Ponad 100 amerykańskich ekspertów ds. polityki zagranicznej, w tym byli dyplomaci i członkowie rządu oraz takie postacie, jak John Mearsheimer czy Stephen Walt, podpisało się pod listem otwartym wzywającym do rewizji polityki USA względem Rosji.
W środę na portalu Politico opublikowano list otwarty podpisany przez ponad 100 amerykańskich ekspertów ds. polityki zagranicznej i międzynarodowej, w tym byłych dyplomatów, wzywający do rewizji polityki USA względem Rosji.
„Obecny miks sankcji i dyplomacji stosowany przez Amerykę nie działa. List otwarty o tym, jak rozważyć ponownie nasze podejście do Putina i kogokolwiek, kto przyjdzie po nim” – czytamy w dokumencie zatytułowanym: „Już czas przemyśleć na nowo naszą politykę wobec Rosji”. Jego głównymi autorami są: Rose Gottemoeller, podsekretarz stanu ds. kontroli zbrojeń i bezpieczeństwa międzynarodowego w latach 2014-2016, Thomas Graham, starszy dyrektor ds. stosunków europejskich i rosyjskich w Radzie Bezpieczeństwa narodowego w latach 2004-2007, Fiona Hill, pełniąca analogiczną funkcję w latach 2017-2019, Robert Legvold z Uniwersytetu Columbia oraz Thomas R. Pickering i Jon Huntsman Jr., dwaj byli ambasadorowie USA w Moskwie, odpowiednio w latach 1993-1996 i 2017-2019.
Na wstępie listu czytamy, że obecnie relacje amerykańsko-rosyjskie znalazły się „w niebezpiecznym, ślepym zaułku, grożąc interesowi narodowemu USA”, z uwagi na powrót realnej możliwości zbrojnej konfrontacji, mogącej przybrać wymiar nuklearny.
„Dryfujemy w stronę napiętego, nuklearnego wyścigu zbrojeń, przy naszym arsenale polityki zagranicznej zredukowanym głownie do reakcji, sankcji, publicznego upokarzania i rozwiązań kongresowych” – napisano. Dodano też, że pandemia Covid-19 i wynikający z niej poważny, światowy kryzys gospodarczy, jeszcze bardziej pogarszają sytuację. Zaznaczono, że jednocześnie niezauważane są „wielkie wyzwania dla pokoju i dobrobytu” Amerykanów, które „wymagają współpracy amerykańsko-rosyjskiej”. Wymieniono tu „egzystencjalne groźby wojny nuklearnej” oraz zmiany klimatyczne.
„Ponieważ stawka jest tak wysoka, zarówno pod względem niebezpieczeństw, jakie się z nimi wiążą, jak i zawartych w nich kosztów, uważamy, że staranna, beznamiętna analiza i zmiana naszego obecnego kursu to imperatywy” – podkreślono w liści.
Autorzy i sygnatariuszy piszą, że podchodzą do tego z otwartymi oczami. Przyznają, że Rosja „komplikuje, a nawet udaremnia” działania USA, szczególnie wzdłuż swoich długich peryferiów w Europie i w Azji. Wymieniono tu zajęcie terytoriów Ukrainy i Gruzji, rzucanie wyzwań Stanom, Zjednoczonym jako światowemu liderowi i budowanemu przez nie porządkowi światowemu, czy wtrącanie się w wewnętrzne sprawy USA.
„W najlepszym razie, nasze relacje pozostaną mieszaniną współzawodnictwa i współpracy. Wyzwaniem politycznym będzie znalezienie najbardziej korzystnej i najbezpieczniejszej równowagi między nimi” – napisano. W tym celu, autorzy proponują sześć „szerokich recept” dla amerykańskiej polityki względem Rosji.
Po pierwsze, jak uważają autorzy i sygnatariusze pisma, Ameryka musi znaleźć sposób na efektywne radzenie sobie z ingerencjami Rosji w amerykańskie wybory i na blokowanie wszelkich prób zakłócania procesu wyborczego. W tym celu postulują wzmocnienie amerykańskiej infrastruktury wyborczej, sankcjonowanie Rosjan wykorzystujących wykradzione informacje przeciwko USA i kontrowanie zdolności Rosji do hakowania amerykańskich systemów oraz ujawnianie przypadków dezinformacji. Jednocześnie zaznaczono, że konieczne jest „zaangażowanie Rosji poprzez negocjacje prowadzone poza zasięgiem opinii publicznej, skoncentrowane na zdolności każdej ze strony do wyrządzenia ogromnych szkód krytycznej infrastrukturze drugiej strony”.
Po drugie, zaznaczono, że „nie ma sensu, by dwa kraje zdolne do zniszczenia się nawzajem i znanej nam cywilizacji w 30 minut, były pozbawione w pełni działających relacji dyplomatycznych”. Przypomniano, że zostały one zerwane na początku kryzysu ukraińskiego, dodając jednak, że „zbyt często błędnie uznajemy kontakty dyplomatyczne za nagrodę za dobre sprawowanie, podczas gdy polegają one na promowaniu naszych interesów i dostarczaniu twardych wiadomości”.
Przeczytaj: Byli ambasadorowie USA: kryzys koronawirusa może być okazją do zakończenia wojny na Ukrainie
„Potrzebujemy ich [stosunków dyplomatycznych – red.] jako podstawowego bezpieczeństwa, żeby zminimalizować błędne wyobrażenia i błędne kalkulacje, które mogą doprowadzić do niechcianej wojny. Przywrócenie normalnych kontaktów dyplomatycznych powinno być najwyższym priorytetem dla Białego Domu, przy wsparciu ze strony Kongresu” – czytamy.
Po trzecie, uznano, że amerykańska postawa strategiczna powinna być tym, co dobrze sprawdzało się w czasie zimnej wojny, czyli „zrównoważonym zaangażowaniem w odstraszanie i odprężenie” (détente).
„Stąd, przy utrzymaniu naszej obronności, powinniśmy także zaangażować Rosję w poważny i podtrzymywany dialog strategiczny, dotyczący głębokich źródeł braku zaufania i wrogości, a jednocześnie skupionego na dużych i pilnych wyzwaniach w zakresie bezpieczeństwa, przed którymi stoją oba kraje”.
W tym kontekście sformułowano dwa imperatywy. Pierwszy, to „przywrócenie amerykańsko-rosyjskiego przywództwa w zarządzaniu nuklearnym światem”, który stał się bardziej niebezpieczny m.in. za sprawą zmiennych nastawień względem wykorzystania broni jądrowej czy odrzuconych porozumień nuklearnych. Zaproponowano zatem przedłużenie traktatu Nowy START i szybkie przejście do następnej fazy kontroli zbrojeń, by wzmocnić stabilność nuklearną, „starannie dostosowaną do świata z licznymi podmiotami nuklearnymi”.
Drugim imperatywem ma być uczynienie bezpieczniejszym i stabilniejszym „impasu militarnego przecinającego najbardziej niestabilne regiony Europy, od Bałtyku po Morze Czarne”, jednoczenie zachowując takie istniejące ograniczenia, jak „kwestionowany obecnie” Traktat o otwartych przestworzach (Open Skies Treaty) czy Dokument wiedeński z 2011 roku oraz tworząc nowe środki budowania zaufania.
Po czwarte, zaznaczono, że „sukces polityki amerykańsko-chińskiej będzie w niemałej mierze zależał od tego, czy relacje amerykańsko-rosyjskie pozwolą na trójstronną współpracę w kluczowych kwestiach”. Napisano, że obecna polityka Waszyngtonu „wzmacnia gotowość Rosji do opowiedzenia się po stronie najmniej konstruktywnych aspektów amerykańskiej polityki Chin”. Podkreślono, że odwrócenie tej sytuacji nie będzie łatwe, ale powinno być celem USA.
Po piąte, w przypadku bardzo ważnych spraw, w których interesy USA i Rosji są w prawdziwym konflikcie, jak w przypadku Ukrainy czy Syrii, „Stany Zjednoczone powinny pozostać zdecydowane w kwestii zasad podzielanych z naszych sojusznikami i kluczowych dla uczciwego rezultatu”. Dodano jednak, że więcej uwagi powinno się poświęcać skumulowanemu efektowi, jaki na ogólnych relacjach mogą odnieść „mierzone i stopniowe kroki naprzód”. Jednocześnie, co za tym idzie, okazja, jaką poprawa relacji tworzy dla dalszych kroków wprzód.
Ostatnia kwestia dotyczy sankcji. Napisano, że choć powinny one być częścią polityki USA wobec Rosji, to powinny one być używane łącznie z innymi „elementami siły narodowej”, szczególnie dyplomacją.
„Stałe kumulowanie zatwierdzanych przez Kongres sankcji jako kara za rosyjskie działania na Krymie i na wschodniej Ukrainie, otrucie w Salisbury, naruszanie Traktaty INF i wtrącanie się w wybory redukują wszelkie bodźce na rzecz zmiany kursu, jakie mogłaby mieć Moskwa, gdyż uważa ona te sankcje za stałe” – napisano. „Musimy przywrócić naszemu reżimowi sankcji elastyczność, skupiając się na sankcjach celowych, które można by szybko złagodzić w zamian za rosyjskie kroki posuwające negocjacje naprzód, w stronę akceptowalnych rozwiązań nierozstrzygniętych konfliktów, w tym widoczne wysiłki Rosji, by zaprzestać wtrącania się w nasz proces wyborczy. Zrobienie tego będzie wymagać woli politycznej zarówno ze strony Białego Domu, jak i Kongresu”.
Na koniec dokumentu zwrócono uwagę, że zmiana władzy na Kremlu zapewne nie będzie oznaczać większej zmiany w polityce Rosji.
„Rzeczywistość jest taka, że Rosja za Władimira Putina operuje w ramach strategicznych głęboko zakorzenionych w tradycjach nacjonalistycznych, które rezonują zarówno u elit jak i wśród opinii publicznej. Ewentualny następca, nawet jakiś bardzie demokratycznie zorientowany, najprawdopodobniej będzie działał w tych samych ramach. Opieranie amerykańskiej polityki na założeniu, że możemy i musimy zmienić te ramy, jest błędne. Podobnie niemądrym byłoby myślenie, że nie mamy innego wyjścia, jak trzymać się obecnej polityki. Musimy radzić sobie z Rosją taką, jaką ona jest, a nie z taką, jaka chcielibyśmy, żeby była, w całej pełni wykorzystując nasze siły, ale i otwartość na dyplomację. W ten sposób skoncentrowani, możemy zarówno sprostać wyzwaniu, jakie stawia Rosja, jak i starać się skierować stosunki na bardziej konstruktywną ścieżkę. Niezastosowanie się do tego niesie z sobą wysoką cenę”.
Pod listem tym podpisało się też ponad 100 amerykańskich ekspertów, w tym także byli dyplomaci i członkowie rządu USA. Wśród nich są m.in.: były sekretarz stanu w latach 1982-1989 George P. Shultz, były szef Pentagony w latach 1994-1997 William Perry, były sekretarz energii Ernest J. Moniz, wice sekretarz obrony John Hamre, były szef CIA John McLaughlin, dwaj byli ambasadorowie USA w Rosji, James F. Collins i John Beyrle, a także dwaj wybitni politologowie i przedstawiciele szkoły realizmu, John Mearsheimer i Stephen Walt czy Paul R. Pillar, były analityk CIA i ekspert ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.
Przeczytaj: John Mearsheimer: Polacy wspierając prozachodnie dążenia Ukrainy narobili sobie nowych kłopotów
POLITICO / Kresy.pl
Skansen umysłowy z przed 30 lat, nie zauwazyli ,że świat sie zmienił. A USA w coraz wiekszym stopniu robi to co musi ,a nie to co chce.
Nie, żebym był przeciwny dokumentom wiedeńskim, czy poszukiwaniom nowych rozwiązań. Zadać jednak należy pytanie, jaki jest sens jednostronnej realizacji tychże traktatów. Bo porozumienia mają sens, jeśli każda z umawiających się stron chce rzeczywiście ich realizacji. Rosja już wielokrotnie udowodniła, że tego typu umowy i porozumienia traktuje instrumentalnie i często sama je łamie. Wszelkie systemy i próby porozumień spod znaku CFE, czy CSBM na przestrzeni ostatnich dekad spełzły na niczym. Burdel w Abchazji i Osetii, Gruzja, prowokacyjne i bedące jawną kpiną z dokumentów wiedeńskich ćwiczenia wojskowe Oseń-2009, Krym, burdel w Donbasie. Rosja zachowuje się, jak Republika Weimarska Stressemanna, czy III Rzesza przed II wś, cały czas testuje świat, zwł. tzw. Zachód, na ile może sobie pozwolić, a na ile nie. Tyle, że takie ciągłe testowanie jest nie tylko w pewnym sensie męczące, ale przede wszystkim nie sprzyja oczyszczeniu atmosfery międzynarodowej.
Poza tym podstarzali (mentalnie) panowie eksperci sami sobie przeczą. Z jednej strony uznają, że Rosja jest, jaka jest i się nie zmieni. Z drugiej strony zachęcają do powrotu de facto bezskutecznych inicjatyw, jakie podejmowała OBWE począwszy od lat 90-tych. Owszem, Rosja jest taka, jaka jest, nastawiona imperialistycznie i ekspansywnie, bo wyrosła z wielowiekowego imperializmu najpierw carskiej Rosji, a potem Związku Sowieckiego. Owo nieustające poczucie zagrożenia na Kremlu, które napędza imperializm rosyjski bierze się z takiego, a nie innego położenia geostrategicznego Rosji oraz z dramatycznych do świadczeń z wielkiej wojny ojczyźnianej lat 1941-1945. Coś, co trwa od wieków ciężko wykorzenić za pomocą jednego traktatu.
Świat się w istocie zmienił, od dekady trwa już nieskrywany wyścig zbrojeń, polityka kija i marchewki wobec Rosji w wykonaniu Obamy zakończyła się klapą, głównie dlatego, że Rosjanie traktowali wszelkie zbliżenia instrumentalnie i świetnie to rozegrali. W pełni rozumiem chęć i świadomość konieczności odwrócenia, tego, co zaczęło się ponad 15-20 lat temu. Porozumienia jak najbardziej należy szukać, ale takiego, na które Rosja będzie faktycznie w stanie przystać, a jednocześnie takie, jakie będzie do przyjęcia dla państw Europy Środkowo-wschodniej (w tym Polski). Ale takie rozwiązanie będzie bardzo ciężko znaleźć w takiej a nie innej krzyżówce interesów poszczególnych krajów. Od kilkudziesięciu lat wszelkie jak najbardziej szlachetne inicjatywy (Genewa, Helsinki, Wiedeń 1, 2 i 3) pokazały, że de facto do tej pory nie znaleziono rozwiązania i kompromisu, który pogodziłby wszystkich.
Ty łajdaku bezczelny tylu kłamstw i jednostronnych manipulacji faktami to już dawno nie czytałem,że aż musiałem się zalogować.Abchazja,Osetia ,Krym co jeszcze ? może Syria ,Wenezuela i wspieranie Iranu? Biedny pokojowy zachód z USA na czele który nie prowadzi polityki imperialnej Serbia,Kosovo,Irak,Libia,Syria,Iran,Chiny,Wenezuela, sankcje,grozby itd itp to nie jest polityka agresywnego imperializmu USA? I jeszcze Biedny Obama oszukany przez Putina dobre sobie, było dokładnie odwrotnie.
Gdyby NATO nie oszukało Rosji zapewnieniami o nie rozszerzaniu sojuszu to Białoruś,Ukraina,Mołdawia do tej pory byłyby w składzie Rosji.
Ufam, że rubelki z Kremla nie odbiorą Ci resztek zdroworozsądkowego myślenia i… kultury. Po pierwsze, nigdzie nie napisałem, że Zachód (w tym USA) nie prowadzą polityki imperialnej., więc z łaski swojej nie wkładaj mi w usta słów, które nigdy z moich ust nie padły. Po drugie, w przeciwieństwie do Rosji, USA nie trzyma pod naszym nosem żadnego naszpikowanego rakietami Kaliningradu. Wreszcie po trzecie, zazwyczaj w historii państwa, które wchodziły w sferę wpływów rosyjskich z reguły nie były pytane o zdanie w tej materii i każdy choć trochę zorientowany w historii wie, jak się to odbywało i odbywa. Jeśli chodzi o NATO, to w przeciwieństwie do obozu rosyjskiego, czy sowieckiego, jest to oparte na zasadzie dobrowolności i państwa Europy środkowo-wschodniej same były zainteresowane wejściem w struktury tego sojuszu. Ciekawe, dlaczego?..