“Maseczki kupilibyśmy nawet od diabła, braliśmy je od instruktora narciarstwa, bo nikt inny się do nas nie zgłosił; nie znaleźliśmy nikogo z towarem” – powiedział w rozmowie z “Dziennikiem Gazetą Prawną” minister zdrowia Łukasz Szumowski.

W rozmowie z “Dziennikiem Gazetą Prawną” (DGP), która została opublikowana w poniedziałek, minister zdrowia Łukasz Szumowski odniósł się do kupna wadliwych maseczek ochronnych przez resort zdrowia – podaje Polska Agencja Prasowa (PAP). Powiedział, że maseczki kupiłby wówczas od każdego, ponieważ było je bardzo trudno zdobyć.

“Prawda jest taka, że gdy kupowaliśmy te 100 tys. masek, nie mieliśmy żadnych innych możliwości. Nie było skąd ich wziąć. Zero. Nic nie było. I nagle kontaktuje się z nami człowiek i mówi: mam pół miliona. Mój brat, z którym ten pan się skontaktował, dał mi o tym znać. Mówię mu więc: “Świetnie, daję ci telefon do ministra Cieszyńskiego, który odpowiada za zakupy, niech się z nim skontaktuje”. Gdybym nie zareagował, pewnie dziś oskarżono by mnie, że nie zrobiłem nic, żeby zapewnić medykom odpowiedni sprzęt i naraziłem ich życie oraz zdrowie. O to samo oskarżono by ministra Cieszyńskiego” – powiedział szef resortu zdrowia.

Zwrócił uwagę, że wówczas w Europie wszyscy “wydzierali sobie pazurami” sprzęt ochronny.

“Chwilę wcześniej próbowaliśmy je kupić. Dostaliśmy informację, że są w Niemczech. Zabrał je nam niestety sprzed nosa rząd innego kraju. Oni zapłacili gotówką od ręki. W związku z tym, gdy ktoś mówi: ‘mam towar’, który schodzi z godziny na godzinę, to pyta: ‘Bierzecie czy nie, szybka odpowiedź?’. Nie było czasu. Dziś, z tego dość dużego dystansu czasowego, łatwo rzucać oskarżenia. Wtedy wszyscy się bali: będziemy mieli sprzęt czy nie, uchronimy się przed scenariuszem włoskim czy pójdziemy ich śladem? Dziś jesteśmy w innej sytuacji” – dodał.

Wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński został zapytany ile firm zgłosiło się łącznie z ofertami sprzedażny maseczek. “Mieliśmy ponad tysiąc różnych ofert dotyczących sprzętu medycznego, w tym respiratorów, kombinezonów i maseczek. Zgłaszali się przez oficjalnego e-maila, a później także przez platformę zakupową. Zdarzały się też SMS-y i wiadomości w komunikatorach internetowych. Za każdym razem przekazywałem kontakt do pracowników zespołu zakupowego MZ. Ale od początku mówiliśmy, że chcemy zapłacić po dostawie i ze względu na to, nie rozważaliśmy wielu ofert, które do nas spływały i które miały jeden wymóg: zapłata całości przed dostawą” – odpowiedział.

“Wdrożyliśmy procedurę, w wyniku której powołaliśmy zespół ekspertów, który wspierał nas w ocenie dokumentacji” – dodał, zapytany o procedury związane z zakupami sprzętu przez ministerstwo.

Podkreślił także, że wówczas resort działał w dynamicznym otoczeniu rynkowym. Zaznaczył, że na podstawie wypracowanej wcześniej formuły, każda oferta była przekazywana mailowo do sprawdzenia CBA.

“Minister kupiłby w tym czasie maseczki nawet od diabła. Ale nikt nie chciał ich sprzedać. Nikt. Nie było ani jednej innej oferty. A moja znajomość z kontrahentem polega na tym, że widziałem się z nim cztery lata wcześniej na nartach. Nie widziałem się z nim później” – dodał.

Zobacz także: Szumowski: Nie wiadomo czy obostrzenia będą luzowane w „dwóch prędkościach”

pap / fakty.interia.pl / kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply