Stany Zjednoczone są „w zasadzie” przygotowane na wycofanie swoich sił z części irackiego terytorium, przy czym „czerwoną linią” jest baza Ain al-Asad w prowincji Anbar – podaje portal MiddleEastEye. Departament Stanu odmówił skomentowania sprawy.

Według serwisu MiddleEastEye, amerykańscy wojskowi zaproponowali wysokim rangą irackim oficjelom ds. bezpieczeństwa plany dotyczące częściowego wycofania oddziałów USA z Iraku. Ma to być odpowiedź na styczniowe wezwanie irackiego parlamentu, domagającego się opuszczenia kraju przez obce wojska.

Spotkanie w tej sprawie miało odbyć się w ubiegłym tygodniu, w wielkiej tajemnicy. Jak twierdzi MiddleEastEye, przedstawiciele Waszyngtonu powiedzieli na nim, że USA są „w zasadzie” przygotowane na rozmowy o wycofaniu swoich wojsk. Obecny tam przedstawiciel amerykańskiej armii powiedział Irakijczykom, że USA są gotowe opuścić swoje dotychczasowe pozycje w rejonach zamieszkiwanych w większości przez szyitów oraz w ich pobliżu. Dotyczy to m.in. bazy lotniczej Balad, 80 km na północ od Bagdadu. Ponadto, Amerykanie rzekomo są nawet gotowi rozważyć zmniejszenie swojej obecności w Bagdadzie. Strona irakijska rozumie to tak, że obecność wojskowa w stolicy Iraku ograniczy się do ochrony amerykańskiej ambasady i lotniska.

Jednocześnie, strona amerykańska kategorycznie wyklucza opcję opuszczenia swojej największej bazy lotniczej w Iraku, a zarazem na całym Bliskim Wschodzie, w Ain al-Asad. Dla Amerykanów, baza ta jest „czerwoną linią”. W ubiegłym miesiącu była ona celem ataku rakietowego ze strony Iranu, przeprowadzonego w odwecie za zabicie gen. Kassema Solejmaniego.

Czytaj także: Pentagon przyznał, że 34 Amerykanów odniosło obrażenia w wyniku irańskiego ataku

Jak podaje MiddleEastEye, rozmowy był na tyle “delikatne”, że miały miejsce daleko poza Irakiem – w Ammanie, w prywatnej rezydencji ambasadora Kanady w Jordanii. W spotkaniu wzięli udział: przedstawiciel wojsk USA, oficjel NATO oraz wysoki rangą iracki doradca ds. bezpieczeństwa.

Portal ten zwraca uwagę, że prywatna oferta złożona Irakijczykom znacznie wykracza poza dotychczasowe stanowisko Departamentu Stanu USA. Gdy ówczesny premier Iraku Adel Abdul Mahdi w związku z eskalacją napięcia na linii Waszyngton-Teheran domagał się rozmów z Amerykanami ws. wycofania ponad 5 tys. kontyngentu, sekretarz stanu Mike Pompeo wyraźnie dał do zrozumienia, że żołnierze USA pozostaną na miejscu. Dodał przy tym, że być może z czasem będzie można zacząć rozmawiać o „przeznaczeniu mniejszych zasobów na tę misję” szkoleniową, ale o tym zdecydują władze w Waszyngtonie.

Przeczytaj: Premier Iraku: gen. Sulejmani został zabity podczas negocjacji o deeskalacji z Arabią Saudyjską

Jak zaznaczono, że mający objąć urząd nowy premier Iraku Mohammed Tawfiq Allawi ma dopiero zająć się sprawą dotyczącą obecności sił USA w kraju. Media zwracają uwagę, że jest on popierany przez Teheran, a także przez znanego szyickiego duchownego, Muktada al-Sadra. Jednocześnie, specjalny wysłannik USA przy koalicji walczącej z ISIS, James Jeffrey, stoi na stanowisku, iż porozumienie ws. stacjonowania wojsk amerykańskich w Iraku zostało zawarte przez rządy obu krajów, a nie przez iracki parlament.

Zdaniem anonimowego lidera jednej z sunnickich partii, w związku z dotychczasowym nastawieniem i działaniami USA, w Iraku „nikt już nie ufa Amerykanom”, nawet liderzy irackich Kurdów. – Mam przeczucie, że Amerykanie będą musieli się cofnąć, ale się nie wycofają – powiedział w rozmowie z MiddleEastEye.

Departament Stanu USA odmówił MiddleEastEye komentarza na temat spotkania w Ammanie. Według źródeł portalu, amerykański rząd nie będzie komentował „prywatnych dyskusji dyplomatycznych”. Komentarza odmówiła też rzecznika kanadyjskiego departamentu odpowiedzialnego za dyplomację i relacje konsularne.

Jak informowaliśmy, na początku tego roku dowodzący grupą operacyjną wojsk amerykańskich w Iraku gen. William H. Seely III wysłał premierowi Iraku list w którym zadeklarował, że rozpoczyna operację wycofania swoich sił z tego państwa. Niedługo później doniesieniom tym zaprzeczył szef Pentagonu Mark Esper. Szef Kolegium Połączonych Szefów Sztabów amerykańskiej armii gen. Mark Milley potwierdził, że list faktycznie został wysłany ale też określił go jako „Źle sformułowany, implikujący wycofanie. To się nie dzieje”. Autentyczność listu potwierdziło dziennikarzowi Reutera także „irackie źródło wojskowe”.

Szef amerykańskiej dyplomacji Mike Pompeo zdążył zadeklarować, że Amerykanie nie wycofają się z Iraku, zaś prezydent Donald Tump stwierdził, że amerykańscy żołnierze wyjadą tylko po tym gdy irackie władze zapłacą USA „miliardy” jakie Amerykanie mieli zainwestować w swoje bliskowschodnie instalacje w tym państwie.

middleeasteye.net / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply