Nie trzeba być uważnym obserwatorem stosunków międzynarodowych, by dostrzec narastające napięcie w stosunkach dyplomatycznych między władzami III Rzeczpospolitej a Republiką Białoruś.

Apogeum nastąpiło całkiem niedawno, gdy ambasador III Rzeczypospolitej dostał wyraźną sugestię od władz Republiki Białoruś, iż musi opuścić jej terytorium. Bezpośrednią przyczyną była zainicjowana przez III Rzeczpospolitą na forum Unii Europejskiej próba wprowadzenia kolejnych sankcji ze strony europejskiej federacji, której III Rzeczpospolita jest częścią składową.

Wydarzenie to jest konsekwencją wieloletniego zaangażowania w „demokratyzację” Republiki Białoruś przez III Rzeczpospolitą. Szczególnie aktywny w tym obszarze był w ostatnim czasie ze strony Warszawy szef MSZ, Radek Sikorski. Jego nadzwyczajna aktywność w „demokratyzowaniu” Republiki Białoruś zajmowała Panu Ministrowi tak wiele czasu, że zabrakło mu go na demokratyzowanie takich krajów jak Chiny czy Arabia Saudyjska. Demokracja jako wartość sama w sobie należy się każdemu narodowi – z tym stwierdzeniem zgodziłby się zapewne sam Pan Minister, Radek Sikorski. Z pewnych powodów skupił się on jednak na demokratyzowaniu akurat Republiki Białoruś.

Zawierając w 1992 “Traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy”, władze III Rzeczypospolitej uznały suwerenność władz Republiki Białoruś na jej terytorium, wyznaczonym także granicą III Rzeczypospolitej i Republiki Białoruś (przebiegającej mniej więcej po tzw. linii Curzona-Stalina z odchyleniami na zachód), którą również wzajemnie uznano. Nie obyło się bez zgrzytów, gdyż ówczesne władze białoruskie zaczęły – wedle relacji śp. Krzysztofa Skubiszewskiego, ówczesnego MSZ – spekulować o „zwrocie” Białostocczyzny przez Polskę. Mimo tych komplikacji, wzajemnie uznano suwerenność na swoich terytoriach, a więc również uznano wzajemnie, iż najwyższą władzą na terytorium sąsiada jest rząd drugiego państwa. Ustanowiono wzajemne stosunki dyplomatyczne, wysyłając przedstawicieli swoich rządów w randze ambasadora do stolicy drugiego państwa.

Wzajemne uznanie rządów nie przeszkodziło jednak władzom III Rzeczypospolitej w rozpoczęciu ingerencji w sprawy drugiego państwa. Niekonsekwencją można nazwać praktykę tego typu w sytuacji, gdy uznaje się rząd drugiego państwa za najwyższą władzę na jego terytorium. Zjawisko to nasiliło się po tym, jak w 1994 Aleksander Łukaszenko został prezydentem Białorusi, którym jest zresztą do dzisiaj. Zastąpił on na tym stanowisku Stanisława Szuszkiewicza, który wcześniej ustalał z prezydentem Republiki Litewskiej wspólne działania wobec Polaków-obywateli obydwu państw. Uznawali oni za zagrożenie odrodzenie narodowe Polaków po rozpadzie Związku sowieckiego. Stąd Polacy – obywatele Białorusi, popierali w większości prezydenta Łukaszenkę w kolejnych wyborach prezydenckich. Sam prezydent do dziś cieszy się realnym poparciem obywateli Białorusi, czego nie można powiedzieć o mikroskopijnej „demokratycznej opozycji”. Stanisław Szuszkiewicz został zaś od tego czasu uhonorowany doktoratem honoris causaprzez Katolicki Uniwersytet Lubelski im. Jana Pawła II, niedawno udostępniono mu także mównicę Sejmu III Rzeczypospolitej. Gdy artykułowano wobec Polski żądania „zwrotu” Białostocczyzny, właśnie on był głową państwa.

Tymczasem „niedemokratyczny” prezydent Łukaszenka wprowadził w międzyczasie język rosyjski, którym posługuje się większość obywateli Republiki, jako drugi urzędowy. Prowadził także popieraną przez większość społeczeństwa politykę zacieśniania więzów z Rosją. Zarzuty o „prorosyjskość” i „niedemokratyczność” często później będą pojawiać się łącznie w stosunku do prezydenta Republiki. Natomiast miejscowi Polacy, których zostały na tych terenach setki tysięcy, cieszyli się takimi samymi prawami jak pozostali obywatele Republiki. Działał nawet Związek Polaków na Białorusi, który prowadził działalność kulturalną i oświatową. Władze III Rzeczypospolitej postanowiły wykorzystać miejscowych Polaków do kolejnej próby „demokratyzacji” Białorusi. Od tamtej pory w Związku Polaków nastąpił rozłam, działają dwa Związki: jeden – „reżimowy” oraz „uznawany przez Polskę”. Trzeba przyznać, że kuriozum tej sytuacji jest nie do opisania.

Jednocześnie Białoruś proponowała III Rzeczypospolitej wspólne przedsięwzięcia gospodarcze, np. elektrownię atomową pod Grodnem. Ostatnio pogrążona w kryzysie Białoruś proponowała ustami swojego ambasadora w Warszawie, by III Rzeczpospolita wzięła udział w prywatyzacji państwowego majątku pogrążonej w kryzysie Białorusi. Zamiast tego Warszawa zaczęła forsować wobec Białorusi sankcje, w efekcie czego przedsiębiorstwa państwowe, w tym energetyczne, Republika zmuszona była z oporami sprzedać Rosji. „Prorosyjski” prezydent Łukaszenko bronił się przed tym, szukając pomocy w Chinach, niestety niczego tam nie uzyskał.

Przy tym wszystkim warto też podkreślić, iż z Białorusinami łączy Polaków autentyczna wspólna historia – nie naciągana, jak w przypadku nacjonalistów ukraińskich (dla Warszawy partnerem są tylko takie środowiska, do Wschodniej Ukrainy – gdzie rozstrzygają i będą się rozstrzygać losy tego państwa chociażby ze względu na ulokowanie tam większości kapitału – III Rzeczpospolita ma awersję, „przyjacielem” na dobre i na złe był gloryfikator bestii z UPA, Pan W. Juszczenko) czy Litwinów. Wspólne dziedzictwo białorusko-polskie, polsko-białoruskie, jest jako ważne spoiwo obydwu narodów wymieniane na stronie Ambasady Białorusi w Warszawie. Rzeczywiście, Wielkie Księstwo Litewskie było fenomenem w skali Europy, przykładem pokojowej koegzystencji polsko-białoruskiej. Warto zaznaczyć, iż z Białorusinami nie mamy tak tragicznych epizodów w historii jak rzeź wołyńska i rzeź wschodniomałopolska dokonana przez ukraińskich nacjonalistów czy zbrodnie Litwinów na Polakach (np. Ponary), za które do dziś nie padło z tamtej strony słowo “przepraszam”. Do dziś w Republice Białoruś koegzystencja polsko-białoruska na poziomie międzyludzkim jest co najmniej poprawna, czego nie można powiedzieć o “bardzo demokratycznej” Republice Litewskiej. Sam prezydent Łukaszenko zwykł mówić o Polakach na Białorusi per „moi Polacy”. Kiedy doczekamy się podobnych stwierdzeń chociażby od władz „zaprzyjaźnionej” Republiki Litewskiej?

Warto też wspomnieć znamienny fakt, że po śmierci polskiego pisarza śp. Ryszarda Kapuścińskiego w Pińsku, dziś leżącym na Białorusi, na jego domu powstała z inicjatywy miejscowych władz dwujęzyczna tablica upamiętniająca mistrza reportażu. Stoi to w wyraźnej kontrze do amnezji i zakłamań historycznych stosowanych na terytorium dawnej Rzeczypospolitej przez władze Republiki Litewskiej czy też władze zachodnich obwodów Republiki Ukrainy, które całkowicie lituanizują/ukrainizują polskie dziedzictwo pozostawione na tamtych terenach.

Mimo tego minister spraw zagranicznych III Rzeczypospolitej, Radek Sikorski, który sam niedawno nawoływał do „dożynania” opozycji w Polsce, wciąż usiłował „demokratyzować” Białoruś. Efekty właśnie widzimy.

Wycofanie ambasadorów jest tak naprawdę dobrą wiadomością. Likwiduje się pozory wzajemnego poszanowania suwerenności, którą III Rzeczpospolita na różne sposoby próbowała Białorusi zakłócić. Być może zawieszenie stosunków dyplomatycznych będzie okazją dla władz w Warszawie do przyznania się przed samymi sobą, że wcale nie zamierzają uszanować suwerenności Republiki Białoruś, a traktat z 1992 był dla nich tylko nic nie wartym świstkiem papieru.
0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply