Zdaniem stratega z USA, Edwarda Luttwaka, przebazowanie 25 tys. amerykańskich żołnierzy z Niemiec do Polski tylko „uprawomocniłoby i utrwaliło nieodpowiedzialną polską politykę”, która m.in. „marnuje pieniądze na fikuśne śmigłowce” i F-35 „na pokaz”. Uważa, że Waszyngton powinien zagrozić Polsce, że wycofa żołnierzy, jeśli polska młodzież nie zacznie być masowo powoływana na szkolenia wojskowe.

W poniedziałek „The Wall Street Journal” opublikował list amerykańskiego stratega, Edwarda Luttwaka, polemizującego z wcześniejszymi artykułem politologa polskiego pochodzenia, prof. Andrew Michty. Ten ostatni postuluje m.in., by Stany Zjednoczone przemieściły swoje siły z Niemiec do Polski. Zdaniem Luttwaka, taka koncepcja nie bierze pod uwagę faktu, że siły USA stacjonują w Niemczech po by, by łatwiej było je stamtąd przerzucić w jakiekolwiek części Europy. Krytycznie ocenia też rozmieszczenie amerykańskich żołnierzy w Polsce.

„Przesunięcie jakiś 25 tys. żołnierzy z Niemiec do Polski, ponad te 10 tys., którzy już nierozsądnie tam stacjonują, nie wystarczy do obrony Polski nawet przed słabo dziś prowadzoną armią rosyjską. Zamiast tego, te 25 tys. z sił zdolnych do dyslokacji stałoby się odstraszającą linką uruchamiającą ładunek-pułapkę [oryg. tripwire – red.].; atak na nich miałby rozpętać pełnoskalową wojnę przeciwko Rosji” – uważa Luttwak.

Ponadto, jego zdaniem przerzucenie kilkudziesięciu tysięcy amerykańskich żołnierzy do Polski miałoby z pewnością natychmiastowy, negatywny wpływ na obronność Polski, której politykę obronną ocenia zresztą bardzo negatywnie.

„To uprawomocniłoby i utrwaliło nieodpowiedzialną polską politykę, która marnuje pieniądze na fikuśne śmigłowce i fregaty nadające się tylko na pływające cele na Bałtyku, zamiast robić to, co odpowiedzialne kraje w pobliżu Rosji muszą robić. To znaczy, powoływać swoją młodzież na krótkie i intensywne szkolenia wojskowe pod kątem służby w wyekwipowanej rezerwie, którą można będzie szybko zmobilizować dla obrony swojego kraju. Przy wsparciu sojuszniczych sił powietrznych, w razie konieczności, ale bez potrzeby angażowania żołnierzy USA czy innych” – twierdzi amerykański strateg.

Jako przykład podał Finlandię, która przy populacji na poziomie 5,5 mln ludzi jest w stanie szybko wystawić armię liczącą 250 tys. żołnierzy.

„Przy populacji około 40 mln ludzi, Polska miała tylko 42 tys. wyszkolonych żołnierzy, gdy zaczęła się wojna na Ukrainie. Gdy w listopadzie 2021 roku byłem w Warszawie, zapytałem czemu [tak to wygląda – red.]. Odpowiedź brzmiała: na więcej nas nie stać” – pisze Luttwak.

„Zapytałem, dlaczego kupują kosztowne śmigłowce [najpewniej chodzi o śmigłowce uderzeniowe Apache Guardian – red.]. Odpowiedź: bo polscy żołnierze na misjach pokojowych nie powinni się wstydzić przez swoje stare, posowieckie śmigłowce. Po co fregata za pół miliarda dolarów? Odpowiedź: bo Polska to potęga morska (?)” – kontynuuje, relacjonując swoje rozmowy w Warszawie. Nie sprecyzował jednak, z kim je wówczas prowadził.

„Nawet F-35, kupione bardzo drogo, są głównie na pokaz; zamówiono [do nich – red.] bardzo mało rakiet” – czytamy w artykule.

„Zamiast wysyłać więcej amerykańskich żołnierzy do Polski, powinien zostać wyznaczony termin ostateczny [oryg. deadline-red.] ich wycofania, jeśli Polska nie powoła do wojska swojej młodzieży, jak to robią Finowie i Szwedzi” – oświadczył Luttwak. Dodał na koniec, że „członkostwo w NATO nie miałoby być usprawiedliwieniem dla nieodpowiedzialności”.

Przypomnijmy, że w listopadzie 2021 roku, w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, Luttwak twierdził, że Polska nie powinna zbytnio wierzyć, że USA mogą ją uratować przed rosyjską inwazją, bo „kiedy przyjdzie co do czego, Amerykanów nie będzie”. Jego zdaniem, Polacy pod względem obrony kraju powinni wzorować się na Finlandii. Oświadczył, że bez obecności na miejscu 1,5 mln żołnierzy Litwa, Łotwa i Estonia są nie do obrony, zaś „symboliczna liczba wojsk USA w Polsce nie zmieni wyniku wojny o Ukrainę”. Jego zdanie, obecność amerykańskiego kontyngentu w naszym kraju jest dla nas szkodliwa, bo „tworzy złudzenie bezpieczeństwa i odciąga uwagę od tego, co należy robić dla obrony kraju”.

Pytany wówczas, na trzy miesiące przed agresją na Ukrainę, o aktualną wtedy strategię Rosji Luttwak powiedział, że Moskwie nie zależy na zajęciu Ukrainy, lecz na tym, by rząd w Kijowie akceptował jej zwierzchność, uznał jej warunki i uwzględniał interesy Rosji. „Dlatego Kreml będzie Ukraińców kąsał, kąsał, kąsał, aż do tego doprowadzi. Gdy taka zmiana władzy nastąpiła w Tbilisi, Gruzini mają spokój, mogą znów sprzedawać Rosjanom wodę Borjomi. Ale jeśli w przypadku Ukrainy to okaże się niemożliwe, pozostanie inwazja” – uważa Amerykanin. Twierdził też, że sednem „planów imperialnych Putina” są Ukraina, Białoruś i północny Kazachstan, ale republiki Azji Środkowej już nie. W przypadku Polski i krajów bałtyckich, jego zdaniem Putin zdaje sobie sprawę, że „to nie jest rosyjski świat”, ale „chce, aby te kraje pozostawały wobec niego w jakiejś formie zależności”.

Czytaj również: Amerykański strateg: NATO nie pomoże Polsce, ani krajom bałtyckim

Zobacz: Business Insider: Putin wygrywa wojnę z Ukrainą. Nie tylko na polu bitwy

wsj.com / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply