WaPo: ukraińskim oddziałom frontowym krytycznie brakuje żołnierzy. „Front się rozpada”

Ukraińskie wojsko mierzy się z krytycznym niedoborem piechoty, oddziały na froncie mają średnio po 35 proc. stanu osobowego, a morale spada – pisze „The Washington Post”. Ukraińscy dowódcy przyznają, że najprawdopodobniej front się załamie, a Rosjanie pójdą naprzód.

W nowym reportażu z frontu na Ukrainie dziennikarze „The Washington Post” zwracają uwagę na narastające problemy w szeregach ukraińskiej armii.

„Ukraińskie wojsko mierzy się z krytycznym niedoborem piechoty, co prowadzi do wyczerpania i obniżenia morale na linii frontu” – pisze gazeta, powołując się na relacje żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy. Zarówno szeregowi, jak i dowódcy przyznają, że najbardziej palącym problemem jest deficyt ludzi. Ma to miejsce w czasie, gdy Rosja odzyskuje inicjatywę na polu walki i coraz śmielej atakuje.

Dowódca batalionu jednej z brygad zmechanizowanych, operujących na wschodniej Ukrainie powiedział, że jego oddział liczy obecnie mniej niż 40 żołnierzy. Pełny stan osobowy powinien wynosić ponad 200 ludzi. Podobną sytuację ma dowódca batalionu w innej brygadzie.

Ołeksadnr, dowódca batalionu powiedział, że kompanie w jego oddziale mają średnio około 35 proc. obsady osobowej. Inny dowódca batalionu z brygady szturmowej uważa, że to typowa sytuacja w oddziałach, wykonujących zadania bojowe. Ołeksandr powiedział też, że nie licząc powrotów rannych, w ciągu ostatnich pięciu miesięcy jego batalion otrzymał zaledwie pięciu nowych żołnierzy. Co więcej, nowi rekruci są zwykle słabo przeszkoleni, przez co dowódcy mają dylemat, czy szybko wysyłać takich ludzi do walki, bo bez doświadczenia mogą szybko odnieść rany lub zginąć.

Zobacz: Forbes: Rosjanie gromadzą ogromne siły do podboju Kupiańska

Kancelaria ukraińskiego prezydenta odmówiła amerykańskiej gazecie komentarza, odsyłając dziennikarzy do resortu obrony. Tam z kolei polecono im skontaktować się ze sztabem generalnym – który jednak odmówił komentarza.

„WaPo” zaznacza, że poważne niedobory żołnierze zgłaszaną są w czasie, gdy prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski szykuje się do odwołania i zastąpienia gen. Wałerija Załużnego – głównodowodzącego ukraińskiej armii. Konflikt między nimi dotyczy m.in. skali mobilizacji na Ukrainie. Załużny twierdzi, że Ukraina potrzebuje blisko pół miliona nowych żołnierzy i powiedział to prezydentowi – tak relacjonują źródła gazety. Prezydent jednak publicznie i prywatnie zdecydowanie dystansuje się od tak wysokiej liczby. Oczekuje za to rzeczowego uzasadnienia od dowództwa, dlaczego potrzeba tak wielu rekrutów i w jaki sposób państwo miałoby ich opłacić. Na żołd nie można bowiem przeznaczać pieniędzy z pomocy finansowej od Zachodu. Ponadto, ukraiński parlament proceduje nową wersję ustawy o mobilizacji, która zakłada m.in. obniżenie wieku poborowych z 27 do 25 lat. Debata w Kijowie na temat mobilizacji, jak pisze „The Washington Post”, denerwuje żołnierzy na froncie.

Przeczytaj: Gen. Skrzypczak zaproponował deportację Ukraińców w wieku poborowym. Jest komentarz MSZ

Ołeksandr w rozmowie z „WaPo” przyznał, że nie wie, dokąd zmierza cała ta sytuacja. „Nie ma żadnych pozytywnych perspektyw. Absolutnie żadnych. To się skończy wieloma zabitymi, globalną porażką. A myślę, że najbardziej prawdopodobne jest, ze front gdzieś się załamie, tak jak u wroga w obwodzie charkowskim w 2022 roku” – powiedział, odnosząc się do przełomu na froncie, który Ukraińcy wykorzystali do szybkiej kontrofensywy i odzyskania obwodu charkowskiego.

Gazeta zaznacza, że poważnym problemem są też braki broni i amunicji. Jeden z dowódców na wschodniej Ukrainie, którego oddział ostatnio został wysłany na nowy odcinek frontu powiedział, że na dwie haubice przydzielono mu 10 pocisków. Wiadomo, że europejski przemysł nie nadąża z produkcją i nie jest w stanie przekazywać odpowiedniej ilości amunicji, by zaspokoić zapotrzebowanie ukraińskiej armii. Dodatkowym problemem jest też wstrzymanie dostaw z USA, w związku ze sporem politycznym o dalsze, wielomiliardowe wsparcie dla Ukrainy.

Czytaj także: Politico: ukraińska armia cierpi na „głód pocisków” artyleryjskich

Ukraińscy dowódcy zaznaczają też, że brak ludzi do walki może wywołać efekt domina – szczególnie w trudnych, zimowych warunkach. Ponieważ nie ma rezerw, żołnierze nie są rotowani co trzy dni, lecz rzadziej, a tych słabo przygotowanych naciska się, by szli na front. Fizycznie i psychicznie wyczerpani żołnierze czasem nie są w stanie skutecznie bronić swoich pozycji. Dzięki temu Rosja, mająca przewagę w ludziach i sprzęcie, może czynić postępy.

„Front pęka. Front się rozpada. Dlaczego nie możemy ich [żołnierzy – red.] zastąpić? Ponieważ nie mamy ludzi; nikt nie przychodzi do wojska. Dlaczego nikt nie idzie do wojska? Bo państwo nie powiedziało ludziom, że powinni iść do wojska… Ci, którzy wiedzieli, że powinni iść, już się skończyli” – mówi ukraiński dowódca, cytowany przez „WaPo”.

Przeczytaj również: Media: USA szukają w Polsce sprzętu i broni dla Ukrainy. Pytają m.in. o nowe czołgi z Korei Południowej

Washingtonpost.com / Kresy.pl

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. Roman1
    Roman1 :

    Kiedy dołączą do nich polscy politycy, gdyż to znacznie podniosłoby morale banderowców. Kosiniak Kamysz, Tusk, Sikorski, Kowal, na barykady. Dulce et decorum est pro patria mori (ich ojczyzny). Już Duda zaczyna się zachowywać jak Polak, co cieszy.