„Uważam, że te dokumenty były polisą ubezpieczeniową Czesława Kiszczaka” – uważa prof. Antoni Dudek, przewodniczący Rady Instytutu Pamięci Narodowej.

Nie sądzę, żeby wywoził do domu i trzymał latami dokumenty o niskiej wartości– tłumaczył w TV Trwam przewodniczący Rady IPN.

Zdaniem Dudka trudno podejrzewać, by Czesław Kiszczak – będąc na emeryturze – przez ostatnie lata nocami fabrykował dokumenty.

To byłoby absurdalne. Można to przecież łatwo sprawdzić, bo jest to np. kwestia papieru, są specjalne techniki, które pozwalają określić ich termin. Wydaje się, że prawdopodobieństwo tego typu działań przez niego u schyłku życia jest znikome– zaznaczył przewodniczący Rady IPN.

Naukowiec zapewniał, że mimo wszystko IPN będzie sprawdzać autentyczność dokumentów znalezionych w domu Kiszczaka.

Trzeba odróżnić autentyczność dokumentu, czyli to, że powstał on np. w 1974 roku, od informacji zawartych w tym dokumencie. (…) Sam dokument jest oryginalny, odpowiada stanowi funkcjonariusza czy agenta bezpieki, ale nie znaczy to, że wszystko, co on zapisał jest absolutnie zgodne z prawdą. Nie, tam mogą być różne przekłamania, nieścisłości– powiedział prof. Antoni Dudek.

Zdaniem historyka Kiszczak gromadził dokumenty bo mógł spodziewać się pociągnięcia go do odpowiedzialności za zbrodnie aparatu komunistycznego w okresie PRL.

W 1993 roku po raz pierwszy skierowano przeciwko Kiszczakowi akt oskarżenia. Przez następne ponad 20 lat toczyły się procesy Kiszczaka tyle tylko, że dziwnym trafem nigdy nie udało się go skazać, aż do całkiem niedawnego okresu u schyłku życia, kiedy w końcu otrzymał wyrok prawomocny za stan wojenny. Rodzi się pytanie: Dlaczego? Być może ma to jakiś związek z jego szafą. Tego nie wiemy, ale ja nie wykluczam, że tak mogło być– tłumaczył przewodniczący Rady IPN.

radiomaryja.pl/KRESY.PL

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply