Białoruskie władze zmusiły do opuszczenia kraju parę polskich nauczycieli z Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB im. Króla Stefana Batorego w Grodnie. Według nieoficjalnych informacji, planuje się podjęcie analogicznych kroków wobec kolejnych nauczycieli z Polski.
O działaniach władz Białorusi, a ściślej tamtejszego resortu spraw wewnętrznych, poinformował w piątek Andrzej Poczobut, dziennikarz i Członek Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi, nieuznawanego przez władze w Mińsku. Nauczycielom nie przedłużono prawa pobytu w tym kraju.
„Dwóch polskich z Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego została zmuszona do opuszczenia Białorusi. Decyzję podjęło MSW Białorusi nie przedłużając im prawa pobytu” – napisał na Twitterze Poczobut. „Jest to cios w szkolnictwo polskie na Białorusi” – podkreślił.
Dwójka polskich nauczycieli z Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego została zmuszona do opuszczenia BY. Decyzję podjęło MSW BY nie przedłużający im prawa pobytu. Jest to cios w szkolnictwo polskie na Białorusi.
— Andrzej Poczobut (@poczobut) 27 września 2019
Sprawa dotyczy pary polskich nauczycieli, Małgorzaty i Tomasza Banaszkiewiczów. Zostali oni skierowani do pracy w szkole w Grodnie przez podlegający pod polskie ministerstwo edukacji Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą (ORPEG). Polska Szkoła Społeczna im. Króla Stefana Batorego w Grodnie jest prowadzona przez nieuznawany przez władze białoruskie Związek Polaków na Białorusi, na czele którego stoi Andżelika Borys.
Poczobut powiedział później, że takie działania władz „to cios w naszą szkolę, gdzie uczy się ponad tysiąc dzieci”. Polski działacz dodał, że według nieoficjalnych informacji, w następnym tygodniu kolejni nauczyciele skierowani na Białoruś przez ORPEG mają zostać wydalenia z kraju.
Jak informowaliśmy, ostatnio prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenko powiedział na spotkaniu ukraińskimi dziennikarzami:
-(…) co z tego, że wielu Polaków żyje u nas w obwodach brzeskim i grodzieńskim? Czy to znaczy, że tam będzie oddzielne państwo lub jakiś polski protektorat? Nie. I kiedy ktoś tam pisze czy spośród polityków ze strony Polski mówi „przecież o, tam są są Polacy” i tak dalej, to ja im mówię: „chłopaki, tam są Polacy, ale oni są moimi Polakami”.
Jego zdaniem, podobnie należy patrzeć na sytuację mniejszości narodowych na Ukrainie: „To ukraińscy Węgrzy, to ukraińscy Polacy!”.
Czytaj więcej: Łukaszenko: mamy na Białorusi wielu Polaków, ale to moi Polacy
W połowie września br. polski minister edukacji Dariusz Piontkowski spotkał się w Mińsku ze swoim białoruskim odpowiednikiem Iharem Karpienką. Rozmowy dotyczyły rozszerzenia skali nauczania języka polskiego w białoruskich szkołach publicznych. Dotychczasowe negocjacje nie przynosiły efektów.
„Jeśli uda się protokół uzgodnić w komisji roboczej, to wówczas w Warszawie podpisalibyśmy umowę. Jest to kwestia głównie otwierania klas z językiem polskim, tam gdzie pojawią się chętni oraz pozostawienia tego elementu, w którym Polacy mogą zdawać maturę w języku polskim, tak jak to było dotąd” – stwierdził Piontkowski.
Jak informowaliśmy, minister edukacji przedstawił postulaty strony polskiej w tym możliwość otwierania w państwowych szkołach klas „z nauczaniem języka polskiego tam, gdzie pojawiają się osoby chętne do nauki”. Jak dodał – „Druga sprawa to pozostawienie możliwości zdawania egzaminów maturalnych dla uczniów szkół z polskim językiem nauczania”. Rząd Białorusi przygotował w zeszłym roku projekt ustawy, która znosi możliwość zdawania matury po polsku nawet w dwóch szkołach publicznych z polskim językiem nauczania w Grodnie i Wołkowysku.
Czytaj także: Kresowa młodzież wzywa rodaków do deklarowania polskiej narodowości w białoruskim spisie ludności [+FOTO]
Sprawa funkcjonowania szkół publicznych z polskim językiem nauczania jest od lat kwestią rozmów dyplomacji Polski i Białorusi. Warszawa jest tym bardziej zainteresowana sprawą, że to właśnie państwo polskie sfinansowało w latach 90. XX wieku budowę siedzib obu placówek. Od lat dyrekcje szkół nie przyjmują do szkół wszystkich chętnych dzieci. Sprawa ta stała się tematem rozmów ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza z przewodniczącym Rady Republiki Białorusi, Michaiłem Miasnikowiczem, który w lipcu zeszłego roku przebywał z wizytą w Warszawie. Miasnikowicz obiecał wówczas, że przyjęcia do polskich szkół nie będą ograniczane. Mimo to po raz kolejny doszło do odrzucenia podań części rodziców chętnych do zapisania swoich dzieci do polskiej szkoły w Wołkowysku na rok szkolny 2018/2019.
W lutowym wywiadzie dla PAP Miasnikowicz negatywnie ocenił funkcjonowanie oświaty publicznej w języku polskim. Wypowiadał się w ten sposób rozpoczynając kolejną wizytę w Warszawie. Choć dyplomacja białoruska powtarzała, że ograniczeń w naborze dzieci do polskich szkół nie będzie, także w bieżącym roku także nie przyjęto wszystkich dzieci jakie zostały zgłoszone do pierwszych klas polskiej szkoły w Grodnie.
Rząd Białorusi zaakceptował też projekt nowelizacji ustawy oświatowej, który w przypadku uchwalenia przez białoruski parlament będzie oznaczał rusyfikację bądź białorutenizację nauczania w polskich placówkach. O zagrożeniach z związanych z projektem nowego Kodeksu Oświatowego pisaliśmy już w zeszłym roku. Szczegółowo wyjaśniał ich charakter dla naszego portalu zasłużony polski działacz społeczny z Grodna, Wiesław Kiewlak.
twitter.com / rp.pl / Kresy.pl
Badzmy konkretni “nie przedłużono prawa pobytu w tym kraju”. Niech zmienia nieuznawana przez Bialorusów Borysowa – o to i “wydalen” nie bedzie
Pewnie siali propagande PiSowska.
jeżeli Polacy mieszkający na Białorusi to “białoruscy Polacy” to wtedy Białoruś to “Białoruska Rosja”. hm, moment, przecież właśnie tak jest. rofl
Taki system, gdzie do Polaków na Białorusi (i w innych krajach dzikiego wschodu) wysyła się nauczycieli z Polski będących polskimi obywatelami nie jest dobry, bo zawsze można takiego nauczyciela wydalić lub nie przedłużyć prawa pobytu. Trzeba wykształcić na studiach w Polsce odpowiednią liczbę nauczycieli spośród Polaków pochodzących z tych krajów i mających ich obywatelstwo. Tylko powinno się opracować jakiś sposób, żeby oni tam chcieli wracać a nie zostawać po studiach na stałe w Polsce. Np. zapewnić im za pracę na Białorusi, Ukrainie czy Kazachstanie takie wynagrodzenie jakie ma nauczyciel w Polsce. Wprawdzie polscy nauczyciele raczej nie są zadowoleni ze swoich płac, ale na Wschodzie byłyby one atrakcyjne, bo i tak kilka razy wyższe niż wynagrodzenia w tamtejszym szkolnictwie.