Koncern Lockheed Martin poinformował, że w związku z kłopotami z łańcuchem dostaw, wynikającymi z pandemii koronawirusa, musi przeorganizować prace przy linii montażowej F-35 i zwolnić produkcję. Wiadomo już, że plany produkcyjne nie zostaną zrealizowane w terminie.

Amerykański koncern Lockheed Martin (LM) poinformował, że zwalnia tempo produkcji nowoczesnych samolotów F-35. Powodem są zakłócenia w łańcuchu dostaw, wywołane przez pandemię koronawirusa. Władze koncernu już miesiąc temu sygnalizowały taką możliwość.

Wiceszef LM ds. programu F-35 Greg Ulmer powiedział, że zmiany w grafikach roboczych oznaczają zwolnienie produkcji w najbliższych trzech miesiącach. Koncern zamierza przyspieszyć produkcję tak szybko, jak będzie to możliwe i ma nadzieję, że liczba samolotów dostarczanych z opóźnieniem będzie jak najmniejsza. Ulmer nie był jednak w stanie sprecyzować, jak długo odbiorcy będą musieli czekać na zamówione maszyny, dodając, że więcej będzie wiadomo zapewne nie wcześniej, niż pod koniec lata.

Hamowanie produkcji w zakładach produkcyjnych LM w Fort Worth w stanie Teksas rozpocznie się on najbliższej soboty, 23 maja. Około 2,5 tys. pracowników zajmujących się produkcją F-35 zostanie podzielonych na trzy grupy, pracujące w systemie rotacyjnym: 2 tygodnie pracy i tydzień postoju. Po zakończeniu pierwszego takiego cyklu firma ma ocenić efekty zmian. Jeśli się sprawdzi, to produkcja w tym trybie ma trwać do początku września.

W kwietniu szef działu finansowego Lockheed Martin przyznał, że koncern ma pewne problemy z powodu ograniczeń dostaw, w tym produkowanych za granicą komponentów do budowy F-35. Teraz pracownicy na linii produkcyjnej muszą pracować wolniej, czekając aż do fabryki dotrą brakujące części. Ulmer przyznaje, że są też kłopoty z otrzymywaniem na czas odpowiednich złączy, co dodatkowo utrudnia składanie podzespołów w gotowy samolot.

Portal DefenceNews zaznacza, że ogłoszenie zwolnienia tempa produkcji F-35 następuje niedługo po tym, jak prezydent USA Donald Trump poparł koncepcję przeniesienia większej części produkcji tych samolotów bezpośrednio do USA. Do tej pory zagraniczni partnerzy, którzy pomogli sfinansować opracowanie samolotu, mogli też konkurować ze sobą o pracę przy jego produkcji, co m.in. finalnie obniżało koszty. Trump zwrócił jednak uwagę, że teraz jego kraj ma problem, bo „nie można zrobić odrzutowca”.

– Dostajemy części zewsząd. To jakieś szaleństwo. Powinniśmy wszystko robić w Stanach Zjednoczonych – mówił w poniedziałek amerykański prezydent. Część mediów zwracało przy tym uwagę, że problemów z łańcuchami dostaw zasadniczo nie ma w przypadku myśliwców F-16, w całości produkowanych w USA.

Zwraca się jednak uwagę, że według przedstawicieli LM obecne kłopoty nie są spowodowane przez kwestię dostaw z zagranicy. Umler zaznaczył, że poddostawcy z Europy, których wcześniej pandemia mocno dotknęła, teraz zaczynają wychodzić z kłopotów. Dotyczy to np. zakładów Leonardo z północnych Włoch, w Cameri, gdzie odbywa się ostateczny montaż i kontrola F-35. Po krótkich przestojach, teraz zakłady Leonardo mają co najmniej 90-procentową obsadę i działają w pełni. Ponadto, obecnie problemem nie jest też raczej wyłączenie Turków z programu F-35, gdyż LM wskazał już inne firmy, które przejmą produkcję. Jednak póki co zakłady w Turcji wciąż produkują potrzebne części.

Przeczytaj: Lockheed Martin rozważa możliwość produkcji w Polsce części do F-35

Czytaj również: Były rektor „Szkoły Orląt”: F-35 dublują F-16, nam potrzebne są typowe myśliwce do obrony powietrznej

Przedstawiciele koncernu uważają, że jeśli w najbliższym czasie nie będzie gwałtownego wzrostu zachorowań na COVID-19, to produkcja powinna wrócić do normy późnym latem już wczesną jesienią. Inną kwestią jest to, kiedy do normalności wrócą zakłady dostarczające potrzebne części i czy będą w stanie przyspieszyć produkcję. Według Ulmera, w ramach programu F-35 jest aż 1,9 tys. poddostawców w samych Stanach Zjednoczonych.

Kłopoty mogą jednak dotyczyć terminów dostaw gotowych F-35 do określonych odbiorców. Już teraz wiadomo, że ze 141 samolotów, które miały zostać dostarczone odbiorcom w tym roku, od 18 do 24 będzie z opóźnieniem. Nie ma na razie informacji, czy te opóźnienia będą dotyczyły również Polski.

Przeczytaj: Polska zapłaciła pierwszą ratę za F-35

Jak poinformowaliśmy na naszym portalu, pierwszych 6 z 32 kupionych od Amerykanów F-35 przyleci do Polski w 2028 roku. Łącznie zapłacimy ok. 17,8 mld zł. Pierwsze egzemplarze F-35 Polacy otrzymają w latach 2024-2025, a kolejne dostawy będą realizowane do 2030 roku w seriach liczących 4-6 maszyn. Co jednak ważne, otrzymanie samolotów nie oznacza, że od razu znajdą się one w Polsce. Na początku będą stacjonować w USA. Tam, w latach 2024-2026 będą szkolić się na nich polscy piloci oraz personel techniczny. Łącznie dotyczy to 24 pilotów oraz 90 osób personelu lotniczego. Część pilotów zostanie przeszkolonych do poziomu instruktora.

Z informacji Departamentu Obrony USA wynika, że Polska zapłaci za swoje F-35A o 12 proc. więcej za sztukę niż Amerykanie za samoloty dla swoich sił powietrznych. Cena polskich samolotów ma być o 12 proc. wyższa od tej, jaką obecnie płacą Amerykanie za analogiczne maszyny dla US Air Force. To oznacza, że za jedną sztukę płacimy więcej o 9,4 mln dolarów (ok. 36,72 mln zł), i to mimo tego, że samoloty dla Polski będą pochodziły z transz produkcyjnych od 16 do 23., podczas gdy porównywano je z samolotami produkowanymi obecnie, z transzy 14.

Z odpowiedzi Departamentu Obrony USA wynika, że różnica w cenie wynika z kilku czynników. Po pierwsze, Polska płaci za pośrednictwo rządu amerykańskiego, który sprzedał nam samoloty w ramach Foreign Military Sales (FMS). Z tego względu za każdą maszynę dopłacamy 5 mln USD za sztukę, co łącznie daje 160 mln dol. (625 mln złotych). Natomiast pozostałe 4,4 mln dolarów różnicy to przewidywana inflacji dolara amerykańskiego.

defensenews.com / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply