Litewskie ministerstwo spraw zagranicznych poinformowało, że wydala dwóch dyplomatów białoruskich, których działania „nie były zgodne ze statusem dyplomatycznym”. Resort dodał, że jest to też gest solidarności z Łotwą, której dyplomaci zostali wcześniej wydaleni z Białorusi.
W piątek do MSZ w Wilnie wezwano przedstawiciela białoruskiej ambasady na Litwie w celu wręczeniu mu noty, zgodnie z którą dwóch pracowników ambasady Białorusi na Litwie uznano za osoby niepożądane z powodu ich działań „niezgodnych ze statusem dyplomatycznym”. Dyplomaci mają opuścić Litwę w ciągu siedmiu dni.
Miesięczny koszt funkcjonowania portalu Kresy.pl wynosi 22 tys. PLN. Do tej pory zebraliśmy:
Resort podkreślił, że tą decyzją Litwa wyraża solidarność z Łotwą, której dyplomaci i pracownicy ambasady w Mińsku zostali bezzasadnie wydaleni przez Białoruś kilka dni temu.
Szef litewskiego MSZ poinformował, że pod dyplomatyczną przykrywką pracowało dwóch oficerów białoruskiego wywiadu.
Two BY intelligence officers working under the diplomatic cover were asked to leave Lithuania. No thank you and goodbye.
— Gabrielius Landsbergis (@GLandsbergis) May 28, 2021
Jak informowaliśmy, Białoruś wydaliła w poniedziałek ambasadora Łotwy i wszystkich łotewskich dyplomatów z Mińska. Łotewskie władze zdecydowały w odpowiedzi na to o wydaleniu wszystkich białoruskich dyplomatów z kraju. Szef białoruskiej dyplomacji oświadczył, że w Mińsku zostanie jeden pracownik techniczny, w celu opieki nad budynkiem ambasady.
Ambasador Łotwy został wcześniej wezwany do MSZ Białorusi. Mińsk wyraził kategoryczny protest wobec aktu „państwowego wandalizmu”. Określono w ten sposób działania burmistrza Rygi, który w obecności szefa dyplomacji Łotwy zastąpił eksponowaną w związku z mistrzostwami świata w hokeju flagę państwową Białorusi, biało-czerwono-białą flagą, która nawiązuje do symboli historycznych i stanowi symbol białoruskich protestów.
Zobacz także: Szef MSZ Białorusi: możemy zawiesić współpracę z UE ws. nielegalnej migracji i wyjść z Partnerstwa Wschodniego
W minioną środę białoruski przywódca, Aleksandr Łukaszenko, wystąpił na forum tamtejszego parlamentu. Skrytykował w nim kolejne, zachodniej sankcje nałożone na Białoruś i jej władze, w związku ze zmuszeniem do lądowania samolotu, którym leciał na Litwę opozycyjny aktywista i dziennikarz, Raman Pratasiewicz, aresztowany po wylądowaniu. Strona białoruska oficjalnie twierdzi, że powodem była informacja o bombie na pokładzie samolotu, która nie potwierdziła się. Zdarzenie wywołało oburzenie na arenie międzynarodowej.
Zobacz także: Premier Morawiecki: Żądamy natychmiastowego zwolnienia Ramana Protasiewicza oraz innych polskich i białoruskich działaczy
Jak pisaliśmy, szwajcarski dostawca usług e-mailowych poinformował, że e-mail z ostrzeżeniem o bombie, na który powołują się władze Białorusi, tłumacząc zmuszenie do lądowania w Mińsku samolotu z białoruskim aktywistą i dziennikarzem na pokładzie, wysłano ponad 20 minut po tym, jak załogę zmuszono do zmiany trasy lotu.
Pratasiewicz to jeden z autorów prowadzonego w Telegramie opozycyjnego kanału Nexta, później innego kanału – Białoruś mózgu (Biełaruś gołownogo mozga). Oba kanały zostały uznane przez białoruskie media za ekstremistyczne. Pratasiewicz został oskarżony w sprawie karnej. Umieszczono go także na liście osób „zaangażowanych w działalność terrorystyczną”.
W sieci pojawiły się informacje o związkach Pratasiewicza z kontrowersyjnym ukraińskim pułkiem Azow i tzw. ruchem azowskim, o czym pisał m.in. ukraiński politolog Iwan Kaczanowski i portal tygodnika „Dzerkało Tyżnia”, zn.ua. Białorusin miał pracować dla służby prasowej Azowa, a rzekomo nawet walczyć w szeregach tej jednostki w Donbasie. Pratasiewicz potwierdził w zeszłorocznym wywiadzie, że spędził rok w dotkniętym konfliktem regionie Donbasu i został ranny, ale zapewniał, że relacjonował konflikt jako dziennikarz i fotograf.
Częściowo doniesienia te potwierdził założyciel i były dowódca Azowa Andrij Biłecki pisząc w serwisie Telegram, że Pratasiewicz „był z nami pod Szyrokinem, gdzie został ranny”. Biłecki zaznaczał, że „jego bronią jako dziennikarza nie był karabin, ale słowo”.
Czytaj także: Ługańscy separatyści chcą ścigać Pratasiewicza za służbę w batalionie Azow
Kresy.pl / reuters.com
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!