Agencja AP, powołując się na swoje źródła, informuje o intensywnych konsultacjach pomiędzy USA, Wielką Brytanią i Francją ws. odpowiedzi na rzekomy atak chemiczny w Syrii. Dotyczą one możliwości wspólnej akcji militarnej przeciwko władzom w Damaszku.

W środę AP podało, że urzędnicy administracji prezydenta USA Donalda Trumpa konsultują ze swoimi globalnymi sojusznikami możliwość wspólnej akcji militarnej, w odpowiedzi na rzekomy atak chemiczny w Dumie, niedaleko Damaszku. Z przywódcami innych krajów rozmawiał o tym również sam Trump. Według źródeł agencji AP, potencjalne uderzenie na Syrię mogłoby nastąpić już pod koniec tego tygodnia. Jednak nikt z przywódców USA, Francji i Wielkiej Brytanii nie podjął jednak ostatecznej decyzji.

Jednocześnie wskazuje się, że na czele możliwej operacji wojskowej w Syrii mogłaby stanąć Francja, a nie USA. Taka akcja miałaby mieć na celu wysłanie sygnału o międzynarodowej jedności w sprzeciwie wobec stosowania broni chemicznej, a także o przeciwstawianiu się wsparciu politycznemu i wojskowemu, jakie udzielają Syrii Rosja i Iran.

We wtorek prezydent Francji Emmanuel Macron oświadczył, że jego kraj „w najbliższych dniach”, po dalszych konsultacjach z Wielką Brytanią i USA, ogłosi swą odpowiedź na domniemany atak chemiczny w Syrii. Ewentualne naloty mają być wymierzone w magazyny broni chemicznej. Macron zapowiedział kontynuowanie wymiany „technicznych i strategicznych informacji z naszymi partnerami, głównie z Wielką Brytanią i Ameryką”. – W najbliższych dniach ogłosimy naszą decyzję – oświadczył Macron.

Prezydent Macron wielokrotnie powtarzał, że jeśli czerwona linia zostanie przekroczona, to spowoduje to reakcję – mówił wczoraj również rzecznik rządu Francji Benjamin Griveaux, odnosząc się do sytuacji w Syrii. Dodał, że wymiana informacji między prezydentami Francji i USA zakłada, że w Syrii doszło do użycia broni chemicznej.

Francja posiada w tamtym regionie ponad tuzin samolotów bojowych i mogłaby dokonać nalotów od strony morza. Media zaznaczają, że francuski prezydent nie potrzebuje zgody parlamentu do rozpoczęcia nalotów.

Według jednego ze źródeł agencji AP USA, Francja i Wielka Brytania rozważają szersze opcje militarne, niż jednodniowe uderzenie rakietowe sprzed roku. Żeby uniemożliwić władzom w Damaszku prowadzenie ataków w przyszłości, celem miałaby być infrastruktura, dzięki którym byłoby to możliwe.

W poniedziałek prezydent USA Donald Trump zapowiedział, że Amerykanie wkrótce odpowiedzą „siłowo” na domniemane użycie broni chemicznej przez syryjskie siły rządowe. Rozmawiał także ze swoim francuskim odpowiednikiem Emmanuelem Macronem – obaj prezydenci byli zgodni, że wydarzenia w Syrii wymagają „zdecydowanej odpowiedzi”. Trump sugerował, że podejmie decyzję w ciągu najbliższych dni. Prezydent USA rozmawiał też z brytyjską premier Theresą May i obaj przyznali, że atak w Syrii był “całkowicie naganny”, a społeczność międzynarodowa musi odpowiedzieć, by „utrzymać światowy zakaz używania broni chemicznej”.

Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW) poinformowała we wtorek, że wyśle swoich inspektorów do Dumy we wschodniej Gucie, gdzie miało dojść do ataku chemicznego na szpital. Wniosek w tej sprawie zgłaszała Syria z poparciem Rosji. Nie wiadomo, czy może to wpłynąć na zmianę placów USA i ich sojuszników. Rosyjscy wojskowi twierdzą z kolei, że wizytowali miejsce, w którym rzekomo miało dojść do ataku przy użyciu broni chemicznej i nie znaleźli żadnych dowodów na poparcie tych doniesień.

W związku z sytuacją na Bliskim Wschodzie, Trump odwołał swój wyjazd do Ameryki Południowej. Według AP, nakłonił go do tego jego nowy doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, John Bolton.

Jak poinformowało dowództwo amerykańskiej marynarki wojennej, w środę grupa uderzeniowa lotniskowca USS Harry S. Truman opuszcza bazę w Norfolk, udając się w kierunku Europy i Bliskiego Wschodu. Według US Navy, jest to element regularnych, zaplanowanych działań. W skład grupy uderzeniowej wchodzą także inne jednostki bojowe, w tym krążownik rakietowy USS Normandy oraz zespół niszczycieli z 28. Dywizjonu: USS Arleigh Burke, USS Bulkeley, USS Forrest Sherman i USS Farragut. Wszystkie te jednostki przenoszą rakiety manewrujące. W pierwszym etapie działań, amerykańskim okrętom ma towarzyszyć niemiecka fregata FGS Heschen.

Wcześniej informowaliśmy, że do wybrzeży Syrii zbliżał się amerykański niszczyciel rakietowy. Informował o tym amerykański dziennik “Wall Street Journal”. Chodzi o USS Donald Cook, wyposażony m.in. w kilkadziesiąt rakiet manewrujących Tomahawk. Miał on opuścić port Larnaka  na Cyprze i skierować się w stronę syryjskiego portu Tartus. Mieści się tam baza morska rosyjskiej floty. Według mediów tureckich, w nocy z poniedziałku na wtorek USS Donald Cook znajdował się około 100 km od Tartus. Przypominają też, że jest on wyposażony w 60 pocisków manewrujących typu Tomahawk. WSJ zaznacza, że USA posiadają jeden rakietowy okręt wojenny na Morzu Śródziemnym, a niebawem może do niego dołączyć drugi, USS Porter.

AP / Abcnews.go.com / Kresy.pl

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. UczSieHistorii
    UczSieHistorii :

    Największym wygranym w tym wszystkim będzie izrael, jeżeli Syria Asada padnie to następny będzie Iran.

    Jeszcze tak na marginesie to już widzę te nasze polsko języczne twory które będą popierać tą kukiełkę NWO francuskiego makarona, starą Teresę która tak naprawdę nie ma żadnej władzy tylko słucha się swoich doradców, a ci zapewne też są w tych klanach które chcą rozpieprzyć cały świat, trump to też jest dla mnie cały czas zagadka i nie wiadomo kim on tak naprawdę jest.