„Nowa Polka babci”. Tak reklamuje swoje usługi niemiecka firma zajmująca się całodobową opieką przez 7 dni w tygodniu.

Zdjęcie kontrowersyjnej reklamy zostało opublikowane na twitterowym koncie Pflege Professionell.

„Nowy golden retriever Hannesa”, „Nowe Audi mamy”, „Nowe Playstation Sabine”, „Nowa Polka babci!” – Są dni, kiedy z rana można zwymiotować. Kiedy zamieniasz ludzi w przedmioty lub dobytek… – czytamy we wpisie.

Obrzydliwe, biorąc pod uwagę również najnowszą historię Niemiec. Wysłałem go od razu na adres [email protected] – kto to robi? Również: wielkie podziękowania dla wszystkich zagranicznych pracowników służby zdrowia i opieki społecznej! – napisał w komentarzu jeden z internautów.

Zło. Przede wszystkim dlatego, że nie tylko wymyśliła to agencja reklamowa, ale też przemówiło to do klientów. A więc cała grupa ludzi, którzy nie widzą, jak całkowicie błędne jest to sformułowanie – zauważył inny.

Niemieccy politycy wychodzą z założenia, że skoro możemy podróżować i pracować we wszystkich krajach Wspólnoty, to nie dotyka nas dyskryminacja i jesteśmy uprzywilejowaną grupą. Zwłaszcza, że od roku 2015 debata wokół integracji kręci się wokół uchodźców. Ale to nieprawdziwy obraz – mówiła w wywiadzie opublikowanym w marcu br. w “Deutsche Well” Marta Neüff, przewodnicząca Polskiej Rady Społecznej w Berlinie.

My jako Polacy w Niemczech też musimy zacząć mówić o rasizmie i dyskryminacji, jeśli chodzi o nasze prawa. Większość Polaków jest białego koloru skóry, więc w codziennych sytuacjach jest nam łatwiej niż osobom o innym kolorze skóry, ale i tak widzimy dyskryminację na rynku pracy, czy rynku mieszkaniowym – stwierdziła Neüff.

Wielokrotnie opisywaliśmy na naszym portalu przypadki dyskryminacji Polaków w Niemczech i innych krajach Europy Zachodniej.

Maciej Sergel, współwłaściciel serwisu 24Kłodzko, zamieścił w 2019 roku sieci zdjęcia z hurtowni wielkiej sieci Edeka w niemieckim Cottbus. Widać na nim, że przy jednej z kas umieszczono dużą tablicę z napisem w języku polskim „Uwaga! Ta kasa jest przeważnie dla polskich klientów”. Przy innej wisi z kolei tablica po niemiecku, informując, że jest ona przeznaczona „przeważnie dla niemieckich klientów”. Sergel napisał na Facebooku, że w kasie dla Niemców obowiązuje zakaz obsługiwania Polaków, nawet jeśli jest ona pusta.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Jeden ze stałych klientów hurtowni powiedział, że kasa „polska” jest tylko jedna, podczas gdy dla Niemców przeznaczono aż trzy kasy. Co więcej, ta pierwsza jest zwykle zatłoczona, podczas gdy pozostałe często są w zasadzie puste. Dodaje, że z tego co wie, Polacy w teorii mogą robić zakupy w kasie „dla Niemców”, ale jeśli tylko podejdzie do niej Niemiec, Polak musi przenieść się do kasy „przeważnie dla Polaków”.

Raz mieliśmy spięcie z ekspedientką. Powiedzieliśmy, że nam się ta sytuacja bardzo nie podoba. Stwierdziła tylko, że „możemy ją pocałować” – relacjonował portal.

W 2017 roku pisaliśmy, że tylko w ciągu sześciu miesięcy w szkockim mieście Aberdeen oficjalnie odnotowano ponad 140 ataków na Polaków. Tym samym, jak pisał portal soton24.pl,  Polacy byli wtedy najbardziej prześladowaną mniejszością w tym mieście.

Soton24.pl pisał wtedy, że w Szkocji wyjątkowo często dochodzi do ataków na Polaków na tle narodowościowym. Podawał przy tym przykład ataku na 14-letniego chłopca w szkole średniej w Coatbridge, niedaleko Glasgow.

Nastolatek od dłuższego czasu był prześladowany i wyzywany przez innych uczniów. Tylko dlatego, że jego rodzice są Polakami. Pewnego razu został z tego powodu pobity. Szkoła nie powiadomiła jednak policji, lecz zadzwoniła do rodziców. Prosząc ich, żeby przyjechali po swojego syna, bo został pobity. Ponieważ szkoła w żaden sposób nie reagowała, rodzice zostali zmuszeni do znalezienia swojemu synowi bezpieczniejszego miejsca do nauki.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Inny przypadek miał miejsce w 2016 roku. Polska rodzina z Edynburga została obrzucona wyzwiskami i zaatakowana przez grupę nastolatków. Napastnicy obrzucili też jajkami nowe auto polskiej rodziny, wybili tylną szybę pojazdu i rozcięli składany dach. Szkocka policja zareagowała na wezwania Polaków dopiero po ósmym telefonie. Rzecznik szkockiej policji tłumaczył, że żaden z policjantów nie mógł przybyć na miejsce „ze względu na liczbę trwających incydentów o wysokim priorytecie, które wymagały reagowania kryzysowego”.

W 2018 roku do holenderskiego rzecznika praw obywatelskiego wpłynęły skargi polskich pracowników, którym zakazano używania języka polskiego w dwóch holenderskich firmach. Jedna z nich została złożona przez Polkę, która została zwolniona z pracy z powodu tego, że posłużyła się swoim językiem ojczystym.

W maju br. pisaliśmy, że większość holenderskich agencji pracy przyznała, że w ubiegłym roku otrzymywała zlecenia dyskryminująca niektórych pracowników, w tym obcokrajowców – w dużej mierze Polaków. Ponadto często warunki pracy pracowników z Polski w tym kraju są nieproporcjonalnie ciężkie.

W corocznym raporcie inspekcja pracy poinformowała, że w ubiegłym roku sytuacja na rynku pracy pogorszyła się w związku z pandemią koronawirusa. Ofiarami kryzysu w dużej mierze padli imigranci zarobkowi, także Polacy. Aż 20 proc. z 7,7 tys. skarg, które trafiły do urzędu w związku z łamaniem prac pracowniczych w okresie pandemii, dotyczyło pracowników przyjezdnych.

Inspektorzy trafili np. na farmę szparagów, która zatrudniała 44 zbieraczy z Polski oraz Rumunii. Jak wykazała kontrola, ci pracownicy przez uprzednie sześć tygodnia pracowali od 8 do 14 godzin, a  pracodawca nie zapewnił im przewidzianego w kodeksie pracy 36-godzinnego okresu przerwy, co jest naruszeniem przepisów o czasie pracy. Także warunki w jakich pracowali Polacy oraz Rumuni były nieproporcjonalnie ciężkie.

W 2019 roku polityk holenderskiej Partii Socjalistycznej Gerrie Elfrink zatrudnił się w agencji pracy dla Polaków. Pracował w fabryce, spał we współdzielonym domu robotniczym. Ostatecznie w dzienniku „De Gelderlander” ogłosił, że Polacy są w skandaliczny sposób wyzyskiwani. Dotykają ich: zbyt wysokie opłaty za zbyt złe warunki mieszkaniowe, wielogodzinna praca 6 i 7 dni w tygodniu, system kar za rzekome drobne przewinienia, niskie płace, brak płatnych nadgodzin, a nawet groźby i zastraszenia. Elfrink przyznał, że i tak był lepiej traktowany z racji bycia Holendrem.

Kresy.pl / dw.com

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply