Sekretarz stanu do spraw żandarmerii Madagaskaru wpadł do morza w czasie akcji ratunkowej. Musiał płynąć na otwartym morzu przez 12 godzin.

W poniedziałek doszło o północno-wschodniego wybrzeża Madagaskaru do zatonięcia statku, który nie będąc do tego uprawnionym przewoził ludzi. Statek był przeciążony tłumem 138 pasażerów. Doszło do zalania wodą jego silnika. Statek dryfował i rozbił się o rafę w poniedziałek wieczorem. Jak podała w środę telewizja France 24, zginęły co najmniej 64 osoby. Kolejne 24 jest uważanych za zaginione.

Władze Madagaskaru podjęły akcję ratunkową. Pasażerowie statku, który zatonął okazali się nie jedynymi ofiarami poniedziałkowych zajść. Uczestniczący w akcji ratunkowej helikopter rozbił się w morzu zdążając na miejsce zatonięcia. Na pokładzie helikoptera znajdowało się według France 24 czterech “oficjeli” w tym Sekretarz stanu do spraw żandarmerii gen. Serge Gelle.

Jak zrelacjonowała Gelle został odnaleziony przez rybaka na prostej łodzi i odwieziony na brzeg pod 12 godzinach od katastrofy helikoptera. 57-letni Gelle płynął na pełnym morzu przez 12 godzin. „Moja kolej na śmierć jeszcze nie nadeszła, dzięki Bogu. Wszystko ze mną dobrze. Po prostu jest mi zimno” – powiedział Gelle w filmie opublikowanym na Twitterze przez ministerstwo obrony Madagaskaru – „Ale jest mi smutno, bo nie wiem, czy moi przyjaciele żyją”.

 

Wiadomo, że z wypadku śmigłowca uratował się jeszcze jeden funkcjonariusz, który dopłynął do brzegu. Dwóch pozostałych uznawanych jest za zaginionych. „Nie mając kamizelki ratunkowej, odpiąłem siedzenie i użyłem go jako boi. Zachowałem spokój i zdjąłem wszystko, co miałem na sobie, jak buty i pasek. Zrobiłem wszystko, aby pozostać przy życiu” – tak gen. Gelle opisał jak doczekał ratunku. Przyczyn katastrofy śmigłowca nie jest znana.

Czytaj także: Prezydent Madagaskaru: Mamy lek, który chroni przed koronawirusem

france24.com/aljazeera.com/kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply