Jak prokuratura legalizuje propagowanie banderyzmu w Polsce

Prokuratura Rejonowa Warszawa-Praga Północ odmówiła wszczęcia sprawy przeciwko osobie propagującej banderowską symbolikę. Zdaniem prokuratora Macieja Młynarczyka, Rzeczpospolita nie może ścigać za propagowanie postaci Stepana Bandery, gdyż poza działalnością terrorystyczną zajmował się on również: „pracą organizacyjną, działalnością społeczną, w tym sportową, a także propagandą, również w zakresie dozwolonym przez prawo”. Propagowania symboliki OUN nie można ścigać, gdyż organizacja ta “nie spełnia wszystkich kryteriów” definicji faszyzmu i totalitaryzmu. W lutym 2018 roku prezydent Andrzej Duda zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego zapisy ustawy o IPN umożliwiające penalizację kłamstwa wołyńskiego i propagowania banderyzmu w Polsce. W styczniu 2019 roku Trybunał przychylił się do zdania prezydenta.

Prokurator Maciej Młynarczyk w uzasadnieniu odmowy wszczęcia sprawy przeciwko osobie propagującej banderowską symbolikę twierdzi, że „redukowanie w dyskursie publicznym postaci Stepana Bandery do mordów na Polakach i Żydach wydaje się bezdyskusyjne jedynie na gruncie sowieckiej (a obecnie kremlowskiej) propagandy”. Jak przekonuje: “wrażliwość dużej części Polaków, ukształtowana jest przez jednostronną narrację na temat trudnej przeszłości, wolną od niuansów i żywiącą się prostymi wyjaśnieniami”.

Bartłomiej W., działacz ślązakowski, napisał na swoim profilu facebookowym, że „(…) polscy nacjonaliści to jeb..e ścierwo, z którym nie można dyskutować, tylko trzeba do niego strzelać”. Zamieszczał też w sieci różne probanderowskie wpisy i grafiki, m.in. z okazji rocznicy urodzin lidera zbrodniczej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, Stepana Bandery. Nazywał go m.in. „wodzem nacji”, a także „wielkim ukraińskim patriotą”. Stosował też w swoich wychwalających Banderę wpisach banderowskie zawołanie „Sława Ukrajini”.

Fundacja „Wołyń Pamiętamy” złożyła w związku z tym do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, odpowiednio z artykułu 257 (publiczne znieważenie ludności z powodu przynależności narodowej; tu: ludności polskiej i żydowskiej) i artykułu 256 (publiczne propagowanie ustroju faszystowskiego/totalitarnego, prezentowanie przedmiotów zawierających treści propagujące faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa) kodeksu karnego oraz artykułu 12 kk (publiczne nawoływanie do popełnienia przestępstwa).

Pod koniec lutego br. prokurator Maciej Młynarczyk z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Praga Północ wydał postanowienie, w którym odmówił wszczęcia postępowania w sprawie probanderowskich i gloryfikujących Stepana Banderę wpisów „wobec braku znamion czynu zabronionego”.

Z kolei w przypadku wypowiedzi na temat „polskich nacjonalistów” podano, że „prokurator zakwalifikował [ją] jako publiczne pochwalanie przestępstwa” i postawił Bartłomiejowi W. zarzut popełnienia występku z art. 255 par. 3. Grozi za to grzywna w wysokości do 180 stawek dziennych, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Oskarżony podczas przesłuchania przyznał się do winy, „wyraził swój krytyczny stosunek do tego zachowania” i zapowiedział, że publicznie odniesie się do tego na Facebooku. Prokuratura poinformowała przy tym, że „postępowanie przeciwko Bartłomiejowi W. jest obecnie zawieszone ze względu na konieczność precyzyjnego ustalenia miejsca popełnienia czynu (…)”.

Dodajmy, że kilka lat temu sam Bartłomiej W. „zasłynął” w mediach, gdy jako kandydat w wyborach samorządowych zamieścił w sieci grafikę z przerobionym zdjęciem bramy wjazdowej do byłego, niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, na którym oryginalny napis nad bramą „Arbeit Macht Frei” zastąpiono słowami „Róbta co chceta”. Wiadomo też, że obronił pracę licencjacką na temat zagadnienia narodu w myśli Dmytra Doncowa, jednego z najważniejszych ideologów ukraińskiego nacjonalizmu (sam twierdzi, że do idei Doncowa ma stosunek krytyczny).

Należy zaznaczyć, że prok. Młynarczyk przedstawił liczące ponad 50 stron uzasadnienie, w którym zawarto szereg kontrowersyjnych twierdzeń i wywodów, których wymowa nie tylko relatywizuje antypolską działalność Bandery i OUN, ale faktycznie usprawiedliwia gloryfikowanie w Polsce Bandery, OUN oraz ideologii ukraińskiego nacjonalizmu. Prokurator uznał bowiem, że działalność OUN oraz jej lidera nie nosi cech, które jednoznacznie wskazywałyby na jej faszystowski lub inny totalitarny charakter.

Z uwagi na rozbudowany charakter uzasadnienia i jego znaczenie, portal Kresy.pl zdecydował się na całościowe potraktowanie tej sprawy. W tym artykule prezentujemy dokładne omówienie dokumentu podpisanego przez prok. Młynarczyka.

PRZECZYTAJ: Za nękanie ocalałych z rzezi wołyńskiej odpowiada bezpośrednio prokurator Maciej Młynarczyk

Probanderowskie tłumaczenia Bartłomieja W.

W opisywanym uzasadnieniu zawarto omówienie zeznań/wyjaśnień, złożonych przez W. Oświadczył on m.in., że swoimi probanderowskimi wpisami „chciał zwrócić uwagę na wydarzenia rocznicowe związane z kluczową postacią ukraińskiego ruchu niepodległościowego”. Przyznał, że „pochwala osobę Stepana Bandery ze względu na jego dążenie do odbudowania niepodległego państwa ukraińskiego”, przy czym jego działalność uważa za „niejednoznaczną, kategorycznie odrzucając szowinistyczne i antysemickie elementy działalności Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów”. Jednocześnie, W. „zaprzeczył odpowiedzialności Stepana Bandery za ludobójstwo na Wołyniu”. Powoływał się przy tym m.in. na opinie Banderze, niewymienionych jednak z nazwiska, „współczesnych tej osobie przywódców politycznych”, według których „gdyby to Bandera w latach 1942-1944 kierował działaniami OUN, nie doszłoby do zbrodni wołyńsko-galicyjskiej”. Twierdził też, że celem OUN nie było ustanowienie państwa o ustroju totalitarnym, a same kwestie ustrojowe postulowanego państwa ukraińskiego były w programie tej organizacji na dalszym planie, szczególnie względem postulatu odzyskania niepodległości. Podczas przesłuchania przekonywał też, że doktryna Doncowa została przejęta przez OUN pobieżnie i tylko przejściowo.

Pytany o banderowskie zawołanie „Sława Ukrajini” wyraźnie usprawiedliwiał jego stosowanie. Twierdził, że „to tradycyjne ukraińskie pozdrowienie, chronologicznie starsze niż OUN”, które „na Majdanie Niepodległości [tak w oryginale – red.] było wykrzykiwane przez wszystkich demonstrantów, a współcześnie nie jest na Ukrainie kojarzone wyłącznie ani głównie z OUN”. Dodał, że jest oficjalnym pozdrowieniem ukraińskiej armii.

Przy okazji, Bartłomiej W. starał się wykazać, że sam piętnuje m.in. „przejawy polskiego szowinizmu antyśląskiego [sic!] antysemickiego i antyukraińskiego (…)”.

Dlaczego chwalenie Bandery w sieci jest OK

W dalszej części zawarto wywód prawny, mający uzasadniać, że probanderowskie wpisy W. nie noszą znamion czynu zabronionego, m.in. dlatego, że część z nich opublikowano na zamkniętej grupie facebookowej oraz, że nie miały one charakteru wyraźnie znieważającego Polaków i Żydów. W tym kontekście znalazło się jednak następujące twierdzenie, autorstwa prok. Młynarczyka:

„Redukowanie w dyskursie publicznym postaci Stepana Bandery do mordów na Polakach i Żydach wydaje się bezdyskusyjne jedynie na gruncie sowieckiej (a obecnie kremlowskiej) propagandy (…) w szczególności nadużyciem jest uznanie, że wyrażając uznanie dla Stepana Bandery, automatycznie wyraził też pogardę dla Polaków i Żydów”.

„Pokazanie się w koszulce z wizerunkiem Stepana Bandery czy złożenie życzeń z okazji jego urodzin zamkniętej grupie osób (…) może być traktowane jako dowód braku wyczulenia, może nawet lekceważenia dla wrażliwości dużej części Polaków, ukształtowanej przez jednostronną narrację na temat trudnej przeszłości, wolną od niuansów i żywiącą się prostymi wyjaśnieniami” – pisze dalej Młynarczyk.

Prokurator uznał też, że „nawet akceptując traktowanie Bandery jako symbolu antypolskiego nastawienia” nie można uznać wypowiedzi W. za mające na celu wzbudzenie niechęci wobec narodu polskiego, bo… pisane były po polsku, a ich odbiorcy „w większości są Polakami”.

Jego zdaniem wpisy W., w tym te zawierające banderowskie zawołanie, nie propagowały faszyzmu czy innego ustroju totalitarnego, bo ich autor nie próbował nikogo przekonać do tego rodzaju form ustrojowych.

Dla prokuratora symbole ukraińskiego nacjonalizmu… nimi nie są

Po blisko 10 stronach tego rodzaju wywodów, prok. Młynarczyk pisze, że na tym etapie „można by zakończyć niniejsze rozważania”, po czym uznaje jednak, że treści prezentowane przez W. „w ogóle nie mogą być uznane za związane z faszystowskim czy innym totalitarnym ustrojem państwa”.

Następnie twierdzi, że zawołanie „Sława Ukrajini” czy stylizowany wizerunek tryzuba nie są są „swoistymi symbolami ukraińskiego nacjonalizmu”. Przekonuje, że Ukraińcy używali ich powszechnie jeszcze zanim ideologia ta została sformułowana oraz, że są one stosowane jako oficjalne symbole ukraińskiej władzy państwowej „również dzisiaj, kiedy nastroje nacjonalistyczne są na Ukrainie dalekie od powszechności”.

Przeczytaj: Błędy, przemilczenia, wiedza z Wikipedii – Żurawski vel Grajewski broni banderowskiego hasła

Czytaj także: Banderowskie pozdrowienie w świątecznych życzeniach wójta polskiej gminy

Odnośnie tryzuba, który pojawiał się we wpisach Bartłomieja W., prokurator przyznaje, że w takiej stylizowanej formie występuje on w logotypie „skrajnie prawicowej partii politycznej Korpus Narodowy”, kierowanej przez Andrija Biłeckiego, powiązanej z pułkiem „Azow”, skupiającym „w głównej mierze osoby o poglądach skrajnie prawicowych i posługujących się otwarcie symboliką nazistowską”, m.in. w postaci tzw. wilczego haka (Wolfsnagel) oraz symbolu „czarnego słońca”. Młynarczyk Przywołuje też jedną z analiz Ośrodka Studiów Wschodnich, autorstwa T. A. Olszańskiego, w którym potwierdzono fakt stosowania symboliki i retoryki neonazistowskiej, a sam Biłecki sformułował rasistowską koncepcję narodu ukraińskiego. Przytacza również główne założenia programowe Korpusu Narodowego z 2016 roku, po czym uznaje, że poza paroma wyjątkami program tej partii nie zawiera postulatów typowych dla ustroju faszystowskiego czy totalitarnego. Oświadcza też, że „nie ma podstaw do utożsamiania tej partii z jawnie rasistowskimi poglądami” głoszonymi przez Biłeckiego, bo… nie znalazły one odzwierciedlenia w programie partii. Tym samym, nie widzi niczego nagannego w propagowaniu tzw. symboliki azowskiej, stosowanej przez Korpus Narodowy.

“Sława Ukrajini” jako hasło… niebanderowskie

Dużo miejsca prok. Młynarczyk poświęca hasłu „Sława Ukrajini” (zasadniczo nie skupiając się na całości pozdrowienia, w zasadzie pomijając odpowiedź „Herojam Sława!”), przy czym cały zamieszczony przez niego wywód w zasadzie odpowiada oficjalnej narracji strony ukraińskiej stosowanej po tzw. EuroMajdanie i bezkrytycznie powiela jej główne tezy. Stara się wykazać, że zawołanie to pochodzi jeszcze z połowy XIX wieku i od przełomu XIX/XX wieku zyskiwało wśród Ukraińców coraz większą popularność, szczególnie w okresie nasilenia dążeń niepodległościowych, a później także w oddziałach armii Ukraińskiej Republiki Ludowej. Podkreśla też, że oficjalnym hasłem OUN stało się „dopiero w 1941 r.” Następnie powołuje się na „renesans popularności tego hasła” w czasie EuroMajdanu (przywołując inną opinię Olszańskiego dla OSW, który pisze, że do 2013 r. był to wyłącznie okrzyk radykalnych ukraińskich nacjonalistów, po czym „oderwał się on od swoich historycznych korzeni”) i na fakt, że od paru lat jest to oficjalny okrzyk ukraińskiego wojska i policji.

PRZECZYTAJ: Wjatrowycz: „Sława Ukrainie” to hasło banderowskie

Zobacz: Banderowskie pozdrowienie w ustach prezydenta RP w Kijowie [+VIDEO]

Czytaj również: Merkel złamała protokół, by uniknąć banderowskiego pozdrowienia? [+VIDEO]

W części dotyczącej historii tego hasła, Młynarczyk powołuje się najwyraźniej wyłącznie na artykuł opublikowany w języku ukraińskim na łamach „Istorycznej Prawdy” (dostępny również w wersji polskiej) autorstwa Jurija Juzycza, ukraińskiego historyka oraz instruktora Płastu, w którym obecnie pełni funkcję przewodniczącego Krajowej Płastowej Rady (dodajmy, że w sieci zamieszczał swoje zdjęcia z odwiedzin grobu Bandery w Monachium). W uzasadnieniu prokurator zasadniczo skraca główne wątki tego tekstu. Należy jednak zaznaczyć, że Juzycz w swoich wypowiedziach i innych tekstach wyraźnie przerysowywał rolę oddziałów ukraińskich w wojnie z bolszewikami w 1920 roku. Posuwał się wręcz do twierdzeń, że „śmiertelny cios nacierającym wojskom bolszewickim Tuchaczewskiego zadała 6 . dywizja strzelców armii URL pod dowództwem Marka Bezruczki” (Espresso TV) oraz o „przełomowej roli” oddziałów ukraińskich podczas walk z bolszewikami w 1920 r. (plast.org). Jest to powielanie niezgodnej z faktami i ustaleniami polskich badaczy oficjalnej narracji strony ukraińskiej.

Przeczytaj: Ukraiński IPN: to Ukraińcy obronili Polskę i Europę przed Konarmią Budionnego [+VIDEO]

Czytaj również: Udział Ukraińców w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r.

Na tak zarysowanej podstawie Młynarczyk oświadcza, że „nie sposób zatem zaliczyć okrzyku <<Sława Ukrajini>> do grupy swoistych symboli ukraińskiego nacjonalizmu”, a fakt, iż oficjalnie był on używany przez OUN, uznaje za niewystarczający, by „jednoznacznie kojarzyć to hasło z ww. podmiotem”.

S. Bandera według Młynarczyka

Prok. Młynarczyk sporo miejsca poświęcił postaci lidera OUN, Stepana Bandery, jego działalności i temu, jak jest on odbierany w polskim społeczeństwie. Jak twierdzi, jego ocena „musi być bardziej zniuansowana”.

Według niego, w polskim dyskursie publicznym Banderze można przypisać skrajnie negatywne konotacje w związku z czterema elementami biografii. Wymienił tu: udział Bandery „w przestępczej działalności ukraińskich nacjonalistów” na obszarze II RP w latach 30. XX wieku, „z kolaboracją ukraińskich nacjonalistów z III Rzeszą”, odpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez ukraińskich nacjonalistów „na Żydach i Polakach” [taka kolejność w oryginale – red.], w tym za tzw. zbrodnię wołyńsko-galicyjską [sic!; ten rodzaj nowomowy Młynarczyk wprowadza do dokumentu i konsekwentnie stosuje – red.]” oraz bycie liderem i czołową postacią OUN, „której przypisuje się faszystowski charakter”.

Bandera a terroryzm

Młynarczyk kolejno omawia każdy z tych czterech elementów. W kontekście udziału Bandery w przestępczej działalności OUN przypomina, że jako kierownik Krajowej Egzekutywy OUN, Bandera „ponosi odpowiedzialność za wzmożenie działalności terrorystycznej tej organizacji” od 1933 roku oraz, że był oskarżony w procesie ws. zabójstwa ministra Bronisława Pierackiego, a w latach 1934-1939 był pozbawiony wolności.

Zaznaczmy, że Bandera został przez polski sąd skazany za zdradę stanu i terroryzm na karę śmierci, później zamienioną na dożywocie.

Młynarczyk przyznaje następnie, że „gloryfikowanie, dawanie za przykład tego okresu i tego aspektu działalności Stepana Bandery mogłoby być uznane za pochwalanie przestępstwa czy pochwalanie zbrodni (…)”. Zaraz zaznacza jednak przy tym, że odpowiedzialność za pochwalanie takich czynów musi „zależeć od zaakcentowania konkretnych przedsięwzięć Stepana Bandery, którym należy się aprobata”. Dalej twierdzi, że Bandera poza działalnością terrorystyczną, w omawianym okresie zajmował się też „pracą organizacyjną, działalnością społeczną, w tym sportową, a także propagandą, również w zakresie dozwolonym przez prawo”. Stąd uznaje, że ponieważ we wpisach Bartłomieja W. nie zostało jasno określone, o który element działalności Bandery chodzi, nie można stawiać mu z tego tytułu zarzutu. Zarazem, prokurator wyraźnie niuansuje ocenę działalności Bandery w ramach OUN w latach 30. XX wieku, pomijając przy tym fakt, że został skazany i odsiadywał wyrok za zdradę stanu.

Bandera a kolaboracja z III Rzeszą

Następnie prok. Młynarczyk pisze o kwestii kolaboracji Bandery z III Rzeszą Niemiecką, zaznaczając, że pod tym pojęciem rozumie „współpracę” jako „uzgodnione (…) współdziałanie”. Co prawda zdawkowo przyznaje, że istnieją dowody na jego kontakty z niemieckim wywiadem jeszcze w latach 30. XX wieku, ale zaraz po tym twierdzi, że „do 1944 r. nie ma dowodów na jego realne, aktywne współdziałanie z organami III Rzeszy”.

Młynarczyk porusza wątek dotyczący proklamowania państwa ukraińskiego, ale pomija fakt, że miało ono powstać pod egidą III Rzeszy. Nie wspomina też o pronazistowskim „Akcie odnowienia państwa ukraińskiego”, ogłoszonym z udziałem przedstawicieli OUN-Bandery 30 czerwca 1941 roku we Lwowie, zajętym niedługo wcześniej przez oddziały kolaboracyjnego, złożonego głównie z Ukraińców, batalionu Nachtigall i o tym, że rozpoczęto tworzenie proniemieckiego „rządu” ukraińskiego. Zamiast tego, prokurator tak opisuje te wydarzenia:

„W 1941 r. Bandera próbował uzgodnić z Abwehrą swój plan proklamowania ukraińskiego państwa, ale nie uzyskał dla niego akceptacji, a próba zrealizowania tego planu metodą faktów dokonanych, podjęta przez rząd Jarosława Stećki [w II RP odsiadywał wyrok za antypolską działalność w OUN, po śmierci Bandery został przywódcą tej organizacji – red.] 30 czerwca 1941 r., obejmująca deklarację współpracy nowego państwa z III Rzeszą, spotkała się ze stanowczą reakcją władz niemieckich, które zdławiły rewolucję [sic!] i aresztowały członków rządu Stećki, a wśród nich Banderę, który od 5 lipca 1941 r. był pozbawiony wolności (…)”.

Jednocześnie Młynarczyk twierdzi, że program ówczesnej OUN-B miał cechować się „znacznie większą akceptacją pluralizmu” niż zestawieni w jednym szeregu chorwaccy ustasze, NSDAP, włoscy faszyści i Narodowe Siły Zbrojne (sic!). „Potwierdziła to również praktyka. W czerwcu 1941 roku OUN-B stworzyła razem z różnymi partiami Ukraiński Komitet Narodowy, zaś [w] powołanym z jej inicjatywy w lipcu 1941 r. rządzie niepodległej Ukrainy większość stanowisk przypadła przedstawicielom innych środowisk politycznych” – pisze Młynarczyk.

Twierdzenie o „akceptacji pluralizmu” przez OUN-B, wyłącznie na podstawie składu rządu (OUN-B obsadziła kluczowe resorty, kooptując na pomniejsze ministerstwa osoby spoza partii) jest jednak daleko idącą manipulacją. Młynarczyk pomija milczeniem poglądy, jakie ówcześnie wyznawał desygnowany przez Banderę na premiera Jarosław Stećko, czy opisywaną działalności owego rządu, jak rozdawanie przez działaczy OUN-B we Lwowie ulotek „Lachów, Żydów i komunistów niszcz bez litości, nie miej zmiłowania dla wrogów Ukraińskiej Rewolucji Narodowej”.

Cytowany przez Rossolińskiego-Liebe w biografii Bandery (str. 376) fragment dokumentu napisanego przez Stećkę w 1941 roku dla Niemców, rzuca zupełnie inne światło na tezę o „akceptacji pluralizmu” przez ówczesną OUN-B. Stećko pisał: „Choć uważam Moskwę, która w istocie utrzymuje Ukrainę w niewoli, a nie żydostwo za najważniejszego i zdecydowanego wroga, niemniej w pełni dostrzegam niezaprzeczalnie szkodliwą i wrogą rolę Żydów, którzy pomagają Moskwie zniewolić Ukrainę. Dlatego popieram zniszczenie ich i korzyści płynące z przeniesienia niemieckich metod eksterminacyjnych żydostwa na Ukrainę, które wykluczają ich asymilację i tym podobne”.

Odnośnie uwięzienia Bandery, głównie w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, Młynarczyk przyznaje, że w tamtym okresie lider OUN „korzystał z uprzywilejowanego traktowania”, choć twierdzi, że nie może to być dowodem na kolaborację. Pisze też, że w tym czasie proponował Niemcom współpracę, ale propozycje te były przez nich odrzucane. Młynarczyk tłumaczy to następująco:

„Historycy oceniają [dalej odnośnik do pracy Grzegorza Rossolińskiego-Liebe – red.], że hitlerowskie Niemcy miały wystarczająco dużo ofert kolaboracji, by [w oryg. „bo” – red.] decydować się na współpracę z banderowską frakcją OUN (OUN-B), o której było wiadomo, że traktuje taką współpracę całkowicie instrumentalnie, zmierzając przede wszystkim do realizacji własnych celów politycznych, w dużym stopniu niezależnych od polityki III Rzeszy. Z tych też powodów władze niemieckie po przejęciu kontroli nad utworzoną przez OUN-B ukraińską milicją usunęły „banderowców” z jej szeregów, a tym, którzy w niej pozostali, udało się to tylko dzięki zatajeniu członkostwa w OUN”.

Dalej Młynarczyk przekonuje, że istnienie w niemieckich strukturach takich ukraińskich formacji zbrojnych, jak bataliony Nachtigall i Roland, ukraińskie bataliony policyjne czy dywizja Waffen-SS Galizien nie dowodzi kolaboracji Bandery, czy szerzej OUN-B, z III Rzeszą. Twierdzi, że tym bardziej „nie sposób mówić o formalnym poparciu OUN-B dla kolaboracji z Niemcami” po tym, jak w lipcu 1941 roku „rząd Stećki oświadczył, że bataliony „Nachtigall” i „Roland” nie powinny pozostawać w strukturach armii niemieckiej”. Co więcej, pisze, że „udział członków OUN-B w tych formacjach był raczej kwestią indywidualnych, taktycznych wyborów” oraz, że od sierpnia 1941 roku „niemieckie władze okupacyjne rozpoczęły aresztowania i mordowanie członków OUN-B”, która wiosną kolejnego roku „oficjalnie zadeklarowała otwartą walkę przeciwko Niemcom” (Młynarczyk powołuje się na prace „Siła męstwa” Pawło Szandruka i „Historia Ukrainy XX w.” Tadeusza Olszańskiego). Przy tym wszystkim, Młynarczyk twierdzi, w latach 1941-1945 Bandera z powodu uwięzienia i ograniczonego kontaktu z członkami OUN faktycznie nie kierował tą organizacją.

W tym miejscu należy podkreślić, że G. Rossoliński-Liebe w swojej wielkiej biografii Stepana Bandery pisze, że w marcu 1942 roku lokalni liderzy OUN-B wydali swoim członkom rozkaz, by masowo wstępowali do ukraińskiej policji, starając się mieć co najmniej jednego członka OUN-B w każdym oddziale Schutzmannschaft i próbując wypierać z nich członków OUN-M, zastępując ich swoimi ludźmi. Przeczy to twierdzeniom o dobrowolnym wstępowaniu banderowców do formacji kolaboracyjnych i o braku znamion kolaboracji.

Ponadto, G. Motyka pisząc o stosunku OUN do Niemców na początku 1942 roku zwraca uwagę, że organizacja ta co prawda odcina się od Niemców, uznając ich za okupanta, ale decydują się rozpocząć z nimi tylko “walkę propagandową”. Dodaje też, że „w ówczesnej sytuacji – być może może pod wpływem (…) instrukcji Bandery – walkę z Niemcami traktowano jako ostateczność”. Wszystko to przeczy tezie Młynarczyka, jakoby wiosną 1942 roku banderowcy oficjalnie ogłosili otwartą walkę z Niemcami. W tym miejscu warto przytoczyć również inny fragment pracy Rossolińskiego-Liebe:

“Członek OUN-B [Jewhen] Stachiw napisał w swoich wspomnieniach, że gdy odwiedził Berlin w grudniu 1941 roku, Bandera przekazał mu informację dla Mykoły Łebed’a, swojego zastępcy na Ukrainie. Informacja głosiła, że organizacja nie powinna walczyć z Niemcami, lecz powinna spróbować naprawić stosunki niemiecko-ukraińskie”.

Jako kolaborację Stepana Bandery w formie „świadomej, uzgodnionej współpracy” prokurator interpretuje dopiero wydarzenia z końcowego okresu II wojny światowej, gdy Niemcy uznali, że ukraińscy nacjonaliści mogą być ich sojusznikami w walce z ZSRR. W tym kontekście pisze o negocjowaniu przez Banderę warunków współpracy z władzami niemieckimi jesienią 1944 roku, jego udziale w wysyłaniu na tyły Armii Czerwonej grup ukraińskich nacjonalistów z instrukcjami dla UPA i OUN-B dotyczącymi walki przeciwko Sowietom (grudzień 1944 r.) czy o jego konsultacjach z Niemcami ws. utworzenia przy III Rzeszy politycznej reprezentacji Ukraińców w postaci Ukraińskiego Komitetu Narodowego (marzec 1945 roku). Pisze też, że podczas rozmów Bandera opowiedział się za pełnym poparciem dla III Rzeszy „do końca, jakikolwiek by on mógł być”.

Fakty te Młynarczyk niuansuje jednak relacjami „uczestników tamtych zdarzeń”, według których celem utworzenia UKN „nie było wspieranie III Rzeszy”, ale stworzenie podmiotu zdolnego do „układania się ze zwycięskimi państwami alianckimi” i możliwości ewakuowania z Niemiec i niewoli sowieckiej około 200 tys. Ukraińców, w tym tych „odbywających służbę w formacjach zbrojnych podległych III Rzeszy”. To ostatnie sformułowanie buduje u czytelnika ogólne wrażenie, że Ukraińcy nie wstępowali do niemieckich formacji zbrojnych z własnej inicjatywy, ochotniczo, lecz przynajmniej w jakimś stopniu byli do tego przymuszani.

W oparciu o tak przeprowadzony wywód, Młynarczyk twierdzi, że „niezależnie od intencji Stepana Bandery (…) jego kolaboracja z III Rzeszą Niemiecką ograniczała się do schyłkowego okresu jej istnienia i do kwestii mało kontrowersyjnej, jaką była walka ze Związkiem Radzieckim”. Twierdzi, też, że „nie sposób znaleźć formuły prawnej, która pozwoliłaby na obciążenie Stepana Bandery odpowiedzialnością za zbrodnie hitlerowskich Niemiec albo za budowę czy umacnianie totalitarnego systemu rządów w tym kraju”. Konkluduje, że „nie da się obronić tezy, że pochwała Bandery to pochwała hitlerowskiego totalitaryzmu czy nazistowskich zbrodni”. Oczywiście, tym samym uważa stawianie z tego tytułu zarzutów Bartłomiejowi W. za nieuzasadnione.

Bandera a ludobójstwo wołyńsko-małopolskie

Prok. Młynarczyk kontynuując swój wywód zajmuje się następnie kwestią kojarzenia Bandery z ludobójstwem na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Wyraźnie unika jednak tego określenia. Konsekwentnie stosuje nieobecne dotąd w polskim dyskursie pojęcie „zbrodnia wołyńsko-galicyjska”, definiując je jako „masowe czystki etniczne (dziś coraz powszechniej uznawane za ludobójstw)”. Podkreśla też, że zbrodni dokonywano na terenach Wołynia i „Galicji Wschodniej”, które w znacznym stopniu lub w większości zamieszkiwała ludność ukraińska. Dodaje, że „w wielu wypadkach” mordów dokonywano „w niezwykle brutalny sposób”.

Należy podkreślić, że Młynarczyk w tym miejscu nie pisze wprost, że ofiarami mordów byli Polacy, czy nawet między innymi nasi rodacy. Pisze tylko o “cywilnych mieszkańcach regionu”, bez podawania narodowości. O polskiej ludności wspomina w dalszej części uzasadnienia pisząc jedynie, że brutalność sprawców miała skłonić ją do ucieczki. Dalej wspomina o mordowaniu Polaków na Wołyniu, ale w sposób, który sam w sobie zwraca uwagę:

„Skojarzenie to [Bandery z ludobójstwem – red.] jest o tyle usprawiedliwione, że odpowiedzialność za te zdarzenia zasadnie przypisuje się frakcji banderowskiej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i jej zbrojnemu ramieniu – Ukraińskiej Powstańczej Armii, choć indywidualizacja tej odpowiedzialności, przede wszystkim za masowe mordy Polaków na Wołyniu latem 1943 r. – nastręcza szeregu trudności. Nie zachowały się dokumenty zawierające plan eksterminacji polskiej ludności, ze wspomnień III Zjazdu OUN w sierpniu 1943 r. wyłania się obraz konfliktu wokół oceny wydarzeń wołyńskich, co uzasadnia przyjęcie, że decyzje o „krwawej niedzieli” i analogicznych wydarzeniach tamtego czasu zapadały na poziomie regionalnych liderów UPA, a przez władze krajowe OUN zostały usprawiedliwione po fakcie, zaś doświadczenia zbrodni wołyńskiej zostały częściowo zaadaptowane na użytek chronologicznie późniejszej akcji w Galicji Wschodniej. (…) [Tu powołanie się na pracę G. Motyki nt. działalności OUN-UPA]. O ile w świetle znanych dowodów nie budzi wątpliwości odpowiedzialność za te wydarzenia ówczesnego dowódcy OUN i UPA Romana Szuchewycza czy dowódcy wołyńskich struktur UPA Dmytra Kłacziwśkiego, to nie ma żadnych dowodów na to, że Stepan Bandera akceptował czy choćby po czasie usprawiedliwiał zbrodnię wołyńsko-galicyjską albo brał udział w tworzeniu jej planów”.

Młynarczyk przyznaje, że w okresie, gdy Bandera kierował działaniami OUN-B, w programie tej organizacji było „oczyszczenie z mniejszości narodowych ziem uznawanych za etnicznie ukraińskie”. Zaraz zaznacza jednak, że „poglądy na sposób osiągnięcia tego celu ewoluowały i nie można czynić żadnych założeń co do tego, jaką drogę wybrałby Bandera, gdyby w 1943 r. miał wpływ na zachodzące w OUN i UPA procesy decyzyjne”. Uważa, że przypisywanie Banderze odpowiedzialności za rzeź wołyńską „ma jeszcze mniejsze oparcie w faktach” niż takie twierdzenia, jak Jana Olszewskiego, który swego czasu twierdził, że gdyby to Bandera decydował, to prawdopodobnie na Wołyniu nie doszłoby do zbrodni. Prokurator powołuje się też na historyka i eksperta ws. postaci Bandery, Grzegorza Rossolińskiego-Liebe, jako badacza „bardzo nieprzychylnego” liderowi OUN. Przytacza jego opinię, iż choć w czasie uwięzienia Bandera nie był całkiem odcięty od polityki i działalności OUN-B, to nie ma dowodów na to, jaki był jego stosunek do „czystek etnicznych”.

„Nie można zatem zaakceptować porównania, zgodnie z którym wyrażanie uznania dla postaci Stepana Bandery jest tożsame z pochwalaniem zbrodni wołyńsko-galicyjskiej” – podsumowuje prok. Młynarczyk.

Zaznaczmy, że prokurator w swoim wywodzie pomija istotne fragmenty pracy G. Rossolińskiego-Liebe, w których wprost pisze o odpowiedzialności prawnej Bandery za jego czyny. Według niego, na demokratycznej Ukrainie, zainteresowanej m.in. uznaniem ofiar OUN-B, sąd uznałby Banderę i innych członków OUN winnymi licznych przypadków łamania praw człowieka w związku z przygotowanie i przeprowadzanie „Ukraińskiej Rewolucji Narodowej” . Zwraca też uwagę, że Bandera planując „Ukraińską Rewolucję Narodową” przygotowywał OUN-B do stosowania przemocy na tle etnicznym i politycznym, konsultował swoje koncepcje z Abwehrą, a aktywistą OUN-B zachęcał do walki z „wrogami narodu ukraińskiego”. Uważa też, że Bandera jako wódz (prowidnyk) musiał być dobrze poinformowany o tym, co działo się na początku lata 1941 roku, w tym o pogromach na ludności żydowskiej. W swojej pracy nt. Bandery napisał, że był on odpowiedzialny za masowe stosowanie przemocy na tle etnicznym i politycznym latem 1941 roku. Dodaje, że nawet gdyby uznać go w tym kontekście za osobę pasywną, to narodowy lub międzynarodowy trybunał karny i tak mógłby skazać go za zbrodnie przeciwko ludzkości, podobnie jak było to w przypadku Adolfa Eichmanna. Uznaje też ewidentną odpowiedzialność moralną, etyczną i polityczną Bandery za to, co działo się latem 1941 roku.

Bandera obecnie

Maciej Młynarczyk w swoim uzasadnieniu omawia też współczesny kontekst kulturowy odniesień do postaci Stepana Bandery, szczególnie w kontekście ostatnich lat na Ukrainie. Szeroko cytuje opinię Tadeusza Olszańskiego z OSW, którego zdaniem od czasów po II wojnie światowej, w ZSRR i USRR krytyka „banderowców” miała charakter propagandowy, łącząc ukierunkowywanie się Ukraińców na własny język czy kulturę, niezależnie do Rosji, z radykalnym nacjonalizmem. Podobnie opisuje on sytuację na Ukrainie po 2010 roku, a szczególnie w czasie tzw. Euromajdanu i po nim, wyraźnie akcentując, że krytyka „banderyzmu” to głównie narzędzie propagandy rosyjskiej, a taki jej odbiór na Ukrainie przyniósł skutek w postaci „odwoływania się do tradycji banderowskiej (w wersji głoszonej w ukraińskiej szkole) na zasadzie sprzeciwu wobec propagandy wroga”. To jednak, zdaniem Olszańskiego, nie pociągało za sobą odwoływania się do rzeczywistej doktryny OUN czy myśli Doncowa. Ekspert ten widzi w tym zatem „nowy nacjonalizm” ukraiński, który „nie nawiązuje do ideologii banderowskiej ani do tradycji OUN”, lecz raczej do symboliki OUN-UPA i jej walki z siłami ZSRR, co w obliczu „agresywnej propagandy rosyjskiej” nabiera charakteru ogólnonarodowego.

W analogicznym kontekście Młynarczyk powołuje się na wypowiedzi Ukraińców, mające potwierdzać taką interpretację. Cytuje m.in. skierowany do Polaków apel Związku Ukraińców w Polsce z października 2014 roku, w którym organizacja ta twierdziła, że „w świadomości większości Ukraińców walka UPA tylko w nieznacznym stopniu była skierowana przeciwko Polsce”, a zasadniczo koncentrowała się na walce z Niemcami i Sowietami. ZUwP twierdził nawet, że w czasie EuroMajdanu banderowska symbolika przestała być symboliką OUN-UPA, stając się oznaką patriotyzmu i sprzeciwu wobec rosyjskiego imperializmu:

„Symbolika, która kiedyś była symboliką UPA i OUN, obecnie praktycznie zatraciła swoje pierwotne organizacyjne zabarwienie wskutek ostatnich ukraińskich rewolucji stała się symboliką walki o godność, oznaką patriotyzmu, a przede wszystkim sprzeciwu przeciw rosyjskiemu imperializmowi”.

W oparciu o to, Młynarczyk przystępuje do relatywizacji oceny Bandery.

„Nie ulega wątpliwości, że im bardziej wyrazistym symbolem pewnych postaw i idei staje się Stepan Bandera, tym bardziej jego sylwetka staje się jednowymiarowa i „odkleja się” od faktów historycznych. Polscy nacjonaliści widzą w nim wyłącznie idącego pod rękę z Hitlerem autora zbrodni wołyńskiej, zaś nacjonaliści ukraińscy uznają go przede wszystkim za bojownika o niepodległość Ukrainy i patrona walki z Sowietami, zapominając (a nierzadko nie wiedząc) o szowinistycznej, agresywnej ideologii OUN i jej ludobójczych dokonaniach”.

Młynarczyk uważa, że to nierzadkie zjawisko w sferze pamięci historycznej, „która z definicji swojej ma charakter wybiórczy i nieobiektywny”. Następnie jako rzekomo analogiczne przykłady po stronie polskiej przywołuje postacie Romualda Rajsa „Burego” i Stanisława Basaja „Rysia”. Twierdzi, że dziś bagatelizuje się „ich odpowiedzialność za uśmiercenie przez członków podległych im oddziałów – odpowiednio – dziesiątków i setek obywateli polskich, cywilów, w tym kobiet, dzieci i starców, zamordowanych w oparciu o zasady zbiorowej odpowiedzialności (…)”.

„Dopóki wznoszone są okrzyki „Bury – nasz bohater”, bez przybliżenia, który aspekt działalności „Burego” czyni go bohaterem – nie może być mowy o odpowiedzialności karnej. Nie zwalnia to wszelako od ważenia odpowiedzialności moralnej i określenia, czy powszechnie przyjęty w społeczeństwie system wartości pozwala na gloryfikowanie czy choćby usprawiedliwianie takich postaci. Nie ma powodów, by do osoby Stepana Bandery nie stosować takich samych kryteriów”.

Bandera a OUN

W ocenie Młynarczyka, najistotniejsza negatywna konotacja postaci Bandery dotyczy tego, że kierował on Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów, dla której jest on „postacią emblematyczną”. Według niego, jego rolę jako postaci-symbolu OUN dodatkowo utrwaliły „propaganda sowiecka oraz współczesny dyskurs nacjonalistyczny na Ukrainie i w Polsce”. Uznał przy tym za niezbędne, by ustalić, czy OUN „można kategorycznie identyfikować z postulatem zbudowania państwa o faszystowskim lub innym totalitarnym ustroju”.

Przechodzi następnie do długiego wywodu, opartego na tezie, że „zasadność uznania OUN za organizację o charakterze faszystowskim (…) jest od lat przedmiotem burzliwej dyskusji w środowiskach naukowych oraz w mediach”. Dodaje, że w Polsce atmosfera tej debaty jest zdeterminowana przez „silnie negatywny odbiór społeczny” OUN, której wraz z UPA zasadnie przypisuje się „odpowiedzialność za zbrodnię wołyńsko-galicyjską”. Jednocześnie podkreśla, że „jednoznacznie negatywna ocena moralna” tych działań OUN „nie może być jednak tożsama z klasyfikowaniem ustroju państwa postulowanego przez wspomniane organizacje jako faszystowski czy inny totalitarny”, gdyż musiałyby za tym przemawiać „określone argumenty merytoryczne”.

W dalszej części swojego wywodu prokurator prowadzi go w sposób, mający najwyraźniej wykazać, iż tego rodzaju argumentów w zasadzie nie ma, gdyż „w środowisku historyków (…) nie ma konsensusu co do możliwości uznania OUN za organizację faszystowską czy dążącą do utworzenia państwa o ustroju totalitarnym”. Argumentuje, że „odmienne zapatrywania” w tej sprawie prezentuje wielu badaczy z Polski i Ukrainy, a także „światowej klasy specjaliści w dziedzinie XX-wiecznych nacjonalizmów i totalitaryzmów”, którzy ponadto posługują się „różnorodną metodologią i rozmaitymi zestawami definicji i kryteriów, pozostających wzajemnie w stosunku krzyżowania się”. Młynarczyk kwestionuje przy tym zasadność powoływania biegłego w omawianej sprawie, uznając to za „niecelowe”.

Następnie przedstawia szereg treści opinii eksperckich składanych w innych, podobnych postępowaniach, które według niego nie tylko pokazują bezcelowość powoływania tu biegłych, ale wręcz dowodzą „ogromnego nieładu panującego w dyskursie na ten temat, prowadzonym wszak z udziałem podmiotów uznawanych za profesjonalne”.

Prok. Młynarczyk przywołuje opinie m.in. prof. Bogumiła Grotta, dr Lucyny Kulińskiej, prof. Czesława Partacza, prof. Ryszarda Szawłowskiego i Ewy Siemaszko (obu określa mianem „historyków-amatorów”), dr Wojciecha Muszyńskiego.

W przypadku opinii prof. Grotta na temat czerwono-czarnej flagi OUN-UPA jako symbolu faszystowskiego (wzgl. symbolu organizacji o charakterze faszystowskim), Młynarczyk kwestionuje podawane przez badacza argumenty jako niewystarczające lub niewspółgrające z rolą biegłego, twierdząc zarazem, że w swoich pracach wyraził na ten temat „poglądy dużo mniej stanowcze, a nawet odbiegające od tej tezy”.

Omawiając opinię prof. Partacza dotyczącą „symboli ukraińskiego, skrajnego, integralnego nacjonalizmu-nazizmu” podkreślił, że badacz ten polemizuje z poglądem utożsamiającym nacjonalizm ukraiński z faszyzmem (za który uznaje tylko i wyłącznie faszyzm włoski okresu międzywojennego). Według niego, w treści ekspertyzy prof. Partacza „silnie pobrzmiewają akcenty osobiste oraz uogólnienia niepoparte wynikami badań ani innymi naukowymi argumentami”.

Z kolei przytaczając opinię dr Muszyńskiego z IPN, którego zdaniem gloryfikowanie OUN-UPA i jej członków jest w istocie „propagowaniem zbrodniczej, totalitarnej, ludobójczej i faszystowskiej ideologii”, Młynarczyk zaznaczył, że odpowiadając na pytania organu procesowego, czy UPA była organizacją faszystowską lub mającą związek z ustrojem totalitarnym, „biegły nie zajął tak kategorycznego stanowiska”.

Podsumowując tę część, prokurator Młynarczyk uznał, że według treści przytoczonych przez niego ekspertyz autorstwa polskich badaczy „odpowiedzialność karna za posługiwanie się symbolami OUN i UPA miałaby wynikać z tego, że organizacje te kolaborowały z hitlerowskimi Niemcami, ich działalność miała charakter zbrodniczy i antypolski oraz wypełniała znamiona ludobójstwa, ww. symbole są odbierane jako znaki złowrogie, drażnią społeczeństwo, bulwersują starsze pokolenie i myślącą młodzież, demoralizują młode pokolenie na Ukrainie, zadają ból rodzinom ofiar i godzą w pamięć pomordowanych, a czad nacjonalizmu ogarnia coraz większą połać państwa – zaś w najlepszym razie z tego, że ideologia OUN i UPA obejmowała wybrane elementy ideologii faszystowskiej czy nazistowskiej (…)”. W związku z tym, Młynarczyk twierdzi, że przydatność takich ekspertyz do rozstrzygnięcia kwestii wyznaczonej w treści art. 256 kk, czy OUN postulowała utworzenie państwa o ustroju faszystowskim lub innym totalitarnym jest niewielka.

Młynarczyk sam ustala definicje faszyzmu i totalitaryzmu

Po zakwestionowaniu zasadności powoływania biegłego w sprawach dotyczących ustalenia czy symbolika OUN-UPA ma charakter faszystowski, a jej prezentowanie wyczerpuje znamiona propagowania faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego, prokurator Młynarczyk uznaje, że jako organ procesowy musi samodzielnie wykonać analizę w tej kwestii. Zaznacza przy tym, że organ procesowy „i tak musi występować w roli najwyższego biegłego, oceniając złożone do akt opinie tak jak każdy inny dowód”. Postanawia zatem sam ustalić definicje totalitaryzmu i faszyzmu, dodając, że zabrakło tego w każdej z opinii, które wcześniej analizował.

Na kolejnych kilkunastu stronach przedstawia obszerny wywód, w którym przywołuje szereg źródeł dotyczących definicji totalitaryzmu i faszyzmu, głównie w postaci publikacji autorów polskich i zagranicznych, po czym uznaje, że aparat pojęciowy jest tu w znacznym stopniu skomplikowany i niejednolity.

W tak określonym kontekście przystępuje do przytoczenia stanowisk historyków i politologów, którzy „usiłowali” odpowiedzieć na pytanie, czy OUN miała charakter faszystowski czy totalitarny. Powołuje się głównie na badaczy polskich i ukraińskich, w tym m.in. na prace lub wypowiedzi Iwana Łysiaka-Rudnyćkiego, Michała Klimeckiego, Zbigniewa Karpusa, Bohdana Huda, Ryszarda Torzeckiego, Tadeusza Olszańskiego, Jarosława Hrycaka. Bardziej szczegółowo przytacza w formie streszczeń poglądy: Romana Wysockiego, Grzegorza Motyki, Timothy Snydera, Łysiaka-Rudnyćkyja, Zbigniewa Palskiego, Ołeksandra Zajcewa, Tarasa Kuryło, Tomasza Stryjka (jego stanowisko uznaje za „najbardziej godne uwagi”), Bogumiła Grotta i Wiktora Poliszczuka oraz Per Andersa Rudlinga i John Paula Himka.

Następnie uznaje, że powinien przeprowadzić samodzielne dociekania w sprawie ustalenia, czy OUN miała charakter faszystowski lub totalitarny. W tym celu prokurator przystępuje do „zreferowania jej historii, a także zrekonstruowania ideowych podstaw jej funkcjonowania”, którą to rekonstrukcję zdecydował się przeprowadzić w oparciu o analizę myśli Doncowa i dokumentów programowych OUN.

Młynarczyk o Doncowie

Zdaniem Młynarczyka, „myśl Dmytra Doncowa wykazuje szereg daleko idących zbieżności z faszyzmem, przede wszystkim w jego wydaniu włoskim”, wymieniając m.in. kult bezwzględności i przemocy oraz przekonanie, że zwycięstwo idei narodowej jest ważniejsze od życia tysięcy Ukraińców, a tym bardziej przedstawicieli innych narodowości. Jednocześnie zaznacza, że sama doktryna Doncowa jest wewnętrznie niespójna, a „treść jego prac wykazuje szereg odmienności od kanonów faszyzmu i totalitaryzmu”. Twierdzi też, że choć takie programowe prace ideologa ukraińskiego nacjonalizmu z lat 20. XX wieku, jak „Nacjonalizm” czy „Patriotyzm i nacjonalizm”, zawierają „oczywiste elementy faszystowskie”, to jednak „nie są jednomyślnie klasyfikowane przez historyków jako przenoszące ideologię faszyzmu”, powołując się głównie na opinie badaczy ukraińskich (Łysiak Rudnyćkyj, Zajcew). W jego opinii, idee Doncowa jako faszyzm w „kategorycznie i bez zastrzeżeń określają (…) jego radykalni przeciwnicy na czele z Wiktorem Poliszczukiem”. Młynarczyk podkreśla też, że sam Doncow nigdy nie został członkiem OUN i „nie wywierał wpływu na jej profil ideowy i bieżącą działalność, a recepcja jego idei do programu OUN była bardzo szeroka, lecz wybiórcza i nieścisła”.

Podsumowując, prokurator uznał, że analiza myśli Doncowa czy innych prac teoretycznych zawierających podstawy ideologii ukraińskiego nacjonalizmu może odegrać „jedynie pomocniczą rolę we wnioskowaniu o faszystowskim czy totalitarnym charakterze Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów”. W związku z tym uznaje, że kluczowe znaczenie dla ustalenia, czy OUN postulowała zbudowanie państwa o ustroju faszystowskim lub innym totalitarnym należy przypisać „analizie dokumentów programowych tego ruchu”.

Dokumenty programowe OUN

Młynarczyk przystępując do omówienia dokumentów programowych OUN już na wstępie zaznacza, że „ich ideologiczna zawartość wykazywała ogromną zmienność w czasie”. Kolejne dokumenty omawia z perspektywy wytypowanych przez siebie wyróżników faszyzmu/totalitaryzmu, w oparciu o przedstawione wcześniej opinie badaczy. W takim kontekście streszcza uchwały wiedeńskiego kongresu OUN z 1929 roku i II Zjazd OUN w Rzymie w 1939 roku. W przypadku tego drugiego pisze o „silniejszym zbliżeniu do wzorów faszyzmu włoskiego” i że to wówczas pojawiły się pozdrowienia organizacyjne w postaci salutu i okrzyku „Sława Ukrajini – Herojam Sława!”, które to zostały później zatwierdzone, wraz z czerwono-czarnym sztandarem, przez I Nadzwyczajny Wielki Zjazd OUN-B w Krakowie w kwietniu 1941 roku. Zaznacza, że konsekwencją przyjętego wówczas kursu ideologicznego było zaangażowanie się OUN po stronie III Rzeszy, sformowanie w ramach Wehrmachtu batalionów „Nachtigall” i „Roland” (Młynarczyk konsekwentnie nie nazywa ich „ukraińskimi”, lecz „z przewagą Ukraińców w składzie”) i pierwsze pogromy ludności żydowskiej.

Jednocześnie prokurator niuansuje sprawę, akcentując, że w przedwojennych dokumentach programowych OUN zawarto elementy nieodpowiadające ściśle przyjętym przez niego kryterium ustroju faszystowskiego czy totalitarnego (np. samorząd lokalny jako fundament państwa, autonomia kulturowa dla mniejszości narodowych z wyłączeniem kolonistów, obszarników i wojskowych). Podważa też opinię części polskich historyków (m.in. Ewy i Władysława Siemaszków czy prof. Czesława Partacza), według której od I Zjazdu program OUN zawierał plan wymordowania ludności polskiej, twierdząc, że przytaczane przez tych badaczy analizy są „stanowczo kwestionowane i uznawane za niewystarczający dowód na poparcie tej hipotezy” (powołuje się tu tylko na publikację Grzegorza Motyki nt. działalności OUN i UPA w latach 1942-1960). Powołując się na jeden z artykułów Marka Wojnara pisze też, że „w okresie niemieckiej okupacji zachodnich ziem ukraińskich” (Młynarczyk wyraźnie preferuje to określenie) w pracach teoretyków OUN-B pojawiały się „postulaty <<oczyszczenia>> Ukrainy z Węgrów, Słowaków, Rumunów i Rosjan”, ale: po pierwsze – nie wymienia w tym kontekście Polaków; po drugie – według niego chodziło tu najprawdopodobniej o deportacje, a nie mordy; po trzecie – i tak ich nie zrealizowano. Wyraźnie podkreśla też, że na konferencji OUN-B w październiku 1942 r. zdecydowano o ograniczeniu przemocy wobec Polaków.

Zaznaczmy, że prok. Młynarczyk błędnie podaje, jakoby w październiku 1942 r. OUN-B zdecydowała o ograniczeniu przemocy wobec Polaków. Opiera się przy tym na krótkim artykule o charakterze polemicznym M. Wojnara, wówczas magistra, w którym autor się ewidentnie pomylił. O tym, że na tej konferencji OUN-B mowa była o tym, że „jeśli chodzi o Polaków, to zamierzano ich wszystkich wysiedlić pod groźbą śmierci”, zostawiając przy tym w spokoju m.in. Węgrów i Rumunów, pisał G. Motyka.

W przypadku II (1942 r.) i III (1943 r.) konferencji OUN-B również akcentuje „niefaszystowskie”, jego zdaniem, postulaty tej organizacji. Za przełomowy pod względem społeczno-gospodarczym uznaje III Nadzwyczajny Zjazd OUN-B z sierpnia 1943 roku, zaznaczając, że w swoim raporcie Abwehra uznała przyjęte wówczas zmiany za „przejście na stronę światopoglądu demokratycznego”. W podobny sposób prezentuje też decyzje IV Zjazdu OUN-B z 1944 roku. Następnie pisze, że w kolejnych latach w publicystyce ounowskiej coraz silniej wybrzmiewały akcenty lewicowe, a nawet marksistowskie, przez co ideologia późnego ruchu banderowskiego jest przez badaczy określana jako „pewien typ komunizmu narodowego” czy nawet socjaldemokracja.

Pisząc o tezie dotyczącej kolaboracji OUN z III Rzeszą przyznaje, że można o tym mówić np. w przypadku formacji „Nachtigall”, ‘Roland” czy Waffen-SS Galizien, ale twierdzi, że w przypadku OUN i UPA już nie. Argumentuje to tym, że kolaboracja ta miała nie trwać długo (zasadniczo od czerwca 1941 r. do końca 1942 r., potem od sierpnia 1944 r. od maja 1945 r.) i opierała się m.in. na współpracy wywiadowczej, szkoleniu kadr czy współdziałaniu taktycznym. Zdaniem Młynarczyka, nie jest to jednoznaczne z podporządkowaniem i OUN-UPA należy „oceniać w oderwaniu od ideologii nazizmu i ustroju III Rzeszy”. Wyraźnie akcentuje też okres, w którym „UPA prowadziła walki z wojskami niemieckimi” (luty 1943 – sierpień 1944).

„Paradoksalnie zatem w latach 1943-1944, które w kontekście OUN i UPA najsilniej utrwaliły się w polskiej pamięci zbiorowej ze względu na ówczesne masowe wystąpienia antypolskie ukraińskiej partyzantki [tak określa ludobójstwo na Polakach – red.], UPA walczyła z dwiema totalitarnymi potęgami – Niemcami i ZSRR, a program OUN odchodził od bliskiego faszyzmowi i totalitaryzmowi w kierunku socjalizmu. Natomiast (…) kolaboracja OUN z III Rzeszą nie dotyczyła tych aspektów funkcjonowania hitlerowskich Niemiec, które przesądzają o totalitarnym charakterze tego państwa” – pisze prokurator. Dodaje, że znane powszechniej przykłady Ukraińców współdziałających z III Rzeszą nie dotyczą członków OUN działających w tym zakresie na polecenie tej organizacji czy w ramach realizacji jej strategii.

„Opisany wyżej zakres współpracy trudno zatem uznać za wystarczający do utożsamienia OUN z totalitaryzmem w jego niemieckiej wersji” – podsumował Młynarczyk.

Wnioski prokuratora

Podsumowując swoje dotychczasowe wywody, Młynarczyk podkreśla, że „żadnego ruchu, organizacji czy ideologii nie można uznać za faszystowską czy – szerzej – totalitarną tylko dlatego, czy [że – red.] wykazuje pewne cechy zbieżne z faszyzmem czy totalitaryzmem”. Zwraca przy tym uwagę na brak zgody wśród badaczy co do zestawu kryteriów umożliwiających taką, pozbawioną arbitralności, ocenę. Dodaje też, że można to zrobić, choć „wobec takiej różnorodności poglądów profesjonalistów” może to zostać „z łatwością” zakwestionowane.

Jego zdaniem, w przypadku OUN nie można mówić o takich związkach między pracami teoretycznymi stanowiącymi fundament obowiązującej ideologii, oficjalną propagandą czy aktami prawnymi regulującymi stosunki w państwie, jak w przypadku nazizmu III Rzeszy. Przywołuje m.in. przykład Doncowa, który nie należał do OUN ani do UPA. Pisze też o dynamicznej ewolucji ideologii OUN i o przynajmniej częściowym braku ścisłego przełożenia dokumentów programowych na „bieżącą pragmatykę działania ukraińskich nacjonalistów”.

„Nawiązując do scharakteryzowanych wyżej definicji totalitaryzmu i faszyzmu, trzeba zauważyć, że (…) w odniesieniu do większości z nich zasadne jest stwierdzenie, że Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów nie spełnia wszystkich zawartych w nich kryteriów albo nie spełnia ich w wystarczającym stopniu” – twierdzi prokurator.

Młynarczyk podważa zarazem zdolność OUN do mobilizacji społecznej, w tym w przypadku ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Uważa, że tej zdolności „nie należy przeceniać”. Kwestionuje zarazem realny wpływ ideologii OUN na Ukraińców w czasie rzezi wołyńskiej:

„Jakkolwiek organizacji tej udało się sprowokować masowe wystąpienia społeczne – choćby w ramach zbrodni wołyńsko-galicyjskiej – to jest kwestią wysoce wątpliwą, w jakim stopniu uczestników tych wystąpień przekonała ideologia OUN, w tym prezentowana przez nią wizja przyszłego ładu społecznego i państwowego, a w jakim perspektywa uzyskania doraźnych, również materialnych korzyści”.

Młynarczyk twierdzi też, że choć w latach 1941-1943 program OUN był „bardzo zbliżony” do ideologii faszystowskiej i nazistowskiej, to zarazem zawierał on „istotne odmienności”, a w innych okresach, jego zdaniem, program OUN jeszcze bardziej różnił się od „kanonów faszyzmu i totalitaryzmu”, szczególnie z uwagi na „akceptację pluralizmu i zachowanie procedur demokratycznych”.

Młynarczyk uważa, że próby utworzenia państwa ukraińskiego pod egidą III Rzeszy latem 1941 roku nie można uznać za miarodajny test totalitarnego charakteru OUN, ponieważ m.in. państwo to nie zaczęło efektywnie działać i nie zawiązało realnej struktury administracyjnej. Twierdzi też, że nie można kwalifikować pogromów na ludności żydowskiej ani jako działania państwa ukraińskiego, ani nawet OUN (choć przyznaje, że organizacja ta odpowiada za „agresywną propagandę o charakterze ksenofobicznym” przed wkroczeniem Niemców i zaraz po tym, choć głównie a aspekcie antysemickim).

„(…) nie ma dostatecznych podstaw do uznania, że dowolny udział w tych pogromach [ludności żydowskiej] członków OUN (…) był przejawem polityki ukraińskiego państwa czy choćby nawet może być uznany za przejaw działalności OUN. (…) decydująca rola w inspirowaniu i inicjowani tych działań przypadła niemieckiej armii i władzom okupacyjnym (…)” – pisze prok. Młynarczyk. Dodaje, że tym samym nie można uznać wydarzeń z lata 1941 roku za miarodajne do ustalenia, czyt OUN postulowała utworzenie państwa o charakterze faszystowskim czy ogólnie totalitarnym.

„(…) nie ma dostatecznych podstaw do kategorycznego uznania, że ustrój państwa postulowany przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów miał charakter faszystowski lub inny totalitarny” – podsumowuje Młynarczyk.

Następnie, w oparciu o swoje wywody dochodzi do wniosku, że twierdzenie, iż ideologia OUN miała charakter totalitarny lub faszystowski, to jedynie „jedno z konkurujących stanowisk” w debacie historyków i politologów, więc tym bardziej nie można z tego powodu czynić zarzutów zwykłemu obywatelowi:

„(…) skoro nawet w gronie naukowców faszystowski charakter OUN jest przedmiotem intensywnego i trwającego od kilkudziesięciu lat doktrynalnego sporu, (…) a nie sposób byłoby nawet osobie z tytułem naukowym profesora czynić zarzutu, że aprobuje jedno z konkurujących stanowisk, uznając, że OUN nie może być kategorycznie utożsamiana z totalitaryzmem, w szczególności z faszyzmem. Tym bardziej należy regułę tę zastosować w odniesieniu do zwykłego obywatela (…)”.

Podsumowując całość na koniec dokumentu, prok. Młynarczyk pisze, że działania Bartłomieja W. należy uznać za niewypełniające znamion przestępstwa. Podaje ku temu następujące powody:

„opublikowanym przez niego materiałom nie towarzyszyły żadne treści świadczące o jego zamiarze przekonania kogokolwiek do ustroju faszystowskiego lub innego totalitarnego”;

„znak tryzuba, nawet w formie przyjętej w logotypie partii Korpus Narodowy, nie jest emblematem podmiotu postulującego wprowadzenie takiego ustroju”;

„Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów nie może być kategorycznie identyfikowana z postulowaniem ustroju faszystowskiego lub innego totalitarnego”.

 

Kim jest prok. Młynarczyk

W lipcu 2020 roku portal Kresy.pl opisał działalność prokuratora Maciej Młynarczyk z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Praga Północ. To osoba, która jako „specjalista od przestępstw z nienawiści” ściga za „antyukraińską mowę nienawiści” m.in. ocalałych z rzezi wołyńskiej. To również harcmistrz ZHP, mocno zaangażowany w proukraińskie inicjatywy, który powiela przy tym ukraińską narrację nt. stosunków polsko-ukraińskich.

Należy w tym miejscu przypomnieć, jakiego rodzaju metodami w swoich działaniach posługiwał się prok. Maciej Młynarczyk. Przypomnijmy, że doprowadził do prawomocnego skazania ocalonego z ukraińskiego ludobójstwa pana Zbigniewa na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Powodem były jego zamieszczone w sieci komentarze krytykujące banderyzm na Ukrainie oraz działalność kontrowersyjnego ukraińskiego działacza i dziennikarza, Ihora Isajewa. Został oskarżony z art. 216 kodeksu karnego, czyli za znieważenie osoby, zasadniczo ukraińskiego ambasadora w Polsce, Andrija Deszczycę – pomimo tego, że dyplomata nie wniósł oskarżenia prywatnego, a strona ukraińska oświadczyła, że to prywatna sprawa. Pan Zbigniew twierdzi, że został podstępnie nakłoniony przez prowadzącego sprawę Młynarczyka do zaakceptowania zarzutów prokuratury w zamian za obietnicę złagodzenia zarzutów oraz, że prokurator „prawdopodobnie występuje w tandemie z Isajewem i jest pod wpływem Związku Ukraińców w Polsce”. Zaznaczył też, że przed rozprawą „prok. Młynarczyk uzgadniał z Isajewem treść swoich postulatów”. Dodajmy, że Isajew bez żadnych konsekwencji upubliczniał w sieci całe fragmenty tekstu aktu oskarżenia wobec pana Zbigniewa.

Na naszych łamach opisywaliśmy sprawę działacza kresowego, pana Antoniego Dąbrowskiego, cudem ocalonego od śmierci w czasie ukraińskiego ludobójstwa, ściganego przez Prokuraturę Rejonową Praga-Północ za „mowę nienawiści” i obrażanie narodu ukraińskiego. Jak ustalił portal Kresy.pl, chodziło m.in. o wpisy krytykujące Isajewa i dotyczące szerzenia w Polsce banderyzmu.

Prok. Młynarczyk w co najmniej jednym uzasadnieniu aktu oskarżenia powołał się na kontrowersyjny raport Związku Ukraińców w Polsce „Mniejszość ukraińska i imigranci z Ukrainy w Polsce. Analiza dyskursu”, przygotowany za pieniądze założonej przez George’a Sorosa Fundacji im. Stefana Batorego. W tym kontekście należy zwrócić uwagę, że według prok. Młynarczyka należy doprowadzać do wyegzekwowania wobec oskarżonych o tzw. antyukraińską mowę nienawiści odpowiedzialności karnej, de facto w celach prewencyjnych:

„W tym stanie rzeczy egzekwowanie od oskarżonego odpowiedzialności karnej nabiera szczególnego znaczenia, ze względu na (…) cel postępowania karnego, jakim jest zapobieganie przestępstwom oraz umocnienie poszanowania prawa (…)”.

Co więcej, na początku 2020 roku pisaliśmy, że osoby zamieszczające w sieci wpisy krytyczne pod adresem Ukraińców w kontekście banderyzmu są wzywane w charakterze świadków, a podczas przesłuchania sugeruje im się zamieszczanie w sieci kajających się wpisów, według podsuwanego im wzoru, rzekomo celem złagodzenia ewentualnej kary za mowę nienawiści. „Takie przeprosiny to przyznanie się do winy i w zasadzie pewny wyrok skazujący” – twierdził w rozmowie z portalem Kresy.pl zaangażowany w sprawę prawnik, pragnący zachować anonimowość. Według naszych informacji, część osób nie zgadzała się na to, ale inni przystają na przedstawioną propozycję. Tego rodzaju wpisy pojawiły się zresztą także w komentarzach pod artykułami na naszym portalu. Dotyczą one kajania się nie tylko za wpisy dotyczące Ukraińców, w tym ukraińskich polityków, dyplomatów czy duchownych, ale także Żydów czy migrantów z Afryki. O takich praktykach zrobiło się głośniej, gdy jedna z tak doświadczonych osób publicznie o nich opowiedziała. Mężczyzna ten za zamieszczony w sieci komentarz dotyczący propagowania banderyzmu został wezwany na przesłuchanie, na wniosek prokuratury, w charakterze świadka. W trakcie przesłuchania namawiano go, by do czasu zakończenia czynności dochodzeniowych umieszczał codziennie na Facebooku wpis, w którym kajałby się za swoje winy. Namawiał go do tego prok. Młynarczyk. Gdy to uczynił, zaczął być „nękany przez służby”, a później wezwano go na komisariat i przedstawiono mu zarzut publicznego pochwalania popełnienia przestępstwa.

Przeczytaj więcej: Propozycja (nie) do odrzucenia? Śledczy nagabują świadków do kajania się za rzekomą mowę nienawiści wobec Ukraińców

We wrześniu 2020 roku informowaliśmy, że warszawski prokurator Maciej Młynarczyk, znany ze ścigania ocalałych z rzezi wołyńskiej, nie będzie już zajmował się sprawami o tzw. mowę nienawiści. Kierownictwo odebrało wszystkie tego rodzaju sprawy jego jednostce i przeniosło je do Otwocka. Okazuje się jednak, że mimo tego prokurator, przynajmniej w pewnym zakresie, próbuje dalej prowadzić działania w sprawie tzw. mowy nienawiści, wznawiając zawieszone wcześniej śledztwo. Ponadto, próbował uderzyć w portal Kresy.pl. Wystosował pismo do władz Łomży wzywając je do podjęcia bliżej niesprecyzowanych działań względem naszego portalu.

CZYTAJ WIĘCEJ: Prokuratura wzywa władze samorządowe „do podjęcia działań” względem portalu Kresy.pl. Młynarczyk wrócił do ścigania „za mowę nienawiści”

Przypomnijmy, że odsunięcie prok. Macieja Młynarczyka od prowadzenia spraw dotyczących tzw. „mowy nienawiści” wywołało reakcję środowisk lewicowo-liberalnych i proukraińskich. W jego obronie stanęła m.in. „Gazeta Wyborcza” oraz znany z notorycznego obrażania Polski i Polaków ukraiński dziennikarz-aktywista, Ihor Isajew, chwaląc działania prokuratora.

Na przełomie września i października br. na łamach „Naszego Słowa”, gazety dla Ukraińców w Polsce finansowanej z pieniędzy polskich podatników, ukazał się artykuł w języku ukraińskim pt. „Jak polska prokuratura zablokowała walkę z agentami Kremla” autorstwa Isajewa. „Pod naciskiem polskich nacjonalistów kierownictwo odebrało warszawskiemu prokuratorowi Maciejowi Młynarczykowi sprawy o podżeganie do nienawiści przeciwko Ukraińcom w Polsce” – pisał Isajew. Twierdził przy tym, że jest to „klasyczny przykład pracy środowisk prorosyjskich w stosunkach polsko-ukraińskich”. W swoim artykule cytuje też obszerne fragmenty pisma Młynarczyka do władz Łomży, w którym prokurator krytykował portal Kresy.pl, pisząc m.in.:

„Historia Kresów pozostała jedynie emblematem portalu Kresy.pl, który obecnie oferuje informacje z najróżniejszych sfer życia. Jednak w doborze tych informacji można dostrzec prawidłowość formułowania negatywnego nastawienia do państwa i narodu ukraińskiego, a także zbieżność z linią agencji informacyjnej rosyjskiego rządu Sputnik”.

Według Isajewa prok. Młynarczyk uznał, że „źródłem agresji może być <<sposób prowadzenia tego portalu>>, twierdząc m.in., że nagłówki materiałów mają charakter manipulacyjny „obliczony na wywołanie natychmiastowej, ostrej i emocjonalnej reakcji czytelników”.

„Takie realia prowadzenia Kresy.pl gwarantowały pojawienie się komentarzy z nienawiścią i pogardą” – cytuje list prok. Młynarczyka Isajew, dodając, że „praktycznie, jak czytamy w dokumencie, robota portalu była tożsama z podżeganiem do przestępstwa”. Asekuruje się jednak dodając, że „Młynarczyk nie stwierdził wprost, że Kresy.pl są agentem rosyjskiego wpływu – mówił o podobieństwie między jego agendą informacyjną a rządowymi agencjami Kremla”. Powołał się też na materiały „europejskiego programu” CEPA STRATCOM, według którego „takie media nazywane są <<promoskiewskim portalem>>”. Jednocześnie, w swoim artykule ukraiński aktywista całkowicie wbrew faktom twierdzi, że dzięki interwencji prok. Młynarczyka o połowę spadła poczytność portalu Kresy.pl.

Przeczytaj: Jak Telewizja Republika i współpracownik litewskiego rządu ujawnili „Raport Węgierskich Służb”

Czytaj także: Za pieniądze Sorosa ścigają „mowę nienawiści” przeciwko Ukraińcom – raport Związku Ukraińców w Polsce

Czytaj także: Poseł Śmiszek (Lewica) oskarżył w Sejmie Kresy.pl o hejt przeciwko prok. Młynarczykowi

KRESY.PL

7 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. voy
    voy :

    Stosując logikę prok Młynarczyka równie dobrze można zezwolić na gloryfikowanie i prezentowanie w przestrzeni publicznej postaci Hitlera w końcu poza przewodzeniem zbrodniczej ideologi nazizmu był przecież pisarzem i malarzem… czyż można nie doceniać tak wszechstronnie utalentowanego człowieka. Nie ma i nie może być zgody na relatywizowanie oceny człowieka który dopuścił się lub inspirował największe zbrodnie znane człowiekowi czyli “ludobójstwo”…taki człowiek zawsze i wszędzie powinien być uznawany za zbrodniarza niezależnie od jego zamiłowania do zbierania znaczków czy miłości do żółwia błotnego

  2. Bohdan Staszynski
    Bohdan Staszynski :

    Ten kauzyperda stanowczo za wiele sobie pozwala.
    Testuje Polaków i system, na co jeszcze może sobie pozwolić.
    Blefuje, jak w pokerze stawiając wszystko to co ma.
    Sprawa tego osobnika jest precedensem i jeśli przejdzie taka narracja, to możemy spodziewać się wysypu banderowskiej symboliki na naszych ulicach, a co za tym idzie prowokacji i przestępstw.
    Dlatego zgodnie z tym co sam mówi Maciej M. należy działać prewencyjnie i odsunąć takiego osobnika od orzekania w polskim sądzie.

  3. marvix
    marvix :

    To jest jakiś czeski film 🙂 albo ukraiński. Nie żartuje, mam na to papiery, wczoraj czyt. 13.04 miałem przesłuchanie na komisariacie w swoim mieście, oczywiście z polecenia prokuratury Warszawa-Praga Północ. Jestem na 99% pewien, że chodzi o w/w nieszczęsnego prokuratora Macieja. I zgadnijcie o co zostałem oskarżony? O komentarz w poniższym artykule: https://kresy.pl/wydarzenia/regiony/ukraina/ukraina-zmienila-ustawe-by-udobruchac-wegry/. I teraz hicior. Miałem się tłumaczyć ze słowa ‘kacapy’. Co ono znaczy, wobec kogo zostało użyte oraz oświadczono, że mam przeprosić mniejszość ukraińską za to sformułowanie zamieszczając komentarz z przeprosinami pod tym artykułem. Ja po prostu w to nie wierzę 🙂 Pomijając, że prokurator nie zrozumiał mojego komentarza i kogo ono tyczy, co mu wytłumaczyłem na papierze. Nie będę się tutaj wywodził. To niech każdy sobie porówna – słowo ‘kacapy’, a sformułowanie, które wg. prokuratory Warszawa-Praga Północ nie ma znamion przestępstwa ‘„(…) polscy nacjonaliści to jeb..e ścierwo, z którym nie można dyskutować, tylko trzeba do niego strzelać”. Czy to wymaga komentarza? Wydaje mi się, że sprawa powinna wylądować w ABW, bo albo ktoś ma na nieszczęsnego pana Macieja haki i tańczy jak mu trzecia strona zagra (np. mniejszość ukraińska), albo mu się coś pomyliło w głowie. Polski prokurator, który składał przysięgę na służbę Polsce… doszukuje się przestępstwa w słowie ‘kacapy’ i w roli świadka, tak naprawdę próbuje kogoś wrobić, a nie widzi przestępstwa w wyrażeniu “..polscy nacjonaliści to jeb..e ścierwo, z którym nie można dyskutować, tylko trzeba do niego strzelać”.

    • marvix
      marvix :

      Ok, albo treść artykułu została zaktualizowana, albo coś źle doczytałem – trochę chaotycznie opisane. Jednak jakimś cudem dopatrzył się przestępstwa w powyższym sformułowaniu.