Polska partia w swojej twierdzy – podsumowanie wyborów samorządowych na Litwie

Akcja Wyborcza Polaków na Litwie-Związek Chrześcijańskich Rodzin potwierdziła, że jest jedyną integralną, polityczną reprezentacją wspólnoty Polaków na Wileńszczyźnie. Partia ma szansę obronić swoje najważniejsze pozycje polityczne w samorządach Litwy. Jednak znaczny ubytek głosów powinien być dla kierownictwa partii sygnałem alarmowym i przyczynkiem do ponownego określenia strategii partii – pisze Karol Kaźmierczak.

W skali kraju AWPL-ZChR, zawierając lokalne sojusze z Aliansem Rosjan, uzyskała 53 mandaty do rad miast i rejonów, zdobyła 5,23% poparcia to jest 61,6 tys. głosów. Partia poniosła więc wyraźną stratę, bowiem cztery lata wcześniej zdobyła nieco ponad 90 tys. głosów czyli 7,49% poparcia, co dało jej 70 mandatów. Strata jest więc wyraźna, ubyło około jednej trzeciej głosów i około jednej czwartej mandatów. Nie można tłumaczyć tej straty mniejszą liczbą jednostek samorządowych – 11, w których AWPL-ZChR i Alians Rosjan wystawiły listy, w porównaniu do wyborów z 2015 r. gdy wystawiono je w 13 samorządach. Polska partia zrezygnowała w tym roku z wystawiania kandydatów do rad rejonów druskiennickiego i orańskiego gdzie w 2015 r. zdobyła zaledwie 172 głosy. Rejony te nie miały więc żadnego znaczenia dla pozycji politycznej partii.

Porażki

Najbardziej znaczące politycznie straty AWPL-ZChR wraz ze swoim rosyjskim koalicjantem poniosła w Wilnie. Pozycja partii w mieście ma bardzo duże znaczenie dla polskiej wspólnoty na Wileńszczyźnie. W Wilnie, według spisu powszechnego z 2011 r., żyje aż 88,4 tys. spośród wszystkich 200 tys. Polaków. Ponieważ inaczej niż na podwileńskiej prowincji żyją tam w rozproszeniu, jedynie w Nowej Wilejce stanowiąc zwartą grupę ludności, są tam narażeni na nasilone procesy asymilacji. To właśnie w Wilnie po wdrożeniu przez władze litewskie programu tak zwanej „optymalizacji sieci szkolnictwa” było najwięcej problemów z zachowaniem polskich szkół i to właśnie tam zachodzi zagrożenie najszybszego kurczenia się ich liczby w przypadku braku wpływu polskiej reprezentacji politycznej na miejski samorząd.

W wyborach samorządowych lista polskiej partii i Aliansu Rosjan uzyskała w Wilnie niecałe 20 tys. głosów czyli 9,24%. Dało to 6 mandatów. Tymczasem cztery lata wcześniej podobna koalicja uzyskała aż 38 tys. głosów co stanowiło 17,19% wszystkich oddanych i pozwoliło zająć 10 miejsc w radzie miasta. Tak duża reprezentacja otworzyła radnym AWPL-ZChR w 2017 r. drogę do współrządów w mieście, po rozpadzie wcześniej zawiązanej koalicji partii litewskich. Straty są więc bardzo znaczące. Z czego wynikają? Wydaje się, że przede wszystkim z odpływu elektoratu rosyjskiego. Wielu komentatorów wskazuje na dobry wynik Partii Pracy (DP). Ugrupowanie, które jeszcze w wyborach parlamentarnych w 2016 r. znalazło się pod progiem wyborczym, odrodziło się  po powrocie na stanowisko przewodniczącego jej założyciela, biznesmena rosyjskiego pochodzenia Viktora Uspaskicha. DP uzyskała w Wilnie 7,78% głosów i 5 mandatów. Warto zaznaczyć, że DP jest tradycyjnie lubiana przez rosyjskiego wyborcę, tym bardziej, że na jej listach pojawiają się (i tak było także w tych wyborach) działacze Związku Rosjan Litwy. Dlatego najpewniej znów zebrała wiele rosyjskich głosów. Paweł Sobik, autor monografii naukowej poświęconej AWPL-ZChR, analizując wyniki ostatnich wyborów zwrócił uwagę na słaby wynik tak prominentnego działacza rosyjskiego jak Rafael Muksinow. Dotychczasowy radny, który startował z 7 pozycji na liście koalicyjnej tej organizacji i AWPL-ZChR, według głosów rankingowych zdobył dopiero 11 wynik wśród kandydatów. Alians Rosjan poniósł zresztą prawdziwą klęskę w swoim mateczniku – Kłajpedzie, mieście gdzie ludność rosyjska stanowi 19,6% mieszkańców. Koalicjant Polaków uzyskał tam zaledwie 3,83% głosów i po dwóch dekadach wypada z rady trzeciego co do wielkości miasta Litwy.

Wydaje się jednak, że także część dotychczasowych polskich wyborców AWPL-ZChR nie zagłosowała na tę partię. Dość wspomnieć, że Polacy stanowią w Wilnie prawie 17% mieszkańców a więc proporcję znacząco wyższą niż proporcja głosów jakie padły na listę wyborczą tej partii. Sumując wyniki dla poszczególnych dzielnic miasta Sobik wykazał, że w żadnej z nich kandydaci z listy AWPL-ZChR nie osiągnęli zwycięstwa. Tylko w dwóch dzielnicach ich lista uzyskała drugi wynik – w Nowej Wilejce i na Grzegorzewie, licznie zamieszkanych przez Polaków. Tymczasem w poprzednich wyborach samorządowych kandydaci Bloku Waldemara Tomaszewskiego zwyciężyli w obu tych dzielnicach, a dodatkowo jeszcze w Karolinkach. W Nowej Wilejce, według danych z 2001 r. Polacy stanowili największą grupę narodowościową – 34%. Rosjanie zaś kolejne 20%. O ile w 2015 r. polsko-rosyjska koalicja zebrała tam 36,81% głosów, o tyle w niedzielę było to już tylko 20,69%. W liczbach bezwzględnych to spadek z 4145 głosów do 2374 głosów.

Jeszcze większą przegraną skończyły się dla partii wybory mera Wilna. Kandydatka polskiej partii Edyta Tamošiūnaitė, od 2017 pełniąca w mieście funkcję wicemera, uzyskała nieco ponad 10 tys. głosów czyli 4,72% – połowę tego poparcia jakie zgromadziła lista kandydatów na radnych. Dla porównania Waldemar Tomaszewski zdobył w 2015 roku aż 37,5 tys. głosów czyli 16,96%. Przewodniczącemu AWPL niewiele wówczas zabrakło do znalezienia się w drugiej turze wyborów mera Wilna, a jego wynik był porównywalny do wyniku listy kandydatów na radnych. Tomaszewski był lokomotywą wyborczą wszystkich kandydatów polsko-rosyjskiej koalicji. Daleko gorszy wynik w sytuacji gdy zabrakło go wśród nich pokazuje w jak wielkim stopniu AWPL-ZChR stała się zależna od działań swojego przewodniczącego. Stawia to przed partią poważne wyzwanie.

Dywersja

Na wynik wyborczy AWPL-ZChR pewien wpływ mogła mieć konkurencja ze strony Polaków występujących przeciwko tej partii. Było to pierwsze tego typu wyzwanie od czasu Polskiej Partii Ludowej Ryszarda Maciejkiańca aktywnej w latach 2002-2007. Konkurencja uderzała w partię Waldemara Tomaszewskiego z dwóch kiedunków. Rajmund Klonowski, syn Zygmunta Klonowskiego, wydawcy polskojęzycznego dziennika „Kurier Wileński”, utworzył komitet „Wileński Niedźwiedź” – „Vilniečių Lokys“. Była to najprawdopodobniej najbardziej kosmopolityczna lista kandydatów do wileńskiego ratusza, co zresztą było podkreślane przez jej liderów jako atut. Obok Polaków i Litwinów znaleźli się na niej mieszkający na Litwie potomek Adama Mickiewicza posiadający także obywatelstwo Francji Roman Gorecki-Mickiewicz, czy Jerry Meijer – syn Polaka i Wenezuelki posiadający obywatelstwo francuskie, z korzeniami w Holandii. Dość kabaretowa inicjatywa skończyła się kompromitacją. Lista „Wileńskiego Niedźwiedzia” zdobyła w całym Wilnie zaledwie 951 głosów (0,55%), zaś sam Klonowski startując na mera jeszcze mniej – 880 głosów (0,41%).

Choć Rajmund Klonowski zapewniał, że jego inicjatywa polityczna nie jest wymierzona w polską partię, w czasie kampanii wyborczej jej przedstawiciele ostro atakowali AWPL-ZChR. Mickiewicz-Gorecki oskarżył AWPL-ZChR, o nielojalność wobec Polski i współpracę z Rosją. Sugerował, że jest ona dla Polaków z Litwy groźniejsza niż litewscy nacjonaliści. Narracja jaką znamy głównie z „Gazety Polskiej” została użyta przez przedstawiciela Klonowskiego nieprzypadkowo. Rajmund Klonowski wraz ze swoim ojcem są współzałożycielami Klubu „Gazety Polskiej” w Wilnie. Redakcja „Kuriera Wileńskiego” nawiązała ścisłą współpracę z redakcją Tomasza Sakiewicza. Zygmunt Klonowski ujawnił zresztą, że koncepcja stworzenia listy wyborczej konkurencyjnej wobec AWPL-ZChR została omówiona we wrześniu zeszłego roku na zjeździe Klubów „Gazety Polskiej” w Polsce.

Wiedząc jak ostrą kampanię propagandową przeciwko Waldemarowi Tomaszewskiemu i jego partii prowadzą od lat media Tomasza Sakiewicza trudno nie rozpatrywać komitetu jako dywersji inspirowanej przez to skrajnie giedroyciowskie środowisko warszawskie. Dlaczego Klonowscy zgadzają się występować w roli pionka tego środowiska? Istnienie „Kuriera Wileńskiego” uzależnione jest od dotacji przekazywanych mediom Polaków poza granicami przez Senat i rząd RP. Pula środków jest ograniczona, a media związane z AWPL-ZChR są jednym z głównych konkurentów mediów należących do Klonowskich. Te ostatnie za rządów PiS nabrały nowego wigoru. Klonowscy uruchomili i drukują w Warszawie we współpracy z „Gazetą Polską” cotygodniowy, wielostronnicowy, kolorowy „Magazyn”. Jego wydawaniem formalnie kieruje nie kto inny jak Rajmund Klonowski, choć z informacji jakie uzyskałem od osób zaangażowanych w jego tworzenie wiadomo, że każdy temat numeru i artykuł zanim ukaże się w piśmie musi zostać wysłany do Warszawy i tam zaakceptowany. Dodajmy do tego, że Rajmund Klonowski jeszcze w 2014 r. próbował startować na Litwie w wyborach do Parlamentu Europejskiej jako kandydat… polskiego Ruchu Narodowego. Obecnie jest zadeklarowanym zwolennikiem „strategicznego partnerstwa” Polski i Republiki Litewskiej, chwalącym ambasador RP w Wilnie Urszulę Doroszewską nie ukrywającą, że partnerstwo to ma dla jej misji dyplomatycznej i Warszawy daleko większe znacznie niż kwestie praw polskiej mniejszości. Wskazuje to albo na bardzo daleko idącą zmianę poglądów tego działacza, albo równie daleko posunięty konformizm wobec polityki obozu rządzącego w Warszawie. Nastawienie Klonowskiego zmieniło się tak bardzo, że nawet socjaliberał Aleksander Radczenko uznaje, że „jego [Klonowskiego] poglądy na relacje polsko-litewskie stały się dziś bliskie temu, co sam głoszę od lat”.

Rywale

Poważniejszym wyzwaniem dla AWPL-ZChR wydawał się właśnie Radczenko wieloletni pracownik centralnej administracji rządu litewskiego gdzie dosłużył się posady zastępcy dyrektora wydziału prawnego. Za młodu anarchista, potem liberał, Radczenko w ostatnim okresie odnalazł w sobie socjalistę i rozpoczął w zeszłym roku współpracę z Litewską Partią Socjaldemokratyczną (LSDP). Radczenko jest sprawnym publicystą, który wszakże zawsze miał o tyle ułatwione zadanie, że mógł liczyć na wsparcie konglomeratu medialnego Czesława Okińczyca – Polaka ściśle powiązanego z litewskimi elitami. Redaktorem naczelnym polskojęzycznego portalu zw.lt należącego do Okińczyca jest brat Aleksandra Radczenki, Antoni.

Czytaj również: Jak Telewizja Republika i współpracownik litewskiego rządu ujawnili „Raport Węgierskich Służb”

Antoni też ma za sobą tradycję aktywności politycznej, bowiem w roku 2007 startował jako kandydat na radnego z list wspomnianej Polskiej Partii Ludowej. Młodszy Radczenko prowadził wówczas blog pod znamiennym tytułem „Akcji dziękujemy. KontrAKCJA!”. Zajmował się tam głównie bezpardonowym atakowaniem AWPL, której działaczy określał mianem „biało-czerwonych przestępców”, bądź porównywał do Josepha Goebbelsa. Deklarował się wówczas jako anarchista dlatego pewnie nie przeszkadzała mu współpraca z Maciejkiańcem, który już wówczas zaczął kwestionować tożsamość narodową wileńskich Polaków, potem doszedł do określenia się jako Litwin. Szerzej o środowisku tym pisałem w tekście sprzed trzech lat. 

Zobacz także: Jak rząd PiS wspiera litewskich lewaków i antyklerykałów za nasze pieniądze

Media Okińczyca krytykując AWPL-ZChR znacznie ostrzej niż jakąkolwiek litewską partię odegrały walną rolą w wypromowaniu Polskiego Klubu Dyskusyjnego – grona kilkudziesięciu publicystów i aktywistów polskiego pochodzenia ostro występujących przeciw Tomaszewskiemu i jego partii. Radczenko zawsze był najgłośniejszym przedstawicielem tej grupy i jego wynik można potraktować jako miarę realnego poparcia dla linii politycznej PKD. Miał wszelkie szanse by wywalczyć mandat radnego Wilna bowiem na liście LSDP otrzymał wysoką, czwartą pozycję. Jednak w głosowaniu otrzymał tylko 997 głosów, zaś jego partia nie przekroczyła nawet progu wyborczego uzyskując w Wilnie zaledwie 3,83% głosów. Co ciekawe w skali całego kraju poparcie dla niej było dość wysokie. Socjaldemokraci zdobyli aż 13,24% głosów zajmując w wyborach samorządowych trzecie miejsce  po komitetach lokalnych i konserwatystach z TS-LKD. Słabej pozycji socjaldemokratów w Wilnie nie można tłumaczyć rozłamem i utworzeniem przez dawnych liderów w 2017 r. konkurencyjnej Litewskiej Socjaldemokratycznej Partii Pracy (LSDDP). Ich lista zebrała w Wilnie zaledwie 2,3 tys. głosów czyli nieco ponad 1%. O tym, że plan Radczenki całkowicie zawiódł i Polacy (oraz Rosjanie) nie ruszyli gremialnie głosować na niego i socjaldemokratów, świadczą wyniki ich listy uzyskane w Nowej Wilejce, jak już wspomniałem, jedynej dzielnicy gdzie Polacy stanowią większość, a Polacy wraz z Rosjanami większość bezwzględną. LSDP uzyskała na Nowej Wilejce poparcie niższe niż w skali całego Wilna to jest 2,89% głosów. Był to najsłabszy wynik spośród wszystkich dzielnic Wilna.

Zobacz także: Litwa: Okińczyc współpracował z KGB? Jedziński (AWPL): to bardzo prawdopodobne

Zobacz także: Okińczyc nieudolnie próbował oczyścić się z podejrzeń o współpracę z KGB

Zobacz także: Okińczyc wynosił akta KGB? Informacje byłego szefa litewskich służb specjalnych

Zobacz także: Jak Okińczyc szkodził Orlenowi na Litwie

Zobacz także: Okińczyc pod lupą prokuratury i służb antykorupcyjnych. W tle działania wokół Orlenu na Litwie

Radczenko, próbując tłumaczyć klęskę partii, podkreśla, że poniosła ona porażkę we wszystkich dużych miastach. Trudno jednak porównywać Wilno z dwa razy mniejszym Kownem i 150-tysięczną Kłajpedą, nie wspominając o wszystkich innych znacznych różnicach między nimi wyznaczanych przez zupełnie niepodobne do siebie historię, skład narodowościowy i układ socjoekonomiczny. Trudno jednoznacznie określić przyczyny porażki socjaldemokratów w Wilnie ale być może było nią to, co Radczenko ogłaszał ich atutem, to znaczy poparcie części postulatów polskiej mniejszości. Trzeba bowiem przyznać, że Radczenko, przez lata bagatelizujący znacznie takich kwestii jak możliwość oryginalnej pisowni nazwisk Polaków, czy też umieszczania oficjalnych tabliczek z polskimi nazwami miast i ulic, w okresie bezpośrednio przed wyborami stał się ich gorącym orędownikiem. Także sama LSDP w ciągu ostatnich miesięcy deklarowała poparcie dla realizacji praw polskiej wspólnoty na Wileńszczyźnie. Miarą tego poparcia i sposobem na przyciągnięcie polskiego wyborcy miało być właśnie wystawienie Radczenki na wysokim, wydawało się „biorącym” miejscu listy kandydatów do rady miasta. Polacy jednak nie zaufali temu nagłemu, neofickiemu zapałowi litewskiej partii, Radczenko zyskał niecały tysiąc głosów. Propolska retoryka socjaldemokratów mogła natomiast odstraszyć od nich inny elektorat. Jeszcze w 2015 roku, pod przewodem starego, daleko bardziej sceptycznego wobec polskich postulatów kierownictwa, dziś już znajdującego się poza partią, socjaldemokraci osiągnęli w wyborach do rady miasta Wilna 7,8% głosów, w liczbach bezwzględnych 17,4 tys. Może to wskazywać, że polonofobiczne nastroje, a co najmniej sprzeciw wobec realizacji podstawowych postulatów polskiej mniejszości, nadal są szeroko rozpowszechnione w litewskim elektoracie, nawet wśród zwolenników lewicy. Także startująca z listy liberalnego komitetu mera Remigijusa Šimašiusa Polka Ewelina Dobrowolska, dobrze znana ze wspierania osób występujących do sądów o oryginalny zapis nazwiska (literami nie występującymi w litewskim alfabecie), po głosowaniu spadła z pozycji 17 na 20.

Litewskie uprzedzenia

Kosmopolitycznie nastrojony Radczenko od lat głosi oryginalną tezę, że główną przyczyną dyskryminacji Polaków na Litwie jest fakt istnienia ich własnej partii. Jak twierdzi socjalliberalny polityk, z tego powodu litewskie partie nie ubiegają się o polski elektorat, który już zagospodarowała AWPL-ZChR, nie są skłonne licytować się o głosy tego elektoratu, a więc gwarantować realizację praw i interesów polskiej społeczności. To zaskakująco naiwne podejście ignoruje głębokość i zasięg polonofobicznych postaw w społeczności etnicznych Litwinów. Bywając często na Litwie ciągle jeszcze dziwi mnie jak wielu zwykłych Litwinów deklarujących tolerancję dla mniejszości narodowych, bardzo negatywnie reaguje na banalny postulat tabliczek z dwujęzycznymi nazwami miejscowości zamieszkanych w większości przez Polaków. Postulat taki jest niemal zawsze traktowany jako w najlepszym razie przejaw zaściankowej roszczeniowości, a w najgorszym zamach na litewską państwowość. Litewscy politycy starają się najpewniej dobrze rozpoznać te socjologiczne realia i prawdopodobnie z kalkulacji wychodzi im, że na forsowaniu równouprawnienia mniejszość więcej elektoratu mogą stracić niż zyskać. Kiepski wynik socjaldemokratów w skądinąd wielonarodowościowym mieście jakim jest Wilno, może tylko to założenie potwierdzać. Oczywiście całkowicie obala on główne założenie leżące u podstaw aktywności publicystycznej, a od niedawna także politycznej Radczenki. Polska partia na Litwie, podobnie zresztą jak tyle innych etnicznych partii mniejszości w Europie, jest produktem braku dostatecznego zrozumienia i zaspokojenia specyficznych potrzeb grupy mniejszościowej przez większość, a nie przyczyną tego stanu rzeczy. W dodatku polska partia na Litwie po raz kolejny okazuje się jedynym demokratycznym mechanizmem reprezentacji tych potrzeb oraz zaspokajania ich przynajmniej na tej ograniczonej płaszczyźnie jaką wyznaczają na Litwie wąskie kompetencje samorządu terytorialnego. W ramach tych kompetencji znajduje się jednak zawiadywanie kluczowymi z punktu widzenia mniejszości instytucjami – szkołami.

Jeśli AWPL-ZChR straciła jakąś część polskich głosów to najpewniej głównie poprzez absencję. Polscy przeciwnicy nie byli zdolni odebrać jej głosów, ale atmosfera wytwarzana przez bezpardonowe ataki Radczenki, „Wileńskiego Niedźwiedzia”, a przede wszystkim dziennikarzy i publicystów mediów Czesława Okińczyca, mogła wytworzyć zamieszanie, w którym wielu polskich wyborców straciło orientację i motywację do uczestnictwa w wyborach. Swoją rolę odegrać mogło również wyraźne wycofanie poparcia politycznego dla AWPL-ZChR przez władze Polski, czy w końcu uderzenie rządowej Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” i warszawskiej prokuratury w Zarząd Główny Związku Polaków na Litwie, który został oskarżony o sprzeniewierzenie środków finansowych przyznanych przez Fundację. Prezes ZPL Michał Mackiewicz jest jednocześnie posłem litewskiego parlamentu z ramienia AWPL-ZChR i sojusznikiem Waldemara Tomaszewskiego. Działacze Fundacji wprost łączą zresztą ZPL z partią. Także ostra krytyka uprawiana przez warszawskie kręgi rządowe i wiele warszawskich mediów wobec sojuszu polskiej partii z Aliansem Rosjan mogła znaleźć swoje echo nad Wilią.

Zobacz także: Jak państwo polskie „pomaga” Polakom na Wschodzie

Zobacz także: AWPL-ZChR demaskuje wypowiedzi Marii Przełomiec jako kłamstwa i manipulacje

Zobacz także: Przełomiec przeprasza za nieprawdziwą informację na temat AWPL-ZChR i… wypowiada kolejne 

Wielu urzędników nominowanych przez PiS, ale też prorządowych publicystów usilnie starało się dowodzić, że AWPL-ZChR jest niereprezentatywna dla wspólnoty Polaków na Wileńszczyźnie. Wynik wyborczy sfalsyfikował te twierdzenia. Jeśli przedstawiciele rządu Morawieckiego i jego agend nadal będą pozbawiać wsparcia środowisko AWPL-ZPL i kierować je do „alternatywnych środowisk” to nie będzie to odzwierciedleniem rzeczywistości społeczno-politycznej na Wileńszczyźnie lecz raczej ingerencją mającą na celu jej zmianę. Ingerencją niekonstruktywną, przynoszącą żywiołowi polskiemu na Litwie jedynie dezorganizację, rozbicie, upadek jego wpływów.

Zwycięstwa

Mimo znacznie mniejszej liczby uzyskanych głosów AWPL-ZChR ma szanse obronić swoje pozycje polityczne. W Wilnie sześciu radnych tej partii nie jest bez szans by znaleźć się w nowej koalicji rządzącej. Dotychczasowy koalicjant w postaci środowiska mera Remigijusa Šimašiusa zdobył aż 17 mandatów. Rządzący Litwą Litewski Związek Rolników i Zielonych (LVŽS), z którym na płaszczyźnie polityki krajowej polska partia pozostaje w raczej pozytywnych relacjach, zdobył 3 mandaty co wraz z 6 radnymi AWPL-ZChR daje większość.

Kolejnym zwycięstwem wyborczym AWPL-ZChR jest potwierdzenie hegemonii politycznej w rejonach zamieszkałych w większości przez Polaków – rejonie solecznickim i wileńskim. W tym pierwszym, w którym Polacy stanowią około 80% mieszkańców, polska partia zebrała 76,76% poparcia, w liczbach bezwzględnych 12167 głosów. Cztery lata wcześniej głosów było o tysiąc mniej, ale przy niższej frekwencji dało to bardzo podobny wynik 76,18% poparcia. Rekordowe poparcie odnotowano w podstawowej komisji wyborczej w Podborzu gdzie na polską partię oddano 94,78% głosów. Miejscowość słynie w całej okolicy jako bastion polskości, gdzie na ulicach na co dzień słychać literacką polszczyznę. Polska partia straciła jednak jeden mandat, ale stało się tak dlatego, że w tym roku tylko dwie litewskie partie – LSDP i DP, a nie cztery jak poprzednio wystawiły listy konkurencyjne. Obie uzyskały po niemal 10% poparcia, cztery lata wcześniej elektorat opozycyjny wobec rządzącej rejonem partii rozproszył się i choć na opozycję padło około 500 głosów więcej to uzyskała mniej mandatów. Niemniej AWPL-ZChR zachowa w radzie rejonu przytłaczającą większość 20 mandatów na 24 miejsca w radzie. Jest to potwierdzenie bardzo silnej pozycji przewodniczącego lokalnego oddziału partii, a także rejonowego oddziału Związku Polaków na Litwie, a przy tym mera – Zdzisława Palewicza. W wyborach szefa rejonu Palewicz bez problemu uzyskał reelekcję już w pierwszej turze z ponad 75,06% głosów. To podobna proporcja poparcia jak cztery lata wcześniej.

AWPL-ZChR obroniła swoją pozycje także w rejonie wileńskim, w którym według danych z 2011 Polacy stanowili nieco ponad 52% mieszkańców. 3 marca polska partia uzyskała tam 55,02% głosów w liczbach bezwzględnych było to 21703. Dla porównania przed czterema laty AWPL poparło 24912 mieszkańców rejonu wileńskiego co przy nieznacznie wyższej frekwencji stanowiło 60,83%. Polska partia będzie miała w radzie rejonowej liczącej 30 członków większość 18 mandatów. W poprzedniej kadencji miała ich 20. W tym przypadku osłabienie pozycji w radzie także wzmocnił fakt, że głosy elektoratu opozycyjnego rozpraszały się na mniejszą niż przez czterema laty liczbę list litewskich partii (cztery zamiast pięciu), choć na wszystkie litewskie partie w liczbach bezwzględnych padło 594 głosów więcej niż przed czterema laty. Mer z ramienia polskiej partii – Maria Rekść uzyskała reelekcję w pierwszej turze z wynikiem 20696 głosów – 52,48% ze wszystkich oddanych. Tu strata też jest zauważalna bo cztery lata wcześniej 23751 głosów dało wynik na poziomie 58,01%.

Wbrew krytykom polskiej partii, trzeba zaznaczyć, że takie wahnięcie poparcia trudno traktować w kategorii politycznej klęski. Partia obroniła pełnię władzy w wielonarodowym rejonie mimo, że sprawuje ją już od 1995 roku, a właściwie od 1993 kiedy to Polacy uzyskali większość w radzie rejonowej startując pod szyldem ZPL. Niejedna ekipa polityczna marzy o takiej odporności na naturalne w demokracji procesy zużycia politycznego w oczach zazwyczaj zmiennego w swych nastrojach elektoratu. To co powinno być dla partii sygnałem alarmowym to fakt spadku poparcia w pewnych w gminach rejonu położonych nie na granicach Wilna, w których Polacy stanowią już mniejszość, ale także w tych odległych jak Kowalczuki i Miedniki Królewskie, w których proporcja naszych rodaków stanowi między 75%-79% mieszkańców a poparcie dla AWPL-ZChR spadło aż o 14,28 i 14,49% punktów procentowych. Jednak już w takich twierdzach polskości jak starostwa Bujwidze czy Sużany partia lekko zwiększyła poparcie.

Ogółem w wyborach radnych rejonu wileńskiego zagłosowało 3 marca o 1464 jego mieszkańców mniej niż w 2015 r. (spadek frkwencji o 2,09 punktu procentowego).

Głosowanie według narodowości

Elektorat w rejonie wileńskim nadal w znacznej mierze strukturyzuje się po liniach etnicznych, bo o ile w zamieszkanych w znacznej większości przez Polaków gminach (w nomenklaturze litewskiej starostwach) Miedniki Królewskie i Bujwidze AWPL-ZChR zebrał po 71,5% i 88,2% poparcia, to na przykład w podwileńskich Awiżeniach, gdzie Polacy stanowią według ostatniego spisu 24,4% mieszkańców poparcie sięgnęło tylko 20,82%, w Rzeszy gdzie wykazano 30,4% Polaków AWPL-ZChR otrzymała 37,44% głosów, w Zujunach, gdzie żyło 32,5% na polską partię oddano 36,75% głosów. Podobna prawidłowość powtarza się na niemal całym terenie rejonu co wskazuje na wysokie powiązanie tożsamości narodowej z sympatiami politycznymi i aktywnością wyborczą.

Podobny podział wystąpił w ramach rejonów trockiego i święciańskiego, które są sztucznie zlepione z kawałków terenów przedwojennego województwa wileńskiego zamieszkanego zwarcie przez Polaków i obszarów już przed wojną wchodzących w skład Republiki Litewskiej i zamieszkiwanych przez Litwinów. Oczywiście zlepiono je w ten sposób by Polacy stanowili mniejszość (odpowiednio 30,1% i 28%). W rejonie trockim partia uzyskała 2279 głosów czyli ponad 15%. Przed czterema laty było to 2957 i 17,61%. Spadek poparcia kosztował AWPL-ZChR jeden mandat i w nowej kadencji na 24 miejsca 4 zajmą nasi rodacy. W rejonie święciańskim na partię tę padło 1951 głosów co dało wynik także na poziomie nieco ponad 15%. Cztery lata wcześniej było to 2363 głosy i 16,68%. Tu również partia straciła jeden mandat i będzie ich miał 4 na 24. W rejonie tym samodzielną większość zdobył Litewski Związek Wolności, i głosy AWPL-ZChR, która dotychczas nim współrządziła, nie będą już potrzebne dla stanowienia zarządu.

W rejonie święciańskim, w leżących na granicy rejonu wileńskiego Magunach, gdzie Polacy stanowią 81% mieszkańców, na partię padło 61,83% głosów. W położonych 50 km na północ od Magun Łabonarach, gdzie Polaków jest niewielu, na AWPL-ZChR padło już tylko 3,18% głosów. W Podbrodziu, gdzie Polacy stanowili w 2011 r. 44,73% mieszkańców, AWPL-ZChR dostała 33,81% głosów. Partia miała więc problem z mobilizacją polskiego wyborcy (w jednostkach tych była najniższa frekwencja w całym rejonie).

W rejonach szyrwinckim i jezioroskim, gdzie znajdują się już tylko pojedyncze gminy w większej liczbie zamieszkane przez Polaków, lista AWPL-ZChR nie była w stanie przekroczyć progu wyborczego uzyskując odpowiednio 3,13% i 2,16%. W tym pierwszym rejonie partia poniosła więc znaczącą politycznie stratę, bo cztery lata temu uzyskała dwa razy więcej głosów co przy proporcji 5,4% pozwoliło wprowadzić do rady rejonowej jednego przedstawiciela.

W jednym miejscu położonym poza matecznikiem partii, sojusz z Aliansem Rosjan pozwolił AWPL-ZChR osiągnąć postęp. Wisaginia to miasto zbudowane od podstaw w 1975 roku by zamieszkali w niej pracownicy powstającej elektrowni atomowej Ignalino. Z tego względu Rosjanie stanowią obecnie większość mieszkańców 28-tysięcznego miasta, a Polaków jest około 9%. Koalicyjna lista której przewodzili Rosjanie uzyskała w mieście 10,98% poparcia, czyli nieco więcej niż przed czterema laty. Liczba mandatów pozostanie jednak taka sama – 3 w 24-osobowej radzie.

Podsumowując wyborcze wyniki można obrazowo stwierdzić, że AWPL-ZChR utrzymała swoją twierdzę, lecz musiała wycofać się z jej przedpola opuszczając kilka polowych umocnień wzniesionych w poprzednich latach.

Jedyna reprezentacja Polaków

Mimo spadku poparcia w liczbach bezwzględnych, ani ataki warszawskiej fundacji rządowej, ani akcja polityczna Klubu „Gazety Polskiej” w Wilnie, ani nagłaśniana medialnie aktywność jednego z czołowych reprezentantów liberalnego Polskiego Klubu Dyskusyjnego nie podważył statusu AWPL-ZChR na scenie politycznej Litwy. Niewątpliwym zwycięstwem AWPL-ZChR, zwycięstwem o charakterze strategicznym, jest potwierdzenie, iż partia ta jest jedynym relewantnym politycznym reprezentantem Polaków na Litwie. Nie jest żadnym poważnym zarzutem uwaga, że przecież nie wszyscy litewscy Polacy głosują na AWPL-ZChR. W ramach żadnej mniejszościowej wspólnoty etnicznej nie udaje się osiągnąć tak wielkiej konsolidacji politycznej by wszyscy jej przedstawiciele, lub chociażby 90% głosowało na partię próbującą realizować jej odrębne interesy kolektywne. Tak jest zresztą w przypadku każdego społeczeństwa. Czy fakt, że w danych wyborach głosuje około połowy społeczeństwa sprawia, że uznajemy wybrany w ramach takich wyborów parlament za niereprezentatywny? AWPL-ZChR jest realną reprezentacją Polaków na Litwie, bo jako jedyna podnosząc postulaty związane z realizacją specyficznych potrzeb wynikających z polskiej tożsamości narodowej części mieszkańców Litwy jest w stanie mobilizować masowe poparcie nosicieli tej tożsamości. I z tym poparciem zdobywać narzędzia instytucjonalne do działań na rzecz realizacji tych potrzeb. Warszawscy politycy i urzędnicy, dziennikarze i publicyści w wyniku wyborów z 3 marca uzyskali odpowiedź na swoje insynuacje podważające reprezentatywność tej partii i jej liderów oraz próby przedstawiania w roli tego rodzaju reprezentacji Polskiego Klubu Dyskusyjnego czy Klubu „Gazety Polskiej” organizowanego przez Klonowskich.

Taktyczną porażką AWPL-ZChR jest niewątpliwy odpływ głosów. Odpłynęły przede wszystkim głosy rosyjskie. Kierownictwo partii powinno rozważyć więc swoją dalszą taktykę. Od kilku lat Waldemar Tomaszewski próbuje przekształcić AWPL-ZChR z partii etnicznej i regionalnej w partię ogólnolitewską. Sygnałem tego było chociażby dodanie członu ZChR do nazwy partii w 2016 r. Nie sposób nie zauważyć, że postulaty narodowościowe nie były w niedawnej kampanii wyborczej akcentowane tak mocno jak przed laty, a partia próbowała raczej eksponować propozycje odwołujące się do interesów ogólnospołecznych. Tymczasem ostatnie wybory samorządowe potwierdziły, że AWPL-ZChR pozostaje partią Polaków i partią Wileńszczyzny. AWPL-ZChR nie poniosła żadnej klęski, jak chcą jej krytycy, lecz po prostu wróciła do swojej bazy, tracąc głosy, które wcześniej zyskała nie tylko dzięki własnemu programowi i własnym zabiegom lecz także dzięki specyficznemu układowi uwarunkować zewnętrznych, sile bądź słabości innych graczy – Aliansu Rosjan, ale też innych partii i komitetów, które wcześniej były wspierane przez Rosjan, czy w końcu dzięki uwarunkowaniom międzynarodowym. Znacznie ważniejszy dla partii pozostaje elektorat polski. Jego mobilizacja będzie decydować o tym, czy partii uda się utrzymać samodzielne rządy w kluczowym dla niej bastionie jakim jest rejon wileński, a jak już napisałem, partia straciła tam głosy także w zdecydowanie polskich gminach. W jednostce tej można spodziewać się stałego wzrostu proporcji ludności litewskiej, dokonującej się przez kolonizację podwileńskch miejscowości, co będzie wymagało od Polaków coraz wyższej frekwencji, by utrzymać stan posiadania. Elektorat w Wilnie również wskazał swoje preferencje. Renata Cytacka znana ze zdecydowanych wystąpień w sprawach narodowych, prawdziwy czempion walki o polskie szkoły po podliczeniu głosów awansowała z 11 na 6 miejsce i obroniła dzięki temu swój mandat w radzie Wilna.

Zobacz także: Renata Cytacka odpowiada na krytykę Radczenki pod adresem AWPL-ZChR

Słabszy wynik AWPL-ZChR wynika więc z odpłynięcia elektoratu rosyjskiego i niższej aktywności polskiego elektoratu, jego absencji, nie zaś sukcesów polskich konkurentów. To mobilizacja polskiego elektoratu zadecyduje też czy partia przekroczy próg wyborczy w przyszłorocznych wyborach do parlamentu. Będzie to trudne bez szerszego otwarcia i rozbudowy struktur terenowych oraz jeszcze silniejszego akcentowania tradycyjnych postulatów mniejszościowych.

Karol Kaźmierczak

8 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. mariusz67
    mariusz67 :

    W okręgu wileńskim, który biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców stanowi 1/3 Litwy, a pod względem PKB to połowa gospodarki państwa litewskiego, AWPL-ZChR zdobyła 53 mandaty, tym samym zdecydowanie zajęła pierwsze miejsce. Na drugim miejscu ze sporą różnicą znaleźli się konserwatyści (21 mandatów), na trzecim z 17 mandatami są chłopi i zieloni którzy rządzą w kraju.
    Prowadzący haniebne działania ludzie pokroju Klonowskiego (z Gaz Polem w tle) i Radczenki (z Okińczycem w tle) ponieśli katastroficzną klęskę, wyborcy odrzucili ich i haniebne metody, którymi się posługują. Podobnie fatalnie zachowuje się ambasador w Wilnie czy niektórzy warszawscy politycy i publicyści, głównie ci chorobliwie zaczadzeni “giedroycizmem”.
    A wyniki w samorządzie są inne, bo te wybory mają specyfikę. Np w Wilnie liczyły się komitety wyborcze Simasiusa i Zuokasa (bezpośrednie wybory merów!), poza tym głosy rozkładały się na różne partie (np. odświeżoną Partię Pracy). Dlatego wynik AWPL budzi uznanie i szacunek. Gratuluję Wilnianom, że ponownie obdarzyli zaufaniem AWPL, a kukułcze jaja (Klonowski, Radczenko i paru pomniejszych) pogonili gdzie pieprz rośnie.

    • arczi
      arczi :

      Rozumiem wrogość nacjonalistów litewskich, ale postępki Klonowskiego, Radczenko, Okińczyca, Doroszewskiej i wsparcie dla nich płynące z niektórych ośrodków w Polsce, to już ma wymiar zdrady wobec polskich Kresów.
      Poprzednia władza nie pomagała, ale też tak oficjalnie nie przeszkadzała. W PiS do głosu doszli “giedroyciowcy” i prowadzą działania wybitnie szkodliwe: patrz ambasador w Wilnie czy Fundacja od ścigania wilniuków.
      Jednym słowem: SKANDAL!

  2. mariusz67
    mariusz67 :

    Zgodnie z badaniami opinii AWPL ma renomę najbardziej uczciwej w kraju. Jest partią nastawioną na szeroką pomoc dla mieszkańców. Nie dzieli, ale łączy wszystkich ludzi dobrej woli. Opiera się na wartościach chrześcijańskich, broni tradycyjnej rodziny, sprzeciwia się gender, aborcji… – dlatego jest tak niewygodna i krytykowana przez hałaśliwych lewaków i liberałów (np. okinczycowe media “ZW”).
    Nawet sondażownie (zwykle przecież nieprzychylne i tendencyjne) pokazują poparcie na poziomie ok. 6 proc. w skali kraju, czyli AWPL jest w gronie czterech-pięciu najpoważniejszych partii w całej Litwie, choć matecznikiem AWPL jest jedynie Wileńszczyzna.
    Na przekór wszystkiemu AWPL wciąż dominuje i jest jedynym reprezentantem Wilnian od szczebla samorządu, przez Sejm Litwy aż po instytucje unijne Parlament Europejski i Radę Europy.
    Dla co poniektórych, także w warszawce, to trudne do zaakceptowania, ale żadne ujadające kundelki nie mogą tego zmienić…

  3. W_Litwin
    W_Litwin :

    “Konkurencja uderzała w partię Waldemara Tomaszewskiego z dwóch kiedunków.” Rajmund Klonowski, i Radczenko to ma być konkurencja??? Wolne żarty. Polacy na Wileńszczyźnie jasno dali do zrozumienia kogo uważają za swoich przedstawicieli. Klonowski i Radczenko skompromitowali się na całego. Zwłaszcza Radczenko zadufany w sobie bufon, który reprezentował przecież samego Okińczyca. No to ludzie pokazali co o kagiebiście sądzą

    • arczi
      arczi :

      To nie konkurencja, ale żałośni nieudacznicy. Choć zapewne dalej będą prowadzić swoje nędzne gierki. Wilniucy nie chcą lewicowo-liberalnej ekstremy, kagiebistów, rozbijaczy czy innych niszczycieli polskiej sprawy.

    • arczi
      arczi :

      Wileńszczyzna zostanie obroniona przez polskich patriotów. Przetrwała Hitlera, Stalina, komunę, trwa na Litwie skrzywionej nacjonalistycznym odchyleniem. Przetrwa też zajadłych giedroyciowców, lewaków i liberastów.