Polska działaczka z Litwy Renata Cytacka i pierwsza prezes Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie Ewa Szakalicka skomentowały niedawne wypowiedzi obecnego prezesa tej rządowej fundacji, Mikołaja Falkowskiego, który m.in. wzywał litewskich Polaków do porzucenia „trwania przy swoim”. Ich zdaniem, „wyłożył karty na stół i pokazał, do czego ma służyć Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie”, a jego wypowiedzi są „konsekwencją dawno przyjętej linii odnośnie zabranych nam ziem na wschodzie i Polaków, którzy tam zostali”.

Jak informowaliśmy, niedawno w rozmowie z Radiem Znad Wilii Mikołaj Falkowski, prezes rządowej Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie, był pytany m.in. o wyzwania, z jakimi spotyka się polskość na Wileńszczyźnie, w tym w kontekście polskiego szkolnictwa na Litwie, a także stopniowych procesów asymilacyjnych. Jednak Falkowski wręcz wezwał litewskich Polaków, by porzucili „trwanie przy swoim”. Jego zdaniem, polskie szkolnictwo i Polacy na Wileńszczyźnie powinni „dostosować się do zmian”, dając im za wzór liberalne koncepcje multikulturowe.

“Wyrwać się z pewnej kanwy trwania tylko przy swoim”

Nie nam, Polakom tutaj w Warszawie, a wam, Polakom na Wileńszczyźnie potrzebna jest szczególna refleksja nad mechanizmem zmian, który jest nieodzowny – powiedział Falkowski. – Pewne rzeczy, które były atrakcyjne i skuteczne w latach 90-tych, dzisiaj są już rachitycznym przeżytkiem. Patrząc na sytuację czy bolączki polskich szkół musimy myśleć o ich permanentnej reformie, dostosowywaniu się do zmian.

Przeczytaj: Rząd PiS chce decydować o polskiej edukacji na Litwie ponad głowami tamtejszych Polaków

Jako przykład do naśladowania, szef Fundacji wskazał Gimnazjum im. Józefa Piłsudskiego w Dyneburgu, podkreślając przy tym nie tyle polskojęzyczny, co wielonarodowy charakter tej szkoły. Podkreślił też, że spada liczba obywateli Republiki Litewskiej podających się za Polaków i zwrócił też uwagę na duże wahania liczby dzieci uczęszczających do przedszkoli i klas pierwszych.

Można też wyrwać się z pewnej kanwy trwania tylko przy swoim, przy własnym, przy naszym ze zrozumieniem, że są pewne rzeczy, które zmieniają świat, tak jak zmieniała się choćby Rzeczypospolita pod wpływem innych narodów, kultur i tego tygla etniczno-narodowego. Tak samo i Polacy na Wileńszczyźnie mogą się zmienić, nie pozostając wyłącznie przy własnym modelu funkcjonowania, ale podpatrując sprawdzone metody funkcjonowania u innych Polaków powiedział Falkowski.

Czytaj więcej: Szef rządowej fundacji wzywa litewskich Polaków do porzucenia „trwania przy swoim”

Cytacka: Falkowski wyłożył karty na stół

– Jeżeli chodzi o tę wypowiedź, to pan Falkowski wyłożył karty na stół i pokazał, do czego ma służyć Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie – komentuje w rozmowie z portalem Kresy.pl Renata Cytacka, Prezes Forum Rodziców Szkół Polskich na Litwie i znana polska działaczka na rzecz polskiego szkolnictwa na Litwie oraz wiceprezes Związku Polaków na Litwie.

– W moim odczuciu i dużym skrócie znaczy to, że mamy odciąć się od swoich korzeni i tyle, że na to będzie skierowana cała siła Fundacji. Z tego co usłyszeliśmy, to wygląda jednoznacznie, że mamy pogodzić się z losem i przyjąć rozwiązanie władz litewskich, czyli zgodzić się na asymilację. Jako Polka z Litwy nie mogę się na to zgodzić. Fundacja od dłuższego czasu prowadziła takie działania, ale nie było tak jawnej deklaracji, jak teraz – tego, co pan Falkowski jasno przedstawił. Ale niestety dla niego – nasi Rodacy na Wileńszczyźnie potrafią rozpoznać takie manewry i oddzielić ziarno od plew. Skoro nie daliśmy się ani podczas zaborów, ani podczas okupacji sowieckiej, to teraz wątpię, żeby te bardzo ostre działania fundacji przyniosły zaplanowany skutek – uważa polska działaczka.

– Ja zostanę Polką, pozostanę przy swoich przekonaniach niezależnie od tego, jakie działania podejmie Fundacja i moje dzieci też wychowam na Polaków, nie Litwinów czy Europejczyków – podkreśla.

Wileńska radna zaznacza, że widzi, jakie działania są obecnie podejmowane przez Fundację poprzez różne programy. – Tak naprawdę, to postępuje, choć w bardzo powolnym tempie. Środki i programy nie są ukierunkowane na to, czego nam potrzeba, na zachowanie własnej tożsamości, na lepszą znajomość języka ojczystego, na polepszenie jakości naszego życia tutaj, niektóre poczynania są kierowane na jak najszybszą asymilację. Dostrzegam tu bardziej liberalne poglądy. Liberalizm powoduje ujednolicenie, co w naszym pojęciu oznaczałoby właśnie asymilację, rozpłynięcie się w masie. Jeżeli takie jest działanie Fundacji rządowej, zależnej od rządu w Warszawie, to cóż tu komentować…

Odnośnie kwestii szkolnictwa, Renata Cytacka zwróciła uwagę na inną sytuację i formułę szkolnictwa polskiego na Łotwie i na Litwie:

– Dobrze by było, gdyby pan Falkowski nie rzucał sloganami, tylko rozwinął temat. Tym bardziej, że temat oświaty jest bardzo skomplikowany i nie można tak po prostu powiedzieć, że jakaś jedna szkoła poza granicami jest super. Warto przypomnieć, że do niedawna na Łotwie, inaczej niż na Litwie, obowiązywały proporcje w języku nauczania w szkołach ponadpodstawowych, według których 60 proc. czasu poświęcane było na nauczanie w języku państwowym, a 40 proc. – w języku ojczystym. Natomiast wiosną ubiegłego roku Łotwa w ramach reformy oświaty zdecydowała, że w ciągu kilku lat w szkołach średnich na Łotwie nauczenie ma się odbywać wyłącznie w języku łotewskim. Mówienie o szkole, w której już nie długo, zgodnie z przyjętymi założeniami, język polski będzie jedynym z wykładanych po polsku przedmiotów, że to „polska szkoła” to jakaś kpina. Na tej zasadzie można powiedzieć, że w Polsce prawie wszystkie szkoły to szkoły np. angielskie.

Przyspieszyć asymilację?

Przypomnijmy, że zgodnie z nowymi przepisami, w latach 2019-2020 na poziomie szkół średnich na Łotwie zostanie wdrożony proces przechodzenia na język łotewski w nauczaniu wszystkich przedmiotów. Uczniowie szkół mniejszościowych będą mogli uczyć się jedynie ojczystego języka. Na wcześniejszych etapach edukacji, w klasach 1-6 minimum 50% przedmiotów ma być nauczanych po łotewsku, a w 7-9 klasie – 80%. Natomiast egzaminy końcowe w 9 klasie będą się wyłącznie odbywały w języku łotewskim. Jednocześnie w przedszkolach ma zostać zwiększona rola języka łotewskiego.

Przeczytaj więcej: Co dalej z polskim szkolnictwem średnim na Łotwie?

– I to ma być wzór do naśladowania? Chyba dla kogoś, kto chce, aby język polski przestał istnieć – komentuje Renata Cytacka. – Dlaczego pan Falkowski z tak wielką determinacją nie walczy o to, aby system matury z języka państwowego na Litwie był taki jak na Łotwie? Odpowiedź jest prosta, bo zwiększyłoby to atrakcyjność polskich szkół, a nie o to chodzi wizji tego panu. Sposób oceniania egzaminu z języka państwowego jest tam na tyle sprawiedliwy, że każdy, kto zna język, ze szkoły mniejszości narodowej potrafi go złożyć na wysoką ocenę. Natomiast znajomość języka państwowego na Litwie wcale nie jest jednoznaczna ze zdaniem z niego egzaminu maturalnego.

Zdaniem polskiej działaczki, do tej pory działania mające na celu przyspieszenie asymilacji Polaków litewskich miały raczej charakter „podziemny”. – Obecnie wyszły „z podziemia”, bo zwiększyła się trochę liczba dzieci oddawanych przez rodziców do szkół polskich na Litwie, a to zdecydowanie utrudni proces asymilacji. Dlatego teraz już bez ogródek pojawiają się różne zakamuflowane genialne pomysły, zarządzanie menadżerskie, przyciąganie Szkotów, Szwedów czy innych, aby szybciej zniszczyć polskie szkoły, aby one nie były już polskie, tylko litewskie z polskim, jako obcym.

Cytacka podkreśla też, że polskojęzyczne szkoły są są bardzo atrakcyjne, o czym świadczy m.in. wzrost liczby uczniów w pierwszych klasach. – Do naszych szkół uczęszczają tak samo, jak na Łotwie, przedstawiciele różnych narodowości. Ostatnio coraz częściej Litwini, bo będą znali dodatkowo język polski, co daje ogromną możliwość poznania kultury ich sąsiadów oraz dodatkową perspektywę studiowania po zakończeniu polskiej szkoły, studiowania w Polsce. Zatem, mamy wspaniałe szkoły, w pełni atrakcyjne, gdzie maturzyści w 60-70 proc. dostają się na wyższe uczelnie. To chyba najważniejszy argument i ocena polskiej szkoły na Litwie.

Wileńska radna zaznacza też, że w obliczu zagrożenia języka polskiego, prezes Falkowski powinien działać na rzecz wprowadzenia takiego systemu, jaki mają Polacy na Zaolziu, „a nie wspomagać władze litewskie w niszczeniu polskich szkół”.

– Skoro coś takiego proponuje prezes Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie, to mogę retorycznie zapytać, na czym ta pomoc dla Polaków na Wschodzie polega? Na zmuszaniu w ten sposób ich do powolnej asymilacji? Na dawaniu przysłowiowej ,,miski ryżu” w zamian za rezygnację z polskości? – pyta Cytacka. – Choć z tego co pamiętam, to ta fundacja na początku miała bardziej wzniosłe cele. I wówczas była to rzeczywiście polska, rządowa organizacja pomagająca Polakom na wschodzie w utrzymywaniu polskości. Ciekawa jestem, czy Rząd Najjaśniejszej Rzeczpospolitej jest świadom takich działań. Mam nadzieję, że nie i coś się w tej dziedzinie zmieni. Nadzieja jak zawsze umiera ostatnia.

Kontynuacja błędnej polityki państwa

Wypowiedzi Mikołaja Falkowskiego skomentowała dla Kresów.pl również Ewa Szakalicka z Federacji Organizacji Kresowych, koordynatorka Projektu Dzień Jedności Kresowian, reżyser filmowy oraz pierwsza prezes Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie.

– Dla mnie jest to wciąż kontynuacja szerszej, błędnej polityki państwa. Mnie to nie dziwi, a wypowiedź pana Falkowskiego jest konsekwencją dawno przyjętej linii politycznej, programowej odnośnie zabranych nam ziem na wschodzie i Polaków, którzy tam zostali – uważa Ewa Szakalicka.

– Państwo, które straciło połowę kraju, albo będzie traktować ją jako dawną Rzeczpospolitą i w związku z tym będzie wspierać część narodu, która tam została, tak jak to robią np. Węgrzy w stosunku do swoich rodaków na ziemiach utraconych, albo uważa się, że mieszkający tam Polacy szkodzą stosunkom z nowo-powstałymi tam państwami. Tylko wtedy, te tereny traktuje się jako były Związek Radziecki, a nie jako dawną Rzeczpospolitą, o którą należy dbać i która jest częścią nas – zaznacza Szakalicka.

Czytaj: Nowa szefowa MSW Litwy z AWPL-ZChR: są problemy legislacyjne związane z prawami polskiej mniejszości

– Niestety, polityka naszego państwa, nastawiona na takie układanie sobie relacji z rządami tych post-sowieckich republik, jest niekorzystna dla Polaków, którzy tam mieszkają. W takim ujęciu, oni stają się w pewnym sensie zakładnikami pewnej koncepcji politycznej realizowanej na Wschodzie. Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie jest tego elementem – mówi dziennikarka. Przedstawiła też pewne szczegóły dotyczące początków działania FPPnW, której była pierwszym prezesem:

– Założenie początkowo było takie, że ona powinna realizować politykę wschodnią wobec mieszkających tam Polaków. Gdy w 1993 roku wygrałam konkurs i zostałam pierwszym prezesem tej Fundacji, to przedstawiałam koncepcję rozwoju mediów polskojęzycznych, chcąc odbudować w ten sposób świadomość narodową: w Polsce – że tam są Polacy i część kraju, która odpadła, a na Wschodzie – odbudowywać tam świadomość polskości. Wówczas w Radzie Fundacji były te same osoby, które do teraz kreują jej politykę, jak Jan Malicki, czy Bogumiła Berdychowska – i szybko zrozumiałam, że tym ludziom nie o to chodzi. Moje projekty ukierunkowane na odbudowę polskości były blokowane, a zostałam odwołana głównie dlatego, że nie chciałam wspierać Czesława Okińczyca. Miałam świadomość, kim on jest i że poparcie ma raczej z Polski, m.in. ze strony Bronisława Geremka, a nie ze strony Polaków z Litwy.

– Moja wizja działania tej fundacji była inna, podczas gdy ona najwyraźniej miała być narzędziem pewnej polityki – pytanie, jakiej? Udawania, że pomaga się Polakom? Jakie działania są realizowane na poziomie politycznym, systemowym? Tu mamy problem, bo, na przykład, w kontekście Litwy Fundacja z jednej strony daje np. wyprawki dla dzieci, a z drugiej zwalcza odnoszącą sukcesy polską partię polityczną, obecnie współrządzącą. Dla mnie to niezrozumiała sprzeczność. Z jednej strony deklarują się jako antykomunistyczni i antyrosyjscy, a z drugiej ich działania wyrastają z tego, że wciąż postrzegają rzeczywistość jako postsowiecką. A czy może być Polak bez Wilna, Grodna, Beresteczka, Lwowa, tego co tworzy naszą polską tożsamość? Czy mamy być spadkobiercami PRL, czy 1000-letniego narodu? Oni niestety tego nie rozumieją.

Proporcje się utrzymują

Józef Kwiatkowski, prezes prezes Stowarzyszenia Nauczycieli Szkół Polskich „Macierz Szkolna” w rozmowie z portalem Kresy.pl przedstawił informacje, dotyczące sytuacji polskiego szkolnictwa na Litwie w kontekście negatywnych trendów demograficznych w tym kraju. Podkreśla, że ogólny spadek liczby uczniów jest obserwowany w całej Republice Litewskiej.

– Owszem, liczba uczniów w polskich klasach zmniejszyła się za pewien okres o połowę, ale o tyle samo zmniejszyła się liczba uczniów w całej Litwie. Polskie szkoły nie wyróżniają się na tle ogółu. Nie jest tak, że liczba dzieci w polskich szkołach spada szybciej niż w innych. Kiedyś w pierwszych klasach mieliśmy 1,6-1,8 tys. uczniów, co stanowiło 3,4 proc. uczniów w kraju. Dziś, w ostatnich siedmiu latach liczba ta waha się między 970 a 1030 uczniów – i nadal stanowi to podobny odsetek, na poziomie około 3,37 proc. 20 lat temu mieliśmy łącznie 22 tys. uczniów, czyli 3,7-3,8 proc. ogółu w kraju. Dziś mamy 3,5-3,6 proc. W tym przypadku absolutnie nie można mówić np., że uczniowie zamiast do szkół polskich częściej idą do litewsko- czy rosyjskojęzycznych. To jest ogólna tendencja na Litwie, co wynika z wyjazdów ludzi za granicę, spadku demograficznego.

Kwiatkowski zaznacza jednak, że ten rok szkolny jest wyraźnie lepszy niż poprzednie: naukę w pierwszych klasach polskich szkół rozpoczęło o 150 dzieci więcej, niż w poprzednim roku.

W kwestii porównywania systemów oświaty polskiej na Łotwie i na Litwie, prezes Macierzy Szkolnej zwrócił uwagę, że swego czasy litewski resort oświaty zaproponował dla szkół polskich cztery modele działania. Zakładały one m.in. nauczanie w języku litewskim na poziomie 20-30 proc. przedmiotów w klasach początkowych, a począwszy od klasy V-VI 50 proc., w starszych klasach przechodząc na nauczanie wszystkich przedmiotów w języku litewskich, pozostawiając tylko naukę samego języka polskiego. Po głębokim przeanalizowaniu tego m.in. na zarządzie Polskiej Macierzy Szkolnej, Polacy na Litwie uznali, że wybierają swój model nauczania wszystkich przedmiotów w języku ojczystym od klasy I do XII, z rozszerzonym nauczaniem języka litewskiego.

– Widzieliśmy, że to odpowiada rodzicom, uczniom, nawiązuje do szkolnictwa sprzed wojny, a także zapobiega częściowej asymilacji. Chodziło o zgłębianie nauki języka ojczystego, kultury polskiej, a także o zachowanie kadry nauczycielskiej, prowadzącej zajęcia nie w języku państwowym, a ojczystym. To ma większe znaczenie w kształceniu i wychowaniu. Przekonaliśmy się, że ten model nam odpowiada. Nie chcę porównywać tego z modelem stosowanym na Litwie, ani tym bardziej go krytykować, choć chętnie zapoznalibyśmy się z tym, jak tam funkcjonuje szkolnictwo w języku polskim – powiedział Kwiatkowski. Zaznaczył też, że od tego roku szkolnego będą po raz pierwszy wykorzystywane podręczniki do j. Polskiego i do literatury polskiej dla klas od IV do X, które zostały wydane w Polsce.

PRZECZYTAJ: Jak państwo polskie „pomaga” Polakom na Wschodzie

Kresy.pl

6 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. arczi
    arczi :

    Ideowo Falkowski i inni współcześnie odpowiadający za polską politykę wschodnią to kontynuatorzy linii Geremka i Unii Wolności. Czyli mówiąc wprost: straszliwie szkodzą polskości. Powinni zostać natychmiast odwołani (wywaleni) bo dalsza kontynuacja ich “prac” realnie zagraża przetrwaniu polskości i wielowiekowego polskiego dziedzictwa na Kresach.
    A co do samego Falkowskiego to jasno widać, że podjęty przez niego atak na Związek Polaków na Litwie jest częścią planu niszczenia tej silnej i niezależnej (niesterowalnej przez “geremkowców”) polskiej organizacji. A przecież Polacy na Litwie naprawdę odnoszą wyjątkowe sukcesy, obronili szkoły, sprawują władzę samorządową na Wileńszczyźnie, a teraz mocno weszli do litewskiego rządu – jak to wszystko musi boleć tych warszawskich giedroyciowców.

  2. jaro7
    jaro7 :

    I to jest największy ból ,że Polacy chcą być nadal Polakami za granicą a tacy Falkowscy,Karczewscy robią wszystko by tak nie było.Od dawna pisze że głównym celem polityki wschodniej PiS jest DEPOLONIZACJA Kresów.

  3. anka
    anka :

    Z jego własnej wypowiedzi wynika, że Falkowski nie zna i nie rozumie istoty polskości, w tym polskiego szkolnictwa na Kresach.
    W tym miejscu warto wspomnieć o wileńskiej Konferencji Polskie Dziecko w Polskiej Szkole.
    Polska szkoła na Litwie jest nowoczesna, atrakcyjna, naucza i wychowuje w duchu patriotyzmu i w oparciu o wartości chrześcijańskie. Ma wysoki stopień zdawalności matury i wstępowania na studia. Już na starcie dzieci po polskiej szkole są wielojęzykowe, znają polski, litewski, rosyjski, angielski, co ułatwia kontynuację studiów na zagranicą, a później odnalezienie się na rynku pracy.
    Ale dla Falkowskiego to wszystko się nie liczy, on chce “unowocześniać” poprzez de facto depolonizowanie. To skandaliczne że ktoś taki jest na czele rządowej fundacji. Słusznie skrytykowały go panie Szakalicka i Cytacka, bo takie działania jakie on głosi trzeba pilnie powstrzymywać, nim będzie za późno dla polskości na Kresach.

  4. mariusz67
    mariusz67 :

    Falkowskiego na prezesa fundacji wypromował (postawił?) Jan Dziedziczak, szef rady tejże fundacji, szara eminencja od spraw kresowych i wschodnich, który uczynił wiele złego dla polskiej sprawy.
    Przypomnę, że to Dziedziczak już we wrześniu 2016 r. podczas zjazdu polonii amerykańskiej w Rzeszowie mówił o „potrzebie” odwołania prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej oraz prezesa Związku Polaków na Litwie (sic!). Niedługo potem Falkowski i Fundacja Pomocy (?) Polakom na Wschodzie rozpętali brzydką intrygę przeciwko prezesowi ZPL. W te gierki wmieszała się jeszcze ambasador w Wilnie.
    A oto teraz Dziedziczak robi sobie reklamę przed wyborami pozując ze znanymi Kresowiakami przy okazji wręczania nagród „Zasłużonym dla Polaków na Wschodzie”. To niewyobrażalnie bezczelne i cyniczne z jego strony.