że polscy lekarze od początku sprzeciwiali się temu rozwiązaniu. Podkreślali duże różnice w programie kształcenia specjalizacyjnego lekarzy w państwach poza UE, które na Ukrainie czy Białorusi trwa nawet o połowę krócej. Z tego względu Naczelna Rada Lekarska opracowała poprawkę, zaostrzającą kryteria przyznawania czasowego prawa wykonywania zawodu. Warunkiem miało być ukończenie co najmniej pięcioletnich studiów medycznych w kraju pochodzenia, a w razie uzyskania tam specjalizacji, jej program musiałby równać się co najmniej połowie czasu potrzebnego do uzyskania specjalizacji w Polsce. Wnioskowano też o więcej czasu dla okręgowych rad lekarskich na procedowanie wniosku oraz o utworzenie odpowiedniej komisji oceniającej. Poprawka ta została odrzucona.
Przedstawiciele lekarskiego samorządu ostrzegają, że nieprecyzyjne zapisy ustawy mogą spowodować, że sądy będą podważać decyzje izb lekarskich jako zbyt rygorystyczne.
„Nie chodzi o to, by przekonać, że lekarze nieunijni są gorsi od polskich, ale że użyte w ustawie określenie „specjalista” może mieć odmienne znaczenie w kraju, z którego pochodzi dany lekarz, niż to, co rozumiemy w warunkach unijnych” – powiedział gazecie wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej Andrzej Cisło.
Również lekarze-rezydenci, w tym z Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (PR OZZL) mają swoje obawy, dotyczące m.in. bezpieczeństwa pacjentów w kontekście wiedzy i umiejętności lekarzy z zagranicy. Zwracają uwagę, że np. w Polsce specjalizacja z anestezjologii trwa sześć lat i „wymaga setek godzin nauki”, podczas gdy w niektórych krajach wystarczą zaledwie 2 lata. Z kolei lekarze z Ukrainy twierdzą, że u nich specjalizację wybiera się już na trzecim roku studiów i na niej koncentruje się ich dalsza nauka. Stąd po dyplomie specjalizacja np. na chirurgii może trwać tylko trzy lata. To jednak nie przekonuje polskich specjalistów. Prof. Andrzej Marszałek, konsultant krajowy w dziedzinie patomorfologii zaznacza, że wyniki państwowego egzaminu specjalizacyjnego, do którego przystępują osoby z dyplomami spoza UE, świadczą o dużo wyższych standardach kształcenia medycznego w krajach unijnych.
„Rzeczpospolita” zapytała też o opinię wiceminister zdrowia, Józefę Szczurek-Żelazko. Jak argumentowała, rząd wprowadzając ograniczone prawo wykonywania zawodu dla lekarzy spoza Unii Europejskiej wzoruje się na rozwiązaniach działających w Niemczech. Wyraźnie wskazuje przy tym jednak, że to samorządy lekarskie i szpitale będą brać odpowiedzialność za przyjmowanie lekarzy np. z Ukrainy czy Białorusi do pracy.
„To samorząd lekarski oceni, jaki zakres czynności będzie mógł wykonywać w polskim szpitalu taki lekarz z zagranicy. Przypominam, że cudzoziemiec spoza UE otrzyma ograniczone co do miejsca prawo wykonywania zawodu. Także szpital zatrudniający lekarzy z zagranicy weźmie odpowiedzialność za ich pracę” – powiedziała wiceminister Szczurek-Żelazko.
Przeczytaj: Gowin chce ściągać ukraińskich lekarzy, informatyków i naukowców jako „przyszłe elity” Polski
Jak informowaliśmy wcześniej, resort zdrowia chce wprowadzić możliwość leczenia bez nostryfikacji dyplomu oraz egzamin uprawniający do posługiwania się tytułem lekarza, licząc, że w ten sposób zachęci medyków spoza UE, głównie Ukraińców, do pracy w Polsce i do pozostania w naszym kraju. Do zmian wyraźnie dążą kierownicy szpitali, oponują im środowiska lekarskie. Według „Rz”, w praktyce decyzja będzie należeć do dyrektora placówki. Będzie mógł zatrudnić konkretnego lekarza, np. chirurga z ukraińskim dyplomem, zezwalając mu np. na asystowanie przy operacjach wyrostka i samodzielne wycinanie pęcherzyka żółciowego.
Przeczytaj: Manpower: prawie 80 proc. szpitali w Polsce chce zatrudniać medyków z Ukrainy
Przypomnijmy, że od miesięcy pojawiały się informacje, że Ministerstwo Zdrowia chce uzupełnić braki lekarzy w Polsce cudzoziemcami, głównie lekarzami z Ukrainy. Jak wówczas informowaliśmy, resort ten wspólnie z resortem nauki pracował nad zmianami w prawie, by lekarze z dyplomem zza wschodniej granicy nie musieli nostryfikować dyplomu i mogli szybciej zacząć pracę w Polsce. Ministerstwo argumentowało, że ułatwienia dla lekarzy z Ukrainy czy Białorusi miałyby być pomóc rozwiązań problem chronicznego braku lekarzy. Samorządy lekarskie opowiadały się raczej za utrzymaniem egzaminu nostryfikacyjnego, ale wolałyby, żeby przeprowadzany był przez izby lekarskie.
Czytaj także: Komorowski i Kwaśniewski wezwali Polskę do otwarcia się na imigrantów
Pod koniec maja 2019 roku do konsultacji skierowano wersję projektu, zakładającą podejmowania pracy bez konieczności nostryfikowania dyplomu. Jak pisaliśmy, zasadniczo dotyczyło to łatwiejszego zatrudniania lekarzy-obcokrajowców. Eksperci pytali wówczas, czy szybsze zatrudnianie lekarzy z zagranicy zamiast poprawy warunków pracy specjalistów w Polsce to sposób rządu na braki kadrowe. Jak zaznaczono, nowy projekt nie uwzględniał m.in. podwyżek dla lekarzy, które zawierał projekt przedstawiony przez zespół ministerialny.
„Połowa projektu dotyczy zmian w prawie związanych z nostryfikacją dyplomów lekarzy obcokrajowców” – mówił wówczas dr Jarosław Biliński z Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, szef resortowego zespołu ds. nowelizacji ustaw. Projekt zakładał m.in. wprowadzenie prawa wykonywania zawodu na określony czas (maksymalnie na 5 lat) i w konkretnym miejscu, tj. w placówce, która zgłosi zapotrzebowanie i gotowość zatrudnienia. Pozwolenia miałaby wydawać właściwa okręgowa rada lekarska.
Czytaj także: „Rz”: lekarze ze Wschodu nie chcą leczyć Polaków – planowane ułatwienia ich nie przekonają
rp.pl / Kresy.pl
Mam ambiwalentne odczucia: z jednej strony każdy chce być leczony przez jak najlepszych specjalistów, z drugiej napływ świeżej krwi utarł by trochę nosa rozbuchanym finansowo roszczeniom lekarzy. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich, ale kto się leczył na coś poważniejszego niż angina to wie o czym mowa.
…..ta świeża krew….jak pisze lp@lp…to niedouczeni lekarze,których umiejętności wystarczają na Ukrainie i Białorusi….A Komorowski ze swoją swoiście pojętą inteligencją wystarczą jak zabawi sie w lotnika,który lata na drzwiach od stodoły nie wspomną o Mosze Stolcmanie ,któremu mgr wyszedł jak wyszedł…a le komu to przeszkadza?….Najlepiej wszystkim lekarzom z Ukrainy czy też z Białorusi dać przy wjeździe do Polski kartę Polaka i wszystko będzie git…jak mówi Mosze…
Ciekawa logika u tej Szczurek-Żelazko. Rządzący chcą narzucić ludziom taką, a nie inna ustawę, ale odpowiedzialność ma ponosić Samorząd Lekarski.
do @gotan: dlatego napisałem o ambiwalencji.
Zamiast uczciwie płacić polskim lekarzom, PiS woli ukraińskich lekarzy. O białoruskich niech nie marzą, Łukaszenka nie pozwoli okradać swojego kraju z lekarzy.
Lekarze nie mają rozbuchanych wymagań, bo w dowolnym kraju UE otrzymują to, czego wymagają.