Gruzja: koniec ery Saakaszwilego

Po 10 latach prezydentury Micheil Saakaszwili odchodzi ze stanowiska. W niedzielę Gruzini wybiorą jego następcę.

W 2003 roku Gruzini widzieli w nim ludowego bohatera, wymarzonego władcę i zbawcę. Micheil Saakaszwili przewodził wtedy ulicznej rewolucji róż. Składał wiele obietnic: że wszystko naprawi, że zaprowadzi pokój i porządek. Miał wtedy zaledwie 36 lat.

Do rządu wziął go w 2000 roku Edward Szewardnadze, który pod koniec panowania podjął rozpaczliwą próbę odmładzania elity władzy. Saakaszwili właśnie wrócił ze studiów prawniczych w USA. W Tbilisi został ministrem sprawiedliwości. Już jednak po roku rzucił pracę u Szewardnadzego, widząc jak pozwala on skorumpowanym dygnitarzom wchodzić sobie na głowę.

Droga do władzy

Przeszedł do opozycji, założył własną partię. Szybko zdobył uznanie wśród Gruzinów. W 2002 r. był już tak popularny, że wygrał wybory na burmistrza Tbilisi. Rok później, po sfałszowanych przez Szewardnadzego wyborach parlamentarnych, wywołał rewolucję róż i sięgnął po władzę w całym kraju.

W styczniu 2004 roku wygrał wybory prezydenckie, zgarniając prawie wszystkie głosy. Pierwsze lata jego władzy stały się niekończącym pasmem sukcesów. Jego młodzi ministrowie wyplenili korupcję i kumoterstwo, ludzie zaczęli otrzymywać pensje i emerytury, a za pieniądze sprzyjającego mu Zachodu, Saakaszwili budował drogi, szpitale, szkoły. Złamał bunt muzułmańskiej Adżarii, zaczął kusić do rozmów Osetyjczyków. Pod jego rządami Gruzja zmieniała się nie do poznania, a rodacy zaczęli go wychwalać jako Micheila Budowniczego.

Władza uderzyła mu do głowy

Jednak władza i sukcesy uderzyły do głowy Saakaszwilemu i jego ministrom. Przekonani o własnej nieomylności, przestali liczyć się z przeciwnikami politycznymi. Kiedy jesienią 2007 r. opozycja wyprowadziła ludzi na ulice Tbilisi, Saakaszwili kazał policji rozpędzić demonstrantów i ogłosił stan wyjątkowy. Potem, by zatrzeć fatalne wrażenie, zarządził przedterminowe wybory prezydenckie. W styczniu 2008 r. wygrał je, ale zdobył już tylko niewiele ponad połowę głosów.

Saakaszwili postawił na politykę prozachodnią, czym naraził się Rosji. Okazją dla Kremla, by pozbyć się nielubianego Gruzina stała się wojna graniczna w sierpniu 2008 r. o Południową Osetię. Rosyjskie wojska posłane do Osetii Południowej w 5 dni rozgromiły gruzińską armię, a przed marszem na Tbilisi powstrzymała je jedynie interwencja Zachodu. Rosjanie liczyli, że upokorzeni wojenną klęską Gruzini sami obalą Saakaszwilego.

Smutny koniec prezydentury

Przetrwał on jednak do końca prezydenckiej kadencji, a nawet planował rządzić dalej jako premier. W 2010 r. zmienił konstytucję, przekazując władzę z rąk prezydenta w ręce szefa rządu. Rok temu przegrał jednak wybory parlamentarne i władza, którą zamierzał przejąć, przypadła komu innemu.

Saakaszwili ma dopiero 46 lat. Wierzy, że na czele swojej partii przetrwa ciężkie dla siebie czasy, a w następnych wyborach rozczarowani nowym rządem Gruzini znów wybiorą go na swego przywódcę.
Na razie jednak, zamiast triumfalnego powrotu, czeka go raczej batalia przed trybunałami, gdzie będzie musiał odpierać zarzuty o nadużycia władzy. Po wyborczej klęsce sprzed roku, do aresztu zostali wtrąceni towarzysze Saakaszwilego, premier Wano Merabiszwili, szef policji, szef sztabu wojska, a były minister obrony został niedawno zatrzymany we Francji.

polskieradio.pl/KRESY.PL

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply