Od początku konfliktu w Syrii, USA i Turcja były czołowymi protektorami operujących w niej antyrządowych ugrupowań. Pod wpływem realiów, władze tych państw zmieniają nastawienie do Syrii.

Minister spraw zagranicznych Turcji Mevlut Cavusoglu wypowiadał się we wtorek na temat sytuacji w Syrii. “Nie ma w tej chwili potrzeby, by mówić o syryjskim reżimie jako zagrożeniu dla nas” – to chłodne stwierdzenie można traktować w kategorii przełomu, bowiem od początku konfliktu w Syrii, władze Turcji ostro krytykowały Baszara al-Asada oraz domagały się jego ustąpienia, bądź obalenia go poprzez interwencję zbrojną z zewnątrz.

Turcja wspierała bardzo znacząco ugrupowania antyrządowe w Syrii. To właśnie przez terytorium Turcji “Państwo Islamskie” eksportowało na światowy czarny rynek ropę z kontrolowanych przez siebie pól naftowych. Turcy przymykali oko na przepływ przez swoje terytorium i granicę z Syrią mas ochotników z całego świata do dżihadystycznych organizacji. Turcy wspierali też materiałowo i operacyjnie wybrane ugrupowania zbrojne, szczególnie te złożone z miejscowych etnicznych Turkmenów. Kres ambicjom tureckim w Syrii położyła interwencja rosyjska.

W lecie 2016 roku prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan zdecydował się przeprosić Rosję za zestrzelenie przez tureckiego pilota rosyjskiego samolotu wojskowego nad granicą syryjsko-turecką. Dwa miesiące po tym turecka armia przeprowadziła lokalną operację w północnej części Syrii. Działania Turków są już jednak ściśle koordynowane ze sprzymierzonymi z al-Asadem Rosjanami i Irańczykami, którzy mają w Syrii zdecydowanie silniejszą pozycję. Deklarację Cavusoglu można uznać za potwierdzenia uznania tych realiów przez turecki rząd. Turcja włączyła się tak zwany format astański negocjacji w sprawie Syrii, w którym nie uczestniczą inne państwa, które wspierały ugrupowania antyrządowe.

Podobny proces zachodzi w przypadku Stanów Zjednoczonych. Jak napisał w poniedziałek “New Yorker”, powołujący się na źródła w dyplomacji amerykańskiej i Unii Europejskiej, administracja Donalda Trumpa nie czyni już z ustąpienia Baszara al-Asada warunku politycznego uregulowania syryjskiego konfliktu. Warunek ten jeszcze w październiku powtarzał sekretarz stanu Rex Tillerson. Jednak wobec szybkich postępów syryjskiej armii, która wyzwoliła w roku bieżącym większość terytorium państwa i zniszczyła “Państwo Islamskie”, Amerykanie uznali mocną pozycję syryjskiego prezydenta. W Waszyngtonie dominuje teraz stanowisko, że należy pogodzić się z jego rządami w Damaszku do czasu najbliższych wyborów prezydenckich w Syrii, przeprowadzonych pod kontrolą ONZ, jakie miałyby odbyć się w 2021 r.

almasdarnews.com/newyorker.com/kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply