Szef białoruskiej dyplomacji, Uładzimir Makiej, potwierdził wcześniejsze groźby Aleksandra Łukaszenki i przyznał, że Mińsk rozważa możliwość zawieszenie współpracy z Unią Europejską m.in. w kwestiach walki z nielegalną migracją i zorganizowaną przestępczością. Nie wyklucza też rezygnacji z udziału Białorusi w Partnerstwie Wschodnim.
Jak informowaliśmy, w minioną środę przywódca Białorusi, Aleksandr Łukaszenko, zagroził krajom zachodnim poluzowaniem kontroli granicznych w zakresie przemytu narkotyków i migrantów na Zachód. „Powstrzymywaliśmy narkotyki i migrantów – teraz będziecie sami je jeść i łapać” – powiedział na forum białoruskiego parlamentu.
Tego samego dnia głos w tej sprawie zabrał szef białoruskiej dyplomacji, Uładzimir (Władimir) Makiej. W swoim wystąpieniu powiedział m.in., że Białoruś może radykalnie zredukować swoją współpracę z Unią Europejską, w tym poprzez zawieszenie współdziałania w kwestiach walki z nielegalną imigracją, zorganizowaną przestępczością czy w sferze bezpieczeństwa jądrowego. W grę wchodzą też ograniczenia dla fundacji politycznych, programów humanitarnych czy organizacji pozarządowych działających na Białorusi, a nawet zakończenie udziału w Partnerstwie Wschodnim.
„Rozważamy możliwość zawieszenie współpracy z Unią Europejską w kwestiach walki z nielegalną migracją, zorganizowaną przestępczością, zapewniania bezpieczeństwa jądrowego. (…) Na tle zaostrzającej się presji sankcyjnej może stracić wszelki sens dalszych udział naszego państwa w Partnerstwie Wschodnim. Bez Białorusi ta inicjatywa też traci wszelki sens. Rozważane są też inne środki reagowania” – powiedział Makiej, cytowany przez serwis reform.by za służbą prasową MSZ Białorusi.
Przeczytaj: Białoruś: nielegalni migranci z Kaukazu próbują forsować zieloną granicę z Polską udając turystów
Według Makieja, dalsza eskalacja nie doprowadzi do niczego dobrego i „przegrają wszyscy”. Podkreślił przy tym, że strona białoruska będzie dalej szukać drogi konstruktywnej współpracy.
„Jeśli europejscy politycy nie mają odpowiedzialności za los swoich obywateli i długoterminowych interesów państw, to będziemy opierać się na interesach naszych narodów, które zawsze chciały żyć w pokoju i spokojnie, robić interesy i wzajemnie do siebie podróżować” – zaznaczył szef białoruskiego MSZ. Wezwał też „europejskich partnerów” Białorusi do „zaprzestania ataków na suwerenność sąsiedniego kraju”.
W minioną środę białoruski przywódca, Aleksandr Łukaszenko, wystąpił na forum tamtejszego parlamentu. Skrytykował w nim kolejne, zachodniej sankcje nałożone na Białoruś i jej władze, w związku ze zmuszeniem do lądowania samolotu, którym leciał na Litwę opozycyjny aktywista i dziennikarz, Raman Pratasiewicz, aresztowany po wylądowaniu. Strona białoruska oficjalnie twierdzi, że powodem była informacja o bombie na pokładzie samolotu, która nie potwierdziła się. Zdarzenie wywołało oburzenie na arenie międzynarodowej.
Zobacz także: Premier Morawiecki: Żądamy natychmiastowego zwolnienia Ramana Protasiewicza oraz innych polskich i białoruskich działaczy
Jak pisaliśmy, szwajcarski dostawca usług e-mailowych poinformował, że e-mail z ostrzeżeniem o bombie, na który powołują się władze Białorusi, tłumacząc zmuszenie do lądowania w Mińsku samolotu z białoruskim aktywistą i dziennikarzem na pokładzie, wysłano ponad 20 minut po tym, jak załogę zmuszono do zmiany trasy lotu.
Pratasiewicz to jeden z autorów prowadzonego w Telegramie opozycyjnego kanału Nexta, później innego kanału – Białoruś mózgu (Biełaruś gołownogo mozga). Oba kanały zostały uznane przez białoruskie media za ekstremistyczne. Pratasiewicz został oskarżony w sprawie karnej. Umieszczono go także na liście osób „zaangażowanych w działalność terrorystyczną”.
W sieci pojawiły się informacje o związkach Pratasiewicza z kontrowersyjnym ukraińskim pułkiem Azow i tzw. ruchem azowskim, o czym pisał m.in. ukraiński politolog Iwan Kaczanowski i portal tygodnika „Dzerkało Tyżnia”, zn.ua. Białorusin miał pracować dla służby prasowej Azowa, a rzekomo nawet walczyć w szeregach tej jednostki w Donbasie. Pratasiewicz potwierdził w zeszłorocznym wywiadzie, że spędził rok w dotkniętym konfliktem regionie Donbasu i został ranny, ale zapewniał, że relacjonował konflikt jako dziennikarz i fotograf.
Częściowo doniesienia te potwierdził założyciel i były dowódca Azowa Andrij Biłecki pisząc w serwisie Telegram, że Pratasiewicz „był z nami pod Szyrokinem, gdzie został ranny”. Biłecki zaznaczał, że „jego bronią jako dziennikarza nie był karabin, ale słowo”.
Czytaj także: Ługańscy separatyści chcą ścigać Pratasiewicza za służbę w batalionie Azow
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!