Zdaniem posła Konfederacji Roberta Winnickiego, żeby w ogóle rozważać sprawę przeniesienia z Niemiec do Polski amerykańskich taktycznych bomb nuklearnych, musiałby zostać spełniony jeden, podstawowy warunek.

Ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher napisała na Twitterze, że jeśli Niemcy nie chcą u siebie amerykańskiej broni jądrowej, to może zechce ją Polska. W odpowiedzi na to niemiecki ambasador Rolf Nikel zapewnił, że Niemcy dotrzymują swoich zobowiązań wobec NATO i swoich partnerów, a wszelkie dalsze spekulacje są bezcelowe.

Do sprawy odniósł się na portalu społecznościowym poseł Konfederacji i szef Ruchu Narodowego, Robert Winnicki.

„Ambasador USA w Polsce dywaguje na temat ewentualnego rozmieszczenia broni jądrowej na terenie naszego kraju. Wszystko przez to, że niemiecka lewica, pacyfiści i komuniści ponownie zaatakowali obecność amerykańskich głowic na terenie RFN” – napisał Winnicki. Przypomniał, że Niemcy, podobnie jak kilka innych państw członkowskich NATO, do czasów zimnej wojny są objęci programem Nuclear Sharing.

W tym kontekście, poseł zadaje pytanie, jakie powinno być w tej sprawie polskie stanowisko.

„To zależy. Żeby w ogóle rozważać tę sprawę musiałby zostać spełniony jeden, podstawowy warunek: musiałaby być również w bezpośredniej dyspozycji Wojska Polskiego. W odpowiedniej liczbie głowic i na odpowiednim poziomie zaawansowania technologicznego” – podkreśla Winnicki.

„Nie należy z góry zakładać ani poparcia ani sprzeciwu dla tego pomysłu” – zaznaczył polityk. „Jak bardzo wiele spraw w stosunkach międzynarodowych – wszystko zależy od tego co konkretnie będzie przedmiotem podejmowanych ewentualnie decyzji”.

Jak informowaliśmy, ambasador USA napisała w piątek na Twitterze, że jeśli Niemcy chcą „zmniejszyć potencjał nuklarny i osłabić NATO, to być może Polska – która rzetelnie wywiązuje się ze swoich zobowiązań, rozumie ryzyka i leży na wschodniej flance NATO – mogłaby przyjąć ten potencjał i u siebie”. Mosbacher skomentowała w ten sposób artykuł autorstwa ambasadora USA w Niemczech Richarda Grenella, który stwierdził, że „Nadszedł czas, aby przywódcy polityczni Niemiec, szczególnie w SPD, jasno stwierdzili przez to zaangażowanie [w nuklearne odstraszanie NATO], że Niemcy stoją ze swoimi sojusznikami w jednym szeregu”.

Niemiecka lewica nie chce bomb atomowych

Na początku maja informowaliśmy, że w Niemczech socjaldemokraci wywołali dyskusję ws. wycofania z Niemiec amerykańskiej broni jądrowej. Obie strony sporu przywoływały m.in. argumenty związane z Polską i możliwością zabiegania Warszawy o rozlokowanie w naszym kraju takiej broni w systemie Nuclear Sharing.

W Niemczech prominentni przedstawiciele partii SPD nawołują do wycofania z terytorium Niemiec amerykańskiej broni jądrowej. Rolf Mützenich, szef frakcji socjaldemokratów w niemieckim parlamencie, wezwał do tego w wywiadzie dla „Tagesspiegel”. Wcześniej szefowa niemieckiego resortu obrony Annegret Kramp-Karrenbauer, która wywodzi się z CDU, koalicjanta SPD, ogłosiła plan zakupów następców samolotów Tornado. Uwzględniają one, poza niemieckimi Eurofighterami, również amerykańskie samoloty F/A-18 Super Hornet, które mogą przenosić amerykańską, taktyczną broń jądrową, rozmieszczoną w Niemczech w programie NATO Nuclear Sharing.

Wypowiedź Mützenicha wywołała dyskusje. Poparła go m.in. przewodnicząca SPD, Saskia Esken, której zdaniem pieniądze na ten cel powinno się przeznaczyć na walkę z nierównościami społecznymi i edukację. Inne stanowisko zająć szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas, wywodzący się z SPD, twierdząc, że takie „jednostronne kroki” podkopałyby zaufanie do Niemiec ze strony najważniejszych sojuszników, osłabiając NATO. Krytyczne zdanie wyrazili też politycy CDU/CSU, popierający udział Niemiec w NATO Nuclear Sharing.

Przypomnijmy, że latem 2018 roku ówczesny szef niemieckiej dyplomacji Sigmar Gabriel w trakcie wizyty w USA poparł propozycję kandydata SPD na kanclerza Martina Schulza ws. wycofania z Niemiec amerykańskiej broni atomowej.

Wątek Polski

Niektórzy niemieccy eksperci uważają, iż wycofanie z Niemiec broni jądrowej mogłoby skłonić Polskę do zabiegania o rozmieszczenie jej na swoim terytorium, co z kolei doprowadziłoby do reakcji Rosji. Ulrich Speck z German Marshall Fund mówi:

„Niemcy mogą porzucić nuklearne odstraszanie. To zmusza Polskę do tego, by ponownie przemyśleć kwestię nuklearnego odstraszania. I to motywuje Rosję, by intensyfikowała swoją strategię wpływu w Europie Środkowej i Wschodniej. Wynik: więcej konfliktów na Wschodzie, Europa osłabiona”.

Również rzecznik frakcji CDU/CSU Roedrich Kiesewetter ds. polityki zagranicznej i obronnej uważa, że realizacja propozycji SPD postawiłaby pod znakiem zapytania wspólną transatlantycką przestrzeń bezpieczeństwa, skłaniając przy tym „kraje takie jak Polska do żądania rozmieszczenia” u siebie broni jądrowej. O możliwości dążenia Polski do rozmieszczenia na swoim terytorium broni jądrowej, w wypadku jednostronnego wyjścia Niemiec z NATO Nuclear Sharing mówił też Tobias Bunde z Munich Security Conference.

Ponadto, także sam Mützenich wspomniał o Polsce, twierdząc, że Warszawa oferowała wcześniej, aby „rozmieścić amerykańskie wojska w Fort Trump oraz przyjąć taktyczną broń jądrową”.

Rozmieszczenie w Niemczech broni jądrowej w systemie Nuclear Sharing ma wielu przeciwników. Zwraca się też uwagę na przyszłoroczne wybory parlamentarne w tym kraju. Duża część SPD chciałaby koalicji z postkomunistyczną Die Linke oraz Zielonymi. Oba te ugrupowania zaciekle sprzeciwiają się udziałowi swojego kraju w programie Nuclear Sharing. Serwis ten podaje również, że „ewentualny udział Polski w NATO Nuclear Sharing to na razie raczej kwestia dyskusji eksperckiej”. Przypomnijmy, że w grudniu 2015 roku ówczesny wiceszef MON, Tomasz Szatkowski poinformował, że w ministerstwie trwały prace nad zapewnieniem Polsce dostępu do broni jądrowej. Jednak oficjalnie polskie władze nie zabiegają o takie rozwiązanie.

Nuclear Sharing

Akt Stanowiący NATO-Rosja z 1997 roku zawiera deklarację, według której kraje członkowskie Sojuszu nie planują rozmieszczenia sił nuklearnych na terytorium „nowych” członków i nie przewidują żadnych potrzeb w tym zakresie.

Obecnie system NATO Nuclear Sharing opiera się na bombach typu B61. Są one rozlokowane w kilku bazach w Niemczech, Belgii, Włoszech, Turcji i Holandii. Jest ich łącznie mniej niż 200. Bomby są własnością USA, ale część z nich mogłaby być w wypadku konfliktu przekazana państwom uczestniczącym. Duża część samolotów uczestniczących w Nuclear Sharing, jak niektóre F-16 oraz niemieckie samoloty Tornado będą niedługo musiały zostać wycofane z linii i zastąpione. Takie kraje jak Włochy, Belgia czy Holandia w ramach tego pozyskują F-35A, dostosowane do przenoszenia broni jądrowej. Jednak przyszłość Niemiec w tym programie jest niepewna, gdyż rozważana do pozyskania Eurofightery nie mogą przenosić bomb B61, a zakup F-35 nie wchodzi w grę. Stąd rozważane są zakupy niewielkiej liczby myśliwców Super Hornet, co jednak spotyka się w Niemczech z krytyką, przy możliwym podjęciu starań o pozyskanie np. F-15 lub integrację z bronią jądrową Eurofighterów.

W bazie Bundeswehry Buechel na terenie Nadrenii-Palatynatu według niepotwierdzonych danych znajduje się 20 sztuk amerykańskiej broni z głowicami atomowymi. Chodzi o bomby typu B61. Ich siła rażenia jest kilkukrotnie większa niż zrzuconej w 1945 roku na Hiroszimę. Decyzja o użyciu tej broni należy do strony amerykańskiej.

Parę lat temu pisaliśmy, że Waszyngton planuje modernizację swojego arsenału znajdującego się w Niemczech. Pierwsze nowe bomby zmodernizowane do wersji B61-12 miały być gotowe w marcu 2020 roku. Cały program przezbrajania ma zostać zrealizowany do 2024 roku. W Niemczech rozmieszczone zostaną bomby B61-12. Rozmieszczenie tych pocisków w Niemczech ma być elementem polityki odstraszania skierowanej przeciwko agresywnej polityce Kremla w Europie Wschodniej.

Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply