W ocenie wiceszefa MSZ, Arkadiusza Mularczyka, wezwanie polskiego ambasadora do niemieckiego MSW w związku z afera wizowo-migracyjną mogło być „pewną manifestacją polityczną” ze strony Berlina.

W związku z aferą wizowo-migracyjną, polski ambasador w Niemczech Dariusz Pawłoś został wezwany do niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Według mediów, Berlin oczekiwał od Polski wyjaśnień w tej sprawie.

Tłem sprawy jest ujawniona niedawno afera wizowo-migracyjna. Chodziło m.in. o na nadużycia przy wydawaniu wiz do Polski, rzekomo również za łapówki, przy czym dokumenty w pewnych przypadkach miały być wykorzystywane przez obcokrajowców, by przedostać się do Europy Zachodniej. Zarzuty w sprawie postawiono 7 osobom, z których trzy aresztowano, a stanowiska stracili: wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk i jego zaufany współpracownik Jakub Osajda, dyrektor Biura Prawnego i Zarządzania Zgodnością w ministerstwie.

Według agencji dpa, szefowa niemieckiego MSW Nancy Faeser zwróciła się do swojego polskiego odpowiednika, Mariusza Kamińskiego, o informacje w tej sprawie. Agencja, powołując się na źródła w kręgach rządowych w Berlinie przekazała, że we wtorek ambasadora Polski wezwano na rozmowę z sekretarzem stanu w MSW Niemiec, Berndem Krösserem.

Wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk powiedział, że „chodzi o kwestię wyjaśnienia zarzutów, którymi część mediów polskich i niemieckich obarcza Polskę – w sposób zupełnie nieuprawniony – w kontekście kryzysu migracyjnego”.

– Ambasador wyjaśnił, że są to zarzuty nieuprawnione. Myślę, że uspokoił naszych niemieckich partnerów i myślę, że to spotkanie taki miało cel – ocenił Mularczyk. Dodał, że dziwi go jednak sam fakt, że polskiego ambasadora wezwano na rozmowę. Jego zdaniem, stosowne informacje można było uzyskać oficjalnymi kanałami międzyrządowymi. Wiceminister uważa w związku z tym, że mogła to być „pewna manifestacja polityczna” ze strony Berlina.

Według ubiegłotygodniowej publikacji Onetu, wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk został wyrzucony z rządu, gdyż rzekomo pomagał swoim pracownikom stworzyć nielegalną drogę przerzutu imigrantów z Azji i Afryki do Stanów Zjednoczonych. Wiceminister miał m.in. przesyłać konsulom wiadomości, w których znajdowały się szczegółowe instrukcje co do wydawania wiz. Listy liczyły od kilkudziesięciu do ponad stu nazwisk, czasem dodatkowo z numerami telefonów. Według poleceń, osoby te miały potrzymać wizy priorytetowo, poza kolejności. Portal Onet przytacza historię, według której grupa imigrantów z Indii miała udawać ekipę filmowców Bollywood w celu uzyskania wielokrotnych wiz do strefy Schengen – ostatecznie mieli znaleźć się w Meksyku, skąd próbowali dostać się do USA. Przynajmniej części z nich się to udało. O sprawie rzekomo miały dyskretnie poinformować stronę polską amerykańskie służby. Dodajmy, że po tej publikacji były już wiceminister trafił do szpitala. Według mediów, próbował popełnić samobójstwo.

Czytaj więcej: Onet: Wawrzyk pomagał w przerzucie imigrantów do Stanów Zjednoczonych

Przypomnijmy, że Piotr Wawrzyk został odwołany z funkcji wiceministra spraw zagranicznych przez premiera Mateusza Morawieckiego w czwartek 31 sierpnia br. Oficjalnie, powodem był „brak satysfakcjonującej współpracy”, jednak według ustaleń dziennikarzy, powodem dymisji było to, że to on stał za kontrowersyjnym projektem rozporządzenia w sprawie ułatwienia wjazdu do Polski imigrantom z ponad 20 krajów. Po ujawnieniu sprawy przez media rząd PiS wycofał się z tego projektu.

Pisaliśmy, że sprawa dymisji Wawrzyka ma mieć związek „z intensywnym śledztwem” prowadzonym przez CBA. Chodzi o aferę z „korupcjogennym systemem” wydawania wiz do Polski. Wiceminister stracił stanowisko z końcem sierpnia – kilka godzin po tym, jak do MSZ weszli funkcjonariusze CBA.

Urzędnik MSZ w rozmowie z dziennikarzami Radia ZET powiedział o kulisach korupcjogennego systemu wydawania polskich wiz. Według jego relacji, w jednym z krajów afrykańskich przed polską ambasadą „stały stoiska, gdzie można było kupić już podstemplowane dokumenty”. Opowiada też o naciskach politycznych z różnych stron, by ułatwiać masowe ściąganie gastarbeiterów do Polski.

W kontekście afery wizowej w przestrzeni publicznej pojawiają się różne dane dotyczące liczby przyjmowanych do Polski imigrantów. W opisywanym zakresie panuje chaos informacyjny. Rządowe ośrodki podają często sprzeczne ze sobą dane w tym zakresie. Powodem jest także duża ilość różnych tytułów pobytowych dla cudzoziemców, z którymi mamy do czynienia w Polsce.

PRZECZYTAJ WIĘCEJ: Chaos informacyjny. Sprzeczne dane dotyczące liczby imigrantów w Polsce

Jak pisaliśmy, że „Rzeczpospolita” poinformowała w czerwcu, że MSZ chce ułatwić imigrację do Polski obywatelom ponad 20 państw, głównie z Azji. Ministerstwo chciało umożliwić im ubieganie się o wizę bezpośrednio w polskim MSZ, a nie w konsulacie. Przyjęto, że będzie to „nie mniej niż 400 tys. osób rocznie”. Za projektem rozporządzenia w tej sprawie stał właśnie Piotr Wawrzyk. Dodajmy, że odpowiadał też za przygotowanie wyborów parlamentarnych za granicą.

Projekt zakładał rozszerzenie o 20 grupy państw, których obywatele mogliby ubiegać się o wizy nie przez konsulów, lecz przez urzędników MSZ. Wymieniono w nim takie państwa jak: Pakistan, Arabia Saudyjska, Azerbejdżan, Filipiny, Indie, Kuwejt czy Turcja. Twórcy projektu wskazywali, że „rosnące zainteresowanie uzyskaniem wizy, potrzeby polskiego rynku pracy, a jednocześnie brak zwiększenia zatrudnienia w urzędach konsularnych i tym samym zapewnienia sprawnej obsługi wizowej wymusił poszukiwanie innych rozwiązań”.

Złożenie wniosku o wydanie wizy do szefa MSZ miałoby być możliwe, gdy w danym kraju działają „usługodawcy zewnętrzni”. Chodzi o firmy, które zajmują się sprowadzaniem cudzoziemców na polski rynek pracy (przyjmują dokumenty i przekazują je do MSZ), zgodnie z zapotrzebowaniem zgłoszonym przez pracodawców.

Sprawa została wówczas nagłośniona. Odniósł się do niej publicznie nawet lider Platformy Obywatelskiej, były premier Donald Tusk, który skrytykował PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Mówił, że Kaczyński jednocześnie szczuje na migrantów i chce ich wpuścić setki tysięcy. W związku z licznymi głosami krytyki, krótko po tym PiS jednak wycofał się z tego pomysłu. Rzecznik rządu Piotr Müller oświadczył, że „rozporządzenie nie będzie procedowane, aby nie wywoływać emocji”.

rmf24.pl / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply