Rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny oświadczył w niedzielę, że dane o frekwencji w wyborach prezydenckich w Rosji różnią się od danych, zebranych przez wysłanych przez niego obserwatorów.
Nawalny, który nie został dopuszczony do startu w wyborach przez Centralną Komisję Wyborczą i nawoływał do ich bojkotu, w niedzielę zwołał briefing dla dziennikarzy. Rosyjski opozycjonista oświadczył, że jego sztab wprowadził ponad 33 tysięcy obserwatorów w lokalach wyborczych. Mieli oni Zarejestrować “bezprecedensowe” naruszenia. W całym kraju ludzie mają być “zwożeni są do lokali wyborczych”.
Aleksiej Nawalny stwierdził, że w porównaniu z poprzednimi wyborami duża frekwencja przypadła na godziny poranne. Zdaniem opozycjonisty nie oznacza to normalnego przebiegu wyborów, ponieważ “wszyscy po prostu są zapędzani” na głosowanie.
CZYTAJ TAKŻE: Wybory w Rosji: Według sondaży exit polls 73,9 proc. głosów oddano na Władimira Putina
Tam, gdzie wybory się zakończyły, według danych naszych obserwatorów frekwencja jest niższa niż było to w 2012 roku, nawet uwzględniając całą tę presję – oświadczył Nawalny.
Wskazał przy tym na Kraj Nadmorski, gdzie w 2012 roku frekwencja wyniosła 64 procent. Zdaniem obserwatorów Nawalnego w niedzielnych wyborach frekwencja w tym regionie jedynie wyniosła 54 procent. Nawalny stwierdził, że rozbieżności pomiędzy wskaźnikami dotyczącymi frekwencji ogłoszonymi przez CKW a danymi jego obserwatorów są większe w niektórych okręgach nawet 10 procent. W republice Ałtaju rozbieżność ta ma wynosić nawet 25 procent.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Rosyjski opozycjonista wzywa do „strajku wyborców”
Opozycjonista stwierdził, że podczas wyborów mają miejsce fałszerstwa. Dowodem na to ma być usuwanie obserwatorów z lokali wyborczych w trakcie głosowania. Nawalny dodał także, że jest zadowolony z przebiegu “strajku wyborców”, czyli bojkotu głosowania, o który apelował.
Kresy.pl / interia.pl
Nawalony powie wszystko co mu każą panowie z CIA.
Nawalny jest tak wiarygodny w Rosji,jak Kijowski w Polsce.