Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie ma sobie nic do zarzucenia w sprawie przekazania 260 tys. zł. na rozwój uprawy malin na Ukrainie, w czasie gdy polscy sadownicy mają problem ze zbytem swojej produkcji.

Jak poinformowaliśmy 5 lipca polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych w ramach konkursu Polska pomoc rozwojowa przekazało 260 tys. złotych kieleckiemu Stowarzyszeniu Integracja Europa-Wschód by te szkoliło ukraińskich rolników na Wołyniu w uprawie malin. Projekt “Zachodnioukraińska Kooperatywa Ogrodniczo-Sadownicza” zakłada “specjalistyczne szkolenia” dla ukraińskich rolników, warsztaty i konsultacje z polskimi ekspertami w dziedzinie uprawy malin. Polska opłaci też zakup 70 tys. wysokiej jakości sadzonek polskich odmian maliny, ekologicznych środków ochrony roślin i wyposażenia technicznego dla ukraińskich rolników.

Informacje o projekcie wywołały liczne protesty polskich rolników. Ostro skrytykował go przewodniczący Stowarzyszenia Polskich Producentów Ziemniaków i Warzyw Michał Kołodziejczak w czasie spotkania z wiceministrem rolnictwa Jackiem Boguckim. Członek zarządu Stowarzyszenia, Paweł Król powiedział portalowi Money.pl – “Według mnie to jest patologia państwa polskiego. Jak można wspierać konkurencję? Przecież to jest ogromna konkurencja, a my ją jeszcze finansujemy. Ukraina to jest jedyny kraj, od którego możemy się odciąć, bo ze względu na wolny przepływ towarów od Unii Europejskiej się nie odetniemy. A widzimy, jak te relacje z Ukrainą wyglądają. My wyciągamy do nich rękę, a oni robią, co chcą i na przykład robią embargo na polską wieprzowinę”. Organizacja Kołodziejczaka już wystosowała pismo do Ministerstwa Rolnictwa z prośbą o wyjaśnienie sprawy, a także zaplanowała protest w Warszawie, który odbędzie się 13 lipca.

Tymczasem Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które przekazało pieniądze polskiego podatnika na wspieranie rozwoju sadownictwa na Ukrainie, nie ma sobie nic do zarzucenia. Odpowiadając na pytania redakcji Money.pl MSZ nie dostrzegł potrzeby konsultowania swojego posunięcia z Ministerstwem Rolnictwa – “Procedura dotacyjna konkursu nie przewidywała konsultacji projektów przez inne organy administracji rządowej”. Uznało też, że dotowanie ukraińskich rolników leży w polskim interesie – “nieuzasadniony jest zarzut jakoby projekt działał na szkodę polskiego rolnictwa, gdyż stwarza on okazję do zwiększania polskiego kapitału eksperckiego, który będzie wykorzystywany w wielu innych projektach międzynarodowych”.

Projektu broni także Krzysztof Kalita, prezes Stowarzyszenia Integracja Europa-Wschód, które jest organizatorem projektu. Sugeruje on, że za krytyką jego działań stoją kręgi prorosyjskie – “pierwsze sygnały o projekcie poszły m.in. z prorosyjskich, ale i nacjonalistycznych mediów. Widocznie komuś przeszkadza taka współpraca, tym bardziej na Wołyniu”. Kalita nie widzi zagrożenia w rozwijaniu zagranicznej konkurencji dla polskich rolników – “70 tys. sadzonek i 10 hektarów maliny nie uczyni nikomu szkody”. Jak powiedział – “Nie sądzę, żebym pogrzebał polski rynek malin projektem za 200 tys. To zresztą nie jest nasz cel. W ramach działań powstanie 10 jednohektarowych mikroplantacji, a głównym celem jest wsparcie lokalnej mikroprzedsiębiorczości “. Uznał przy tym, że jeśli Polacy nie będą dotować rozwoju ukraińskiego rolnictwa to zrobią to Niemcy, Belgowie lub Holendrzy.

“Skala samego projektu jest stosunkowo niewielka i tego może się trochę mniej boimy, natomiast uważamy, że to będzie taki pilotaż dla innych producentów na Ukrainie, którzy pójdą w kierunku zakładania tego typu plantacji. Boimy się, że tak, jak to było kiedyś w Polsce, po takim pilotażu pójdzie szeroka skala nasadzeń” – odpowiada prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski.

money.pl/kresy.pl

9 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. tagore
    tagore :

    Pan Kalita „. Uznał przy tym, że jeśli Polacy nie będą dotować rozwoju ukraińskiego rolnictwa to zrobią to Niemcy, Belgowie lub Holendrzy.” no tak i wtedy nakarmią się tymi grantami niemieccy,belgijscy i holenderscy urzędnicy ,a nie Pan Kalita i koledzy.
    Wtedy pieniądze Polskiego MSZ zmarnują się i pójdą na inny cel,o zgrozo na wsparcie
    polskich małych interesów na Ukrainie.

  2. vader213
    vader213 :

    ukraińscy rezuni z MSZ są wyjątkowo bezczelni serwują nam probanderowską polonofobię i nie mają sobie nic do zarzucenia tłumacząc nam że są to “interesy” antypolonizm to dla nich “interes” przyjdzie czas że te pokraki umyslowe rozliczymy z ich “interesów”

  3. JeszczePolska
    JeszczePolska :

    Ahaa.. to o to chodzi, żeby szantażować wyzywaniem od agentów, KAŻDEGO kto nie zgadza się z wydawaniem swoich podatków według widzimisię urzędników,/ jakby należały wyłącznie do rzondu/, które harując płaci państwu.
    Przypominam, ze naród jest suwerenem, naród płaci podatki i utrzymuje wynajętych urzędników po to, żeby je przydzielali na konkretne potrzeby narodu/ rolnictwo, służba zdrowia, oświata/Budżet państwa ,czyli wpłacane tam podatki od narodu, zgodnie z potrzebami narodu mają być rozdzielane!Budżet Polski to NIE jest prywatna skarbonka ani bankomat rządu.Jakiegokolwiek!!
    Utrzymywać Ukraine możecie sobie ze swoich wielotysięcznych pensji, opodatkować urzędników MSZ po 40% miesięcznego dochodu na korzyść Ukrainy!!Wara wam od naszych pieniędzy, gdy brakuje na wszystko!!!
    Chyba, że rozkaz przyszedł zniszczyć zaplecze żywnościowe Polski, no to co innego!!

    http://niezalezna.pl/229355-ogromne-straty-rolnikow-raport-quotgazety-polskiejquot-musimy-przyzwyczaic-sie-do-suszy

  4. Yogi
    Yogi :

    Cóż za logika schizofrenika, no i oczywiście ruskie szpiegi. Panie Kalita, weź pan coś twardego i j*b**j się mocno w ten zakuty łeb. Warto zapamiętać nazwiska tych sprzedawczyków i zdrajców żeby im w odpowiednim czasie odpłacić z nawiązką.

  5. Gaetano
    Gaetano :

    Te zajadłe antypolskie mendy znalazły sie już na takim etapie polonofobii, że będą udowadniać na wszystkie możliwe sposoby, że to ewidentne działanie obliczone na stratę i wyniszczenie polskiego rolnika jest w gruncie rzeczy dla niego korzystne.
    Poza tym to następny, z licznych już przykładów, że ci zaprzańcy posługują się retoryką żywcem przeniesioną z lat 20 i 30 terroru bolszewickiego. Wszelka krytyka z dziecinną łatwością może być i jest nazwana działalnością na rzecz Kremla. Do tego grona “agentów Kremla” już niebawem dołączy Michał Kołodziejczak.