Giedroyciowcy i łukaszenkofile – do rezerwatu

Osoby usprawiedliwiające prześladowania Polaków na Białorusi bezmyślną polityką wschodnią III Rzeczypospolitej są takimi samymi szkodnikami, jak ci, którzy zbrodnię wołyńską  usprawiedliwiają polityką narodowościową II RP – pisze Marcin Skalski.

„Nie ma się co dziwić Łukaszence”, „Polacy sami się doigrali”, „Białoruś po prostu nie chce, by ktoś wtrącał się w jej wewnętrzne sprawy” – to tylko jedne z wielu komentarzy, na jakie można się natknąć w Internecie w reakcji na aresztowanie polskiej działaczki z Brześcia Anny Paniszewej. Wbrew pozorom, nie są to komentarze tłumaczone na polski z jednego z języków naszych wschodnich sąsiadów. Tak piszą sami Polacy. Na ogół są to zresztą ci sami Polacy, którzy nie posiadają się z oburzenia chociażby wtedy, gdy MSZ prawie wcale nie reaguje na politykę historyczną Ukrainy.

Zobacz także: Władze Białorusi rozszerzają szykany na kolejne polskie organizacje społeczne

Moralne dno

Nie zdążyliśmy nawet ochłonąć po tym, jak prezydencki doradca w sprawach polityki bezpieczeństwa zaprzeczył, by na Wołyniu doszło w latach ’40 do ludobójstwa. Pokrętna argumentacja Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego była zresztą nie tylko demonstracją żyrowania ukraińskiej interpretacji wydarzeń z czasów II wojny światowej i tuż po niej. Konsekwentne jej stosowanie w badaniach historycznych prowadzi również do wniosków bliskich wręcz „kłamstwu oświęcimskiemu”. Ż vel G twierdzi bowiem, że na Wołyniu nie doszło do ludobójstwa wedle definicji Rafała Lemkina, gdyż celem tej czystki etnicznej nie było zniszczenie całości narodu polskiego, lecz „tylko” jego części zamieszkującej Kresy płd-wsch. Na uwagę redaktora Kresów.pl Karola Kaźmierczaka, iż takie kryterium wyklucza nazwanie ludobójstwem także Operacji polskiej NKWD, Ż vel G odparł, że NKWD mordowało bezbronną ludność cywilną, a na Wołyniu… niekiedy dochodziło do aktów oporu. Na podobnej zasadzie musielibyśmy zaprzeczyć wszakże, by holokaust Żydów był ludobójstwem z uwagi na akt oporu w getcie warszawskim w kwietniu 1943.

Zobacz także: Żurawski vel Grajewski: rzeź wołyńska nie była ludobójstwem

„Pan sięga dna” – odpowiedział w końcu Żurawskiemu vel Grajewskiemu red. Kaźmierczak. Trudno o lepszą charakterystykę oponenta, który w międzyczasie posunął się wręcz do tego, by konieczność utrwalania banderowskich pomników na terytorium RP uzasadnić możliwym – nieproporcjonalnie dotkliwym – rewanżem ze strony ukraińskiej wobec pomników polskich. Właściwie to zabrakło przy tym jedynie pouczenia, że jak Polacy będą niegrzeczni, to Ukraińcom nie pozostanie nic innego, jak ukarać nas i wjechać buldożerami na Cmentarz Orląt. Żurawski vel Grajewski z góry przecież zakłada, że Polska nie może, nie chce bądź nie powinna wykorzystywać swojej przewagi w stosunkach z Ukrainą. A ponieważ Polska nie powinna reagować na akty zniewagi i zuchwałe żądania Ukraińców, to my – niesłusznie reagując – mamy jedynie to, na co zasłużyliśmy. Zresztą, Wołyń też podobno „nie wziął się znikąd”, prawda?

Zobacz także: Lider Związku Ukraińców w Polsce uważa, że likwidacja pomnika UPA może doprowadzić do skutków jak po 1938 r.

Solidarność Polaków

Tak, łukaszenkofile. Wy, którzy piszecie, że Polacy na Białorusi „doigrali się”, bo rząd RP prowadził bezmyślną politykę wschodnią, wcale nie jesteście lepsi ani mniej szkodliwi dla polskiego narodu, niż cyniczni i amoralni giedroyciowcy. Osoby usprawiedliwiające prześladowania Polaków na Białorusi – bez wątpienia dywersyjną wobec Łukaszenki polityką III Rzeczypospolitej – są takim samym moralnym dnem, jak ci, którzy zbrodnię wołyńską tłumaczą polityką narodowościową II RP. Krytycy samej choćby idei wyrażenia naszej solidarności z prześladowanymi na Białorusi Polakami są równie szkodliwymi cynikami jak ci, dla których głównym problemem w relacjach polsko-ukraińskich są postulaty środowisk kresowych, a nie kolejne upokorzenia serwowane przez Kijów Warszawie.

Co więcej, łukaszenkofile okazują się równie naiwni i dziecinni przy ocenie złożoności rzeczywistości międzynarodowej, jak sami giedroyciowcy. Ci ostatni wszak wszystkich, którzy występują przeciwko Rosji, zaliczają w poczet przyjaciół Polaków. Łukaszenkofile z kolei białoruskiego prezydenta traktują niemal jak brata-łatę tylko dlatego, że nie jest typowym nacjonalistą i rzekomo nie prześladuje Polaków na Białorusi. Jedni i drudzy przypominają zagubione dziecko, które rozpaczliwie rozgląda się za panią przedszkolanką. Brak orientacji w otoczeniu międzynarodowym, a wręcz poszukiwanie opiekuna czy choćby przyjaciela na dobre i na złe, uproszczone oceny rzeczywistości – żadna z tych postaw nie ma nic wspólnego z polityką jako grą złożonych interesów.

Być może z uwagi na powyższe łukaszenkofile nie rozumieją, że wyrazy solidarności z Polakami na Białorusi nie są tym samym, co podpisywanie się pod polityką wschodnią III RP, która na Białorusi ponosi zresztą spektakularną klęskę także z punktu widzenia pryncypiów giedroyciowskich. Zachodzi bowiem zupełnie odwrotny proces, niż ten, któremu oficjalna polska polityka miała sprzyjać. Łukaszenko naprzemiennie zduszał i przeczekiwał falę protestów przeciwko sobie, publicznie ogłaszając w końcu, że gwarantem suwerenności Białorusi jest Rosja. W ten sposób, faktycznie nie mając nic do stracenia, ale i do zyskania z kierunku zachodniego, uderzył z całą mocą w Polaków.

Tak, właśnie. Nie w abstrakcyjną Polskę, nie w III Rzeczpospolitą, nie w same struktury państwa polskiego, ale właśnie w Polaków ogółem. Łukaszenko udowodnił ostatnią antypolską kampanią, że nie chodzi o marginalny nawet w skali środowisk narodowych kult Romualda „Rajsa” Burego, nie chodzi też o konsula w Brześciu czy Grodnie. Jego celem jest uderzenie w Polaków jako całość. W oficjalnych mediach białoruskich trwa kampania wymierzona w Polskę, w jej historię, w tym w te jej odsłony, które bez wątpienia nie są jakkolwiek obciążone, a z których my dziś możemy być dumni. Białoruska propaganda państwowa określa mianem „nazistów” en masse wszystkich Żołnierzy Wyklętych bez rozróżnienia na zbrodniarzy i nie-zbrodniarzy.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Co więcej, Łukaszenko nie bawi się już nawet w pozory dobrosąsiedzkich stosunków, które starają się zachowywać Litwa czy Ukraina w ramach „sojuszniczej poprawności” (zazwyczaj „życzliwie” dając Polsce do zrozumienia, że kresowe postulaty są na rękę Putinowi). Solidarność z miejscowymi Polakami nie jest więc tym samym, co popieranie Dworczyka, Romaszewskiej czy Biełsatu, jakkolwiek krytycznie byśmy się odnosili do tych ostatnich. Jest elementarnym odruchem zbiorowości, która przynajmniej samą siebie chce traktować serio.

Polacy wrogiem Łukaszenki

Gdyby nawet priorytetem polskiej polityki względem Białorusi były prawa tamtejszych Polaków, nie powstrzymałoby to pryncypialnych łukaszenkofili  od kibicowania Łukaszence przeciwko własnej wspólnocie narodowej. Ingerencja w wewnętrzne sprawy obcego państwa – bo rzekomo to ma być katalizatorem prześladowań kresowych rodaków – byłaby podstawowym modus operandi, gdybyśmy mieli podjąć próbę egzekwowania od Łukaszenki przestrzegania praw kresowych Polaków. Bo czy teraz Polska nie ingeruje w wewnętrzne sprawy obcego państwa, gdy nawet nieudolnie próbuje domagać się od Ukrainy ekshumacji kości pomordowanych Polaków? Z drugiej strony – czym różni się pozostawienie bytu Polaków znad Niemna, Muchawca czy Berezyny w gestii Łukaszenki od naiwnego oczekiwania dobrej woli od Ukrainy? Czym różnią się „dobre rady” Ż vel G względem oszczędzania banderowskich upamiętnień na terytorium Polski od tych, którzy wzywają do niedrażnienia Łukaszenki na tle permanentnie złego traktowania tamtejszej mniejszości polskiej? Pod względem politycznej głupoty / cynizmu (niepotrzebne skreślić) jest to przecież dokładnie to samo zjawisko.

Nawet przyjmując cyniczne założenie, że należy uznać gniew Łukaszenki skupiający się na miejscowych Polakach za zasadny, to wszędzie tam, gdzie dany rodak doświadcza prześladowań ze względu na swoją narodowość, jesteśmy zobowiązani okazać mu solidarność. Tyczy się to przede wszystkim właśnie takich osób jak Anna Paniszewa z Brześcia. Łukaszenko uderzył z całą bezwzględnością właśnie w organizację Paniszewej niejako na przekór swoim kibicom nad Wisłą. Paniszewa bowiem nijak nie pasuje do wizerunku stereotypowego szwarccharakteru kreowanego przez łukaszenkofilów. Prowadząca legalną (!) z punktu widzenia białoruskiego prawa organizację, stroniąca od polityki, niezaangażowana w działalność skonfliktowanego z miejscową władzą Związku Polaków na Białorusi, mało obecna medialnie i pozbawiona wpływów w polskim rządzie Paniszewa stanowi na swój sposób przeciwieństwo prezes ZPB Andżeliki Borys. Tymczasem, nawet daleko nieroztropna postawa tej ostatniej – włącznie z bezpośrednim zaangażowaniem sprawy polskiej na Białorusi w tak niepewną inwestycję, jak obalenie Łukaszenki – nie zwalniałaby nas od obowiązku wspierania Andżeliki Borys w analogicznej sytuacji.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Sam pretekst do prześladowania Paniszewej ze strony propagandy białoruskiej – rzekome czczenie morderców ludności białoruskiej – jest tyleż niewiarygodny, co wcześniejsze bojowe oświadczenia Łukaszenki dotyczące zamiarów odzyskania przez Polskę Grodna po osławionym tweecie Tomasza Sommera. Polityczne dzieci we mgle – obecnie łukaszenkofile, jak i wcześniej giedroyciowcy – mylą bowiem propagandowy pretekst z realnymi intencjami. A tą intencją jest ze strony władz Białorusi wskazanie wroga zewnętrznego i wewnętrznego oraz konsolidacja społeczeństwa wokół zadania obrony przed nim. Na tego wroga zostali wytypowani Polacy.

Wynaradawianie Polaków na Białorusi

W istocie Aleksander Grigoriewicz Łukaszenko nigdy nie miał Polakom na Białorusi niczego do zaoferowania. Największa polska mniejszość na Kresach II RP wciąż dysponuje najskromniejszymi zasobami spośród wszystkich trzech państw władających tą częścią polskiego terytorium sprzed 1945. Na Litwie, a nawet i na Ukrainie wciąż jest więcej państwowych szkół z polskim językiem nauczania, niż na Białorusi rządzonej przez jakoby „propolskiego Łukaszenkę”. Nie jest też prawdą, że ograniczanie praw Polaków nastąpiło dopiero teraz czy nawet po 2005 roku i konflikcie wokół Związku Polaków na Białorusi – za który łukaszenkofile obarczają jednostronnie Andżelikę Borys. Już w roku 2000, po 4-letnich staraniach działającego wówczas legalnie Związku Polaków na Białorusi miejscowe władze wbrew wcześniejszym obietnicom ogłosiły, że jednak nie powstanie polska szkoła w Nowogródku. To, co rzeczywiście było haniebne ze strony polskich władz, to stwierdzenie ówczesnego MSZ, iż „budowa szkoły polskiej w Nowogródku nie leży w interesie mniejszości polskiej w Republice Białoruś”. Władze Polski niewątpliwie poszły więc na rękę Białorusi i to kosztem własnych rodaków.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Tymczasem nawet zapomniana już odwilż z Łukaszenką za rządów PiS nie przyniosła oczekiwanych skutków, a i od początku jej celem nie była przecież poprawa położenia Polaków, lecz odciągnięcie Białorusi od Rosji. W tym celu Polska zasygnalizowała zresztą gotowość do skasowania telewizji Biełsat, mającej być główną kością niezgody w stosunkach z Mińskiem. Po czasie okazało się, że przywódca Białorusi jedynie zamarkował ocieplenie stosunków z Polską celem lewarowania swojej pozycji wobec Moskwy, ale zasadniczego wektora swojej polityki nie zmienił. Koniec odwilży na linii Warszawa-Mińsk był więc i tak kwestią czasu, choć wydarzenia z przełomu 2020 i 2021 sprawiły, że koniec ów stał się gwałtowniejszy. I jak giedroyciowcy od początku lekceważyli fakt, że Łukaszenko weźmie na zakładnika naszych rodaków, tak łukaszenkofile temu teraz przyklaskują. Trudno nie określić tych dwóch postaw mianem obrzydliwych.

Zobacz także: Zamknięcie Biełsatu – w dobrym kierunku, ale za szybko

Mordercy Polaków – bohaterami

Mówimy cały czas o aparacie władzy, który na oczach kresowych Polaków honoruje na poziomie państwowym katów ich przodków, jak miało to miejsce w Grodnie na początku 2019 roku, a więc jeszcze w trakcie rzeczonej „odwilży”. Mówimy również cały czas o państwie, w którym dzień sowieckiej agresji na Polskę jest upamiętniany w nazwach ulic. Tablica poświęcona Romanowi Szuchewyczowi na polskiej szkole we Lwowie ma swój analog W Grodnie – siedziba tamtejszego Związku Polaków mieści się przy ulicy Dzierżyńskiego, na rogu ulicy… 17 września.

Zobacz także: Białoruś: dla władzy Polacy to bandyci – dla opozycji Polaków w ogóle nie było [+FOTO]

W podręcznikach szkolnych Armia Krajowa przedstawiana jest z kolei jako zbrodniarze. Tablicę poświęconą funkcjonariuszom NKWD walczącym z „bandytami” w latach 1944-47 (czyli z polskim podziemiem niepodległościowym) odsłonięto również w Lidzie, jednym z głównych skupisk Polaków na Białorusi. Część z nich dożywa tam dziś swoich dni w aurze „bandytów” tylko za to, że walczyli w polskim mundurze o polskie Kresy. Czy naprawdę mamy więc prawo uważać, że gdyby nie Andżelika Borys / polityka III RP / cokolwiek innego, to ulice białoruskich miast nosiłyby imiona Obrońców Grodna 1939 bądź Anatola Radziwonika „Olecha”, skądinąd etnicznego Białorusina? Warto przy tym odnotować, że w 2013 roku krzyż postawiony na prywatnej posesji(!) ku pamięci „Olecha” został spiłowany przez „nieznanych sprawców”, a za jego postawienie i modlitwę przy nim na karę grzywny została skazana prezes Stowarzyszenia Żołnierzy AK na Białorusi pani pułkownik Weronika Sebastianowicz.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Zobacz także: Zniszczono AK-owski krzyż na Białorusi

Przykłady godzącej w kresową polskość polityki historycznej władz Białorusi można zresztą mnożyć i nie jest to zjawisko nowe bądź uwarunkowane aktualnie złymi stosunkami z administracją Łukaszenki. Różnica między władzami Białorusi a chociażby post-majdanową Ukrainą polega jedynie na efekcie świeżości, ale już nie na kryterium skali. Nie ma istotnego powodu, by w imię geopolitycznych mrzonek – giedroyciowskich bądź ich karykaturalnych lustrzanych odbić – przymykać oko na jedno lub drugie. A przecież w oczach łukaszenkofili antypolski kurs obecnej Białorusi ma uchodzić naszej uwadze właśnie dlatego, że jej przywódca nie jest nacjonalistą typu litewskiego czy ukraińskiego oraz nie lubi „kolorowych rewolucji”, które na Ukrainie utorowały banderowcom drogę do rządu dusz. Według niektórych te dwa przymioty Łukaszenki uprawniają do niezgodnych z prawdą stwierdzeń, że nie prześladuje on Polaków.

Odwrócony giedroycizm

Tymczasem jedyna różnica po stronie polskiej to taka, że Białoruś nie jest akurat stręczona społeczeństwu jako rzekomy sojusznik. Łukaszenkofile zacierają zaś granicę między kontestowaniem głupiej polityki wschodniej polskiego rządu, a sympatią do tych, których polski rząd zwalcza z bezmyślnych pobudek tej polityce przyświecających. Według polskich zwolenników Łukaszenki realia Kresów Wschodnich funkcjonują na zasadzie dźwigni: jeśli szowiniści litewscy bądź ukraińscy dociskają tamtejszych Polaków, to (zgodnie z obiektywną prawidłowością) nacisku tego nie wywiera „nieszowinistyczny” Łukaszenko. Truizmem jest stwierdzenie, że giedroyciowcy z kolei stosują odwrócony paradygmat: Polacy na Białorusi podlegają represjom zorientowanego na Wschód autokraty, zaś ci na Litwie i Ukrainie są przecież równoprawnymi obywatelami prozachodnich państw demokratycznych i mają się cieszyć pełnią swobód. Prostacka dychotomia poraża w obydwu przypadkach i nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością.

Zobacz także: Białoruski minister i milicjanci uczcili funkcjonariuszy NKWD walczących z Polakami [+FOTO]

Zobacz także: Związek Polaków na Białorusi prosi o interwencję władz RP w sprawie znieważania Armii Krajowej

Polskie zoo

W osobnej zagrodzie w zoo znajdują się z kolei przedstawiciele gatunku wrogo zapatrującego się zarówno na banderowców, na litewskich szowinistów, ale i na Łukaszenkę. Dla nich przyjacielem na dobre i na złe ma być antyłukaszenkowska białoruska opozycja, której nacjonalizm – będący jeszcze jakoby in statu nascendi – wciąż ma szansę na pogodzenie z polską pamięcią i wrażliwością historyczną na dawnych Kresach. Ma to mieć miejsce w wyniku zastosowania paradygmatu dawnych „krajowców” w byłym Wlk. Ks. Litewskim. Pojawiają się przy tym niedorzeczne uroszczenia, jakoby Białorusini byli „prawdziwymi Litwinami” i to właśnie z nimi będzie można budować upragnioną, prawdziwie wielonarodową Rzeczpospolitą jagiellońską. Konflikt pamięci z białoruskimi narodowcami został zresztą zauważony przez środowisko polskich działaczy młodzieżowych z Grodzieńszczyzny chociażby na tle sporu o postacie Wincentego („Kastusia”) Kalinowskiego czy samego Tadeusza Kościuszki. Ponownie działa tu prostacka dychotomia – dostrzegający antypolskość Łukaszenki automatycznie przypisują jego oponentom na Białorusi polonofilię, a nawet chęć zawarcia z Polską sojuszu.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Zobacz także: Kogo prowokuje polskość Wincentego Kalinowskiego?

Zobacz także: Czy Białorusini są „prawdziwymi Litwinami”? O giedroycizmie tylnymi drzwiami wchodzącym

Podobnie i giedroyciowcy przypisują chęć budowy sojuszu czy również nowej wielonarodowej Rzeczpospolitej od morza do morza każdemu, kto jest antyrosyjski i właśnie Łukaszenko był tu elementem niepasującym do misternej układanki geopolityków rodem z baru mlecznego. Białorutenofile, giedroyciowcy i łukaszenkofile niewątpliwie konkurują o palmę pierwszeństwa w dziedzinie głupoty, bo inaczej nazwać się tego nie da.

Tymczasem głupota polskich zwolenników Łukaszenki byłaby może zabawna, gdyby nie była szkodliwa. Ludzie dający wyraz swojemu oburzeniu na barbarzyńskie praktyki Ukrainy względem szczątków ofiar UPA, a zarazem kibicujący represjom wobec Polaków na Białorusi, udowadniają, że wcale nie zależy im na Kresach. Przedstawiając się jako obrońcy Polaków na odcinku litewskim czy ukraińskim, łukaszenkofile szkodzą sprawie kresowej być może jeszcze bardziej, niż giedroyciowcy. Ci ostatni przynajmniej nie ukrywają, że poświęcą interes narodowy na Kresach, gdziekolwiek by przyszło o niego zabiegać.

Tak czy inaczej – jednym i drugim wara od Kresów, Kresowian i naszego szeroko rozumianego środowiska. Ich miejsce nie jest w polityce, lecz w rezerwatach, gdzie normalna część narodu mogłaby słuchać dyskusji o wyższości banderowców nad Łukaszenką bądź na odwrót, a może i od czasu do czasu zobaczyć też ostatnich „prawdziwych Litwinów”.

Marcin Skalski

4 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. Czeslaw
    Czeslaw :

    Są osoby co wymordowanie Polaków na Kresach, na terenie dzisiejsze Ukrainy, w okresie II-ej w.ś. tłumaczą polityką narodowościową II RP to według mnie albo są moralnym dnem albo ich wiedza na ten temat jest zerowa.
    Ukraińcy poskarżyli się na władze II-ej RP na rzekome prześladowania i gwałty ze strony polskiej na Ukraińcach ale 30 stycznia 1932 r. Liga Narodów oddaliła skargę Ukraińców – “Polska nie prowadzi przeciwko Ukraińcom polityki prześladowań i gwałtów” – tak brzmiał fragment uchwały Ligi Narodów.
    Są też głosy twierdzące że Ukraińcy mścili się za „okupacje ziem ukraińskich przez Polaków”, to też brednie. Tereny południowo – wschodnie Rzeczpospolitej ponad 120 lat były okupowane przez Austrię, wówczas Polacy byli pod okupacją austriacką, tak jak i Ukraińcy. A co się stało pod koniec I-ej w.ś.?
    W maju 1919 r. wojska polskie opanowały Galicję Wschodnią. Wtedy to wyszły na jaw okrucieństwa i zbrodnie dokonane na Polakach przez Ukraińców podczas ich półrocznego panowania w tym regionie. W celu zbadania okrucieństw ukraińskich powołana została specjalna sejmowa komisja śledcza. Należy przy tym zaznaczyć, że wspomniana komisja sejmowa mogła działać jedynie na terenach już wyzwolonych przez Polaków. Podam tylko dwa przykłady, 1) Mordowanie jeńców – W Szkle i w lesie Grabnik k/Szkła, gdzie rozstrzelano 17 żołnierzy, rannych Polaków. Jednemu udało się uciec. Zwłoki były odarte z odzieży i nosiły ślady licznych ran postrzałowych, co stwierdzono w protokole z dn. 27 kwietnia 1919 r. z ekshumacji zwłok. Podobnie stało się z 26 jeńcami polskimi w Janowie. Księdza Rysia z Wiśniewa zakopano żywcem do góry nogami. Drugiego księdza zamordowano i wrzucono do jamy poprzednio przez niego wykopanej. Grzebanie żywcem powtarzało się bardzo często, co stwierdzają protokoły sądowe”
    2) Zhańbienie kościołów – Przede wszystkim rabowano w pierwszym rzędzie dwory i kościoły, przy tym wiele kościołów zostało zhańbionych. Mamy dotąd zanotowane kościoły: w Zbarażu, we Fradze, Samborze, Wieruszowie i inne. We Fradze np. nie dość, że w kościele pootwierano i zabierano wszystkie naczynia liturgiczne, nie dość, że w kościele zrobiono wychodek, ale poza tym muzykalny jakiś podoficer siadł na chórze i zagrał na organach tańce, a pijana dzicz zaczęła tańczyć w kościele. Tego rodzaju obrazy, jak ciągnienie przez bawiących się, figury Matki Bożej lub Pana Jezusa do studni, ażeby się napił wody i oświadczenie, że pić nie chce, żeby sobie wąsów nie zamoczył itd. te dowcipy przy pohańbieniu kościołów były częste.
    Wiedza o zbrodniach ukraińskich na Polakach z okresu II-ej w.ś. jest dosyć dobrze znana ale o zbrodniach z okresu I-ej w.ś. w zasadzie żadna. O tym można się dowiedzieć ze wspomnianych wyżej wyników sejmowej komisji śledczej o ukraińskich zbrodniach na ludności polskiej z 1919 r. pod tytułem „ O okrucieństwach hajdamackich” .
    http://niezwykle.com/o-okrucienstwach-hajdamackich-o-ukrainskich-zbrodniach-na-ludnosci-polskiej-z-1919-ktore-ujawnila-sejmowa-komisja-sledcza/
    Pomimo tych zbrodni władze II-ej Rzeczpospolitej wierzyły naiwnie, że z Ukraińcami można pokojowo wspólnie egzystować w jednym państwie a w rezultacie najwięksi zwolennicy ugody polsko-ukraińskiej zginęli w zamachach z rąk nacjonalistów ukraińskich tj. wiceprzewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych Tadeusz Hołówko w 1931 r. a Minister Spraw Wewnętrznych Bronisław Pieracki w 1934 r. A co najważniejsze, obecnie ci zamachowcy są honorowani na Ukrainie jako bohaterowie.
    Wielu twierdzi, że to ideologia integralnego nacjonalizmu głoszona przez Dmytro Doncowa spowodowała skalę niewyobrażalnych zbrodni jakich dokonał naród ukraiński pod przywództwem OUN-UPA w okresie II-ej w.ś. Ja natomiast twierdzę, że ta ideologia trafiła po prostu na podatny grunt jakim cechował się naród ukraiński. Moją opinię potwierdzają wymienione wyżej wyniki sejmowej komisji śledczej o ukraińskich zbrodniach na ludności polskiej z 1919 r. pod tytułem „ O okrucieństwach hajdamackich” a tezy ideologii Dmytro Doncowa były opublikowane dopiero w 1926 r
    Trzeba też przyznać że były liczne wyjątki i w czasie tego krwawego genocidum atrox niektórzy Ukraińcy pomagali i ostrzegali Polaków za co, gdy wyszło to na jaw, ponosili ci Ukraińcy razem z rodzinami męczeńską śmierć z rąk swoich rodaków
    Dla przypomnienia co do ideologii integralnego nacjonalizmu Dmytro Doncowa. Doktryna została formalnie przyjęta za podstawy ideologiczne OUN na I Kongresie Ukraińskich Nacjonalistów w 1929 roku. Kongres ten w swojej uchwale założył wprowadzenie ustroju totalitarnego w odzyskanym państwie, w którym niepodzielną władzę sprawować będzie jeden ruch polityczny z wodzem narodu i elitą.
    Dr Dymitr Doncow – napisał książkę, nazywaną “Biblią ukraińskiego nacjonalizmu”.
    Dzieło, o prozaicznym tytule Nacjonalizm, stało się inspiracją dla niezliczonych zbrodni w okresie nadchodzącej wojny. W tym samym stylu napisano Katechizm ukraińskiego nacjonalisty, który był rozpowszechniany w formie broszury i zawierał
    parodię chrześcijaństwa takich jak: 10 przykazań ukraińskiego nacjonalisty, 44 prawideł życia, 12 cech charakteru ukraińskiego nacjonalisty oraz poezję zagrzewającą do walki o wolną Ukrainę. Z tego dekalogu wymienię tylko trzy „przykazania”;
    7). Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy.
    8). Nienawiścią oraz podstępem będziesz przyjmował wrogów Twego Narodu.
    10). Będziesz dążył do rozszerzenia siły, sławy, bogactwa i obszaru państwa ukraińskiego nawet drogą ujarzmienia cudzoziemców.
    Warto by kolejne władze III-ej Rzeczpospolitej , w tym też prezydenci, wiedziały i znały przeszłość i doświadczenia własnego narodu żeby nie było, że i po szkodzie jesteśmy naiwni

  2. Cyprian NSZ
    Cyprian NSZ :

    Witam. 
    Chciałbym nie zgodzić się z wieloma zdaniami tutaj zawartymi. Zaczne moze od stwierdzenia że osoby wspierające Lukaszenke bądź suwerenna Białoruś sa szkodnikami. W swiecie polityki wszyscy doskonale wiedza ze zeby zdenerwować Polaka należy jedynie przytoczyć jakieś historyczne brednie tak abyśmy się zagotowali. Polska i Polacy od lat mieszają się w wewnętrzne sprawy Białorusi.  Nie Podoba nam się absolutnie wszystko.. Nie dostrzegamy że Białoruś może być oknem na Rosję.Dzieje się tak dlatego że amerykański but jest bardzo blisko naszej twarzy. Amerykanie mówią co wolno a co nie. Wolno mieszać się w Białoruś a banderowskiej  Ukrainie czy Litwie trzeba pomagać bo to sojusznicy. Bialorus miota się jak ranny jeleń miedzy Europa a Rosja poniewaz nie ma innego wyjscia ich jedyna szansa na pomachanie szabelka sa zaczepki ze strony Polakow. Białoruś, Rosja, Ukraina jak i rowniez USA wiedza ze Polacy reaguja na honor, patriotyzm itp. Jestesmy latwa ofiara dla wszystkich poniewaz my mentalnie dalej siedzimy w I Rzeczypospolitej. Przez te wszystkie lata wpajano nam wspaniala historie czy Chrystusa Narodow. Nikogo w Europie nie obchodzi Wilno, Grodno czy Lwow. Europa dawno poszła do przodu zostawiając nas mentalnie daleko z tyłu. Nie ma ani jednego panstwa na swiecie, ktore jest zainteresowane walka o Kresy.  Czy wy myślicie że Europa dyskutuje o Wołyniu? O Bitwie Warszawskiej?Nikt na świecie nie popiera  i nie poprze naszych dążeń do odzyskania Kresów. Chciałbym z całego serca włączyć Kresy do Polski ale to się nigdy nie stanie bo jestesmy slabi a politycy wykorzystują patriotyzm gadki o honorze czy Wyklętych do osiągnięcia swoich celów.
    Pisze Pan jak można mówić że polacy się doigrali. Mozna tak mowic poniewaz taka jest prawda. To III RP jest odpowiedzialna za represje na Polakach mieszkających za nasza wschodnia granica a nie osoby sympatyzujące z Łukaszenka. To PO z pisiorami wiecznie chcieli wprowadzać demokracje. To Tusk za pomocą UE naciskał na Białoruś. To Polacy cholera jasna stoją na pierwszej linii frontu w pluciu na Białoruś czy Rosje. Bo takie mamy wytyczne z USA. Moralnym dnem jest niezrozumienie zasad panujących w dyplomacji. Rosjanie czy Bialorusini doskonale wiedza ze Polacy przejeci sa polityka historyczna i właśnie dlatego wygaduja te brednie. Juz pomine bzdury o zachowaniu dobrosąsiedzkich relacji ze strony U czy Litwy. To że życzę Białorusi jak najlepiej nie znaczy że Polakom tam mieszkającym zycze zle. Jestem pełen podziwu dla Kresowian za walkę i przetrwanie w tych trudnych czasach. Jedyna szansa dla polepszenia bytu Polakow mieszkających na Białorusi jest poprawa stosunków z Łukaszenka( niestety). Nie ma innej drogi. Rząd białoruski odczuwa zagrożenie z naszej strony i sprawa drugorzędna jest to czy to jest racjonalne czy nie. Tak po prostu jest.Jak najbardziej się zgadzam ze należy okazać solidarność z Polakami za nasza wschodnia granica ale picie do Korwina czy Brauna jest błędem. To 30 lat naszej wolności jest odpowiedzialne za tragedie i prześladowania. Wiele wskazuje na to że Polacy na Białorusi maj najciężej biorąc pod uwagę całe Kresy i nie będzie wcale lepiej. Lukaszenka czuje się atakowany i jego jedyna obrona jest atakowanie bezbronnych Kresowian. On to robi bo wie że nic mu nie zrobimy. Bo Białoruś zachowuje przynajmniej odrobinę godności a my nie.Dla mnie jako Polaka jest rzeczą żenująca ze jakas mala Białoruś jest w  stanie rozjuszyć 40 milionowy naród. Opowiadam się za państwem narodowym jednak państwo to musi posiadać elementy realnej polityki i minimalnych podstaw dyplomacji a nie placz bo nikt nie pamięta ze w 1122 roku wygraliśmy malo znaczaca potyczkę. Warto pamiętać, warto walczyć o historię, warto rozpowszechniać polska historie ale do tego potrzeba instrumentów w rękach silnego i poważnego państwa. Wydaje mi sie ze Autor atakuje nie te osoby co trzeba. To III RP ponosi calkowita odpowiedzialnosc ze stan Polaków na Kresach a nie osoby dobrze życzące Białorusi. 

  3. Roman1
    Roman1 :

    Moim daniem, to pan Skalski nie rozumie współczesnego świata. Chwalimy Burego i zezwalamy na marsze jego zwolenników i to nie w Warszawie, ale tam, gdzie ludzie najbardziej ucierpieli od niego i jego przyjaciół, morderców Białorusinów. To jest bezczelna prowokacja ze strony Polski, a nie tylko ze strony zwolenników tych morderców. Cały czas Polska wtrąca się w wewnętrzne sprawy Białorusi, tak jak w Wenezueli wybrała nawet Białorusinom prezydenta. Domagamy się sankcji wobec Białorusi i sami je wprowadzamy. Nazywamy Białoruś państwem niedemokratycznym, a nawet autorytarnym, podczas gdy Polską rządzi również jeden człowiek – Kaczyński (kiedyś Tusk), a jakiekolwiek próby ścigania złodziei działających z jego namaszczenia są blokowane przez podległych prokuratorów. Polska, w takiej sytuacji, nie ma nawet moralnego prawa nazywania kogoś tyranem, gdyż rządy w Polsce również nie są demokratyczne. Polacy czują szacunek do Łukaszenki, iż ten zapewnia swojemu państwu względną niepodległość, podczas gdy my całkowicie podporządkowaliśmy się interesom USA i bardzo często Ukrainy. Tzw. łukaszenkowile nie uważają, iż prezydent (a jednak) Łukaszenka robi wszystko dobrze, ale rozumieją go, iż nie nadstawia drugiego policzka, gdy tzw. “demokratyczny” zachód bije go w pierwszy.