Portal dziennikzbrojny.pl zwraca uwagę na szereg komplikacji dotyczących zakupu systemu Wisła. – MON nie jest w stanie opanować sytuacji,  w ciągu najbliższych 3-5 lat nie ma szans na realne rozpoczęcie programu Wisła – komentuje gen. Waldemar Skrzypczak.

Na łamach portalu dziennikzbrojny.pl Marek Świerczyński przypomina, że „o przełomie w polskim zamówieniu na system Wisła” poinformowano podczas pilnie zorganizowanej konferencji 31 marca, na kilka godzin przed „spotkaniem na szczycie” prezydenta Andrzeja Dudy i ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Przedstawicieli Raytheona, producenta systemów Patriot, zapraszano poprzedniego dnia wieczorem.

Podczas konferencji MON Macierewicz poinformował, że Polska wysłała zamówienie ofertowe do amerykańskiej firmy Raytheon dotyczące zakupu rakiet Patriot. Wyraził też nadzieję, że do końca roku dojdzie do podpisania umowy.

Świerczyński na łamach “Dziennika Zbrojnego” zaznacza, że po miesiącu od tego czasu po raz kolejny widać, iż sytuacja raczej nie wygląda tak, jak przedstawił to szef MON. Przypomina o licznych zapewnieniach ws. pilnego zakupu śmigłowców, do którego faktycznie nie doszło. I o tym, że po raz pierwszy o wysłaniu zamówienia ofertowego ws. Patriotów Macierewicz mówił już we wrześniu ub. roku. Oświadczył wówczas, że rozwijany przez koncern Northrop Grumman system dowodzenia IBCS będzie kluczowym elementem polskich baterii Patriot już w 2019 r., gdy w Polsce miałyby znaleźć się pierwsze z nich. Deklaracja ta zaskoczyła zarówno ten koncern, jak i producenta systemu rakietowego, Raytheon.

– Musiało minąć pół roku intensywnych negocjacji, żeby w końcu tak brzmiące zamówienie zostało wysłane do Stanów Zjednoczonych. Wciąż jednak nie zostało formalnie przyjęte – pisze Dziennik Zbrojny. Zaznacza, że nie zostało jednak odrzucone – jak zapytanie z września ub. roku.

Portal podkreśla, że jest dużo za wcześnie by sądzić, że USA wdrożyły polskie zamówienie do realizacji. M.in. dlatego, że ciągle problematyczne pozostają kwestie wynikające z obiektywnej sytuacji w USA, jak również z polskich wymagań.

Przede wszystkim Polska założyła, że otrzyma Patrioty wraz z systemem IBCS jeszcze zanim pozyska go amerykańska armia. Otrzymano co prawda wstępną zgodę departamentu obrony na eksport uzbrojenia (tzw. procedura “Yockey waiver””), odnoszącą się do sprzętu, który nie znajduje się na wyposażeniu sił zbrojnych, ale też nie wiadomo czy się znajdzie. W przypadku IBCS zapewne ostatecznie trafi na stan amerykańskiej armii, ale nie w 2019 roku, jak chce Polska. Rząd USA byłby w tym przypadku zwolniony od odpowiedzialności za sprawność sprzętu.

IBCS „umożliwia sieciocentryczne (niezależne od oprogramowania komponentów systemu) łączenie dowolnych radarów, wyrzutni, stanowisk dowodzenia w spójną i przejrzystą architekturę obrony powietrznej”. Można by zatem „podpiąć” do niego w przyszłości przyszły system krótkiego zasięgu Narew, a nawet bliskiego zasięgu Pilica/Poprad, plus litewsko-łotewski systemy krótkiego zasięgu NASAMS, a z drugiej strony, teoretycznie, system rakietowy bazy w Redzikowie.

Amerykański przemysł ma jednak trudności z dokończeniem systemu. W kwietniu br. zadecydowano nawet o przeprowadzeniu dodatkowych, koniecznych testów. Poprzednie wypadły sporo poniżej oczekiwań. Problemem jest wysoka awaryjność systemu. IBCS w swej obecnej postaci działa bezawaryjnie średnio zaledwie 16 godzin – a wymagany poziom to 446 godzin. Według oficjalnych raportów, amerykański system obrony powietrznej IAMD, którego kluczowym elementem jest IBCS, miałby obecnie zaledwie 6 proc. szans na koniecznie działanie bez awarii przez trzy doby.

DziennikZbrojny.pl powołuje się na naocznego świadka, który stwierdził, że w ostatnich miesiącach ze strony MON tylko raz padło pytanie o opóźnienie IBCS:

– Przedstawiciel Inspektoratu Uzbrojenia miał je zadać na spotkaniu z Northrop Grumman. Amerykańskie firmy zbrojeniowe mają pewną cechę, narzuconą regulacjami prawnymi USA: nie mogą okłamywać potencjalnych klientów. Nie muszą mówić – i tego nie robią – wszystkiego z góry i wprost, ale gdy padnie konkretne pytanie o konkretną kwestię na protokołowanym spotkaniu, nie mogą mówić nieprawdy. Uczestnik rozmów miał się wówczas dowiedzieć, jak duże jest opóźnienie IBCS. A mimo to, minister ogłosił swoje: Polska ma dostać IBCS z Patriotami z 2019 roku. To kompletnie nierealne.

Dodatkowy kłopot sprawa klauzula, wedle której Raytheon miałby odpowiadać za dostawę systemów rakietowych, a Northrop Grumman za kwestie sieciocentrycznej wymiany danych i łączności. Powoduje to dla rządu USA konieczność wynegocjowania dwóch umów, a głównego dostawcę pozbawia  kontroli nad wykonaniem tej części kontraktu, za który odpowiadałby Northrop. Wówczas to Polska musiałaby martwić się o to, żeby NG dotrzymywał terminów – dziś nierealnych nawet dla Waszyngtonu. Osobną kwestią jest rywalizacja obu koncernów, gdzie postęp IBCS jest dla Raytheon nie na rękę.

W artykule zwrócono też uwagę na trudności związane z offsetem, a dokładniej z jego rozumieniem. Transakcje offsetowe z reguły bierze na siebie główny dostawca uzbrojenia.

– Polska dała do zrozumienia potencjalnemu dostawcy, że oczekuje współpracy przemysłowo-technologicznej w 69 obszarach, nie tylko związanych z samym zamówieniem. Kłopot w tym, że to co Raytheon rozumie przez produkcję, rozmija się z oczekiwaniami polskich negocjatorów – pisze „DZ”. Raytheon nawiązał relacje z ponad 80 krajami na świecie.

– Poddostawców produkujących na rzecz Raytheon w USA i poza nimi liczy się w dziesiątkach tysięcy. To właśnie firma rozumie pod pojęciem “globalnego łańcucha dostaw”. Nie ma takiego miejsca na świecie, nawet w USA, w którym jakiś produkt – rakieta czy radar – powstają od A do Z. Tymczasem oczekiwania biura offsetowego MON idą w kierunku produkcji w Polsce na przykład tzw. niskokosztowego pocisku przechwytującego, którym w przypadku systemu Wisła ma być izraelsko-amerykański Stunner, przemianowany po drodze na SkyCeptor. W naszym kraju hasło “produkcja w Polsce” jest rozumiana dosłownie, jako otrzymanie i opanowanie całości procesu technologicznego. W Stanach Zjednoczonych rozumie się przez nią raczej montaż z dostarczanych komponentów. Część z nich jest bowiem objęta tajemnicą wynalazczą i na obecnym etapie nie podlega sprzedaży – pisze Świerczyński. Dodatkowo, kłopotem mogą być również względy prawne dot. transferu technologii. Obowiązujące ograniczenia utrudniałyby pozyskanie komponentów o odpowiednich parametrach.

Trzecim problematycznym elementem jest podkreślana przez prezydenta Donalda Trumpa strategia wspierająca amerykański przemysł, „kupuj w Ameryce, zatrudniaj Amerykanów”.

– Trump nie ma rzecz jasna nic przeciwko, by inni też “kupowali w Ameryce”, pod warunkiem, że to co jest kupowane zrobią Amerykanie – pisze Świerczyński. W przypadku Polski może to spowolnić cały proces.

Jako problem wskazano też to, że Polska popełnia podobne błędy, jak w przypadku zakupu myśliwców wielozadaniowych F-16:

– Mimo trwających już kilka lat badań rynku, dialogów technicznych i negocjacji międzyrządowych, nie ma jednego Biura Programu Wisła, które mogłoby skupiać całą wiedzę o technologii, procedurach, zaangażowanych firmach i osobach. Nie ma dyrektora programu Wisła, nie ma zespołu ludzi z nim pracujących, nie ma zresztą samego programu, bo to zaledwie jeden z elementów Planu Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP. Tzw. pamięć instytucjonalna jest rozproszona po jednostkach organizacyjnych MON (…), Inspektoracie Uzbrojenia, spółkach i konsorcjach sektora zbrojeniowego i naukowo-badawczego. Dlatego nowa ekipa rządowa musiała spędzić co najmniej pół roku zbierając informacje z różnych źródeł, weryfikując je i ucząc się procedur. To samo działo się na niższych poziomach, bo zmiany kadrowe implikowały konieczność “wdrożenia się” nowych osób. Na szczęście nie sięgnęły jeszcze kluczowych oficerów w Inspektoracie.

Podkreślono także brak odpowiedniego zaplecza fachowców w zakresie prawa amerykańskiego, co byłoby konieczne w przypadku tak dużego zakupu jak „Wisła”. MON wynajął do pomocy prywatną kancelarię, ale ma się ona zajmować wyłącznie negocjacjami offsetowymi, które jeszcze się nie zaczęły.

System Wisła ma być najdroższym w polskiej historii systemem uzbrojenia, kupowanym w większości z zagranicy. Według MON, ma być wart 30 mld PLN, czyli zależnie od kursu wymiany około 7,5 mld USD.

Do przedstawionych kwestii odniósł się także były dowódca wojsk lądowych, gen. Waldemar Skrzypczak.

– Widać wyraźnie, że MON nie jest w stanie opanować sytuacji. Nie ma do tego  przygotowanego personelu – komentuje dla Kresów.pl gen. Skrzypczak. – Przez dwa lata nie stworzono w pionie uzbrojenia sztabu ludzi posiadających wiedzę i zdolnych pokierować procesami.

– Przy mnogości deklaracji MON co do zakupów nie ma szans w ciągu najbliższych 3-5 lat rozpocząć realnie program Wisła – twierdzi generał.

– Polskie PGZ utraciło wszelkie kontakty międzynarodowe i jest wręcz odcinane od info z uwagi na wysoki poziom upolitycznienia – zaznacza gen. Skrzypczak. – A to PGZ powinien wspierać fachowcami MON. Tylko skąd ich teraz wziąć? – pyta.

– Amerykanie nie zrobią już żadnego kroku wyprzedzającego w kontekście stanowiska Trumpa. Czyli mamy deklaracje i zero realizacji. Nie pierwsze zresztą – stwierdził generał.

Dziennikzbrojny.pl / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply