Zdaniem Ambasadora RP w Moskwie, doniesienia o rzekomej decyzji władz rosyjskich o zmianie granic morskich z Litwą i Finlandią na Bałtyku to „próba testowania naszej cierpliwości”, sprawdzenia reakcji państw nadbałtyckich oraz „testowania solidarności europejskiej”. Wcześniej w alarmistycznym tonie sprawę skomentował szef litewskiej dyplomacji.

„To jest kolejna próba grania z porządkiem prawnym” – powiedział w rozmowie z RMF FM Ambasador RP w Moskwie, Krzysztof Krajewski, komentując informację o rzekomej decyzji władz rosyjskich o zmianie granic morskich kraju z Litwą i Finlandią na Bałtyku. Jego zdaniem, Rosja ma za nic prawo międzynarodowe, a tu mieliśmy do czynienia z próbą destabilizacji, podziału, a zarazem budowania pozycji Kremla na użytek polityki wewnętrznej, w oparciu o retorykę obrony rosyjskich interesów.

„To się wpisuje w całą politykę Rosji, która chce pokazać, zwłaszcza do wewnątrz, jak dba o interesy Federacji Rosyjskiej, jak Federacja Rosyjska jest krzywdzona poprzez niewłaściwy podział delimitacji granicy na Morzu Bałtyckim. To ma pokazać siłę tych, którzy podejmują decyzje i ich przekonanie o słuszności tych działań. Ma to na celu pewnego rodzaju podziały, również oczekiwanie na podziały w Unii Europejskiej czy w NATO. To jest próba wystawiania naszej cierpliwości i naszych granic tolerancji” – uważa polski dyplomata.

 

Zdaniem Krajewskiego, w ten sposób władze Rosji szukają „tematów zastępczych” wobec problemów, z którymi się borykają. Twierdzi, że Rosja „staje się państwem izolowanym, gdzie furażerka, czerwona chusta stanie się elementem wewnętrznej polityki tego państwa – bez kontaktu ze światem”. Dodał, że Rosjanie, na przykład z Moskwy „tęsknią za tym światem” i chcieliby pojechać do Zakopanego czy do Rzymu. „Nie ma nic lepszego, jak w polityce wewnętrznej pokazywać, że wróg zewnętrzny czyha, aby nam zagrozić” – komentuje.

Pytany, czy to jest realne, czy raczej mamy do czynienia tylko z gestem wywierania nacisku, polski ambasador powiedział, że „to jest próba testowania naszej cierpliwości” i sprawdzenia reakcji państw położonych nad Bałtykiem oraz „testowania solidarności, również europejskiej”.

„Tu można się spodziewać różnego rodzaju działań. Rosja dzisiaj ten konflikt, tę wojnę na Ukrainie przedstawia społeczeństwu nie jako wojnę na Ukrainie, a wojnę Zachodu z Federacją Rosyjską” – zaznaczył.

W rozmowie z RMF FM ambasador Krajewski skomentował też obecną sytuacje w samej Rosji. Jego zdaniem, w tym kraju można zaobserwować próby „pisania historii na nowo” i gloryfikowanie Związku Sowieckiego i stalinizmu, przy jednoczesnym wypieraniu całego zła z tych czasów. Uważa, że coraz większą rolę zaczynają odgrywać „hasła propagandowe z czasów Związku Radzieckiego” oraz budowanie nostalgii za przeszłością, w tym za ZSRR. Zaznaczył też, że z mediów bardzo szybko zniknął temat zamachu terrorystycznego pod Moskwą, a oficjalnie kreowana jest narracja o Rosji jako kraju sukcesu. Mówił też, że władze chcą zjednoczyć społeczeństwo wokół narracji o słuszności wojny z Ukrainą, jednocześnie stosując surowe restrykcje i kary wobec tych, którzy tę narrację podważają.

Jak pisaliśmy, anglojęzyczny „The Moscow Times” podał w środę, że Rosja zamierza uznać część wód we wschodniej części Zatoki Fińskiej oraz obszar w pobliżu miast Bałtyjsk i Zielonogradsk w obwodzie kaliningradzkim za swoje wody terytorialne. Portal powoływał się na uchwałę, jaka pojawiła się na stronie internetowej rosyjskiego Ministerstwa Obrony, ale po pewnym czasie została usunięta.

Sprawę w ostrym tonie skomentował minister spraw zagranicznych Litwy Gabrielius Landsbergis. „Trwa kolejna rosyjska operacja hybrydowa, tym razem mająca na celu sianie strachu, niepewności i wątpliwości co do swoich zamiarów na Bałtyku. Jest to oczywista eskalacja przeciwko NATO i UE i musi spotkać się z odpowiednio stanowczą reakcją” – napisał na X.

Tymczasem władze Finlandii odcięły się od tak radykalnej retoryki. „W Finlandii zawsze najpierw szczegółowo badamy fakty, a następnie wyciągamy wnioski” – powiedział premier Petteri Orpo. Zdaniem fińskiej minister spraw zagranicznych Eliny Valtonen nic nie wskazuje na to, aby informacja o przesunięciu granic morskich była rosyjską prowokacją.

Jeszcze w środę rosyjska państwowa agencja informacyjna Interfax zacytowała źródło wojskowo-dyplomatyczne, mówiące, że Federacja Rosyjska nie planuje rewizji swoich granic państwowych na Morzu Bałtyckim. „Nie było i nie ma planów przeglądu wód terytorialnych, stref ekonomicznych, szelfu kontynentalnego u wybrzeży i granic państwowych Federacji Rosyjskiej na Morzu Bałtyckim” – podało źródło. Dodało, że zamiar przeglądu współrzędnych wyznaczających granicę państwową ma na celu odrzucenie nieprawidłowych punktów współrzędnych, wyznaczających punkty odniesienia dla pomiaru szerokości rosyjskich wód terytorialnych, strefy ekonomicznej i szelfu kontynentalnego na Oceanie Arktycznym, Morzu Bałtyckim, i Morzu Czarnym. Obecne punkty terytorium Rosji w Zatoce Fińskiej, jak twierdzi źródło, nie mają ciągłości i nie rozgraniczają całego terytorium kraju, a zatem nie pozwalają na określenie granic wód państwowych.

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział w środę dziennikarzom, że w propozycji ponownego wyznaczenia granic morskich nie ma „niczego politycznego”. „Widzicie, jak rosną napięcia i poziom konfrontacji, szczególnie w regionie Morza Bałtyckiego. Wymaga to odpowiednich kroków ze strony naszych odpowiednich organów, aby zapewnić nam bezpieczeństwo” – powiedział Pieskow.

rmf24.pl / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply