Wielka Brytania wysłała w stronę Syrii okręty podwodne, a na czwartek premier Theresa May zwołała nadzwyczajne posiedzenie rządu ws. ewentualnego zaangażowania militarnego – podają brytyjskie media.

Brytyjski dziennik „Daily Telegraph” poinformował w środę, że w stronę wybrzeży Syrii zmierzają okręty podwodne Wielkiej Brytanii.

Wczoraj wieczorem podano, że na czwartek brytyjska premier Theresa May zwołała nadzwyczajne posiedzenie rządu w celu podjęcia decyzji odnośnie ewentualnego zaangażowania militarnego Wielkiej Brytanii w Syrii. Z kolei „Daily Telegraph” informował, że May podjęła już decyzję o skierowaniu brytyjskich okrętów podwodnych w pobliżu Syrii, by przygotować się do możliwego uderzenia. Okręty, wyposażone w rakiety manewrujące Tomahawk, mają zbliżyć się do syryjskiego wybrzeża na odległość umożliwiającą atak rakietowy. Jak zaznaczono, hipotetycznie do uderzenia może dojść już w czwartek w nocy. Gazeta, powołując się na źródła w rządzie podała, że Londyn „robi wszystko co konieczne”, by być w stanie odpalić Tomahawki w stronę celów wojskowych w Syrii.

Stacja BBC podała, powołując się na swoje źródła w administracji, że May jest gotowa zaaprobować udział brytyjskich wojsk w prawdopodobnej amerykańskiej interwencji, bez wcześniej aprobaty ze strony parlamentu. Niedawno na taką możliwość wskazywał były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, mówiąc, że zgoda parlamentarzystów byłaby potrzebna w razie operacji lądowej z bezpośrednim zaangażowaniem żołnierzy. W jego opinii, do rozpoczęcia uderzeń z powietrza nie jest to konieczne.

Przeczytaj: Marynarka Rosji będzie bronić „zasoby rosyjskie” w Syrii przed atakiem USA

Czytaj również: Wody Morza Śródziemnego zamknięte na potrzeby rosyjskich ćwiczeń wojskowych

Generalnie, zgodnie z parlamentarnym zwyczajem, brytyjski parlament powinien wyrazić zgodę na każdą interwencję militarną. Jednak obecnie parlamentarzyści przebywają na wielkanocnej przerwie. Potrwa ona do poniedziałku, 16 kwietnia, a wcześniej pojawiały się sygnały, że decyzja powinna zapaść jeszcze w tym tygodniu.

Obecnie, przeprowadzenie głosowania wymagałoby zwołania pilnego posiedzenia Izby Gmin. Jednak wielu posłów rządzącej Partii Konserwatywnej sugerowało, że należy z tego zrezygnować. Przypomnijmy, że Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW) poinformowała we wtorek, że wyśle swoich inspektorów do Dumy, gdzie miało dojść do ataku chemicznego na szpital. Mają oni sprawdzić, czy w Dumie faktycznie doszło do ataku bronią chemiczną.

Jak informowaliśmy, brytyjska premier oświadczyła w środę, iż wszystko wskazuje na odpowiedzialność armii prezydenta Syrii Baszara el-Asada za atak chemiczny na ludność cywilną. zaznaczyła, że Wielka Brytania prowadzi obecnie konsultacje z sojusznikami, aby osoby i grupy odpowiedzialne za atak chemiczny w Dumie zostali pociągnięci do odpowiedzialności.

Ministrowie brytyjskiego rządu a także zachodni sojusznicy wywierają presję na premier Wielkiej Brytanii Theresę May, by podjęła decyzję o udziale brytyjskich sił zbrojnych w interwencji w Syrii mającej być odwetem za domniemane użycie broni chemicznej przez władze tego kraju. – napisał we wtorek „The Times”. Według tej gazety jednym z ministrów prących do zaatakowania Syrii jest minister spraw zagranicznych Boris Johnson. Do „trzymania się sojuszników” wezwał także premier May szef parlamentarnej komisji ds. zagranicznych Tom Tugendhat.

CZYTAJ TAKŻE: TAC: Trump nie przedstawił żadnych dowodów na atak chemiczny w Syrii

W poniedziałek prezydent USA Donald Trump zapowiedział, że Amerykanie wkrótce odpowiedzą „siłowo” na domniemane użycie broni chemicznej przez syryjskie siły rządowe. Rozmawiał także ze swoim francuskim odpowiednikiem Emmanuelem Macronem – obaj prezydenci byli zgodni, że wydarzenia w Syrii wymagają „zdecydowanej odpowiedzi”. Według Timesa wywołało to przekonanie u ministrów brytyjskiego rządu, że w razie niedołączenia do ataku na Syrię, Wielka Brytania utraci wpływy w Waszyngtonie na rzecz Francji – tym bardziej, że Amerykanie jeszcze nie konsultowali się z Brytyjczykami w sprawie interwencji w Syrii. Jak jednak sugerowała stacja NBC News i agencja AP, powołując się na swoje źródła, trwają intensywne konsultacje pomiędzy USA, Francją i właśnie Wielką Brytanią ws. odpowiedzi na rzekomy atak chemiczny w Syrii. Dotyczą one możliwości wspólnej akcji militarnej przeciwko władzom w Damaszku.

Przeczytaj: Pentagon: Atak chemiczny w Syrii jest wciąż badany przez wywiad

Domniemany atak chemiczny na szpital w mieście Duma we Wschodniej Gucie koło Damaszku potępiła wczoraj Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Jej zdaniem, ponad 500 osób leczonych po niedzielnym zdarzeniu ma objawy wskazujące na użycie toksycznych substancji chemicznych. Organizacja przywołała doniesienia, z których ma wynikać, iż w wyniku ataku zmarło ponad 70 osób, z czego 43 w wyniku działania wysoce trujących substancji chemicznych.

Jak poinformowało dowództwo amerykańskiej marynarki wojennej, w środę grupa uderzeniowa lotniskowca USS Harry S. Truman opuszcza bazę w Norfolk, udając się w kierunku Europy i Bliskiego Wschodu. Według US Navy, jest to element regularnych, zaplanowanych działań. W skład grupy uderzeniowej wchodzą także inne jednostki bojowe, w tym krążownik rakietowy USS Normandy oraz zespół niszczycieli z 28. Dywizjonu: USS Arleigh Burke, USS Bulkeley, USS Forrest Sherman i USS Farragut. Wszystkie te jednostki przenoszą rakiety manewrujące. Wcześniej informowaliśmy, że do wybrzeży Syrii zbliżał się amerykański niszczyciel rakietowy. Informował o tym amerykański dziennik “Wall Street Journal”. Chodzi o USS Donald Cook, wyposażony m.in. w kilkadziesiąt rakiet manewrujących Tomahawk. Jednak według ostatnich doniesień, okręt ten miał oddalił się od Syrii. Choć pierwotnie znajdował się 100 km od bazy morskiej w Tartus, to w środę operował dalej na zachód, między Kretą a Cyprem. W jego pobliżu znajdowała się rosyjska fregata „Admirał Grigorowicz”.

Reuters.com / interia.pl / Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply