Na tymczasowej granicy Gruzji i separatystycznej Abchazji wciąż panuje napięcie. Każdy wystrzał, pobicie czy kradzież obie strony konfliktu traktują jak prowokację. Samozwańcze władze w Suchumi nieustannie krytykują obserwatorów Unii Europejskiej. Unijnym policjantom i żołnierzom zarzucają brak obiektywizmu, a dowódcę misji generała Andrzeja Tyszkiewicza uznano w Abchazji za osobę niepożądaną.

Polscy żołnierze stacjonujący w Gruzji na takie zarzuty wzruszają tylko ramionami. Chcieliby, aby ich raporty dotyczące każdego incydentu były jak najbardziej obiektywne, ale trudno przekazać opinie dwóch stron konfliktu, gdy jedna z nich szczelnie zamknęła granicę. Obserwatorzy Unii Europejskiej stacjonują na Kaukazie od 4 lat i do tej pory nie udało im się uzyskać zgody na wjazd do zbuntowanych republik. Zamknięte granice, strzeżone przez abchaską straż i rosyjskich żołnierzy przeszkadzają mieszkańcom gruzińskich i abchaskich wiosek. Kiedyś kwitł między nimi handel. Od czterech lat ledwie wiążą koniec z końcem. “W naszej wsi jest bardzo źle. Nikt nam nie pomaga” – skarżą się mieszkańcy regionu Zugdidi specjalnemu wysłannikowi Polskiego Radia Maciejowi Jastrzębskiemu. Przypominają, że do Abchazji wozili owoce i nabiał, a wracali z chlebem, papierosami i sprzętem gospodarstwa domowego. “Teraz granica zamknięta. Policja stoi i nie puszcza. Źle jest, bardzo źle” – dodają. Gruzińscy politolodzy twierdzą, że w najbliższej przyszłości w strefach konfliktu nic się nie zmieni.

IAR/KRESY.PL
0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply