MSZ twierdzi, że nie cenzurował składu panelistów debaty o stosunkach polsko-ukraińskich, która miała odbyć się w Lublinie, a jedynie poddał ją „weryfikacji”. – Cenzura w najgorszym wydaniu jest podawana jako „weryfikacja” – mówi Kresom.pl prof. Włodzimierz Osadczy, jeden z negatywnie „zweryfikowanych” przez MSZ badaczy.

W oświadczeniu przesłanym nam przez MSZ resort przekonuje, że nie cenzurował składu panelistów debaty o stosunkach polsko-ukraińskich, która miała odbyć się w Lublinie, a jedynie poddał ją „weryfikacji”. Na tej podstawie zarzuca portalowi Kresy.pl opublikowanie szeregu „nieprawdziwych” i „fałszywych”  informacji. Pismo jest odpowiedzią na artykuł, w którym ujawniliśmy, że po naciskach MSZ ze składu prelegentów mających brać udział w debacie wykreślono prof. Włodzimierza Osadczego i dra Leona Popka. Spotkało się ono z odpowiedzią z naszej strony.

PRZECZYTAJ: MSZ tłumaczy się z ocenzurowania debaty o stosunkach polsko-ukraińskich

Z „wyjaśnieniami” MSZ zapoznał się m.in. jeden z „negatywnie zweryfikowanych” badaczy, prof. Włodzimierz Osadczy z KUL, dyrektor Centrum Ucrainicum, który udzielił nam w tej sprawie obszernego komentarza.

Prof. Osadczy przypomniał, że pytanie dotyczące dyskryminacji Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie zadane wiceministrowi Bartoszowi Cichockiemu zostało powtórzone ministrowi Witoldowi Waszczykowskiemu w programie „Rozmowy Niedokończone” na antenie Radia Maryja i TV Trwam.

– To są pytania retoryczne, skoro od początku funkcjonowania tej ekipy w MSZ widzimy pewną logikę działania, pewne priorytety i pewne przeoczenia, które wkomponowują się w konkretną politykę. Polegającą na tym, że sprawy dotyczące relacji polsko-ukraińskich mają być ujmowane tylko w kategoriach jednostronnych. A wszystkie zgrzyty mają być zrzucane na tzw. trzecią stronę. Natomiast jakiś obiektywnych, trudnych kwestii tu nie ma – mówi prof. Osadczy.

Historyk zwraca uwagę, że w tej retoryce pojawia się kwestia pamięci o ludobójstwie na Wołyniu, ale w formie pewnej ogólnej, niewiążącej deklaracji. – Pan Waszczykowski powtarza tylko wcześniejsze wypowiedzi szefa PiS, że „Ukraina z Banderą do Europy nie wejdzie”. Takie ogólne metafory, o niczym nieświadczące i nie przekładające się na konkretną działalność – zaznacza.

Prof. Osadczy przypomniał, że podczas czerwcowej konferencji w Lublinie, skrytykowanej przez MSZ, jej uczestnikom zależało na wyartykułowaniu pewnych spraw, które „z definicji musiałyby się znaleźć w obszarze zainteresowaniem resortu spraw zagranicznych kraju suwerennego”. Widzimy, jak teraz naruszenie praw mniejszości węgierskiej czy rumuńskiej wywołało niesamowitą reakcję Węgier i Rumunii. Nie tylko na szczeblu MSZ, ale najwyższych osób w państwach. Mamy do czynienia z wyraźnymi restrykcjami, przy czym nie są one aż tak drastyczne, jak sytuacja z pogwałceniem wszystkich cywilizowanych zasad w relacjach polsko-ukraińskich – mówi profesor. Zwraca tu uwagę na fakt niepogrzebania ponad 100 tys. szczątków ludzkich na Ukrainie.

Prof. Osadczy przywołał wypowiedź przedstawicieli kościołów ukraińskich, abpa Światosława Szewczuka, zwierzchnika Kościoła Greckokatolickiego i patriarchy Filareta, zwierzchnika Ukraińskiej Cerkwii Prawosławnej Patriarchatu Kijowskiego. W związku z ekshumacją szczątków ukraińskich kapłanów podpisali oni wspólne oświadczenie, zaczynające si ę od sformułowania, że „uważa się,  iż wojna nie jest zakończona dopóty, dopóki szczątki ostatniej ofiary nie zostaną pogrzebane”.

– Ta zasada obowiązuje w całym cywilizowanym świecie – mówi profesor, przypominając o szczątkach nawet 130 tys. osób na Ukrainie, które są nie tyle niepogrzebane, co wręcz profanowane. – W oświadczeniu MSZ podano, że rzekomo tymi sprawami zajmuje się wiceminister Cichocki. Podczas gdy na spotkaniu w Lublinie powiedział, że to są kompetencje IPN. Czyli podkreślił „branżowość” tej sprawy, że nie dotyczy ona priorytetów polityki Polski.

Profesor przypomina, że w sprawie dyskryminacji Kościoła Rzymskokatolickiego na Ukrainie od dłuższego czasu mówią również jego hierarchowie. Zaznaczył, że w 2016 roku mówił o tym wprost na KUL metropolita lwowski, abp Mieczysław Mokrzycki. Informacja ta była opisywana przez media i była powszechnie znana. – To, że szef MSZ Polski nic o tym nie wie, jest czymś, co trudno wytłumaczyć. To, że biskupi się nie skarżą, jak powiedział minister Waszczykowski może oznaczać, że prawdopodobnie nie mają zaufania do MSZ i nie widzą w nim instytucji, która pochyliłaby się nad sytuacją KRK na Ukrainie – uważa prof. Osadczy. Zwraca też uwagę na mocny reportaż pt. „Dyskryminacja Kościoła katolickiego na Ukrainie”.

– Jeżeli po takich udokumentowanych sytuacjach dla MSZ sprawa nie istnieje, to nie istnieje w wymiarze rzeczywistym, a nie w duchu takiej retoryki, którą w kategoriach „weryfikacji” czy innej nowomowy próbuję się stosować. Kraj suwerenny w sprawach fundamentalnych zajmuje stanowisko stanowcze, jednoznaczne, niepozwalające na poniewieranie jego interesów. Natomiast to co się obecnie dzieje na tym odcinku świadczy o tym, że urzędnicy reprezentujący polską dyplomację najprawdopodobniej nie zdają sobie sprawy ze skali problemów, bądź też celowo to bagatelizują.

Zwraca uwagę również na sprawę inż. Zdzisława Koguciuka, któremu zakazano wjazdu na Ukrainie. Miał on możliwość przedstawić ją wiceministrowi Cichockiemu. – Odpowiedź była dość dziwna: że jest to suwerenna decyzja władz Ukrainy, w którą polskie władze nie ingerują – mówi prof. Osadczy. W jego opinii, trudno sobie wyobrazić, by taka sytuacja zaistniała np. między USA a którymś z ich strategicznych partnerów. – Tutaj z pewnością byłaby interwencja. Natomiast pan wiceminister Cichocki, który chętnie spotyka się np. z przedstawicielami emigracji ukraińskiej, bardzo zżytej z ideologią [banderowską], z którą to rzekomo Ukraina nie wejdzie do Europy, nie znalazł czasu żeby pochylić się nad sprawą np. pana Koguciuka. A ten incydent pociągnął za sobą kolejne przykre sytuacje, np. ws. prof. Partacza – mówi historyk. Jego zdaniem, lista ta nie jest zamknięta, zaś osoby, które próbują wynosić sprawy polsko-ukraińskie na odpowiedni, rzeczowy poziom, mogą w takiej sytuacji czuć się zagrożone.

– Traktowanie represji wobec polskiego obywatela ze strony Ukrainy jako suwerenne prawo tego kraju świadczy o tym, że pan wiceminister zapomina, że sam reprezentuje kraj suwerenny mający swoje interesy – mówi prof. Osadczy. Dodaje, że „nowomowa” ministerstwa, mówiąca o „weryfikacji” uczestników jednej z debat, jest zdumiewająca:

– To jest żenujące. Nie wiem, czy w kategoriach weryfikacji będą też przedstawiali np. kolejne poczynania autorytarnych władz rosyjskich, które ograniczają dostęp do mediów tym czy innym siłom politycznym, z racji na to, że ich „weryfikują”. Czy Putin też ich „weryfikuje”, no bo chyba ma prawo ich „weryfikować” jako osoba odpowiadająca za rację stanu? Czyli jedne „weryfikacje” są dobre, a inne złe. Takie bezprecedensowe wtrącanie się w sprawy merytoryczne, nie dając możliwości oceny ani mojej działalności, ani dra Leona Popka, sprawiło, że znaleźliśmy się na liście osób ocenzurowanych, czy „zweryfikowanych”. Ta nowomowa jest nie tylko nieuczciwa, ale i żałosna. Jeżeli zaczniemy w tym duchu, tak jak poprzednie ekipy tłumaczyły się, że „sorry, taki mamy klimat”, dodawać do języka codziennego także „weryfikację”, to będziemy mieli do czynienia z przykrą kompromitacją polskiej polityki zagranicznej.

Prof. Osadczy zwraca też uwagę na deklarację MSZ ws. forów polsko-ukraińskich, który nie dostrzega tam osób gloryfikujących banderyzm. – Jeżeli  w składzie takich oficjalnych, „niezweryfikowanych” forów znajdują się osoby bezpośrednio gloryfikujące ideologię nacjonalizmu ukraińskiego, to jest to czymś, co w kontekście poprzednich wypowiedzi i logiki działań MSZ jest czymś zupełnie zrozumiałym. Oczywiście, nie mamy żadnych wymagań od resortu, no bo nie możemy ich mieć jako ludzie krytycznie i analitycznie myślący, którzy z ubolewaniem to obserwujemy i z niesmakiem widzimy kolejne wpadki i kroki, które dyskredytują polską rację stanu i Polskę jako kraj suwerenny.

– Bogu dzięki, nie jesteśmy do końca „zweryfikowani” na wszystkich forach, możemy swoje zastrzeżenia zgłaszać i na pewno będziemy to robić. Na pewno będą powstawały też inne fora, pod patronatem środowisk, które posiadają inne „kryteria weryfikacji” – dodaje profesor. – Ta „weryfikacja” w wykonaniu MSZ jest czymś kuriozalnym i absolutnie kolidującym z powagą urzędu, który stosuje takie słownictwo. Cenzura w najgorszym wydaniu jest podawana jako „weryfikacja”.

Profesor zaznacza, że mówił ministrowi Waszczykowskiemu o oczekiwaniach ze strony środowisk kresowych, które chcą „dobrej zmiany”. – Kibicujemy temu i oczekujemy „dobrej zmiany”, widzimy co się dzieje w kraju, widzimy pęknięcia i podziały, a także solidaryzowanie się środowisk wrogich rządowi. Tworzenie w takiej sytuacji kolejnych podziałów jest bardzo krótkowzroczne. Podejrzewam, że jest to polityka wymuszona – mówił prof. Osadczy. W tym kontekście zwrócił m.in. na inicjatywę PSL dotyczącą upamiętnienia ofiar Wołynia. – Ten temat będzie nurtował polskie społeczeństwo. Szkoda, żeby MSZ uporczywie się dyskredytowało w sytuacji nieuniknionych zmian. Pewnych procesów nie można powstrzymać. Środowiska przychylne rządowi ubolewają, że tworzy się podział tam, gdzie ich być nie powinno.

– Stąd wyrażam swoje ogromne ubolewanie i zniesmaczenie z takiej sytuacji – podsumowuje prof. Osadczy. Dodał na koniec, że „wyjaśnienia” MSZ ws. artykułu Kresów.pl świadczą o tym, że ministerstwo nas dostrzega i czytuje. – To pokazuje, że Kresy.pl są medium dostrzegalnym także przez MSZ.

Kresy.pl

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jaro7
    jaro7 :

    MSZ pod kierownictwem Waszczykowskiego vel San Escobar’ to siedlisko pro banderyzmu w rządzie(choć tego plugastwa jest dużo więcej) ,a prym wiedzie poza Waszczykowskim wyjątkowa gnida nawet jak na banderofila przystało czyli Przemysław Żurawski vel Grajewski vel Bnaderowski.Cichocki,Soloch ,Dziedziczak,szczerski to ta sama szkoła.Polskojęzyczni politycy.