Sprawa dymisji wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka ma mieć związek „z intensywnym śledztwem” prowadzonym przez CBA – pisze „Rzeczpospolita”. Chodzi o aferę z „korupcjogennym systemem” wydawania wiz do Polski.

Przypomnijmy, że Piotr Wawrzyk został odwołany z funkcji wiceministra spraw zagranicznych przez premiera Mateusza Morawieckiego w czwartek 31 sierpnia br. Oficjalnie, powodem był „brak satysfakcjonującej współpracy”, jednak według ustaleń dziennikarzy, powodem dymisji było to, że to on stał za kontrowersyjnym projektem rozporządzenia w sprawie ułatwienia wjazdu do Polski imigrantom z ponad 20 krajów. Po ujawnieniu sprawy przez media rząd PiS wycofał się z tego projektu.

Według „Rzeczpospolitej”, sprawa dymisji wiceministra Wawrzyka ma mieć związek „z intensywnym śledztwem” prowadzonym przez CBA i związanym z możliwym „korupcjogennym systemem” wydawania wiz do Polski.

 

Jak pisze gazeta w swoim środowym wydaniu, tego samego dnia, gdy wiceszefa MSZ odwołano, w ministerstwie mieli zjawić się funkcjonariusze CBA z postanowieniem o zabezpieczeniu elektronicznego sprzętu Piotra Wawrzyka, wówczas jeszcze wiceministra. Stanowisko stracił kilka godzin później.

„Rz” pisze, że prawdziwą przyczyną dymisji Wawrzyka „jest intensywne śledztwo CBA”, które dotyczy go bezpośrednio. Według gazety, w poniedziałek potwierdził to sam premier Morawiecki. Odnosząc się do publikacji „Gazety Wyborczej” o tym, że CBA interesuje się resortem dyplomacji, szef rząd powiedział enigmatycznie, że „nastąpiła dymisja, by przeciąć jakiekolwiek wątpliwości”. Przyznał też, że trwa postępowanie wyjaśniające.

Jednocześnie, w sprawie milczą służby i prokuratura. Źródło „Rzeczpospolitej” w organach ścigania twierdzi jednak, że „sprawa jest poważna”.

„GW” sugerowała, że mogło chodzić o system wiz i tak twierdzą również rozmówcy „Rz”. Według tych informacji, wyjaśnienia funkcjonariuszom CBA składał dyrektor generalny oraz trzy osoby z kierownictwa MSZ. Przynosili oni też dokumenty z departamentu konsularnego, który podlegał wiceministrowi Wawrzykowi. Dziennik wnioskuje na tej podstawie, że „chodzi o aferę z systemem wizowym, który ma być korupcjogenny”, a zarazem „godzi w wizerunek PiS, który jest przeciwny imigrantom spoza UE”.

„Departament konsularny MSZ miał naciskać na placówki dyplomatyczne, by zwiększyły ilość wydawanych wiz” – pisze „Rzeczpospolita”. Według jej źródła, tłumaczono to tym, że „biznes potrzebuje więcej ludzi do pracy”. Jednocześnie, gazeta pisze, iż „rzeczywiste zapotrzebowanie rynku nie było wcale aż tak duże”, a ponieważ pracowników się przenosi, nie ma więc gwałtownej potrzeby ściągania np. Pakistańczyków, Uzbeków czy Hindusów.

Gazeta potwierdziła w swoim źródła, że to wiceminister Wawrzyk był autorem rozporządzenia, które rozszerzało katalog obywateli z 20 państw z ułatwionym dostępem do polskiego rynku pracy – decyzje dla nich miały być podejmowane przez urzędników MSZ pracujących w centrum wizowym. Ponadto, według mediów, powiązany z nim rodzinnie prawnik Jakub Osajda, a wcześniej jego asystent, miał być autorem pomysłu powołania w Łodzi Centrum Decyzji Wizowych, dla wydawania wiz dla 20 obywateli krajów. Otwarcie Centrum w kwietniu tego roku firmował sam szef MSZ, prof. Zbigniew Rau. Rząd wycofał się jednak z rozporządzenia, zaś „centrum zostało i generuje koszty”.

„Cudzoziemcy płacą za otrzymanie wizy ok. 4–5 tys. dolarów, a jeżeli są z takich krajów jak Bangladesz czy Pakistan, to kwoty są jeszcze wyższe – zarabiają na tym pośrednicy” – pisze „Rzeczpospolita”. Jak twierdzi jej informator:

„Mówiło się, że system „wiza–konsul”, gdzie cudzoziemcy zaklepują miejsca w kolejce, stwarza możliwość dla nieuczciwych graczy. Firmy, które opanowały informatycznie umiejętność rezerwacji miejsca w kolejce, wiedziały, kiedy są wolne miejsca, i w ułamku sekundy były one blokowane”.

Nie jest jasne, kto i jak dokładnie mógł to ustawiać. Źródło gazety w MSZ zwraca jednak uwagę, że według rozpowszechnionej opinii, system można było „obejść” za pieniądze.

„Rz” podkreśla, że MSZ, tworząc system „wiza–konsul”, w zasadzie utraciło kontrolę nad kolejką osób starających się o legalny wjazd do Polski. „Jedni czekali w kolejce na wizę pół roku, inni zadziwiająco krótko. Nikt tego ruchu nie pilnował” – czytamy w artykule. Zaznaczono, że całą techniczną obsługę prowadzenia tego systemu powierzono firmie zewnętrznej.

Sprawę skomentował też poseł i jeden z liderów Konfederacji Wolność i Niepodległość, Krzysztof Bosak.

„W MSZ były nieprawidłowości i czerpanie korzyści z prywatyzacji obsługi ruchu wizowego dla masowej imigracji z Azji do Polski. Ale absolutnie nie kupuję tego, że ta masowa imigracja miała miejsce bez woli i wiedzy premiera oraz prezesa partii” – napisał Bosak na Twitterze. Jego zdaniem, „w tej sprawie była bardzo wyraźna determinacja by kanały przerzutu do Polski były po cichu, ale bardzo szeroko otwarte”.

„Cała opowieść o skrupulatnej kontroli napływającej legalnej imigracji jest oczywistym kłamstwem. Od lat była to jedynie pobieżna kontrola formalna wniosków” – zaznaczył. Dodał, że sprawa opisana przez „Rz” to „nie pierwszy problem czy skandal w czasie rządów PiS z wydawaniem i obsługą wiz”.

Przeczytaj: Media: kontrowersje wokół wartego miliony złotych przetargu na obsługę wiz dla Ukraińców

Przypomnijmy, że „Rzeczpospolita” poinformowała w czerwcu, że MSZ chce ułatwić imigrację do Polski obywatelom ponad 20 państw, głównie z Azji. Ministerstwo chciało umożliwić im ubieganie się o wizę bezpośrednio w polskim MSZ, a nie w konsulacie. Przyjęto, że będzie to „nie mniej niż 400 tys. osób rocznie”. Za projektem rozporządzenia w tej sprawie stał właśnie Piotr Wawrzyk. Dodajmy, że odpowiadał też za przygotowanie wyborów parlamentarnych za granicą.

Sprawa została wówczas nagłośniona. Odniósł się do niej publicznie nawet lider Platformy Obywatelskiej, były premier Donald Tusk, który skrytykował PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Mówił, że Kaczyński jednocześnie szczuje na migrantów i chce ich wpuścić setki tysięcy. W związku z licznymi głosami krytyki, krótko po tym PiS jednak wycofał się z tego pomysłu. Rzecznik rządu Piotr Müller oświadczył, że „rozporządzenie nie będzie procedowane, aby nie wywoływać emocji”.

Projekt zakładał rozszerzenie o 20 grupy państw, których obywatele mogliby ubiegać się o wizy nie przez konsulów, lecz przez urzędników MSZ. Wymieniono w nim takie państwa jak: Pakistan, Arabia Saudyjska, Azerbejdżan, Filipiny, Indie, Kuwejt czy Turcja.

Twórcy projektu wskazywali, że „rosnące zainteresowanie uzyskaniem wizy, potrzeby polskiego rynku pracy, a jednocześnie brak zwiększenia zatrudnienia w urzędach konsularnych i tym samym zapewnienia sprawnej obsługi wizowej wymusił poszukiwanie innych rozwiązań”.

Złożenie wniosku o wydanie wizy do szefa MSZ miałoby być możliwe, gdy w danym kraju działają „usługodawcy zewnętrzni”. Chodzi o firmy, które zajmują się sprowadzaniem cudzoziemców na polski rynek pracy (przyjmują dokumenty i przekazują je do MSZ), zgodnie z zapotrzebowaniem zgłoszonym przez pracodawców.

Przypomnijmy, że w kwietniu br. zwracaliśmy uwagę, że MSZ chce przyspieszyć też procedury związane z zatrudnianiem w Polsce pracowników sezonowych z Azji i z Afryki. Ma temu służyć stworzenie polskiego konsulatu w Bangladeszu i więcej pracowników w konsulacie w Indiach.

Czytaj także: Tu my, Polacy, jesteśmy gospodarzami i mamy pierwszeństwo – twierdzi Morawiecki

rp.pl / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply