Adam Szostkiewicz przekonuje Polaków do „ racjonalnego myślenia politycznego“, gdy tymczasem sam rzuca garść propagandowych haseł, mających luźny związek z politycznym realizmem, a czasem nawet z rzeczywistością.

Adam Szostkiewicz przekonuje Polaków do „ racjonalnego myślenia politycznego“, gdy tymczasem sam rzuca garść propagandowych haseł, mających luźny związek z politycznym realizmem, a czasem nawet z rzeczywistością. Już na wstępie sugeruje, że „po Majdanie“ mieliśmy do czynienia z niczym nie sprowokowaną rosyjską agresją przeciw Ukrainie, powodowaną jedynie chęcią powstrzymania jej świetlanego marszu do Europy. Całkowicie pomija fakt, że znaczna część (raczej duża) populacji zasiedlającej obszar ciągle jeszcze istniejacej w świetle prawa międzynarodowego, a już nie istniejącej w rzeczywistości Ukrainy bynajmniej nie pragnęła maszerować zgodnie z wytycznymi nowych władz w Kijowie; co wiecej – gotowa była im stawiać zbrojny opór. Tego faktu w ogóle nie dostrzega publicysta, nomen omen, „Polityki“. A chodzilło o dobre parę milionów ludzi – ludzi, proszę szanownych bojowników o demokrację na Ukrainie waszych marzeń.

Dalej:

Dzisiejsza Rosja, zdaniem wielu poważnych polityków i ekspertów, a wbrew uprawianej w Polsce propagandzie (i co gorsza polityce uprawianej zgodnie z propagandowymi hasłami), nie jest zagrożeniem dla Europy – przynajmniej tej, do której usilnie a bezskutecznie chcemy wprowadzić Ukrainę – ona tylko usiłuje przeciwstawić się dążeniu szeroko pojętego Zachodu do wprowadzania na Ukrainie obcych w jej pojęciu porządków, bez pytania o jej zdanie (A jak dowodzą późniejsze wydarzenia, ma tam do powiedzenia wiele). I bez pytania o zdanie – co uznaje za zapuełnie naturalne demokrata Adam Szostkiewicz – Rosjan i Ukraińców mniej świadomych swej ukraińskości.

Rosja grozi użyciem siły przeciwko innym krajom, w tym Polsce, nie cofa się przed szantażem nuklearnym i rozpętuje wyścig zbrojeń. Chciałoby się, żeby Szostkiewicz porównał wydatki na zbrojenia Zachodu i Rosji, inaczej trudno będzie się zorientować, kto prowadzi w tym wyścigu. Polska, która w tej konkurencji najmniej się liczy, ale najgłośniej nawołuje do rozbudowy arsenalów wojennych i sama niemało w tej sprawie robi.

Nie zawsze tak było – zauważa Szostkiewicz. Putin był przyjmowany przez Jana Pawła II, uczcił pamięć Polaków straconych w Katyniu przez stalinowskie NKWD., a potem – naturalnie z niewytłumaczalnych dla Szostkiewicza przyczyn – Rosja tego samego Putina „wybrała drogę >zbierania ruskich ziem<“ czyli podważenia pozimnowojennego ładu. Zbieranie ruskich ziem przyniosło, jak dotąd przytulenie do serca Rusi Czeczenii, Abchazji, a teraz części Ukrainy. To nie miało nic wspólnego ze zbieraniem ruskich ziem. To są remanenty z rozpadu postradzieckiego imperium. Na czym miałby polegać postzimnowojenny ład, za którym stoi, jeśli pominąć USA, Europę Zachodnią i do pewnego stopnia Polska, Adam Szostkiewicz? Ten ład to jest to, co pozostało do dziś z ładu jałtańskiego. który zaczął się kruszyć po rozpadzie ZSRR, kiedy okazało się, że ustalonego w Jałcie podziału świata nie ma na wschodzie komu bronić. Wykorzystały to państwa i narody oddane w 1945 roku pod kuratelę Stalina, próbując samodzielnie pokierować własnym losem. Zapoczątkowanych w ten sposób przemian w Europie Środkowo-Wschodniej nie ograniczał żaden postzimnowojenny ład, prócz uznanej przez wszystkich liczących się na europejskiej i zaoceanicznej scenie politycznej graczy, że nie należy dopuścić do zmian uznaych w Jałcie granic, aby uniknąć walk o miedzę każdego z każdym. Jest to ta sama zasada, którą szanowano w okresie rozpadu imperiów kolonialnych w Afryce (Stąd uderzające podobieństwo polsko-rosyjskiej granicy w Prusach Wschodnich do granicy oddzielajacej Republikę Południowej Afryki od Angoli. Z tą różnicą, że pierwsza została wykreślona od ręki, a druga pod linijkę).

Szostkiewicz nie szczędzi ukraińskim rządom słów surowego potępienia za zmarnowanie szansy, „jaką Ukraina ma po raz pierwszy w swej historii narodowej“. To jest historia państwowa, nie narodowa. Naród ukraiński, na tyle na ile jest świadom swojej odrębności, zajmuje tylko część terytorium dawniejszej republiki radzieckiej, której historia nie ma nic wspólnego z pojałtańskimi porządkami, a historia w pełni suwerennego ukraińskiego państwa dopiero się zaczyna. Jak w tych warunkach mówić o zmarnowaniu szans ubiegłego dwudziestopięciolecia.

Szostkiewicz próbuje pisać nawą historię także dla naszego kraju. Zachwyca się ogólnonarodowym poparciem Polaków dla „oddolnego ludowego protestu“ i aktywnym włączeniem się naszych czołowych polityków, ponad podziałami politycznymi, w Pomarańczową Rewolucję i w Majdan. Szczególnym uznaniem darzy „ideową młodzież, która zapamiętała maksymę, że bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski“. (Czyli wolna Polska istnieje najwcześniej od I Majdanu?). Autor tych słów napomyka tu o maksymie leżącej u podstaw przesławnej doktryny Giedroycia, której autor upatrywał gwaranta naszego bezpieczeństwa i niepodległego bytu właśnie w Ukrainie. Zważywszy sytuację, jaką aktualnie mamy za wschodnią granicą, powoływanie się na tę martwą od urodzenia doktrynę zakrawa na nazbyt już frywolny żart. Ale prawdą jest, że właśnie ta księżycowa doktryna była przez ćwierćwiecze naczelną wytyczną polityki wschodniej III Rzeczpospolitej. Polityka ta zakończyła się totalnym fiaskiem w lutym 2014 roku wraz z upadkiem reżimu Janukowycza i wkroczeniem na ukraińską scenę nowych aktorów, wśród których Polska nie ma już do odegrania żadnej roli. Tylko że nie chce tego zauważyć ani publicysta „Polityki“, ani – co stokroć gorsze – sprawujący władzę w Warszawie.

W ofierze tej zbankrutowanej polityce Szostkiewicz proponuje złożyć

rozrachunki historyczne. „Do rozrachunków można wrócić – powiada – gdy sytuacja się ustabilizuje“. Po pierwsze, nic nie wskazuje, żeby sytuacja miała się ustabilizować w dajacej się przewidzieć przyszłości; po drugie, po stronie ukraińskiej nie widać najsłabszych oznak sklonności do przeprowadzenia takich rozrachunków kiedykolwiek. Ukraińcy oczekują od nas tylko zrozumienia swoich racji, pomocy w ich dochodzeniu i oczywiście miłości, do czego namawia Adam Szostkiewicz – wbrew zapewnieniom, że tego nie czyni. Bo „dziś dla Polski najważniejsze jest, aby powstała naprawdę nowa Ukraina“. Ponoć powstanie takiej Ukrainy leży nie tylko w interesie Europy, ale na długą metę także Rosji. Może tak, ale niekoniecznie w interesie Polski. Nie ma żadnych gwarancji, że ta wyzwolona i wzmocniona z naszą pomocą Ukraina będzie prowadzić politykę zgodną z naszymi interesami. Będzie ją prowadzić – co naturalne w przypadku każdego innego kraju z wyjatkiem Polski – zgodnie ze swoimi interesami i znajdzie wielu chętnych partnerów do współpracy. Ona już prowadzi taką politykę, co nadwiślańscy stratedzy kwitują tylko niechętnymi pomrukami.

Nikt przytomny nie wzywa w Polsce do wojny z Rosją o Ukrainę – zapewnia Adam Szostkiewicz. Ależ owszem. Cała polska polityka wschodnia była wymierzona przeciw Rosji, antyrosyjskość jest zakodowana w giedroyciowej doktrynie adorowanej przez polityków wszelkiej maci w całym ostatnim ćwierćwieczu, doktryna, która nakazuje bezwarunkową, ślepą akceptację dla wszystkiego co ukraińskie, włącznie ze spuścizną banderyzmu. I udzielenie tej Ukrainie naszych marzeń wszelkiej pomocy, wącznie z pomocą wojskową. Po co? Żeby amusić Rosję do wycofania się z wszystkich ukraińskich ziem, gdzie jest dotąd mocno osadzona? Do tego nie wystarczy symboliczna pomoc wojskowa. Do tego może doprowadzić tylko wojna.

I jeszcze jedno: „Prowokacją jest wzywanie do oddania Wilna czy Lwowa w polskie ręce“. Tak stoi napisane w tekście Adama Szostkiewicza. Człowiek czyta i przeciera oczy. Nikt w Polsce nie wzywa do oddania Wilna czy Lwowa „w polskie ręce“; natomiast wielu wzywało i wzywa do zapomnienia raz na zawsze, że Wilno i Lwów były prez wieki ważnymi ośrodkami kultury polskiej; oraz sprzyjało i sprzyja zacieraniu tych śladów przez nowych politycznych przyjaciół III Rzeczpospolitej. Nikt z liczących się Polaków żyjących na dawnych Kresach nie wysuwa i nie odważyłby się wysuwać podobnych postulatów. Pojawienie się w tv witryny „ Wileńskiej Republiki Ludowej “ jest oczywistą prowokacją obliczoną na przypisanie im roli piątej kolumny Moskwy oczekującej przybycia „zielonych ludzików“. Oczywistą prowokacją – ale czyją? Tego, komu to służy. W Polsce pierwszym podejrzanym jest naturalnie Rosja zbierająca utracone ziemie. Nikt nie chce wiedzieć, że czyhanie na piątą kolumnę Moskwy na Litwie zaczęło się od chwili, kiedy tamtejsi Polacy dali o sobie znać, że żyją i chcą być Polakami czyli od rozpadu ZSRR i objęcia władzy przez naconalitów litewskich w Litewskiej SRR. Dziś lęk przed „zielonymi ludzikami“ z Krymu stwarza doskonałą atmosferę do pomyślnego zakończenia tego polowania. A w Polsce są chętni, żeby w tym pomóc.

I na koniec: Racjonalne myślenie polityczne wymaga, według publicysty „Polityki“, zrozumienia, że podsycanie nieufności wobec Ukrainy próbującej wybić się na prawdziwą niepodległość nie służy interesom polskim, lecz rosyjskim. Może rzeczywiście służy interesom rosyjskim, ale fakt że (być może) służy im, nie jest dowodem na to, że tym samym szkodzi interesom polskim. Takiego dowodu nie da się wyprowadzić zgodnie z regułami racjonalnego myślenia politycznego. To jest kwestia wiary w polityczne fantasmagorie snute w Maisons-Laffitte od 1952 roku.

I naprawdę na koniec: Sugerowanie, że Polskę zasiedlają hordy ukrainożerców jest przywidzeniem. Readktor Szostkiewicz mogłby spróbować do nich zaliczyć co najwyżej niedobitków rzezi wołyńskiej, dla których uczuć doprawdy należy się odrobina wyrozumiałości. Niedługo wymrą.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply