Naszymi głównymi sojusznikami w Europie w sprawie integracji z UE są państwa, które nie mają względem nas pretensji historycznych i nie obawiają się naszej konkurencji… czyli kraje na zachodzie, a nie w środkowej Europie. Nie Polska, a Niemcy oraz Francja – uważa ukraiński publicysta, Witalij Portnikowa. Dopuszcza możliwość, że Zachód może przymusić Polskę i Ukrainę do kompromisu m.in. w sprawie rzezi wołyńskiej, nawet za cenę upadku rządów czy walk na ulicach.

We wtorek Witalij Portnikow, znany, liberalny ukraiński publicysta oraz przewodniczący ukraińskiej części Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa, opublikował artykuł nt. relacji polsko-ukraińskich.

„Stosunki Polski i Ukrainy, które jeszcze kilka miesięcy temu wydawały się być wzorem wzajemnego zrozumienia i solidarności, teraz znalazły się w prawdziwym kryzysie” – pisze na wstępie Portnikow. Dodaje, że kryzys ten ma charakter publiczny.

„Nietrudno w tej sytuacji zauważyć, że kryzys (…) został sprowokowany przez stronę polską” – oświadczył. Twierdzi, że Ukraina próbowała zmniejszyć wszelkie wzajemne sprzeczności, wymieniając sprawę ukraińskiego zboża i spotkanie prezydentów obu krajów na Wołyniu, co jego zdaniem pokazuje możliwość dialogu politycznego na „trudne tematy pamięci historycznej”. Według niego, do zaostrzenia relacji doszło, „bo Polska faktycznie zrezygnowała z własnych zobowiązań”.

W kwestii moratorium unijnego na import produktów rolnych z Ukrainy, kończącego się 15 września br. Portnikow zarzuca Polsce, że jej przywódcy nie tylko nie protestowali przeciwko temu „kompromisowi”, ale szykowali się do otwarcia rynku na ukraińskie towary, zaś rząd Mateusza Morawieckiego zapowiedział, że jednostronnie przedłuży zakaz, w czasie, gdy Rosja wyszła z umowy zbożowej. Publicysta tłumaczy to m.in. walką przez PiS o elektorat Konfederacji przed wyborami.

„Jak wiadomo, w polityce wszystko można wyjaśnić. Ale nazywać podobne zachowanie podejściem sojuszników i domagać się podziękowania – to uważać partnera i resztę świata za kompletnych idiotów” – oświadczył Portnikow. Dodał, że Kijów powinien dostrzec, „że władza Jarosława Kaczyńskiego i jego współpracowników dosłownie wisi na włosku i nie warto kopać leżącego [dosł. popychać upadającego – red.]”. W kontekście październikowych wyborów parlamentarnych w Polsce pisze, że przegrana PiS nie zaszkodzi relacjom z Ukrainą czy Zachodem.

„(…) jeśli w rezultacie wyborów w październiku polska prawica przegra z liberalną opozycją, to może być to tragedią dla Kaczyńskiego czy Morawieckiego, ale zdecydowanie nie dla relacji Polski z Ukrainą czy ‘kolektywnym Zachodem’. No a co będzie, jeśli PiS będzie mieć szanse utworzyć rząd tylko w koalicji z jawnie antyukraińską Konfederacją?” – pisze Portnikow. Dalej określa rząd PiS jako „dawnych sojuszników”.

„Być może nie warto przeszkadzać dawnym sojusznikom walczyć o skrajnie prawicowy elektorat i dać sobie spokój z przedwyborczymi działaniami polskich władz? Mimo wszystko, jeśli Konfederacja nie dojdzie do władzy, to jakiś nowy rząd Polski po wyborach i tak będzie zmuszony dojść do porozumienia już nawet nie z Kijowem, ale z Brukselą” – czytamy w komentarzu.

Portnikow zaznacza jednak, że trzeba wyciągnąć z tego poważniejsze wnioski na przyszłość. „Przekonaliśmy się, że nawet w czasie wojny każdy konflikt prowadzi do przedstawienia żądań i pretensji, które bezpośrednio nie dotyczą przedmiotu sporu” – uważa. Przywołał w tym kontekście słowa wiceszefa MSZ Pawła Jabłońskiego, parafrazując, że „bez akceptacji polskiej narracji historycznej [w sprawie ludobójstwa na Wołyniu – red.], Ukraina nie zostanie członkiem UE”. Uważa, że jest to prawdopodobne, zważywszy na spory historyczne Macedonii Północnej z Grecją i Bułgarią.

Czy zatem Polska i Węgry, z którymi nasz kraj dzielą jeszcze większe różnice, mogą zablokować europejską integrację Ukrainy? Nie tylko mo. Po prostu go zablokują” – podkreślił Portnikow. Zaznaczył, że Ukraina musi się na taką ewentualność przygotować. Podkreślił, że po pierwsze, Ukraina musi „zharmonizować swoje relacje z sąsiadami na Zachodzie”, bo inaczej „po wojnie czeka nas prawdziwa katastrofa”. Zastrzegł jednak, że nie może to wyglądać tak, jak w przypadku „harmonizowania” relacji Gruzji z Rosją.

Jednocześnie, trzeba zrozumieć, że nasi sąsiedzi z Europy Środkowej bynajmniej nie są darczyńcami UE, tak więc ich „nie” ma swoje ograniczenia. A Polska jest znacznie bardziej zainteresowana specjalnymi stosunkami z USA niż z Bułgarią” – zaznaczył Portnikow.

Dlatego musimy sobie uświadomić, że naszymi głównymi sojusznikami w Europie w sprawie integracji z UE są państwa, które nie mają względem nas pretensji historycznych i nie obawiają się naszej konkurencji jako odbiorcy pomocy i jako kraju z potężnym sektorem rolnym (…). Czyli kraje na zachodzie, a nie w środkowej Europie. Nie Polska, a Niemcy oraz Francja” – pisze Portnikow. Zaznacza, że to Francja przymusiła Macedonię Północną i Bułgarię do porozumienia, umożliwiającego temu pierwszemu wejście do Unii.

Musimy być gotowi właśnie na taką mediację” – oświadczył, przyznając zarazem, że taki kompromis będzie wyglądał na „porażkę narodową” zarówno dla Polaków, jak i dla Ukraińców i może doprowadzić nawet do upadku rządów i debat parlamentarnych, a nawet do „walk ulicznych”.

Będzie gorąco, bardzo gorąco. Ale innej drogi do eurointegracji Ukraina, niestety, nie ma. Tak jak nie ma innych sąsiadów” – podsumowuje ukraiński publicysta.

Przypomnijmy, że w 2018 roku na antenie Radia Wnet Witalij Portnikow mówił, że Ukraińcy przyjeżdżając do Polski w miejsce polskich emigrantów zmieniają Polskę w kraj wielonarodowy i przyczyniają się do odbudowy wielonarodowej Rzeczpospolitej według wizji Piłsudskiego. Twierdził też, że podnoszenie przez Polskę kwestii historycznych to populizm polskiej prawicy przyciągający „elektorat idiotów”.

W lutym 2018 roku Portnikow mówił, że Polska powinna zrozumieć, że to Ukraina, a nie NATO broni polskiego bezpieczeństwa i chroni Polaków przed rosyjską agresją. Bronił też stosunku Ukraińców do OUN-UPA i stwierdził, że Polacy powinni to zrozumieć i „sobie z tym poradzić”.

Czytaj także: Ukraiński szef Forum Partnerstwa: to Polska bardziej potrzebuje Ukrainy – to obiektywny fakt

Dodajmy, że w 2019 roku, po zwycięstwie Wołodymyra Zełenskiego w wyborach prezydenckich Portnikow zweryfikował swoje oczekiwania wobec Polski. Publicysta, który wcześniej twierdził, że Ukraina nie potrzebuje „adwokatów” a Polska bardziej potrzebuje Ukrainy, niż Ukraina Polski, zaczął prosić o polskie wsparcie. Z kolei dwa lata wcześniej bronił stosunku Ukraińców do OUN-UPA i stwierdził, że Polacy powinni to zrozumieć i „sobie z tym poradzić”.

Portnikow formalnie wciąż może być szefem ukraińskiej części Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa, choć według dostępnych informacji od kilku lat ta platforma w zasadzie jest nieaktywna.

Przeczytaj także: Szef Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa: Ukraina nie musi przejmować się kaprysami Polski

infopost.media / Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz

  1. Wronq
    Wronq :

    Hmm alektorat idiotów… ?Upośledzenie to trzeba mieć znaczne aby wypierać bestialskie ludobojstwo
    tzw. pamięci hostorycznej. Tymczasem panie publicysto widły i siekiery w ciałach polskich dzieci , kobiet i starców to fakty . Zadźgani, przebici i porąbani w SWOICH domach to fakty. Trzeba mieć naprawdę upośledzony kręgosłup moralny aby postrzegać to inaczej niz okrutne, niedopuszczalne i niczym nie usprawiedliwione ludobojstwo. A co dopiero można powiedzieć o tych co widzą w tych oprawcach bohaterów… Przyznam, -że macie naprawdę 'dużo’ do zaoferowania europejskiej integracji panie publicysto…