Program „Orka” dotyczący pozyskania trzech okrętów podwodnych nowej generacji, który miał być kluczowym elementem budowy systemu odstraszania, znika we mgle – pisze „Rzeczpospolita”.

Tuż przed wyborami parlamentarnymi szef MON Mariusz Błaszczak ogłosił nowy, 15-letni plan modernizacji technicznej Sił Zbrojnych. Wymieniono w nim kilka przedsięwzięć, które miałyby wzmocnić Marynarkę Wojenną RP, w tym m.in. Program Miecznik, dotyczący budowy jednostek obrony wybrzeża czy Program Murena ws. pozyskania w polskich stoczniach 6 lekkich okrętów rakietowych.

Minister Błaszczak wspominał wówczas także o Programie Orka, przy czym tu mówi się o zastosowaniu rozwiązania pomostowego w postaci pozyskania dwóch używanych okrętów podwodnych, żeby zapewnić ciągłość szkolenia naszych podwodniaków.

 

„Rzeczpospolita” pisze, że zdaniem wielu komentatorów jest to „czytelny sygnał, że ambitny plan zakupu nowych jednostek, odsuwa się trwale w bliżej nieokreśloną przyszłość”, co najmniej „poza 2035 rok”. Powodem ma być brak pieniędzy na wielkie inwestowanie w marynarkę. Zwracano uwagę, że Program Orka jest bardzo kosztowny. Tylko „na starcie” miał kosztować 10 mld zł. Zaznaczono jednak, że nie można tym tłumaczyć takich kwestii, jak braku rozstrzygnięć i ciągłych opóźnień okrętowych inwestycji.

Według eksperta wojskowego, Maksymiliana Dury, najwyżsi państwowi decydenci nadal nie wiedzą, jaka ma być rola oraz zadania polskiej flotylli podwodnej – a od tego zależy jej docelowy kształt. W ostatnich latach koncepcja Programu Orka była co najmniej cztery razy modyfikowana, a zdaniem Dury w takich warunkach nie da się racjonalnie planować długofalowej modernizacji. Zaznacza też, że cała polska flota znajduje się w stanie „technologicznej zapaści”.

Sytuację dodatkowo pogarsza pogarszający się stan polskich okrętów podwodnych. Jeszcze w tym roku ze służby powinny zostać wycofane ostatnie dwa przestarzałe norweskie okręty typu Kobben, pochodzące sprzed pół wieku. Ponadto, ORP „Orzeł”, typu 877E, mający już ponad 30 lat, wciąż nie może zostać naprawiony po awarii.

„To oznacza tyle, że najdalej za dwa, góra trzy lata, utracimy możliwość podtrzymywania umiejętności naszych załóg” – pisze „Rz”. Stąd, dla MON jest oczywiste, że rozwiązanie jest konieczne. Dlatego potencjalny dostawca nowych okrętów podwodnych dla Polski powinien zapewnić Marynarce Wojennej czasowe przekazanie używanych jednostek. Umożliwiłoby szkolenie załóg. Tym bardziej, że problematyczne byłoby utrzymywanie, bez okrętów, specjalistycznych struktur organizacyjnych, np. instalacji do obsługi technicznej czy podwodnego ratownictwa.

Według wymagań Programu Orka, nowe okręty podwodne dla Polski muszą być wyposażone w rakietowe pociski manewrujące. To nie tylko podwyższa cenę, ale też wymaga politycznych negocjacji z rządami krajów, w których taka broń jest produkowana.

Polsce oferowane są zasadniczo trzy typy okrętów: francuskie Scorpene (Naval Group), niemieckie U 214 lub U 212A (ThyssenKrupp Marine Systems) oraz szwedzkie A26 (Saab).

Francuski koncern Naval Group jest największym w Europie w kwestii projektowania i budowy okrętów wojennych. Przypomnijmy, że pod koniec 2017 roku podpisał on z Polską Grupą Zbrojeniową porozumienie dotyczące transferu technologii i współpracy w zakresie budowy okrętów podwodnych. Dla polskich firm z branży stoczniowej oznacza to w perspektywie utworzenie około 2 tys. nowych miejsc pracy na okres 15 lat czy włączenie do globalnego łańcucha dostaw koncernu. W grę wchodzi też transfer technologii i współpraca w zakresie budowy okrętów podwodnych. Oferta dotyczy też rakiet manewrujących NCM/MdCN, przy czym eksperci mają wątpliwości odnośnie ich realnych możliwości i tego, że Polska mogłaby być raczej „poligonem doświadczalnym” dla Francuzów.

Czytaj także: Francja blokuje sprzedaż Polsce rakiet manewrujących dla okrętów podwodnych? MON zabrało głos

Według „Rz”, obecnie inni oferenci, szwedzki Saab i niemiecki TKMS, nie są w stanie przebić tej oferty. Tu deklaracje dotyczą możliwości uzbrojenia swoich jednostek (odpowiednio okrętów A-26 i U-212) np. w pociski Tomahawk, które jednak nasz kraj musiałby sam pozyskać od Amerykanów. Naval Group, inaczej niż Niemcy i Szwedzi, zamiast okrętów „przejściowych” proponuje polskiej marynarce wojennej szkolenia dla przyszłych załóg się na trenażerach i symulatorach, a później we flocie Marine Nationale.

Jeszcze pod koniec 2017 roku prorządowy portal wPolityce.pl poinformował, powołując się na nieoficjalne informacje, że Ministerstwo Obrony Narodowej przedstawi w styczniu swoją decyzję w sprawie zakupu okrętów podwodnych od francuskiej firmy NAVAL. „Dziennik Zbrojny” informował jednak, powołując się na Inspektorat Uzbrojenia, że zakończenie fazy analityczno-koncepcyjnej programu Orka planowane jest w 2018 roku. Dopiero wówczas nastąpi podpisanie przez szefa MON „Wniosku w sprawie pozyskania sprzętu wojskowego dla Sił Zbrojnych RP”. Ponadto, dopiero wtedy zostanie podjęta formalna decyzja o tym, w jakim trybie zostanie przeprowadzone postępowanie dotyczące wyboru wykonawcy. Według resortu obrony, spośród różnych opcji najbardziej prawdopodobny jest tryb negocjacji międzyrządowych. Rzeczywiście, miesiąc po nieoficjalnych doniesieniach, ministerstwo obrony wycofało się z obietnicy poprzedniego szefa MON, Antoniego Macierewicza, który obiecywał szybką decyzję ws. wyboru dostawcy okrętów podwodnych dla polskiej marynarki wojennej w ramach programu „Orka”.

rp.pl / Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply