Unia Europejska pracuje nad regulacjami, które mają zobowiązać firmy do przestrzegania praw człowieka w wykorzystywanych przez nie globalnych łańcuchach dostaw. Niemcy lobbują za zmiękczeniem przepisów.

Projektowane regulacje przewidują, że europejskie firmy będą musiały bliżej przyjrzeć się warunkom, w jakich wytwarzane są ich produkty na całym świecie. Zajmuje się nimi Rene Repasi, nowy europoseł z ramienia Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (otrzymał mandat w lutym br.). Dokumenty, do których dotarł wskazują, że strona niemiecka stara się osłabić unijny projekt w „trzech zasadniczych punktach”. „Samo stanowisko SPD jest ostrzejsze niż to, co zawarto w niemieckiej ustawie o łańcuchach dostaw. Zieloni idą jeszcze dalej. Można zatem odnieść wrażenie, że to Wolna Partia Demokratyczna (FDP) naciska na hamulec” – podkreśla Repasi, cytowany przez Deutsche Welle w sobotę.

„Po pierwsze firmy powinny odpowiadać tylko za ryzyka, na które mają 'wpływ’. Po drugie odpowiedzialność powinna zostać całkowicie zdjęta z inwestorów instytucjonalnych, takich jak banki czy firmy ubezpieczeniowe. Po trzecie firmy będą mogły uzyskać certyfikat potwierdzający, że ich procesy produkcyjne są prawidłowe. Po jego otrzymaniu będą ponosić odpowiedzialność tylko w przypadku rażącego zaniedbania lub działania umyślnego. Mechanizm ten został nazwany 'regułą bezpiecznej przystani'” – DW opisuje stanowisko Niemiec.

Zobacz także: Chiny kupiły udziały w największym niemieckim porcie

Zdaniem Repasiego doprowadzi to do sytuacji, w której opisywane reguły ostatecznie nie będą miały większego wpływu na cokolwiek. „Rozumiem potrzebę posiadania przez firmy jakiejś formy zabezpieczenia w związku ze złożonością obowiązków dotyczących zachowania należytej staranności. Natomiast wtedy trzeba wyjaśnić kwestię, jak postępować z wadliwymi certyfikatami. A to w rządowym stanowisku nie zostało nigdzie wyjaśnione” – podkreśla europoseł.

Rene Repasi był wcześniej dyrektorem Erasmus Centre for Economic and Financial Governance na Uniwersytecie Erazma w Rotterdamie. Specjalizował się w regulacjach rynków finansowych. „Repasi wbijał studentom do głów, że kryzys na rynku finansowym w 2009 r. wybuchł właśnie dlatego, że wszyscy ślepo polegali na agencjach ratingowych: firmach opłacanych przez branże do wystawiania certyfikatów” – pisze DW.

Europoseł obawia się, że UE powtórzy ten błąd przy ustawie o łańcuchach dostaw i pokłada teraz całą nadzieję we Francji, której stanowisko jest zbliżone do projektu Komisji. „Z tego, co słyszę w Radzie, stanowisko Niemiec nie ma poparcia większości. O ile wiem, 'Reguła bezpiecznej przystani’ jest popierana tylko przez Niemcy, a np. Francja jest wobec niej bardzo krytyczna. Dlatego uważam, że nic nie jest jeszcze przesądzone” – mówi.

Zobacz także: Waszyngton oskarża Indie o narastające naruszenia praw człowieka

dw.com.pl / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz