Włodzimierz Osadczy, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, opowiedział w wywiadzie dla Kresy.pl o inwigilowaniu jego osoby.

Prof. Włodzimierz Osadczy, dyrektor Centrum Ucrainicum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego opowiedział naszemu portalowi o szczegółach wydarzenia, które opisał dzisiaj w mediach społecznościowych. Przypomnijmy, że naukowiec napisał na Facebooku, prowadził w środę rozmowę telefoniczną z członkiem swojej rodziny mieszkającym w Łucku na Ukrainie. W pewnym momencie rozmowa została przerwana a z głośnika można było usłyszeć wypowiedziane wcześniej słowa. W opinii prof. Osadczego jest to dowód inwigilacji.

Jak powiedział w rozmowie z nami, zdarzenie miało miejsce wczoraj w godzinach wieczornych.

W pewnym momencie nastąpiło zakłócenie w rozmowie i zaczęły do mnie docierać monologi mojego współrozmówcy po stronie ukraińskiej bez moich odpowiedzi. To była nasza rozmowa, tylko w postaci monologu, [słowa] które były wcześniej wypowiedziane przez mojego współrozmówcę po tamtej stronie. A więc to że rozmowa była nagrana, to jest sprawa oczywista. – powiedział nam prof. Osadczy.

Jak mówi, nie doświadczył takiej sytuacji od czasu, od kiedy posługuje się telefonem komórkowym. Jego zdaniem potwierdza to wcześniejsze doniesienia o inwigilowaniu jego osoby.

Docierają do mnie informacje, że jestem bacznie śledzony i inwigilowany przez służby ukraińskie, m.in. dotarły do mnie informacje, że jest czytana moja korespondencja, którą prowadzę ze strukturami Kościoła katolickiego na Ukrainie. Poinformowały mnie o tym wiarygodne osoby, więc mam świadomość bycia osobą inwigilowaną. – ujawnia.

Naukowiec nie ukrywa, że wczorajsze zdarzenie wzbudziło u niego obawy o bezpieczeństwo.

Cała moja rodzina, którą poinformowałem, jest w tej chwili zszokowana tą sytuacją, obawiamy się prowokacji i poczynań nieprzyjaznych. (…) Moje pytanie brzmi, czy możemy się czuć pewni i bezpieczni, czy możemy liczyć na struktury państwa polskiego i instytucji, które z założenia powinny bronić swoich obywateli. – pyta prof. Osadczy.

Naukowiec wyjaśnia, że zdecydował się na nagłośnienie sprawy, ponieważ nie czuje się bezpieczny, szczególnie w świetle doniesień z Ukrainy.

Wiem, że to co mówię, nie wszystkim się podoba, z drugiej strony jesteśmy społeczeństwem demokratycznym, możemy wyrażać różne poglądy. Jestem pracownikiem akademickim, mogę głosić swoje rozpoznania i analizy, w oparciu o swoje badania. Jestem otwarty na dyskusje ale nie dopuszczę do sytuacji, aby za poglądy być inwigilowanym i represjonowanym. Wiem, że takie ekscesy się pojawiają, nie tylko na Ukrainie, ale i w Polsce. Mamy do czynienia z sytuacją, gdy ogranicza się możliwość głoszenia niewygodnych poglądów. Możemy mówić o quasi-cenzurze, a wiemy, że jeśli nie powstrzyma się niebezpiecznych ekscesów, to może pójść dalej. Informacje, które docierają do mnie z Ukrainy, często przypominają przedsmak terroru z czasów stalinowskich, o którym czytamy w książkach. Kiedy bez podawania żadnych dowodów winy przyczepia się metki separatysty, agenta rosyjskiego czy inne. W 1937 roku były stosowane identyczne metody tylko były inne metki: wróg ludu, agent wywiadu brytyjskiego. (…) Widząc, że pewne mechanizmy się powtarzają, ja chciałbym taką informacją alarmującą przyciągnąć uwagę publiczną ku mojej skromnej osobie z racji tego, że nie czuję się bezpieczny w tej sytuacji. – wyjaśnia prof. Osadczy.

Historyk ma nadzieję, że sprawą zainteresują się znani mu parlamentarzyści a jej nagłośnienie pozwoli uniknąć możliwych prowokacji.

Funkcjonujemy w państwie demokratycznym, w którym funkcjonują różne mechanizmy przestrzegania prawa. Jest takie pojęcie jak interpelacja poselska – chciałbym, by sprawa ta nabrała wydźwięku politycznego z racji na to, że może kryć się za tym jakaś prowokacja. Wiemy, że w sytuacji prowokacji najlepiej jest sprawę nagłośnić i uniemożliwić prowokację. Pamiętamy, że dwa lata temu alarmujące informacje docierały z Ukrainy, kiedy próbowano zniszczyć ks. Pełechatego – był on zmuszany do spotkań z przedstawicielami Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i składania zeznań. Dało się [go] uratować dzięki nagłośnieniu sprawy, więc jestem zdeterminowany, by takie sytuacje nagłaśniać w sposób maksymalny i uniemożliwiać prowokacje.– powiedział nam lubelski naukowiec.

Nadmieniamy, że członek naszej redakcji Marek Trojan doświadczył podobnych sytuacji co prof. Osadczy podczas rozmów telefonicznych, dzwoniąc na Ukrainę m.in. do kurii rzymskokatolickiej we Lwowie, a także polskich placówek dyplomatycznych we Lwowie czy w Kijowie.

CZYTAJ TAKŻE: Prof. Osadczy dla Kresów.pl: przez ponad 25 lat kupczono pamięcią o ofiarach rzezi wołyńskiej

Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. Roman1
    Roman1 :

    Z jednym z p. prof. Osiadczym się nie zgadzam. W Polsce jest cenzura (nie quasi). Gdzie poza Kresami i częściowo Przeglądem możemy czytać o banderowcach, o prowokacjach wobec Polski ze strony Ukraińców, o wykorzystywaniu Polski przez USA, o bardzo głupiej agresji Polski i zachodu wobec Rosji? Gdy Gruzja napadła na Osetię to czytaliśmy, że Rosja napadła na Gruzję. Gdy zachodnia Ukraina napadła po puczu na wschodnią, to czytaliśmy o uzasadnionej akcji antyterrorystycznej, podczas gdy wschodnia Ukraina miała prawo sprzeciwić się puczowi. Licznej maści terroryści w Syrii przedstawiani są jako bojownicy o wolność i demokrację, gdyż walczą przeciwko legalnej władzy, która nie podoba się zachodowi. Na podstawie podejrzeń dokonuje się ataków (w Syrii) lub wprowadza się nowe sankcje (sprawa Skripala). Czy wszyscy dziennikarze poza Kresami i Przeglądem są tak zakłamani, czy piszą tak jak wymagają tego cenzorzy. Brak firmy na Mysiej nie przeszkadza by cenzura w Polsce kwitła.