Anonimowi hakerzy ujawnili dane osobowe tysiąca białoruskich milicjantów w odwecie za tłumienie demonstracji ulicznych przeciwko prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence – poinformowała w niedzielę agencja prasowa Reuters.

Jak poinformowała w niedzielę agencja prasowa Reuters, dane osobowe tysiąca białoruskich milicjantów wyciekły do internetu po ataku anonimowych hakerów.

„W miarę kontynuacji aresztowań będziemy nadal publikować dane na masową skalę” – głosi oświadczenie rozpowszechniane przez opozycyjny kanał informacyjny Nexta Live w aplikacji Telegram. „Nikt nie pozostanie anonimowy nawet pod kominiarką”.

Czytaj także: Białoruś: Aktywistka Alena Łazarczyk odebrała syna z ośrodka opieki

Rząd Białorusi zapowiedział, że znajdzie i ukarze osoby odpowiedzialne za wyciek danych, które były szeroko rozpowszechniane w kanałach Telegramu w sobotę wieczorem.

„Siły, środki i technologie, którymi dysponują organy ds. wewnętrznych, pozwalają na identyfikację i ściganie przeważającej większości winnych wycieku danych osobowych w internecie” – przekonywała rzeczniczka ministerstwa spraw wewnętrznych Olga Czemodanowa.

Lojalność sił bezpieczeństwa jest kluczowa dla zdolności Łukaszenki do utrzymania się przy władzy po wyborach prezydenckich w zeszłym miesiącu, w których według oficjalnych informacji odniósł miażdżące zwycięstwo.

Jak poinformowaliśmy na naszym portalu, w sobotę ulicami Mińska po raz kolejny przeszedł marsz kobiet. Uczestnicy, a także uczestnicy, zebrali się około godziny 15:00 w rejonie rynku Komarowskiego i przeszły ulicami Chorużej i Bogdanowicza (tam wzdłuż ulicy ustawił się łańcuch solidarności) przez Plac Bangalor, a następnie skręcili w ulicę Surganowa. Według serwisu Charter97, w wydarzeniu brało udział ponad tysiąc osób. Kobiety niosły m.in. flagi, baloniki i parasolki w biało-czerwono-białych barwach.

Na skrzyżowaniu ulic Surganowa i Jakuba Kolasy w stronę kolumny marszowej podjechało kilka samochodów-więźniarek, autobusów i mikrobusów, z których wyszli funkcjonariusze OMON oraz osoby w zielonych mundurach i kominiarkach. Kobiety zebrane wzdłuż ścian budynków na znak protestu piszczały i krzyczały, skandować też do funkcjonariuszy „co powiesz swojej mamie?”. Po tym, jak przez radio podano rozkaz „zablokować”, zaczęły się aresztowania.

Obrońcy praw człowieka opublikowali nazwiska ponad 200 zatrzymanych na marszu kobiet w Mińsku. Wśród nich było dwóch mężczyzn i pracownica brytyjskiej ambasady, a także znana, 73-letnia opozycjonistka, Nina Bagińska, którą jedna po przewiezieniu na komisariat zwolniono.

Później liczba nazwisk na liście zatrzymanych przekroczyła 270. Wieczorem serwis centrum na rzecz praw człowieka „Wjasna” podała, że liczba zatrzymanych wzrosła do 320 osób. Dodano, że według ostatnich doniesień, wieczorem osoby zatrzymane są stopniowo zwalniane. „Wjasna” podała też liczbę ponad 330 zatrzymanych.

Kresy.pl/Reuters

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply