Rzecznik berlińskiej policji tłumacząc, dlaczego dopuszczono do antysemickiej demonstracji pod Bramą Brandenburską, powołał się na konstytucyjne prawo wolności zgromadzeń.
W minioną niedzielę w Berlinie ponad tysiąc osób uczestniczyło w marszu protestacyjnym przeciwko decyzji prezydenta USA Donalda Trumpa ws. uznania Jerozolimy za stolicę Izraela. Wcześniej, w piątek, według relacji korespondenta TVP w stolicy Niemiec, przed Bramą Brandenburską, nieopodal Pomnika Pomordowanych Żydów Europy, spalono kilkanaście flag Izraela.
Dzień później, w sobotę 9 grudnia odbyła się antysemicka manifestacja, ochraniana przez berlińską policję. Ta oświadczyła, że demonstracja przebiegła bez zakłóceń, choć w jej trakcie wznoszono takie jasła jak np. „Śmierć Żydom”. – A teraz wyobraźcie sobie to w Polsce – pyta Cezary Gmyz, korespondent TVP w Niemczech.
Do sprawy odniosła się berlińska policja, która w swoich wyjaśnieniach powołała się na niemiecką konstytucję. Według rzecznika prasowego, policji z Berlina, konstytucyjne prawo wolności zgromadzeń ma bardzo wysoką rangę. – Musiały się wydarzyć wyjątkowe rzeczy, takie jak zagrożenie zdrowia lub życia by zgromadzenie rozwiązać – cytuje go Gmyz.
Wydarzenie zostało potępione przez Kanclerz Niemiec Angelę Merkel. Podczas konferencji prasowej po zakończeniu posiedzenia prezydium swojej partii CDU, zaznaczyła, że wraz z nią sprzeciwia się ona „wszelkim przejawom antysemityzmu i ksenofobii”. – Żadne różnice zdań, także w kwestii statusu Jerozolimy, nie mogą usprawiedliwić takiego zachowania – dodała Merkel.
Przeczytaj także: Rosyjskie MSZ: Decyzja Trumpa ws. Jerozolimy komplikuje sytuację
Tvp.info / Kresy.pl
To co się dzieje w Niemczech ,to jawne igranie z ogniem.Przecież wystarczy ,że znajdzie się ktoś na podobiznę Hitlera i pociągnie za sobą naród. Powrót do przeszłości (w Niemczech) to najgorsze co może spotkać Europę i Polskę.